Dziecko za zgodą

Dotąd można było mieć jedno, pod groźbą kar. Teraz można już mieć dwoje. Chiny zmieniły swoją politykę rodzinną.

13.12.2015

Czyta się kilka minut

Ta rodzina z miasta Nanjing łamała jeszcze prawo: zdjęcie pochodzi z września 2014 r. / Fot. Yu Ping / CORBIS
Ta rodzina z miasta Nanjing łamała jeszcze prawo: zdjęcie pochodzi z września 2014 r. / Fot. Yu Ping / CORBIS

Gdy niedawno, po 36 latach, władze Chińskiej Republiki Ludowej ogłosiły koniec tzw. „polityki jednego dziecka”, oficjalny komunikat Partii Komunistycznej brzmiał: „W celu poprawy długoterminowego rozwoju narodu chińskiego na poziome strategicznym podjęto decyzję o pełnym wdrożeniu polityki »drugiego dziecka«, jako aktywną reakcję na starzenie się społeczeństwa. (...) Realizacja tej polityki przyczyni się także do optymalizacji struktury ludności i zwiększenia podaży pracy (...), aby osiągnąć cel budowy średniozamożnego społeczeństwa i pomóc w lepszej realizacji podstawowych założeń krajowej polityki planowania rodziny”.

Łatwo się z tego śmiać – bo to i śmieszno, i straszno. Jednak ten komunikat jest jak krzywe zwierciadło chińskiej rzeczywistości. Tutejsi urzędnicy od zawsze starali się lepiej lub gorzejporządkować otaczający ich świat – zaklinając bezładne realia i próbując zbudować z nich cywilizację. W Chinach mijały więc dynastie, a dekrety niezmiennie rozsyłane były jak zaklęcia – z nadzieją, że ich moc podeprze chiński porządek i nada światu choćby pozory harmonii...

A co z drugą żoną?

Mało który naród na świecie jest jak Chińczycy równocześnie poddawany tak ścisłej kontroli i zarazem tak skutecznie się jej wymyka. Wśród zwykłych ludzi polecenia z góry zwykle starano się zrozumieć, czasem ich słuchano, ale przede wszystkim próbowano przejść nad nimi do porządku dziennego. Dlatego pytaniem, które najczęściej zdaje się rozlegać w chińskiej duszy, jest nie to, co tak naprawdę wolno i czego nie wolno, lecz raczej – jak żyć?

Dziś, gdy rząd w Pekinie próbuje utrzymać w ryzach rozwój społeczeństwa, a na szali waży się kwestia rodzin i losy kilku pokoleń, dla każdego nowy dekret o „polityce drugiego dziecka” niesie własne blaski i cienie.

– Dla nas ta zmiana przyszła za późno – mówi „Tygodnikowi” Li, matka dziewięcioletniego dziecka, która niedawno zrezygnowała z planów na większą rodzinę. – Może dla młodszego pokolenia będzie to mieć znaczenie. Ale ja czuje się tak, jakby arbitralnie sterowano moim życiem: dawniej wolno było mieć jedno, a teraz już dwa. To dla nas absurdalne. Jednak żyjąc tu, nie mamy wyboru.

Choć starsze pokolenie zasadniczo rozumie powody dla wygaszanej właśnie „polityki jednego dziecka”, to nieraz gorzko wspomina lata przymusu, kar i wymuszonych aborcji. Skala wyrzeczeń jest dla wielu zwyczajnie niesprawiedliwa, choć zwykle mogą pozwolić sobie co najwyżej na żart: „Przepraszam, czy będzie też pozwolenie na drugą żonę?”. Albo też na stoicką rezygnację – wypracowaną przez lata wyrzeczeń i bezsilności.

400 milionów

Z kolei dla młodych, z których wielu dorastało właśnie jako jedynacy, a w których pokłada się nadzieję na przyszłość, ograniczenia i trudności są już typowe dla nowych czasów.

