Ciągle dzicy

Znak graficzny galerii wyraźnie odwołuje się do tradycji solidarnościowej. Trochę przypomina szablon, trochę napis na murze: pospieszny, zamaszysty, może nieco agresywny, a przez to szczery i jednoznaczny. To rodzaj creda ideowego Zderzaka.

18.09.2005

Czyta się kilka minut

Wystawa malarstwa Marka Sobczyka "Jak Polskie Malarzie Malujoó"; 25-27 października 1985 r., Kraków-Dębniki /
Wystawa malarstwa Marka Sobczyka "Jak Polskie Malarzie Malujoó"; 25-27 października 1985 r., Kraków-Dębniki /

Zaczęło się od obrazu namalowanego przez dwóch artystów: Jarosława Modzelewskiego i Marka Sobczyka. Nosił iście surrealistyczny tytuł: “Modlitwa niemieckiego księdza albo próba ołówka". Widać na nim trzy postacie w niezwykłych pozach, umieszczone w nieokreślonej przestrzeni, zmierzające ku górze. Pierwsza z nich, jakby przedwojenny urzędnik albo nauczyciel, odwróciła głowę o sto osiemdziesiąt stopni w stosunku do reszty ciała. Druga to młody chłopak unieruchomiony na wózku przypominającym tarczę, w którą wpisany jest ni to krzyż maltański, ni to lilia andegaweńska. Pomiędzy nimi widać postać powstającego z klęczek, bosego księdza. Jego głowa zamieniła się w starożytny hełm albo maskę pośmiertną.

"Życie jest gdzie indziej"

Marta Tarabuła, absolwentka krakowskiej historii sztuki, zobaczyła tę pracę na wystawie “Przeciw złu, przeciw przemocy", którą zorganizowano w słynnej nowohuckiej parafii Mistrzejowice wkrótce po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. A był to czas dla sztuki polskiej niełatwy. Wystawy oficjalne po ogłoszeniu stanu wojennego podlegały bojkotowi środowisk niezależnych, prezentowano na nich najczęściej artystów dawno już zmarłych i “ucukrowanych". Prace pokazywane na alternatywnych wystawach przykościelnych, sięgające chętnie po postromantyczny sztafaż, często nie imponowały wartościami estetycznymi i nic w tym dziwnego: nie chodziło przecież o debatę artystyczną, ale o “pokrzepienie serc". W Krakowie nakładał się na to jeszcze jeden czynnik: tradycja matejkowsko-wyspiańsko-kantorowsko-kolorystyczna.

Na tym tle artyści warszawscy (w Mistrzejowicach pokazano wtedy także pracę “Wściekły czerwony pies pilnuje" Pawła Kowalewskiego) zdawali się naprawdę wolni: dzicy, nieokiełznani, pierwotni, a przy tym inteligentni, mocno osadzeni w kulturze. I o coś im chodziło, zarówno w przestrzeni polityki, etyki, jak i sztuki. Ta spójna wewnętrznie sprzeczność okazała się najbardziej chyba konstytutywną cechą “Gruppy", w skład której, poza wymienionymi, wchodziło jeszcze trzech innych malarzy: Ryszard Grzyb, Włodzimierz Pawlak i Ryszard Woźniak.

Dla Krakowa “dzicy" byli lekcją pokory: pokazywali, że prawdziwa kontrkultura rozwija się gdzie indziej. Nie tylko w Warszawie, ale także we Wrocławiu, Łodzi, Gdańsku. Byli także szansą. Obok Marty Tarabuły i Bettiny Bereś - która w 1989 roku odeszła, by w 1995 rozpocząć działalność we własnej “Otwartej Pracowni" - to właśnie “Gruppa" budowała fundamenty niezależnej galerii “Zderzak". Warszawiacy chcieli nawet mieć udział w wyborze nazwy miejsca.

