W tym kraju

Ile postaci przybiera Polska? Jak one wyglądają albo mogą wyglądać? Co sprawia, że jedne uznajemy za ojczyznę, a inne łatwo, ba, nawet pośpiesznie porzucamy, chcąc o nich zapomnieć jak najszybciej?.

12.09.2006

Czyta się kilka minut

Katarzyna Józefowicz, "Miasta", 1989-92 r. /
Katarzyna Józefowicz, "Miasta", 1989-92 r. /

Na wystawie w Centrum Sztuki Współczesnej pytaniem jest już sam tytuł - "W Polsce, czyli gdzie?" - nawiązujący do wyrażenia Alfreda Jarry'ego, który w "Królu Ubu" napisał: "W Polsce, czyli nigdzie". Jedną z możliwych odpowiedzi zaproponowała kuratorka Bożena Czubak.

Częstochowa i Licheń

Na samym początku pojawiają się dzieła ważne w historii sztuki polskiej: "Błędne koło" (1895-7) Jacka Malczewskiego, "Autobus" (1961) Bronisława Wojciecha Linkego, zapis "Wielopola, Wielopola" (1980) Tadeusza Kantora czy "Tango" (1980) Zbigniewa Rybczyńskiego. Wybór ten wskazuje, że w założeniu miała to być wystawa o zasadniczym znaczeniu dla namysłu nad dziejami naszej sztuki i narodu. Czy się udało? Jak i sama wystawa, odpowiedź nie będzie jednoznaczna.

Tytuł sugeruje także inne pytanie: gdzie jest Polska? Czy ukryła się w dworku, czy wręcz przeciwnie, żyje w jednym z blokowisk? A może pojawiła się w jakiejś niezależnej republice artystów, wśród utopii, kreacji i nadziei? Pytając inaczej: czy duchową stolicą Polski pozostaje Częstochowa, czy stał się nią już Licheń?

Autorzy tekstów zamieszczonych w katalogu nie odwołują się do Mickiewicza, ale do Freuda, Lacana i Ziżki. Czy te postacie, obowiązkowe w dzisiejszym dyskursie intelektualnym, są przydatne także w opisie specyfiki polskiej - historycznej, duchowej, psychicznej? Nie mam pewności. Wciąż bliżej mi do diagnoz zawartych w książce Mieczysława Porębskiego "Polskość jako sytuacja" (2001). W niej właśnie określenie "ten kraj" zastępuje pojęcia zbyt jednoznaczne, takie jak "mój kraj", "ojczyzna" czy zwyczajnie - "Polska". W mowie potocznej "ten kraj" - jako zabarwiony niechęcią, dystansem i ironią zastępnik - funkcjonował, gdy o identyfikację z "ojczyzną" było trudno. Teraz wraca.

W stronę miasta

Przychodzą mi na myśl wspomnienia z wystawy zorganizowanej z okazji stulecia Zachęty - "Uważaj, wychodząc z własnych snów. Możesz znaleźć się w cudzych". Jej kuratorem był Harald Szeemann. Obydwie prezentacje wiele łączy, ostateczny efekt jest jednak kompletnie odmienny.

Bożena Czubak doskonale orientuje się w tym, co dzieje się w naszej sztuce. Śledzi zarówno dzieła "krytyczne", zaangażowane, jak i po prostu piękne estetycznie. Dąży do równowagi: odnawia tropy, poszukuje nieoczywistych antenatów dla obecnych zjawisk artystycznych.

Zainteresowania kuratorki najwyraźniej przesuwają się w stronę miasta. Prowincja pojawia się bowiem w polu zainteresowań artystów sporadycznie, a na tej wystawie chyba tylko dzięki dawniejszym obrazom Leona Tarasewicza. Miasto - a może tylko jego fantomy - w jakiś nieunikniony, metaforyczny, ale i realny sposób - niepowstrzymanie rozprzestrzenia się na cały "ten kraj".

W katalogu podzielono dzieła na trzy działy: "Kłopoty z geografią", "W innym miejscu, innej przestrzeni, na innej scenie", "Manewry miejskie". W przestrzeni galerii podziały są mniej dostrzegalne, a dramaturgia ekspozycji biegnie w innym, zgoła tanecznym rytmie.

To polski taniec, ale bynajmniej nie chodzony czy kujawiak. Raczej chocholec, rodem z Wyspiańskiego, Malczewskiego, Kantora. Podobny wir, choć nieco nowocześniejszy w formie, widać w "Kompozycji fantastycznej" Witkacego. Potem groteskowe "raz do koła" w "Cyrku" (1955-8) Linkego i narastające w rytmie bolera, pęczniejące ludźmi "Tango" Rybczyńskiego.

Początkowa sekwencja dzieł, obrazowo-filmowa, a w efekcie taneczno-muzyczna, to najbardziej chyba udany element całej wystawy. Szkoda, że dalej nie jest już tak konsekwentnie i brawurowo.

Choć dobrze wypadają również "Kłopoty z geografią": zabawy z konturem i granicami Polski w pracach Michała Budnego, Janusza Bałdygi, Krzysztofa Junga. Niezbędne, jak zwykle w takiej sytuacji, okazały się obrazy Pawła Kowalewskiego z serii "Znaki", "Orzeł" i "Matka Boska" (1991), a także praca Włodka Pawlaka "Polacy formują flagę narodową" (1997) . Znakomicie odnajduje się w tym kontekście przewrotne dzieło Oskara Dawickiego "Inwokacja Wersja Windows" (2002): komputerowy wydruk Mickiewiczowskiej "Inwokacji", ale umiędzynarodowionej, bez polskich znaków.

