W pościgu za bogactwem

Ostatnie 35 lat przyniosło Państwu Środka rozwój i sukces. Dziś chińska gospodarka znów się zmienia. Nadal na lepsze?

21.02.2016

Czyta się kilka minut

Billboard reklamujący nowo budowaną dzielnicę biznesową w Pekinie, grudzień 2014 r.  / Fot. Jason Lee / REUTERS / FORUM
Billboard reklamujący nowo budowaną dzielnicę biznesową w Pekinie, grudzień 2014 r. / Fot. Jason Lee / REUTERS / FORUM

Słyszałeś kiedyś historię o Wielkim Gatsbym? – pyta Jeff, chiński przedsiębiorca, milioner pod trzydziestkę. – Czasem myślę, że podobna rzecz przytrafiła się właśnie mnie.

Jeff przyjechał do Pekinu 10 lat temu; zdeterminowany chłopak z biednej prowincji, który zaczynał jako drobny sprzedawca. Szybko jednak stanął przed szansą: możliwością zatrudnienia się jako trener fitness na jednej ze stołecznych siłowni.

– Słyszałem, że ci, którym tam dobrze idzie, zarabiają po 10-20 tys. juanów na miesiąc (to równowartość 6-12 tys. zł). Ale ważniejsze było, że ta praca dawała mi możliwość poznawania nowych ludzi: bogatych, ciekawych i wpływowych. To na siłowni zacząłem szlifować angielski, rozmawiając z klientami. I to tam spotkałem Robina, który ze stałego klienta stał się czymś na kształt mojego mistrza i drugiego ojca.

Historia jednej fortuny
Robin – ceniony zachodni architekt prowadzący działalność w Pekinie – wziął młodego Jeffa pod swoje skrzydła i w niedługim czasie wypromował na menedżera prywatnego klubu, który otworzył wraz ze znajomymi w dawnej zabytkowej świątyni, teraz odrestaurowanej.

– To Robin nauczył mnie wszystkiego: jak się ubierać, jak rozmawiać, jak się zachowywać. I jak być dżentelmenem – wspomina Jeff. – On jako pierwszy pokazał i nauczył mnie także, czym jest piękno i dobry smak, a nie tylko pieniądze. Byłem z biednej wsi i nie miałem żadnego pojęcia o zachodniej kulturze, nie wiedziałem wielu rzeczy, nie tylko tych ważnych, ale również tych prostych, np. co to jest gin z tonikiem albo cappuccino. Dawniej dla mnie to była tylko kawa – wspomina mężczyzna ze śmiechem.

Po roku pobierania nauk i długim stażu w ekskluzywnych pekińskich kawiarniach Jeff zapożyczył się u rodziny i znajomych, aby otworzyć elegancki bar koktajlowy. W ciągu kilku miesięcy wieść o jego barze rozeszła się po zagranicznej społeczności w Pekinie. W promocji pomogło też BBC, zamieszczając artykuł – z przesłaniem, że jeśli jedzie się do Pekinu, to właśnie tu trzeba wstąpić na dobrą whisky.

Zarobione pieniądze Jeff zainwestował w drugi bar, większy i głośniejszy. Czyniąc to, miał przed sobą jeden konkretny cel: nowe miejsce miało pomóc mu w nawiązaniu jak najwięcej kontaktów, tym razem już w środowisku chińskim w stolicy. I tak, w ciągu kolejnych dwóch lat, Jeff poznawał sławnych aktorów, finansistów, złotą młodzież i dziedziców fortun, którzy z kolei przyprowadzali i przedstawiali swoich znajomych.

To oni postanowili zainwestować w niego pieniądze, za które rozpoczął budowę firmy będącej urzeczywistnieniem marzeń o wielkim biznesie. Na początku marca 2015 r. Jeff otworzył w Pekinie firmę sprzedającą przez internet tzw. lunch box z dostawą do miejsca pracy. Zestaw lunchowy – szybko, niedrogo, ale smacznie jak w domu. Biznes rozwinął się w błyskawicznym tempie, a Jeff rozszerzył działalność na inne wielkie miasta: Szanghaj, Nanjing i Shenzhen – każdego dnia realizując ok. 20 tys. zamówień.

