Cena za oddech

Smog to coraz większy problem w Chinach. Zwłaszcza Pekin stał się symbolem walki o haust czystego powietrza.

17.01.2016

Czyta się kilka minut

Na pekińskiej ulicy, 8 grudnia 2015 r. / Fot. KEVIN FRAYER / Getty Images
Na pekińskiej ulicy, 8 grudnia 2015 r. / Fot. KEVIN FRAYER / Getty Images

Pani Wang w Pekinie pozostawała od trzech miesięcy. Zarabiała na życie, sprzątając mieszkania w centrum miasta. Do stolicy przybyła za chlebem. Fabrykę, w której pracowała przez wiele lat w Tangshan – mieście położonym o dwie godziny od Pekinu – zamknięto w ramach rządowej akcji zwalczania smogu.

Podobny los spotyka obecnie setki fabryk i kopalń rozsianych po całej prowincji Hebei. Prowincja ta otacza Pekin – i to na jej terenie znajduje się siedem z dziesięciu najbardziej zanieczyszczonych miast w Chinach. I choć stal, cement, kopalnie oraz ciężki przemysł od ponad 30 lat stanowiły ostoję lokalnej ekonomii, dziś są symbolem zupełnie nowych przemian i aspiracji.

– Większość z nas tutaj martwi się o dzieci – mówi Zhao, Chinka pracująca w zagranicznej firmie w Pekinie. – Dawniej w ogóle nie przejmowałam się zanieczyszczeniem powietrza. Uważałam, że smog to po prostu część życia w wielkim mieście. Ale coraz częściej mamy bóle gardła, podrażnienia oczu, przewlekłe przeziębienia. Jak pomyślę, że mój syn ma mieć dzieciństwo naznaczone przez smog, to robię się wściekła.


CZYTAJ TAKŻE:


Pani Wang do Pekinu przyjechała bez dzieci – zostały w Tangshan wraz z mężem, który wciąż jeszcze ma pracę. Dzisiaj kobieta mieszka w małym, betonowym pokoiku na obrzeżach stolicy, w którym zimą nie ma ogrzewania, i za który płaci czynsz 500 yuanów (równowartość 300 zł) miesięcznie. Jej sąsiadami są napływowi robotnicy i nowi bezrobotni, ledwo wiążący koniec z końcem. Rozłąka boli, ale przynajmniej dzieci nie muszą oddychać stołecznym smogiem.

Problem zanieczyszczenia powietrza narastał w północnych Chinach od lat. I choć coraz trudniej go zignorować, to równie trudno o dobre rozwiązanie – dla rządu, jak też dla zwykłych ludzi smog jest jak węzeł gordyjski.

Głowa burmistrza

Z jednej strony, wielokrotnie wspomina się o negatywnym wpływie smogu na zdrowie. Według Światowej Organizacji Zdrowia w latach 2002-12 w Pekinie o 50 proc. wzrosła liczba zachorowań na raka płuc. W szybkim tempie wzrasta też liczba zachorowań na astmę. Zatrute powietrze i brak słońca, zwłaszcza przez 4-5 dni z rzędu, są też dla wielu fizycznie i psychicznie wyczerpujące – i coraz częściej z ludzi wylewa się zwykła frustracja.

– Czy wiecie, dlaczego mamy dziś w Pekinie takie czyste powietrze? – zapytał kiedyś chiński znajomy przy obiedzie. – To dzięki krajowemu posiedzeniu parlamentu – wyjaśnił. – Tak się tam teraz nadymają, że całe miasto można przewietrzyć... A grunt to kilka godzin solidnego wiatru.

„Przynieście mi głowę burmistrza na tacy” – napisał niedawno w internecie anonim. I dodawał: „W końcu burmistrz obiecał, że jeśli nic się nie zmieni, to będzie po nim”.

Problem w tym, że ponad 70 proc. chińskiej energetyki wciąż jest oparte na węglu, a przemysł i związane z nim miejsca pracy, dla których nie ma dobrej alternatywy, dla wielu zwykłych ludzi pozostają sprawą życia i śmierci.

Dlatego przez wiele lat rząd zdawał się ignorować problem smogu i ogólną degradację środowiska, traktując je jak zło konieczne. Najczęściej ludziom starano się po prostu wmówić, że wcale nie jest tak źle. Według oficjalnych pomiarów i informacji, niebo było niebieskie nawet wtedy, gdy pokrywał je smog... A urzędnicy brali odpowiedzialność głównie za wzrost PKB i za zadowolenie swych przełożonych, a nie za dialog ze społeczeństwem. I chyba dlatego ostatecznie, jakieś dwa lata temu, przebrała się miarka.