– Więcej dzieci mają głównie biedni ludzie na wsi lub ci superbogaci – mówi Ming, 30-letnia singielka pracująca w Shenzhenie, metropolii na południu Chin. – Oczywiście mam znajomych, którzy cieszą się z tej zmiany, bo kiedyś grzywna za drugie dziecko wynosiła tu 200 tys. juanów (równowartość ok. 126 tys. zł). Ale ja i tak musiałabym chyba wygrać los na loterii, żeby móc myśleć o założeniu rodziny w Shenzhenie. W ogóle sobie tego nie wyobrażam.

– W Chinach przede wszystkim liczą się pieniądze – twierdzi gorzko Wang, młody ojciec dwuletniej córeczki. – Możesz być prostakiem bez wykształcenia, ale jeśli masz pieniądze, wszyscy będą ci się kłaniać. Z tym że większość z nas cały czas walczy, żeby przetrwać, i jest niepewna jutra. Dlatego sądzę, że nowa polityka jest nastawiona na ludzi, którzy mają środki na drugie dziecko, i którzy mogą wesprzeć stopniowo zwalniającą gospodarkę.

Skąd takie myślenie? Wychowanie dziecka wszędzie na świecie oznacza koszty, jednak w Chinach rodzice nieraz ustawiają poprzeczkę bardzo wysoko – i stało się tak właśnie m.in. ze względu na „politykę jednego dziecka”. W ciągu tych 36 lat nie tylko – jak podają szacunki – polityka rządu zapobiegła narodzinom ok. 400 mln dzieci, ale miała też głęboki wpływ na myślenie o rodzinie. I na pogląd o tym, co jest najważniejsze.

Małe jest piękne?

Wprowadzając kiedyś „politykę jednego dziecka”, chiński rząd argumentował także w ten sposób, że należy postawić na „jakość” przed „ilością” – jedynacy mieli mieć więcej szans na rozwój i większe możliwości niż ci z dużych rodzin. I faktycznie, dzieci urodzone w latach 80. i 90. XX w. są lepiej wykształcone i mają większy kapitał niż jakiekolwiek inne pokolenie.

Jednak strategia ta miała też inny skutek.

– Efekt „polityki jednego dziecka” był taki, że niemal każda rodzina pokładała całe swe nadzieje i wszystkie dostępne środki w jednej osobie, zupełnie inaczej niż kiedyś – wyjaśnia Li. – W rezultacie wszystko, co jest jakoś związane z dziećmi, z ich wykształceniem, z ich dobrobytem, stało się bardzo drogie.

– Rynek jest kompletnie rozwydrzony „polityką jednego dziecka” – przekonuje dalej Li. – Już choćby zajęcia pozaszkolne są znacznie droższe niż w Europie, a ceny mieszkań położonych w pobliżu dobrych szkół są astronomiczne. Ale ponieważ inni wydają fortunę na dzieci, to ty też uważasz, że musisz tak postępować, żeby twoje dziecko w ogóle miało jakąś szansę.

Jedną z rzeczy, które charakteryzują dziś dzieciństwo w Chinach, jest więc ostra konkurencja o osiągnięcie kolejnych szczebli życiowego sukcesu. Zaczynając nieraz od piątego roku życia, dziecko i jego rodzice stają w szranki, aby wywalczać kolejne rzeczy: dostęp do dobrego przedszkola, dostęp do najlepszych szkół, studia i mieszkanie w jednej z chińskich metropolii itd.

Presja walki o sukces

Oprócz kosztów swoją rolę odgrywa też szereg uprawnień i przepisów – jak np. hukou, system rejestracji społecznej – które mogą albo ułatwić, albo wręcz uniemożliwić dostęp do szkół i świadczeń społecznych.

– Wiele zależy od tego, gdzie mieszkasz. W największych miastach rodzina naprawdę staje się kwestią pieniędzy – uważa singielka Ming z Shenzhenu. – Samo przedszkole kosztuje 2 tys. juanów miesięcznie, brakuje miejsc w szkołach. Shenzhen liczy ok. 20 mln mieszkańców, ale tylko 3-4 mln pochodzą stąd i mają tu zameldowanie z dostępem do szkół publicznych. To niby co mają zrobić inni?

