Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kapitan wybudził Jonasza ukrytego gdzieś w ładowni: „Dlaczego śpisz? Wstań, wołaj do swojego Boga! Może Bóg wspomni na nas i nie zginiemy” (Jon 1, 6). Marynarze tymczasem, chcąc wiedzieć, kto ponosi odpowiedzialność za nieszczęścia, rzucili losy. Padło na Jonasza. To on miał być przyczyną tragedii.
W Biblii kilka razy czytamy o rzucaniu losów. Pierwsze takie zdarzenie znamy z Księgi Estery. Tam wstrętny Haman losowo wybrał dzień wielkiej czystki na Żydach. Losy decydowały też o podziale ziem między plemionami w Erec Israel. Być może zdano się na przypadek, by w ten sposób zachować pewnego rodzaju rzetelność. Jedni dostali mniej, inni więcej ziemi. Jedni otrzymali żyzną, inni półpustynną. Ale decydował przypadek. Przed Namiotem Spotkania decydowała się przyszłość ludu.
Czym był los, którym grali marynarze? Przypomina wróżbę – coś, czego Hebrajczykom zwykle czynić nie było wolno. Bo przecież od wiernego Żyda oczekiwano odpowiedzialnego i rozważnego działania, za którym stała świadomość swoich możliwości. Tym razem los wybrał właściwie. Jonasz od razu powiedział, kim jest: „Jestem Hebrajczykiem, czczę Pana, Boga niebios, który stworzył morze i ląd” (Jon 1, 9). Nieżydowscy marynarze wielce się przestraszyli. Wiedzieli, jak potężny jest Bóg Izraela w gniewie i w ocaleniu. Tym większy był ich lęk, gdy dowiedzieli się, że Jonasz ucieka przed Bogiem, że odmawia wykonania swej misji. Zapytali go, co czynić, by morze się uciszyło. Jonasz zaproponował: wrzućcie mnie do morza.
Ludy ówczesne wierzyły, jak pisał Ajschylos w tragedii „Siedmiu przeciw Tebom”, że źli, grzeszni ludzie są ciężarem dla statku i oni budzą szaleństwa morza. Marynarze stanęli wobec strasznego wyboru: ocaleć i zabić Jonasza albo zginąć. Wybrali śmierć proroka, prosząc Boga, by kara za ten czyn nie spadła na ich sumienia. „Wtedy wzywali Pana, mówiąc: »O Panie! Nie dopuść, abyśmy zginęli z powodu tego człowieka, i nie obarczaj nas winą przelania krwi niewinnej...«” (Jon 1, 14).
W midraszu z VIII wieku, w którym opisuje się stworzenie wielkiej ryby, czytamy: „Gdy marynarze wsadzili Jonasza do morza po kolana, morze się nieco uspokoiło, a gdy go wyjęto, znowu szalało, gdy wsadzono go po pępek, morze było jeszcze spokojniejsze, a gdy go wyjęto, było znów wzburzone, a gdy go wsadzono całego do wody, morze całkowicie się uciszyło”.
Wina ich zostawała zmazana. Uderza kontrast między obojętnym na swój los i na los statku Jonaszem a rozdzierającym przerażeniem oraczy morza. Przerażeniem i sztormem, i ciężarem wyboru. To nie-Hebrajczyk okazał się moralnie dojrzały. Prorok szukał tylko samozniszczenia, ucieczki w śmierć, obojętny na los innych. ©