Tę wymyśliła jednak, a potem narysowała - w pociągu z Krakowa do Warszawy - Marta Tarabuła. Chodziło o wiele zderzeń: z historią, miastem, ale także z bieżącą polityką. Pieczątkę osobiście wyrzeźbił w linoleum Jerzy Bereś. Używany do dzisiaj znak graficzny galerii wyraźnie odwołuje się do tradycji solidarnościowej. Trochę przypomina szablon, trochę napis na murze. Wydaje się pospieszny, zamaszysty, może nawet nieco agresywny, a przez to szczery, głośny i jednoznaczny. To rodzaj creda ideowego “Zderzaka".

Dyżur na budowie

Pierwsza była wystawa Marka Sobczyka “Jak Polskie Malarzie Malujoó" (25-27 października 1985). Dla tych brutalnych, jakby niezdarnych, choć w istocie dopracowanych i przemyślanych obrazów, doskonałym tłem stał się prywatny dom na Dębnikach - teren permanentnej budowy, której w peerelowskim systemie nie sposób było ukończyć. Dom aż do 1989 roku, oczywiście nieoficjalnie, pełnił funkcję galerii. Nota bene wszyscy ci, którzy mają problem z odbiorem sztuki najnowszej, wiążąc ją z taką czy inną ideologią, powinni zobaczyć, jak mocno to, co dziś robią polscy artyści, wynika z “dzikiego" malarstwa lat 80. (by przypomnieć tylko “Braci Jezusa" Marka Sobczyka, obraz nawiązujący do mitu wilczycy kapitolińskiej, pokazany właśnie w 1985 roku).

Już wtedy ustalił się schemat działań “Zderzaka", obowiązujący aż do upadku komunizmu. Wystawy trwały trzy dni: zaczynały się wernisażem, potem artysta “dyżurował" na Dębnikach, czekając na gości. Sam przygotowywał katalog, odbijany na powielaczu bądź przepisywany na maszynie (taki tekst nierzadko sam w sobie bywał dziełem sztuki). A że chodziło także o odnowienie debaty o sztuce, wystawom towarzyszyły zażarte spory. W różnej zresztą formie. Niektórzy artyści wygłaszali manifesty, inni referaty, jeszcze inni wypowiadali się za pomocą happeningu.

Wszystko to obejmowało zamknięty krąg odbiorców. Nie było przecież zaproszeń, plakatów, anonsów prasowych. A jednak po wystawie Włodzimierza Pawlaka na łamach “Gazety Krakowskiej" - z której dawno już przecież wyrzucono Macieja Szumowskiego i większość jego ekipy - jakimś cudem ukazała się entuzjastyczna recenzja. Nie wiadomo, kto ją przepuścił. Skutki artykułu nie były jednoznaczne: z jednej strony “Zderzak" wyszedł na światło dzienne, z drugiej - w okolicy pojawili się milicjanci, wypytując sąsiadów o nielegalne zgromadzenia. Na szczęście opiekę nad galerią objęło Stowarzyszenie Historyków Sztuki, co “uprawomocniało" każde spotkanie.

Nowe czasy

Tak było aż do 1989 roku. Po przełomie większość niezależnych galerii przestała funkcjonować. Ich działalność podsumowana została wystawą w Zachęcie oraz odznaczeniami przyznanymi przez rząd Tadeusza Mazowieckiego. “Zderzak" przetrwał. Stał się jedną z pierwszych prywatnych firm zajmujących się sztuką w wolnej Polsce (kolejną jest młodsza tylko o kilka miesięcy inna krakowska galeria prowadzona przez Andrzeja Starmacha). Parokrotnie musiał “Zderzak" zmieniać lokal, dziś ma siedzibę na ostatnim piętrze kamienicy przy ulicy Floriańskiej.