Pekiński kaszel

Przez wiele lat czyste powietrze pojawiało się w Pekinie tak naprawdę tylko wtedy, gdy natura miała taki kaprys (wiatr i deszcz). Albo podczas ważnych, zwykle międzynarodowych wydarzeń – takich jak olimpiada w sierpniu 2008 r. lub choćby regionalny szczyt Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC) w listopadzie 2014 r. Wtedy rząd czasowo zamykał fabryki, ograniczał ruch uliczny i wywoływał sztuczne opady deszczu, robiąc wszystko, aby tylko pokazać stolicę z dobrej strony.

Tymczasem na co dzień sytuacja ulegała ciągłemu pogorszeniu – i wciąż brakowało poważnej, długofalowej interwencji. Dopiero w styczniu 2013 r., gdy przez cały miesiąc było tylko pięć dni wolnych od smogu, wszystkim – symbolicznie – puściły nerwy. Mieszkańcy stolicy podsumowywali swe życie, opisując nową dolegliwość: „pekiński kaszel”, i twierdząc, że w ogóle nie da się już normalnie oddychać. Wielu po raz pierwszy zaczęło inwestować w maski i domowe filtry powietrza, a nawet prowadzić niezależne pomiary zanieczyszczenia, które publikowali w internecie.

Potem, w marcu tego samego roku, Chai Jing – była dziennikarka Chińskiej Centralnej Telewizji – opublikowała w internecie własny film dokumentalny, opisujący „przegraną wojnę ze smogiem”. Dokument omawiał przyczyny smogu, a także krytykował wielki przemysł za ignorowanie prawa oraz państwowe zakłady paliwowo-energetyczne za torpedowanie zmian i produkcję kiepskiej jakości paliwa dla osiągnięcia maksymalnych zysków. W ciągu zaledwie kilku dni, zanim film zdjęła cenzura, został obejrzany ponad 200 milionów razy (sic!).

Szereg podobnych dyskusji, zmiana rządzącej ekipy i jej priorytetów, oraz rosnąca presja doprowadziły w końcu do – stopniowego – zwrotu w polityce. To właśnie w 2013 r. rząd wprowadził ogólnokrajowy plan akcji zwalczania zanieczyszczenia powietrza, a w samym Pekinie przeznaczono 76 mln yuanów na rozwiązanie problemu. Od tego czasu podjęto szereg działań – zmieniając prawo, zamykając najbardziej szkodliwe zakłady i rozbudowując system pomiaru i reagowania na wysokie stężenie smogu. Nawet potężne lobby energetyczno-paliwowe dostało się pod pręgierz, w ramach twardej polityki antykorupcyjnej.

Jednak nawet w Chinach odkręcenie 30 lat gospodarki opartej na przemyśle i paliwach kopalnych jest trudniejsze niż zrobienie swoistego Wielkiego Skoku Naprzód. Zmiana na lepsze wymaga dużej i solidnej pracy, a także tej najdroższej dziś rzeczy – czasu.

Czerwony Alarm

– Gdy w Pekinie jest dobry dzień, mam mnóstwo energii i od razu chce mi się żyć – tak mówi Wang, 40-letni mieszkaniec stolicy. – A kiedy jest smog, przed wyjściem muszę zakładać maskę i biorę tylko pojedyncze, drobne oddechy. Każdy wdech ma w sobie smak węgla. A co więcej, jest jeszcze taki posmak... metaliczny, słonawy. A przecież świeże powietrze nie ma smaku – dodaje mężczyzna z żalem. – Zawsze więc mam nadzieję, że po prostu nadejdzie wiatr.

Mimo nieustającej pracy (np. konsekwentnej wymiany ogrzewania węglem) i rozważania bardziej drastycznych rozwiązań, jak sezonowe ograniczenie ruchu drogowego, sytuacja w Pekinie pozostaje więc nieprzyjemna.

W listopadzie 2015 r. niebo było widać przez niecały tydzień. Ale już w grudniu z powodu zanieczyszczenia powietrza rząd dwukrotnie ogłaszał Czerwony Alarm, zamykając na trzy dni szkoły i fabryki, i przy pomocy odpowiedniego rozporządzenia „zdejmując” z dróg połowę samochodów. Był to pierwszy Czerwony Alarm od chwili, gdy dwa lata temu wprowadzono taki oficjalny system reagowania na smog.