I właśnie wtedy chińska ekonomia zaczęła dostawać zadyszki.

Niezatapialna?
W Chinach od lat mówiło się o konieczności przebudowy modelu gospodarki, która robiła się coraz bardziej ociężała. Wydawała się ona jednak nie do zatrzymania. Niezawodna dotąd kombinacja trzech elementów – zagranicznych inwestycji, rozbudowy przemysłu i taniej siły roboczej – pozwalała jednocześnie na szybką urbanizację, rozbudowę infrastruktury i rozwój kraju, a także na uzyskanie statusu największego eksportera na świecie.

Dziś jednak ten model przestaje wystarczać.

Pierwsze wyraźne kłopoty pojawiły się jeszcze pod koniec 2008 r., wraz z ówczesnym światowym kryzysem finansowym. Od tego czasu chiński eksport, poważnie dotknięty sytuacją na globalnym rynku, zmaga się ze słabnącym popytem, brakiem pracowników i rosnącymi kosztami. W 2015 r. zaczęły zamykać się średnie i mniejsze firmy, niewytrzymujące coraz trudniejszych warunków.

O wiele szybciej od gospodarki zaczęło też rosnąć zadłużenie – zwłaszcza po tym, jak w odpowiedzi na kłopoty rząd przeznaczył równowartość 586 mld dolarów na rozruszanie rodzimej gospodarki.

Pieniądze poszły m.in. na budowę dróg, mieszkań i szybkiej kolei oraz na szereg projektów, które wprawdzie zapewniały pracę i popyt na materiały, ale nie były obliczone na przynoszenie zysków. W efekcie od 2007 r. zadłużenie Chin wzrosło aż czterokrotnie, do 28 bln dolarów.

Gigantyczne dziś sektory budownictwa, rynku nieruchomości, produkcji stali i cementu stały się jednym z kluczowych motorów rozwoju gospodarki, która przez 30 lat osiągała roczny wzrost PKB na poziome średnio 10 proc. – wartość nieosiągalną na Zachodzie. Teraz jednak zmagają się one z olbrzymią nadwyżką mocy produkcyjnych i wciąż słabnącym popytem. Rząd zapowiada wielką redukcję przynoszących straty sektorów i likwidację nierentownych przedsiębiorstw państwowych. A planowany wzrost PKB na 2016 r. to już tylko 6,5 proc. Według niektórych analiz to szacunek zbyt optymistyczny.

Sygnały ostrzegawcze
Te wyzwania coraz bardziej dają o sobie znać. I choć ekonomicznego trzęsienia ziemi dotąd nie było, to w ciągu ostatnich sześciu miesięcy gospodarka nagle wysłała sygnały, że dzieje się coś niedobrego.

Zaczęło się w lipcu 2015 r. – od spektakularnego spadku na chińskiej giełdzie. Jej sukces w dużym stopniu budowany był na licznych prywatnych inwestorach: w większości zwykłych ludziach, którzy mieli dość środków – z własnych oszczędności lub pożyczek – aby rzucić się w wir giełdowego hazardu, ale zarazem za mało, aby podjąć poważną grę z rynkiem. Gdy więc nastąpiło załamanie, zadziałał znany efekt domina i zaczęła się paniczna wyprzedaż. Sytuację opanowała dopiero zmasowana interwencja rządu. Jednak niedawno, już w 2016 r., nastąpiła druga odsłona tego dramatu, gdy po serii błyskawicznych wyprzedaży dwukrotnie zamykano giełdę.

– Niestety, nagle wszystko zaczęło zwalniać – opowiada Jeff. – Od kiedy nastąpiła zapaść na giełdzie, straciłem dostęp do części inwestycji i możliwość szybkiego zebrania kapitału. A nowy biznes kosztuje. Przez ostatni rok inwestowałem jak szalony, teraz straciłem miliony. W końcu musiałem zamknąć interesy w Szanghaju i Shenzenie. Dziś moje obroty to tylko połowa tego, co było jeszcze niedawno.

