Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sam początek Księgi każe nam sądzić, że to opowieść wyjęta z bajki: gdzieś tam, w krainie Uz, mieszkał mąż o imieniu Hiob. Nie wiemy, gdzie jest ta kraina. Nikt nie wskaże domostwa Hioba. Nie pozostał ślad po budowli, w której ucztowały jego dzieci, a która zawaliła się od uderzenia wiatrów. Nie wiemy i wręcz nie jesteśmy pewni, czy ta Księga w ogóle powinna wejść do kanonu. W Talmudzie czytamy, że rabi Halafta poszedł do rabina Gamliela i zobaczył, że ten czyta zwój Hioba. Rzekł: Przypominam sobie twojego dziadka Gamliela Starszego, który siedział na schodach wiodących na Wzgórze Świątynne. Dano mu zwój Hioba, a on pouczył swoich synów: schowajcie go w skrytce pod kamieniami. Mimo to Księga została włączona do kanonu. Co więcej: Hiob jako jeden z czterech biblijnych bohaterów został nazwany człowiekiem bojącym się Boga i nosił piękne imię sługi Pańskiego.
Nie wiemy, kiedy miałby żyć Hiob. Jego osobę wiązano z Abrahamem, Jakubem, czasami wyjścia z Egiptu, okresem sędziów. Bywało, że pojawiał się za panowania Salomona i pośród wygnańców z Babilonu. Gdyby rzeczywiście miał żyć we wszystkich tych okresach, wtedy jego czas na ziemi nie trwałby dwieście lat, a co najmniej osiemset. Wydaje się, że każda epoka miała i ma do dzisiaj swojego Hioba, a spór o to, kiedy on żył, sensu po prostu nie ma.
Hiob ukazuje stałą obecność cierpienia i niemożność odpowiedzi na pytanie, dlaczego. Cierpienie nie chce zostać wyjaśnione i usprawiedliwione. Tym bardziej cierpienie niezawinione. Elie Wiesel pisał, że po wojnie na wszystkich drogach Europy roiło się od Hiobów.
Księga kończy się dobrze. Hiob odzyskuje swoje bogactwa. Kołysze swoje dzieci. Ogląda wnuki. Ale czytamy Hioba nie dla tego pocieszenia. Jeśli czytamy Księgę, to po to, by znaleźć właściwe słowa wyrażające nasz gniew w obliczu boskiej niesprawiedliwości. Czujemy się mocniej i pewniej, gdy biblijny bohater rzuca wyzwanie Bogu, domagając się od niego już nie sprawiedliwości, ale tylko wyjaśnień. Nie wiemy, czy je otrzymuje, ale wiemy, że bunt i sprzeciw są naszym obowiązkiem. Pocieszeniem nie jest „drugie szczęście Hioba”. Czasem wydaje się, że ma ono w sobie coś z kpiny.
W tradycji żydowskiej Księga Hioba uzyskała status literatury żałobnej. Już samo to postawiło ją jako coś odmiennego od pozostałych ksiąg Tanach. Księgę Hioba można studiować nawet w okresie Tisza B’Aw (święto na pamiątkę zniszczenia Świątyni w Jerozolimie) lub w okresie sziwa (czas żałoby; żałobnicy siedzą przez siedem dni na niskich stołkach w milczeniu), kiedy nie wolno studiować Tory. Studia nad Torą wymagają radości wewnętrznej, natomiast okresy żałoby mają łączyć się ze stanem melancholii. Rozmyślania o Hiobie rzekomo temu służą.
Dlaczego żydowscy mędrcy uważają Księgę Hioba za smutną i melancholijną? Dowiadujemy się ze świętych ksiąg, że rabi Johanan, czytając Księgę, zawsze płakał. Nad tajemnicą sprawiedliwości. Gdy stracił syna, rabi Jehoszua przypomniał mu o biblijnej tragedii, sądząc, że to przyniesie mu nieco ulgi. Wtedy Johannan miał powiedzieć: „Czy nie wystarczy mi mojego bólu? Dlaczego chcesz mi jeszcze dodawać cierpień Hioba?”. Rabi Johanan nie chciał słyszeć o zakończeniu Księgi. Nie wydaje się, żeby miał zaufanie do happy-endu.
Dlaczego opowieść Hioba mimo jej pięknego zakończenia nakazywano czytać w okresie żałoby? Dlaczego oddzielano ją od reszty ksiąg biblijnych, przede wszystkim od Tory?
Zapewne dlatego, że zakończenie Księgi mało kogo przekonywało. Brzmiało naiwnie. Po niepojętym początku koniec wydaje się płaski, bajkowy, zbyt prosty. Są też tacy badacze, którzy uważają, że Księga nie zasługuje na takie zakończenie i zapewne zostało ono przyklejone do oryginału przez jakiegoś mało rozgarniętego skrybę.
Tak czy inaczej, w czytelniku zostaje niepokój i przekonanie, że nawet jeśli Hiob nie istniał, jeśli jest postacią bajkową, jeśli nie bardzo potrafimy uwierzyć w Szatana, to z pewnością nie możemy nie wierzyć w realność cierpienia. Jeszcze raz, na zakończenie, przypomnę słowa Anny Kamieńskiej: „Czy był naprawdę? A może był tylko postacią z baśni i przypowieści? Był człowiek, który poznał do głębi cierpienie. Jeśli tak zacznie się opowieść, to był naprawdę. Jest naprawdę. Cierpienia pełno jest na świecie, pełno dokoła nas. Więc nie tylko był naprawdę – był samą prawdą”.