Czarnolas i Czarnobyl

Problem zaczyna się w następnej części. Jej tytuł pozwala usprawiedliwić każde dzieło. Bo skoro ma być "W innym miejscu, innej przestrzeni, na innej scenie", wszystko staje się możliwe. Pojawiają się więc bardzo dobre obrazy Jarka Flicińskiego i Roberta Maciejuka, które pięknie wyglądają i tworzą najbardziej wysmakowany estetycznie element ekspozycji. Jednak uzasadnienie ich obecności wydaje się trudne.

Pokazanie międzywojennej utopii awangardowej poprzez dzieła Strzemińskiego, Starzewskiego, Łunkiewicz-Rogoyskiej było oczywistością. W pracach tych czuć jeszcze wiarę w przemieniającą siłę sztuki, odmieniającą rzeczywistość naszego "tu i teraz". To nieważne, że się nie udało, ważne, że mamy taką artystyczną tradycję, do której wciąż warto się przypisywać.

Ciekawie wypada spotkanie gwaszy Wróblewskiego ze Stażewskim, czy fotomontaży Podsadeckiego z antyutopijnym "Miastem"(1966) Mackiewicza.

Jeżeli jednak "ten kraj" w okresie socjalizmu miały nam dziś objawić obrazy Kajetana Sosnowskiego "Spacer na Bielany" i "Dobranoc" z cyklu "Pamiętnik liryczny" (1956), to z całą pewnością jest to i niewystarczające, i nieadekwatne. Jako pretekst nie wystarczy, że w ich tle pojawia się miasto. "Liryczny socrealizm" odkształca obraz minionej rzeczywistości historycznej. Obok projekty Oskara Hansena - utopijne, wynikające z poszukiwań przestrzenno-estetycznych. W sumie otrzymujemy wizyjno-fantasmagoryczny obraz miast pozbawionych społeczeństwa.

Pewne zestawienia są bardzo wątpliwe. Można dostrzec podobieństwo konstrukcji z tła obrazu Mariana Bogusza pt. "Symfonia liturgiczna Honeggera" (1955), do "Miast"(1989-92) budowanych z papieru przez Katarzynę Józefowicz - ale co ma z tego wynikać? Podobnie jest w przypadku formalnego podobieństwa między architektonicznymi projektami Strzemińskiego i Stażewskiego a obrazami Maciejowskiego, przedstawiającymi podobne przekroje domów. To tylko zbieżność na poziomie wizualnym.

Od niezaangażowanego społecznie obrazu naszej sztuki odbiegają wyraziście obrazy członków "Gruppy": Kowalewskiego, Modzelewskiego, Woźniaka. Tu "miejskość" tematu (czy raczej sztafażu) spotyka się z ponurą atmosferą początków lat 80. Jednak manifestacja "1 maja 1986" najbardziej upiornie, choć wcale nie realistycznie, przedstawiona została na wielkoformatowym płótnisku Edwarda Dwurnika. W wielkim i brzydkim mieście paskudny tłum z czerwonymi, ale zwiniętymi sztandarami zgromadził się u stóp budowli przypominającej nieco moskiewskie mauzoleum Lenina. Z budynku, opatrzonego napisem "RADIACJA", walą w niebo ciemne dymy. Rzecz cała bardziej czarnobylska niż czarnoleska. Dziś obraz nadal jest odpychający, namalowany jakby błotem, a nie farbami, wcale jednak nie jednoznaczny w swoim oskarżeniu.

Zamysł i realizacja

W "Manewrach miejskich" najbardziej pociągają wizje. Nie tylko te zrealizowane. Wizją pozostała zarówno gigantyczna żarówka Kantora na krakowskim Małym Rynku, jak i projekt Stażewskiego "Kompozycja pionowa nieograniczona. 9 promieni światła na niebie". Swoje szalone pomysły zrealizowali natomiast Paweł Althamer ("Bródno 2000") i Joanna Rajkowska (słynna palma, czyli "Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich").

Jeśli idzie o całość wystawy, mam nieodparte wrażenie rozminięcia się zamysłu i realizacji. Sugestie zawarte w tytule nie znalazły odzwierciedlenia w ekspozycji i doborze prac. To jednak nie stoi w sprzeczności z faktem, że mamy oto do czynienia z propozycją niezwykle frapującą. Bogatą w przemyślenia i w dzieła. To prezentacja na wyjątkowo wysokim poziomie, świadoma swego polemicznego, postulatywnego charakteru. Jakie jest odczuwanie "naszej przestrzeni"? Czy rzeczywiście - a takie wrażenie odnosi się czasem na warszawskiej wystawie - Polska to nie przestrzeń "od Tatr do Bałtyku", ale podwórko blokowiska? Czy jesteśmy tu "u siebie", czy też czujemy się obco we własnym kraju, który staje się najwyżej przedmiotem niechętnego opisu?

Ile postaci przybiera Polska? Dla każdego z nas jest ona nieco inna, każdy inaczej odpowiedziałby na pytanie: "W Polsce, czyli gdzie?".

"W Polsce, czyli gdzie?"; Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski; 11 sierpnia -22 października; kurator: Bożena Czubak; opracowanie graficzne katalogu: Iwo Rutkiewicz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2006