– Nasza ekonomia bardzo się zmienia i pod wieloma względami jest teraz trudniej niż kiedyś – mówi Jing, duży przedsiębiorca logistyczny z Szanghaju. – W latach 90. XX wieku wystarczyło tylko chcieć i ciężko pracować, żeby się dorobić – tłumaczy. – Dziesięć lat później wymagało to już innowacji i znacznego doświadczenia. A dziś? Nowi przedsiębiorcy potrzebują maksimum innowacji, specjalistycznej wiedzy, ciężkiej pracy i szczęścia, a i tak nie jest wcale pewne, czy uda im się utrzymać choćby niewielką firmę. Nadal uważam, że ci, którzy są w stanie złapać lub stworzyć swoją szansę, mają tu ogromne możliwości. Ale jest to dziś o wiele bardziej skomplikowane niż 20 lat temu.

Nieruchomość z kart
Tymczasem giełda to nie wszystko. Poważną kwestią pozostaje też rozdmuchany do granic możliwości rynek nieruchomości. Przy braku lepszych możliwości na inwestycje, a także za sprawą ogromnego popytu ze względu na chęć zapewnienia nowemu pokoleniu lepszego startu, to właśnie mieszkania stały się w Chinach jednym z czołowych przedmiotów spekulacji – tak w wykonaniu osób prywatnych, jak też firm prywatnych i nawet wielkich zakładów państwowych. Sprzedaż gruntów pod budowę nieruchomości przez lata przynosiła ponad 40 proc. całkowitego przychodu lokalnych administracji. A ceny samych mieszkań, zwłaszcza w głównych metropoliach, od 2000 r. wzrosły dziesięciokrotnie. Za metr kwadratowy mieszkania w centrum Pekinu płaci się dziś ok. 50 tys. juanów (ok. 30 tys. zł).

– Tak zwana bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości jest najpoważniejszym zagrożeniem dla gospodarki – uważa Wu, bankier inwestycyjny pracujący w Pekinie. – Pomimo kilkukrotnej interwencji rządu, trwa stagnacja popytu i ceny mieszkań spadły już do poziomu z 2012 r. Problem widoczny jest zwłaszcza w średnich i małych miastach, jak np. Wuhan, Czangsza czy Czengde, gdzie zbudowano dość mieszkań, aby zaspokoić popyt na następnych 20 lat. Tymczasem nikt już nie uważa ich za dobrą inwestycję. Taka sytuacja jest nie do utrzymania. Rynek nieruchomości to krytyczny element naszej ekonomii.

Finansowy poker
Tymczasem w sierpniu 2015 r., jakby dolewając oliwy do ognia, Bank Centralny Chin zaczął nagle obniżać wartość juana w stosunku do dolara. Obecnie za 1 dolara płaci się 6,57 juanów – i jest to najniższy kurs chińskiej waluty od pięciu lat. Interwencję tłumaczono potrzebą bardziej elastycznego kursu waluty, jednak okazała się ryzykowną strategią, doprowadzając do nerwowej wyprzedaży wśród zagranicznych inwestorów.

Zwalniająca ekonomia i rosnący niepokój inwestorów sprawiły, że w ostatnich sześciu miesiącach rezerwy walutowe Chin stopniały z 4 bln do 3,2 bln dolarów. Po raz pierwszy od dawna powstało wrażenie, że gospodarka wymyka się spod kontroli.

Niekoniecznie jednak tak patrzą na to Chińczycy.

– Chińska ekonomia zdecydowanie potrzebuje słabszego juana i myślę, że dewaluacja była wykonana w bardzo rozsądnym stopniu – twierdzi Wu. – Bez tego na dno poszłoby o wiele więcej firm, zwłaszcza w sektorze produkcji, gdzie margines zysku wynosi często jedynie 2-3 proc.

– Nie sądzę, aby naprawdę były powody do wielkiego niepokoju – przekonuje Jing, przedsiębiorca z Szanghaju. – Tak, po wieloletnim rekordowym rozwoju nasza gospodarka przechodzi poważne i konieczne zmiany: reformę finansów, restrukturyzację przemysłu, likwidację bańki spekulacyjnej. Myślę jednak, że w ciągu następnych pięciu lat wszystko się wyrówna i uspokoi. Naturalnie nie będzie to bezbolesne, ale przecież większość zaawansowanych gospodarek świata przechodziła kiedyś dokładnie to samo.

