Cena zaniechania

Zamach w Stambule może pogłębić kryzys w tureckiej branży turystycznej. Za to prezydent Erdoğan na chwilę schował dumę do kieszeni i postanowił pojednać się z Rosją i Izraelem.

04.07.2016

Czyta się kilka minut

Na lotnisku im. Atatürka chwilę po zamachu bombowym. Stambuł, 28 czerwca 2016 r.  / Fot. Ozan Kose / AFP / EAST NEWS
Na lotnisku im. Atatürka chwilę po zamachu bombowym. Stambuł, 28 czerwca 2016 r. / Fot. Ozan Kose / AFP / EAST NEWS

Stambuł, wtorkowy wieczór 28 czerwca, lotnisko imienia Atatürka. Dochodzi godzina 21. Śpiew muezina zaraz oznajmi koniec postu – trwa ramadan. Ludzie, którzy mimo temperatury sięgającej 40 stopni przez cały dzień nie wzięli do ust wody, zaraz będą mogli się napić.

Ale na razie nie mogą, choć upał wciąż dokucza. Dlatego niepokój lotniskowego ochroniarza wzbudza mężczyzna w ciepłej kurtce, wysiadający z taksówki przed halą odlotów terminalu międzynarodowego. Ochroniarz pisze na WhatsAppie do kolegi-policjanta: pyta, czy ma iść za dziwnym mężczyzną. Kolega odpowiada: „Tak, ale weź jeszcze kogoś, ja też idę”. Chwilę później policjant (jest w cywilu) prosi młodzieńca o dowód. Chłopak wyciąga pistolet i strzela mu w brzuch.

Potem wydarzenia następują szybko. Pierwszy zamachowiec wysadza się jeszcze na parkingu. Drugi, już piętro wyżej, strzelając przedziera się przez kontrolę, pada ranny i ostatkiem sił uruchamia samobójczą bombę. Trzeci wysadza się przy wejściu dla personelu niemal w chwili, gdy młody ochroniarz Umut Sakaroğlu – widząc mężczyznę z kałasznikowem – otwiera do niego ogień.

Terroryści „lepsi” i „gorsi”

Bilans to 43 zabitych (część ginie na miejscu, część umiera od ran) i 240 rannych. Eksperci są zgodni: procedury bezpieczeństwa zadziałały jak trzeba, a dzięki przytomności umysłu pracowników lotniska ofiary nie są liczone w setkach. Z drugiej strony, gdyby turecki rząd bardziej przejął się informacjami swego wywiadu MIT, który miesiąc wcześniej wskazał lotnisko jako miejsce możliwego ataku, może nie byłoby ich w ogóle. Choć czy takim atakom można zapobiec?

Tureckie władze twierdzą, że ustaliły już, iż zamachowcy to Rosjanin, Uzbek i Kirgiz – bojownicy tzw. Państwa Islamskiego (IS). To nie powinno dziwić: ochotnicy z byłego Związku Sowieckiego uchodzą za najbardziej bojowych wśród terrorystów. Ta trójka miała przedostać się z syryjskiej Rakki do Turcji przed miesiącem. Broń i materiały wybuchowe przywieźli ze sobą. W Stambule wynajęli mieszkanie. Okna zalepili papierem (sąsiedzi myśleli, że przed upałem). Czasem hałasowali, ale nie na tyle, by wzbudzić podejrzenia... A ich modus operandi istotnie pasuje do IS.

Ale wcześniej, gdy tylko media poinformowały o zamachu – i zanim jeszcze ogłoszono, że sprawcy byli dżihadystami – turecki Facebook przestał nagle działać. Ludzie podejrzewali, że władze dają sobie w ten sposób czas na znalezienie takich winnych, jacy są im w danym momencie wygodni. Nie należy do nich IS. Wygodniejsi byliby Kurdowie z PKK. To głównie z nimi od miesięcy walczy tureckie wojsko. Ankarze wydawało się dotąd, że to oni są największym zagrożeniem. Podczas gdy armia pacyfikowała kurdyjskie dzielnice miast na południowym wschodzie kraju – Suruç, Cizre, Diyarbakır – terroryści z IS swobodnie przemieszczali się z Syrii do Turcji, a nawet korzystali tu z opieki medycznej.

Na pytanie, jak to możliwe, odpowiedział Kreml: w reakcji na zestrzelenie rosyjskiego bombowca w listopadzie 2015 r., Rosjanie upublicznili materiały mające świadczyć, iż bliscy współpracownicy prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana handlują ropą z tzw. Państwem Islamskim. Erdoğan zaprzeczał, ale w tureckim podejściu do IS niewiele się zmieniło. Teraz to się mści.

