Podziemie na strychu

Jedno z najważniejszych miejsc na artystycznej mapie Polski świętuje swoje trzydziestolecie.

11.01.2016

Czyta się kilka minut

Marta Tarabuła w Zderzaku, w tle „Głowa modelki II” Andrzeja Wróblewskiego, styczeń 2016 r. / Fot. Kamila Zarembska
Marta Tarabuła w Zderzaku, w tle „Głowa modelki II” Andrzeja Wróblewskiego, styczeń 2016 r. / Fot. Kamila Zarembska

Do galerii na trzecim piętrze kamienicy przy Floriańskiej wchodzi się po skrzypiących drewnianych schodach. Jedząc krówki pod okiem gotyckich Madonn, Marta Tarabuła wyjaśnia: – Jestem wychowanką krakowskich piwnic: Krzysztoforów, Pod Baranami. W ramach buntu postanowiłam znaleźć się wyżej.

Młodzi dzicy

Impulsem do powstania Zderzaka stały się dzieła pokazane na ekspozycji „Przeciw złu, przeciw przemocy” w kościele w Mistrzejowicach. Był ciemny i ponury rok 1984, niewiele czasu minęło od zabójstwa księdza Popiełuszki; zorganizowana pod patronatem Kościoła wystawa artystów związanych z opozycją była głosem protestu. Wyróżniały się na niej całkowicie odmienne od zachowawczego stylu preferowanego w Krakowie obrazy „Wściekły czerwony pies pilnuje” i „Modlitwa niemieckiego księdza, czyli próba ołówka”, podpisane: Modzelewski/Sobczyk. Marta Tarabuła, wówczas jeszcze studentka historii sztuki, i Bettina Bereś postanowiły odnaleźć autorów w Warszawie. Okazało, że malarzy nie jest dwóch, a sześciu, i działają pod nazwą Gruppa. To ich prace, przywiezione ze względu na rozmiary pociągiem towarowym, jako pierwsze trafiły do galerii, która rozpoczęła swoją działalność „w podziemiu, chociaż na strychu”. Gdyby była galerią legalną, musiałaby mieć zezwolenie z ministerstwa i zapraszać cenzorów.

Na pierwszą lokalizację wybrano poddasze na Dębnikach, naprzeciwko pracowni ojca młodej galerzystki, malarza Janusza Tarabuły. Nazwę (Marek Sobczyk, niezadowolony z pomysłu, proponował „Zabezpieczenie na wypadek zderzenia”) Tarabuła wymyśliła podczas podróży koleją, a rzeczony zderzak narysowała na serwetce. Jerzy Bereś na podstawie rysunku wyrzeźbił pieczątkę-logo, a nad wejściem do galerii zawisł wkrótce prawdziwy zderzak samochodowy.

– Nie wolno było się gromadzić, więcej niż siedem osób w tym samym miejscu to już była manifestacja polityczna – wspomina Tarabuła. – Ktoś nas polecił w Stowarzyszeniu Historyków Sztuki. Prezes Kazimierz Kuczman, człowiek odważny, dał nam patronat.

Tak Zderzak zyskał alibi. Wieść o nowym miejscu szybko rozeszła się pocztą pantoflową. Nowa galeria pokazała po raz pierwszy malarstwo „młodych dzikich”, artystów nawiązujących do ekspresjonizmu, prowokujących, celowo prymitywnych i drapieżnych. Wybrała trzecią drogę, nie próbując podobać się ani instytucjom państwowym (wielu artystów nie chciało iść na kompromisy z władzami), ani kościelnym (dla Kościoła prace Gruppy i innych były zbyt dosadne).

– Wolność, ironia, nowy smak – to wszystko, co mogło pokazać ducha czasu – tak Tarabuła podsumowuje program Zderzaka.