W istocie, jednym z często wymienianych braków nowej polityki jest fakt, że pozwolenie na drugie dziecko nie jest niczym poparte. Nie ma ulg finansowych czy łatwiejszego dostępu do szkół, a kobietom nikt nie ułatwia godzenia obowiązków rodzinnych z rozwojem lub choćby z utrzymaniem kariery. A presja ciągłej walki o sukces odbija się często na całej rodzinie.

– Bardzo chciałam mieć drugie dziecko, choćby po to, aby móc trochę inaczej je wychować: bez nauki gry na fortepianie i lekcji angielskiego już w piątym roku życia – mówi Li. – Dzieci są przez to agresywne i ciągle walczą z innymi o to, aby były we wszystkim pierwsze. Ale musielibyśmy z mężem przebudować od nowa całe nasze życie i chyba nie damy już rady – dodaje.

– Martwię się, że nie umiałabym dać z siebie tyle drugiemu dziecku co mojej córce – mówi Zhang, matka dziesięciolatki. – Wszystko to jest za trudne i za drogie, i jesteśmy po prostu zmęczeni. Na dodatek córka ma już 10 lat i była kategorycznie przeciwna jakimkolwiek zmianom. Powiedziała, że nie chce się z kimkolwiek dzielić naszą miłością. A wielu ludzi z naszego pokolenia uważa, że mała rodzina jest jak najbardziej w porządku.

Nowa mentalność

Być może kluczową sprawą okaże się więc nie tyle sama odgórna polityka – czy raczej: przyzwolenie na dziecko – co właśnie bagaż doświadczeń i priorytetów nowego pokolenia.

Dla niektórych większa rodzina jest szansą na zdrowsze relacje i na odejście od patologii rozpieszczonych, egocentrycznych dzieci, które już od lat określa się w Chinach mianem „małych cesarzy”. Z kolei wielu innych przywykło do dobrobytu i otwarcie przyznaje, że nie ma ochoty poświęcać wszystkiego dla rodziny.

– To kwestia zmieniającej się mentalności – mówi Ming. – Ludzie podróżują, mają pieniądze, doświadczenia i chcą czegoś więcej od życia. Liczy się kariera i czas dla siebie. Choć akurat ja pochodzę z dużej rodziny i zawsze chciałam mieć kilkoro dzieci...

– Dorastając jako jedynacy, czuliśmy się bardzo samotni – opowiada Wang, ojciec dwulatki. – Rodzice byli zajęci pracą i w sumie zostawiono nas trochę samym sobie. Dlatego naprawdę bez względu na politykę mam nadzieję, że moja córeczka będzie mieć młodsze rodzeństwo i kogoś, z kim może dzielić się życiem. Kogoś, od kogo może się uczyć.

Niebo wysoko, cesarz daleko

Nie bez znaczenia pozostaje tradycja – zwłaszcza w małych miastach i na wsi, gdzie większa rodzina w dalszym ciągu jest ważna, i gdzie młodzi rodzice mogą liczyć na większą pomoc oraz oparcie w krewnych.

– W szkole, w której pracuję, przynajmniej dwie trzecie moich uczniów ma rodzeństwo, a rodziny z dwojgiem czy trojgiem dzieci są dosyć częste – mówi Zhang. – Naprawdę sądzę, że jeśli ludzie chcieli mieć więcej niż jedno dziecko, to zawsze był na to jakiś sposób.

– Przynajmniej na południu Chin, na wsi, gdzie dorastałam, prawie każdy miał rodzeństwo i jakoś udało im się wywinąć – dodaje Ming. – Ale też u nas zawsze mówiono, że niebo jest wysoko, a cesarz daleko stąd...

– Nie da się tak po prostu odczarować ponad 30 lat oficjalnego nacisku na małą rodzinę, prezentowaną jako model i najwyższa wartość – uważa Li. – Ale być może obecna zmiana będzie oznaczać, że ludzie przynajmniej od nowa przemyślą to, co jest według nich lepsze. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2015