– Ten pierwszy alarm faktycznie trochę mnie przestraszył – mówi znajomy Europejczyk, pracujący w Pekinie. – Wcześniej smog bywał już dużo gorszy, więc pomyślałem, że może stało się coś naprawdę poważnego. Może znów nam czegoś nie mówią? Bo tak naprawdę nikt nie ma pojęcia, co się dzieje z powietrzem, i prowadzimy jedną wielką zgadywankę. Choć ja osobiście nie uważam, żeby było dużo gorzej niż przedtem. Myślę, że raczej wszyscy mają teraz smartfona i się wzajemnie nakręcają.

Świeża puszka z Kanady

– Oczywiście, że kupujemy wszelkiego rodzaju maski, filtry i staramy się nie otwierać okien – mówi Zhao, pracownica zagranicznej firmy. – Ale prawda jest taka, że nic nie jesteśmy w stanie zmienić, na dłuższą metę czujemy się bezsilni i trochę sfrustrowani. Nie do końca nawet wiadomo, co się dzieje, bo mało kto wierzy w oficjalne informacje, a wszędzie pełno jest różnych plotek.

Teorie na temat smogu zmieniają się w zależności od źródła informacji – za większość emisji obwinia się na przemian wzrost ruchu drogowego, węgiel, ciężki przemysł w Hebei lub sam Pekin. Natomiast tak czy inaczej, pod wpływem rosnącego amoku, ludzie zdają się gotowi próbować wszystkiego: ostatnio, jak w strasznej farsie, karierę robi nawet świeże powietrze w puszkach importowane z Kanady... Duży pojemnik marki „Vitality Air” sprzedaje się w chińskim internecie za cenę od 130 yuanów (80 zł), z gwarancją przynajmniej 150 oddechów. To zabawa wyłącznie dla bogatych.

– Prości ludzie tak naprawdę nie mają dobrego wyjścia – mówi Wang. – Jesteśmy trochę jak nasz literacki bohater Ah Q, który podobnie jak Don Kichot potrafił sam siebie przekonać, że zwycięży każde wyzwanie, i że z każdej, nawet najgorszej potyczki, wyjdzie cało [Ah Q to bohater popularnych opowiadań Lu Xuna, jednego z najbardziej znanych pisarzy chińskich XX w.; ukazywały się w latach 1921-22 – red.].

– My – dodaje Wang – możemy co najwyżej pośmiać się z tego, jak jest. No i lepiej dbać o zdrowie.

Szukając happy endu

Stare nawyki nieraz długo umierają. W dniu ogłoszenia pierwszego pekińskiego Czerwonego Alarmu w internecie pojawił się artykuł z tezą, że przynajmniej w Pekinie nie jest tak źle jak w indyjskim New Delhi... Wywołało to falę kpin i kilka tysięcy wkurzonych komentarzy.

Jednak polityka ochrony środowiska zdecydowanie się zmienia. Od 1 stycznia 2016 r. weszło w życie nowe prawo dotyczące zanieczyszczania powietrza, ustanawiające obowiązek ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, przejrzystej informacji i ochronę ewentualnych informatorów. Dla wielu to jednak tylko pierwszy krok.

– Musimy zaakceptować fakt, że rząd w Chinach ma krytyczny wpływ na jakiekolwiek rozwiązanie, zwłaszcza pod kątem planowania i wdrożenia odpowiedniej polityki – mówi Zhao. – Ale tak naprawdę zmiana musi być wprowadzana w oparciu o rynek. Ostatecznie tylko rynek może dokonać trwałej zmiany i dlatego konieczny jest mechanizm, który umożliwi solidne zaangażowanie biznesu. Mamy już technologię potrzebną do zmian, tylko że mało kto jeszcze stara się ją wdrożyć.

– Ale Pekin to wspaniałe miasto i mam nadzieję, że uda nam się je zmienić – dodaje. – Jednym z moich najpiękniejszych wspomnień z dzieciństwa jest widok na Zakazane Miasto ze wzgórza w parku Jingshan, gdy czerwone mury i złocone dachy skrzą się w słońcu. Dziś prawie nigdy ich nie widać.

Pogodzenie wszystkich interesów nie będzie łatwe ani szybkie. Ale zdaje się być sprawdzianem z trwającej właśnie przebudowy chińskiej gospodarki. ©

Imiona wszystkich rozmówców zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2016