Pierwsze wystawy trwały krótko, ale były intensywne: artysta siedział w galerii przez trzy dni, przyjmując zwiedzających, w międzyczasie toczyło się życie towarzyskie, po czym na strych wracało pranie. Ta podwójna funkcja lokalu okazała się zresztą bardzo przydatna przy okazji wystawy Włodka Pawlaka. Przyszły na nią tłumy, zaplątał się też dziennikarz reżimowej gazety, który opublikował później entuzjastyczną recenzję, nie zapominając o podaniu adresu. Wkrótce na Dębnikach pojawili się tajemniczy panowie, dopytując w kioskach i u fryzjera o galerię. Gdy trafili na strych, znaleźli tam tylko bieliznę.

Oko i nos

Po przełomie 1989 r. Marta Tarabuła zdecydowała się nadal iść swoją drogą, nie przyjmując patronatu ministerstwa i nadając Zderzakowi status galerii komercyjnej. Szczęśliwe dla galerii były pierwsze w nowej Polsce targi sztuki.

– Muzeum Śląskie i Górnośląskie kupiły świetne prace Sobczyka i Modzelewskiego – wspomina Tarabuła. – Trudno było utrzymać galerię, ale zawsze jakoś tak się składało, że kiedy nie było czym zapłacić czynszu, akurat pojawiał się klient.

Zderzak zyskał markę forpoczty nowych stylów w polskiej sztuce, a Marta Tarabuła – galerzystki z szóstym zmysłem: – Kantor mawiał, że nie chodzi o to, by być na fali, lecz o to, by być falą. Zawsze byłam wyczulona na to, co pojawia się w powietrzu, jeszcze zanim rozpocznie się moda. Mogłam wyprzedzać swój czas, reagować szybko, bo nie zależałam od biurokratycznych procedur. Ale bycie pionierem nie zawsze jest wygodne: socjologia mówi, że najbardziej zyskuje ten, kto przychodzi jako drugi.

Wypromowała Gruppę, Pawła Książka, Basię Bańdę, Grzegorza Sztwiertnię i chyba najgłośniejszy fenomen nowej polskiej sztuki, czyli Grupę Ładnie.

– Na debiutancką wystawę Sasnala prosto z ulicy weszła Amerykanka, kupiła obrazek za 500 zł. Potem sprzedała go za szalone pieniądze w Christie’s. Miała nosa? Po prostu jej się podobał – mówi Tarabuła. – Wybór jest kwestią oka, czasem „nosa”, o wiele rzadziej ucha, czyli rekomendacji.

– Na dni Luxusu w Krakowie zjechały tysiące freaków z całej Europy. Występowali Kaman, Kormorany, Maleńczuk, przyjechali hipisi z Bieszczadów. Schody o mało się nie zawaliły – wspomina ze śmiechem Tarabuła. – Wtedy ludzie chcieli się spotykać, duch wspólnotowy był bardzo silny. Potem przenieśliśmy się do kamienicy na Sławkowskiej, w której zatrzymał się Goethe, gdy szukał w Krakowie kamienia filozoficznego, co zresztą stało się inspiracją akcji Cezarego Bodzianowskiego. A potem wylądowaliśmy tu na Floriańskiej. Po skrzypieniu schodów można było poznać, czy wystawa jest popularna. Schody szczególnie ucierpiały w czasie pierwszej wystawy Maciejowskiego, „Sport i pielęgnacja” w 2000 r. To był szczyt boomu na Ładnie. Takich tłumów ta kamienica nie widziała. Huczało disco polo, tupał tłum wielbicielek...

Oprócz młodej sztuki, specjalnością Zderzaka stała się „archeologia”. To właśnie krakowska galeria przywróciła światu dorobek Andrzeja Wróblewskiego, malarza wówczas nie tyle zapomnianego, co zmarginalizowanego.

– Poznaliśmy panią Teresę, wdowę po Wróblewskim, z którą się zaprzyjaźniliśmy. Potem Modzelewski i Sobczyk przyjeżdżali na seanse wróblewskologii... Tak powstała książka „Wróblewski nieznany”, pokazująca, kim ten artysta jest dla naszego pokolenia. Chodzi o wypełnienie białych plam, ale też reinterpretację.

