Asocjacje

Świąteczne śniadanie to zawsze znakomity pomysł. Zwłaszcza jeśli uczestniczą w nim prawdziwi mistrzowie. W Arsenale zawisły prace pięciu wybitnych polskich malarzy, którzy od 20 lat kształtują charakter Galerii Zderzak. Kilka obrazów stało się inspiracją dla artyzmu innego rodzaju: sztuki kulinarnej.

20.11.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Na wernisażu wystawy “Śniadanie mistrzów" stoły uginały się od potraw, które kolorem i formą nawiązywały do dzieł malarzy materii, Stefana Gierowskiego, Jarosława Modzelewskiego, Zbigniewa Makowskiego i Andrzeja Wróblewskiego. Gdy mięsa, owoce i warzywa znikły już z sal muzealnych, pozostała ich miąższność i witalność.

Rocznicowa prezentacja kolekcji Galerii “Zderzak" zachwycała właśnie witalnością. Sztuka i natura znalazły się blisko siebie, a pomysł wernisażu okazał się zabawną i mądrą metaforą. Tym wyraźniejszą, że dopełnieniem jubileuszu była prezentacja tajemniczych przedmiotów z szuflad: szklanych oczu, sznurków, pieczątek - intymnego pamiętnika galerii.

“Śniadanie mistrzów" mimo zamknięcia w ceglanych murach szesnastowiecznego Arsenału tak naprawdę odbywało się w plenerze. Wrażenie to potęgowało się wraz z każdym kolejnym obrazem. Stopniowo przeprowadzały one widza ze strefy ziemi, poprzez ogień bądź słońce, aż po niebo - które nie miało jednak nic wspólnego z rajem.

Śniadanie, na które zaprosił “Zderzak", w niewielkim stopniu było bowiem prostą przyjemnością przeżuwania sztuki, w o wiele większym zaś - intelektualnym pojedynkiem, zapowiedzianym zresztą w logo jubileuszu, na którym znalazła się “Korekta Pomnika Adama Mickiewicza", pomysł Juliana Jończyka. Na ciemnym tle burzliwego nieba postać poety na cokole: prawa ręka w kieszeni, w lewej trzy pionowe, śmiertelnie białe, neonowe promienie. I tyleż samo w tym wizerunku autoironii, ile wyzywającego uśmiechu.

Najpierw mistrz zbiorowy: Grupa Nowohucka działająca w latach 1956-61 (potem jej członkowie przyjęci zostali do Grupy Krakowskiej) i malarze materii. Brunatne, ziemiste, wyraziste fakturowo prace Juliana Jończyka, Janusza Tarabuły, Danuty Urbanowicz, Witolda Urbanowicza i Jerzego Wrońskiego, a także Jadwigi Maziarskiej i Rajmunda Ziemskiego, porażają świadomą siebie głuchotą barwy i światła, dosłownością czegoś, co nie mając w sobie nic figuralnego jest bardziej rzeczywiste niż jakiekolwiek wyobrażenie. Są dotykalne jak pismo Braille’a, a dotyk jest w nich rodzajem manifestu niewyrażalności prawd najtrudniejszych. Malarstwo materii wynikało z pokoleniowej tragedii ludzi urodzonych na początku lat 30. XX wieku. Ale nie było wyłącznie jej zapisem. W pierwotnej materii poszukiwało nie tylko śladów śmierci, ale i zapowiedzi odrodzenia.

Dalej Stefan Gierowski - wieloletni profesor warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Kim jest? Abstrakcjonistą? Kolorystą? Konstruktywistą? Jego malarstwo wymyka się jednoznacznym klasyfikacjom. Może najbliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że to intelektualista piszący swe wyrafinowane traktaty kolorem. Żywioł barwy poddany ścisłym rygorom, które podkreślone zostają konsekwentnym od końca lat 50. numerowaniem prac, zyskuje tylko na dynamice.

O dziwo, prace Gierowskiego korespondują znakomicie z malarstwem Jarosława Modzelewskiego, jednego z założycieli słynnej w latach 80. “Gruppy". I nie chodzi wyłącznie o wartości formalne, które pozwalają umieścić jego przypominającą szablon figurację pt. “Kazimierz Malewicz papieżem malarstwa" przy wyrafinowanych kompozycjach abstrakcyjnych Gierowskiego. Obydwu malarzy łączy postawa wyciszenia, pozwalająca skupić myśl i oko. Postawa “Pszczelarza" zatopionego w błękitach i brązach, spokojnie doglądającego uli zza białej siatki zakrywającej twarz (ten obraz Modzelewskiego z pewnością powinien znaleźć się w jakimś kościele).

Asocjacji znaleźć można na wystawie znacznie więcej. Wyrafinowane, renesansowo-klasyczne kobiety z płócien Zbigniewa Makowskiego, wielkiego erudyty, prawdziwego poety malarstwa, spoglądają na “Dwie mężatki" Andrzeja Wróblewskiego: obraz poddany już ideologii (ta w zapiętej pod szyję, zielonej sukni trzyma na ręku dziecko, ta zadbana, szczupła, z bransoletką na ręce - tylko psa z kokardką), pozostaje dziki i niezależny. Podobnie jak ryby tego “neobarbarzyńcy": brutalne, najeżone ościami, rozpływające się w abstrakcji.

Na koniec jeszcze jeden, tym razem nieobecny patron: portret dziewczynki z zachmurzonym czołem Wróblewskiego wyraźnie przypomina twórczość Stanisława Wyspiańskiego. Nie może to jednak dziwić: “Zderzak", który powstał z zamiarem ścierania się z krakowską tradycją, jest z nią nierozerwalnie związany.

Cała wystawa zrealizowana została zgodnie z zasadą: im mniej, tym mądrzej. Dlatego bardzo szkoda, że “Śniadanie mistrzów" mogło trwać tylko tydzień.

“ŚNIADANIE MISTRZÓW"; Kraków, Arsenał, Muzeum Książąt Czartoryskich; 28 października - 6 listopada 2005.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2005