Pięciolatka
Wiele koniecznych elementów przebudowy gospodarki – z inwestycji na konsumpcję – jest od dwóch lat stopniowo przygotowywanych i wprowadzanych w życie.

W marcu zatwierdzona zostanie nowa, trzynasta już „pięciolatka”: pięcioletni program rozwoju. Na jej podstawie Chiny zamierzają przeprowadzić potrzebne zmiany – takie jak reforma fiskalna, reforma państwowych zakładów i ich monopolu, skuteczniejsza urbanizacja czy ochrona środowiska.

„Pięciolatka” ma przenieść ekonomiczny środek ciężkości na konsumpcję, usługi i większą konkurencyjność na rynku.

Nie wiadomo tylko, czy reformy uda się przeprowadzić na tyle szybko i skutecznie, aby Chiny nie ugięły się pod ciężarem narastających kłopotów.

– Pod wieloma względami nasza sytuacja zaczyna przypominać początki recesji w Japonii: deflacja, bańka spekulacyjna w ogromnym sektorze nieruchomości, raptowne starzenie się społeczeństwa. I to mnie martwi – mówi bankier Wu. – Jednak jestem pewien, że rząd to wie, i że robi wszystko, aby nie powtórzyć tych błędów. Na razie wciąż uważam, że czeka nas raczej miękkie lądowanie.

Kalejdoskop pragnień
– Dlaczego chciałem się dorobić? Każdy z nas chciał, gdy byliśmy młodzi, bo to był sposób na spełnienie marzeń – mówi Jing z Szanghaju. – Choć dziś uważam, że szczęścia się nie kupi, a każdego dnia można zjeść najwyżej trzy posiłki. Dla mnie pieniądze stały się raczej kwestią odpowiedzialności za innych.

– Pieniądze to tylko narzędzie, wymiar pozycji w społeczeństwie – przekonuje Jeff. – Myślę, że się nie zmieniłem. Nadal lubię proste posiłki, jak ziemniaki z jajkiem. I ciągle uważam, że do szczęścia starczyłby mi jeden fajny bar, jak wtedy, gdy zaczynałem. Ale teraz chodzi mi o marzenie: zbudować wielki międzynarodowy interes.

Chińskie marzenie – nadzieja na bogactwo i szczęście, na spełnienie – o tym mówi się otwarcie od lat. W 2012 r. oficjalnie zdefiniował je nawet, jako narodowy ideał, Xi Jinping – sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin i prezydent ChRL. Według partii chodzi o dobro i bogactwo narodu, także młodego pokolenia. Za to prywatnie, na ulicy, chińskie marzenie to kalejdoskop pragnień i doświadczeń, wzlotów i upadków. Na co dzień wielu Chińczykom te zwykłe marzenia zdaje się przesłaniać równie duży – i nieraz przygniatający – wyścig o bogactwo i pozycję.

– Nie uważam się za człowieka sukcesu – mówi Wu, który robi imponującą karierę w dużym europejskim banku (doradza chińskim firmom w sprawie zagranicznych inwestycji). – Pracuję, jestem niezależny. Ale tutaj niezmiennie patrzy się głównie na to, ile zarabiasz i co masz, by ocenić twoją wartość.

– Gdy byłem młodszy, imponowali mi mądrzy nauczyciele lub odkrywcy, którzy choć nie mieli wiele, to żyli pasją – dodaje Wu. – Ale dziś wszystko, w tym ludzie, zdają się mieć cenę. To kwestia nierówności społecznych, ale również faktu, że za bardzo przejmujemy się tym, co inni o nas myślą i jak nas oceniają. Przy obecnym braku innych wartości pozostaje materializm.

– Każdego dnia niemal wszystko zdaje się tu zmieniać, ale nie można się tym przejmować – mówi Jeff. – Można tylko iść naprzód i szybko się uczyć, krok po kroku przechodząc przez strumień.

Codzienność faktycznie nie przynosi poczucia spokoju ani pewności, tylko nieskończone możliwości, które wielu przesłaniają resztę życia. Być może już po drugiej stronie snu Chińczycy znajdą dla siebie jednak coś więcej niż tylko worek złota. ©

Imiona niektórych rozmówców zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2016