Kolejnym znaleziskiem Zderzaka stał się Jerzy „Jurry” Zieliński, artysta, który zainspirował Gruppę, a później – Twożywo. Jego dorobek interpretowany był wtedy powierzchownie, bez zrozumienia dla politycznej treści obrazów.

– To był wolnościowy malarz, który został zamieciony pod dywan, a jego obrazy spędziły 30 lat w lochach Muzeum Narodowego w Warszawie – mówi Tarabuła. – Interpretowano go jako przedstawiciela dzieci kwiatów, malarza od pięknych kolorów. O obrazie „Gorący” pisano tylko w kontekście pięknej formy, a przecież został namalowany w związku z samospaleniem Ryszarda Siwca.

Nawet pobieżny rzut oka na kolekcję Zderzaka ujawnia, co jest specjalnością galerii. Na jej stronie internetowej miniaturki układają się w spójną całość, w której dominuje malarstwo figuratywne.

– Sztuka w Zderzaku w ogóle nie jest różnorodna – przyznaje Tarabuła. Do sztuki krytycznej odnosi się z dystansem, choć Zderzak realizował m.in. znane „Manewry miejskie” Roberta Rumasa: – Dopiero teraz rozpowszechniło się przekonanie, że sztuka ma zmieniać świat przy pomocy młota pneumatycznego. A sztuka zmienia świat, ale w zupełnie inny sposób. Już Kant powiedział, że piękno jest rzeczą bez celu.

Gabinet osobliwości

Trzydzieste urodziny Zderzak świętuje długo i spektakularnie. Zaczęło się od obszernej wystawy Jurry’ego, „Paradis”. To etap dzieciństwa. Druga część, szaleństwo młodości pod hasłem „Tylko dla twoich oczu”, była ogromnym przedsięwzięciem: kolekcję Zderzaka wystawiono po raz pierwszy w całości na niedużej przestrzeni galerii, co było możliwe dzięki rzeczywistości wirtualnej i okularom Oculus Rift. Trzecia odsłona, trwająca właśnie „Kunstkammer”, opowiada już o dojrzałości.

– To nie wystawa, a kunstkamera, nawiązuje do gabinetów osobliwości. Mówi o miłości do sztuki – wyjaśnia autor przedsięwzięcia, mąż założycielki Zderzaka, Jan Michalski. – Nie wszystko jest tu dziełem: rożek prochowy z czasów saskich z napisem „vivat”, który żona kupiła jako inwestycję za pierwszy obraz sprzedany w naszej firmie, ptaszek dziobiący ametysty, cytra dziadka...

Obok nich wiszą dzieła Modzelewskiego i Wróblewskiego, gotyckie Madonny, barokowe kartusze, zdjęcia Ireneusza Zjeżdżałki. W gablotach – znaleziony na śmietniku autograf Wyspiańskiego, Biblia w przekładzie Jakuba Wujka otwarta na księdze Genesis. To kolekcja, w której każdy element ma znaczenie osobiste, stanowi kawałek życia.

Odwijając z papierka ostatnią krówkę pytam jeszcze o romantyzm, do którego Zderzak, trochę wbrew modzie, lubi się przyznawać.

– Jeszcze mało tu pani widzi romantyzmu? Walka z przeciwnościami losu, sami przeciw wszystkim... – śmieje się Tarabuła i dodaje poważniej: – Tu się nie kłamie. Sztuka nie znosi fałszu. Nie zrobiłabym wystawy tylko dlatego, że coś się dobrze sprzeda. Traktuję sprzedawanie instrumentalnie, pieniądze są tylko środkiem do celu. Najważniejsza jest wolność. Bez niej nie ma sztuki. Nie chadzam na kompromisy, to by nie miało sensu. Podobnie jak Modzelewski czytywałam Conrada i mam wbudowany chip, który nie pozwala mi zboczyć z drogi. To się oczywiście wiąże z trudnościami, ale życie bez wyzwań byłoby nudne. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2016