Celem działalności tej galerii pozostała dyskusja o sztuce i współczesności. Pojawiło się też drugie zadanie: sprzedaż sztuki. Żeby zaś rozmawiać o własnej tożsamości, trzeba było znaleźć mistrzów. Tym najważniejszym okazał się Andrzej Wróblewski. W 1993 roku krakowska galeria wydała monografię artysty, zawierającą antologię jego pism i teksty Marty Tarabuły, Jana Michalskiego, Marka Sobczyka i Jarosława Modzelewskiego. Jan Michalski, współwłaściciel galerii i mąż Marty Tarabuły, napisał o Wróblewskim: “Poszukiwanie odpowiedzi na skomplikowane drogi tego artysty jest (dla naszego pokolenia) rzeczą nieuniknioną i daremną. Poszukujemy zatem pytań - tak jak wędrowiec pyta o drogę - które umożliwiłyby poznanie jego wędrówki. Niczego więcej nie oczekujemy ani, jak się wydaje, nie osiągniemy". Książka stała się właściwie manifestem programowym.

Książki to ważny element działalności galerii. Pierwszą była “Elegia. Przypomnienie po latach" - katalog wystawy Wandy Czełkowskiej, znakomitej rzeźbiarki starszego pokolenia. Potem przyszły inne: na przykład katalog Stefana Gierowskiego, niespodzianka dla profesora, czy kolejne, wydawane w dziewięćdziesięciu dziewięciu egzemplarzach, książki artystyczne Zbigniewa Makowskiego. Duże znaczenie ma monografia Grupy Nowohuckiej i “malarstwa materii" z lat 1958-63 - efekt zorganizowanej przez “Zderzak" wystawy i konferencji naukowej. “Ubu król" Jana Młodożeńca, książeczka zawierająca 40 portretów do sztuki Alfreda Jarry’ego, a także “Brudnopisy" Tomasza Ciecierskiego, otrzymały nagrody wydawców polskich dla najpiękniejszej książki roku.

Droga do Ryczowa

Od jakiegoś czasu środowisko związane ze “Zderzakiem" spotyka się raz do roku w Ryczowie, niewielkiej miejscowości na drodze do Oświęcimia. Mozolnie podnoszony z ruiny dziewiętnastowieczny pałacyk należący do rodziny to idealne miejsce na niewielkie, prywatne muzeum sztuki nowoczesnej. Na razie każdego lata właściciele przygotowują jedną wystawę. Jak dotąd pokazali prace Jarosława Modzelewskiego, Grzegorza Sztwiertni, a ostatnio Janusza Tarabuły.

“Zderzak" nie jest galerią jednego pokolenia. Poza “dzikimi" lat 80. wystawiają tu profesorowie i nestorzy malarstwa - przede wszystkim ci, których Kraków czasem zdaje się nie dostrzegać. I młodzi. Tu pokazywali swoje prace nieznani jeszcze Wilhelm Sasnal, Marcin Maciejowski i Rafał Bujnowski. Tu rozpoczynali artystyczną drogę Marta Deskur, Joanna Rajkowska i Grzegorz Sztwiertnia. Tu można zobaczyć nową fotografię, by przypomnieć tylko cykle Wojciecha Wilczyka i Krzysztofa Zielińskiego. Z galerią związani są Ignacy Czwartos, Igor Przybylski, Anna Ostoya, Monika Szwed.

Niezależnie od wieku i pokolenia wszystkich ich łączą pewne cechy wspólne - mniej lub bardziej świadomie pozostają duchowymi dziedzicami Andrzeja Wróblewskiego. Ich prace niemal zawsze są syntetyczne, ale bynajmniej nie plakatowe, świadomie prymitywizowane i głęboko sięgające do kultury, we własnym, konkretnym czasie poszukujące czegoś uniwersalnego, pozornie statyczne i spokojne, w gruncie rzeczy jednak bardzo dramatyczne.

“Zderzak" budzi kontrowersje. Sądy tej galerii bywają ostre, surowe i zdecydowane. Można zgadzać się z jej działaniem, można z nią dyskutować. Jedno jest pewne: związani ze “Zderzakiem" ludzie mają poglądy i konfrontują je z innymi. A to niekoniecznie jest regułą w świecie sztuki współczesnej, tylko na pozór zupełnie wyzwolonej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2005