„Ten zamach to »prezent«, jaki zrobiły nam władze” – mówił w dzienniku „Hürriyet” jeden z opozycyjnych tureckich polityków. Zagraniczni dyplomaci chyba myślą podobnie. Współczucie dla Turcji i kondolencje przekazywane jej władzom mieszają się z oczekiwaniem, że w końcu Ankara na dobre zaangażuje się w walkę z islamistami. Zapowiedział to zresztą (dyplomatycznie, ale jednak) sekretarz obrony USA Ash Carter, który po spotkaniu ze swym tureckim odpowiednikiem Fikrim Işıkiem zadeklarował „zacieśnianie współpracy w celu zwalczenia terroryzmu pod każdą postacią”.

Do przyjaciół Moskali

Ale, ku zaskoczeniu wszystkich (nawet Turków, a może zwłaszcza ich), Ankara rozmawia dziś nie tylko z USA. Traf chciał, że tuż przed zamachem Erdoğan, który jeszcze kilka miesięcy temu grzmiał, iż każdy obcy samolot, który naruszy turecką przestrzeń, zostanie strącony, napisał do Putina osobisty list. Wyraził w nim żal z powodu listopadowego incydentu, zapewniając, że strącenie samolotu nie było intencją Turcji. Odbył też z Putinem rozmowę telefoniczną, w której obiecał śledztwo w sprawie zabójcy pilota (ten zdążył się katapultować, ale zabił go bojownik syryjskiej opozycji z grupy wspieranej przez Turcję) i możliwe odszkodowanie dla jego rodziny.

Choć wszyscy przecierali oczy ze zdumienia, wyjaśnienie wydaje się proste. Pozycji Erdoğana i jego partii AKP, która znów samodzielnie tworzy rząd, grozi dziś bowiem nie tylko islamskie parapaństwo zza południowej granicy, ale też ekonomia. O ile strach przed zamachami sprawił, że w tym roku do Turcji przyjechało jak dotąd „jedynie” o 30 proc. mniej Niemców i Brytyjczyków, o tyle konflikt z Rosją – której władze w zasadzie zamroziły obustronne stosunki po listopadowym incydencie – spowodował, że liczba rosyjskich turystów spadła o 92 proc.

Tureckie tabloidy od tygodni pokazywały załamanych hotelarzy i sprzedawców z Antalyi (to ulubiony kurort Rosjan) i puste leżaki na plażach tłocznego kiedyś Bodrum. Z danych Stowarzyszenia Agencji Turystycznych wynika, że takich pustek nie było od 26 lat, a tegoroczne straty branży mogą wynieść 15 mld dolarów. Czy to więc naciski środowisk biznesowych i perspektywa rzeszy niezadowolonych obywateli, którzy nie zarobią, sprawiły, że Erdoğan przeprosił? W każdym razie Putin przeprosiny przyjął i zaraz „zezwolił” swoim obywatelom na wakacje nad Bosforem. Rosja szybko znosi też embargo na tureckie produkty. Pytanie tylko, czy spustoszony terminal w Stambule nie zniechęci Rosjan – grzebiąc ostatecznie nadzieje hotelarzy.

Na wielu frontach

Ale Erdoğan nie byłby sobą, gdyby zrezygnował z ostrych wypowiedzi. Zmienił tylko adresata. Nie jest to już ani Rosja, ani Izrael – bo także w tych dniach Ankara postanowiła znormalizować relacje z Tel Awiwem. Były fatalne od sześciu lat, tj. od chwili, gdy izraelscy komandosi zabili tureckich marynarzy na statku międzynarodowej flotylli, która chciała przełamać blokadę Gazy.

O ile więc Erdoğan postanowił załagodzić sytuację na tych frontach, o tyle coraz goręcej robi się na dyplomatycznym froncie z Unią Europejską, która zarzuca mu zapędy autorytarne. „Czekamy na przyjęcie do Unii od 1953 r. Chyba powinniśmy przeprowadzić referendum na kształt brytyjskiego. Zapytamy społeczeństwo, czy kontynuować rozmowy o członkostwie” – mówił prezydent.

Jednocześnie, mimo wszystko, Ankara wywiązuje się z umowy z Unią, której celem jest powstrzymanie niekontrolowanej migracji. Syryjczycy pozostają w obozach w Turcji, a Morze Egejskie patrolują okręty tureckie i siły NATO.

Rozmowy o zniesieniu wiz dla Turków niby trwają, ale kością niezgody jest turecka definicja terroryzmu – bardziej pojemna niż unijna. Np. niedawno parlament przyjął przepisy pozwalające pozbawić immunitetu posłów podejrzanych o związki z terroryzmem. W istocie chodzi o Kurdów i uważa się to za krok mający „wypchnąć” z parlamentu prokurdyjską partię HDP.

Politycy unijni są więc nad Bosforem wciąż krytykowani, za to turyści – mile widziani. Jednak atak na lotnisko w Stambule raczej zniechęci ich do wakacji w Turcji. Erdoğan twierdzi teraz, że Turcy muszą się przyzwyczaić do życia w zagrożeniu. Warto pamiętać, że sam przyłożył do tego rękę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2016