Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sięgam do naszego internetowego archiwum i pod artykułem Michała Olszewskiego z „TP” nr 50/2015 – krótko po powołaniu rządu Beaty Szydło rozważaliśmy wtedy, co dla polskiej przyrody będzie oznaczać nominacja Jana Szyszki na ministra środowiska – znajduję w komentarzach (!) ciekawą dyskusję, która dobrze ten spór streszcza. Na twierdzenie o tym, jakoby interwencja człowieka była niezbędna do istnienia i przetrwania Puszczy, przedstawiciel strony ekologicznej odpowiada: „Puszcza rośnie w tym miejscu od ponad 10 tysięcy lat, to dalece dawniej niż jacykolwiek leśnicy wycięli pierwsze drzewo”. Zdaniem zaś zwolennika wycinki i interwencji człowieka w funkcjonowanie Puszczy: „Ów konflikt »biernej ekologii« z ekologiczną gospodarką leśną można sprowadzić do konfrontacji irracjonalizmu z racjonalnością. (...) Czy racjonalna gospodarka leśna powinna wycofać się z obszaru Puszczy, by dać satysfakcję pewnej grupie pasywnych ekologów?”.
Ekolog tłumaczy, że „rezerwat ścisły [w Puszczy] reprezentuje bioróżnorodność, w szczególności grzybów, porostów i bezkręgowców, nieosiągalną w jakimkolwiek lesie gospodarczym. I o ochronę tej różnorodności przyrodnikom chodzi”. Zwolennik interwencji ironicznie pyta: „Cóż z tego, że taka brodaczka kępkowa czy wątrobowiec wielokształtny umocnią swoje siedlisko, skoro tysiące ludzi związanych z gospodarką surowcami leśnymi stracą podstawę swej egzystencji?”.
Ekolog: „Obumieranie świerków w wyniku »gradacji« kornika jest naturalnym procesem, który na tym malutkim skrawku lasu przyrodnicy chcą obserwować, żeby zrozumieć, jak działa przyroda. Leśnicy twierdzą, że oni wiedzą lepiej, jak przyroda działać powinna”. Druga strona: „Przykład gradacji kornika drukarza, eliminującego z drzewostanu świerk pospolity, pokazuje, że bez ingerencji człowieka środowisko lasu zostanie zubożone o dość istotny jego element. (...) Gradacje owadów dotyczą nie tylko gatunków domieszkowych, jak świerk (10 proc. składu gat. polskich lasów), ale przede wszystkim sosny – a to już ponad 70 proc. Czy można pozwolić na (...) [ich] eliminację na okres co najmniej kilku pokoleń (ok. 400 lat trwa naturalne odnowienie lasu do stanu zbiorowiska klimaksowego), by dać zadośćuczynienie ekopostulatowi o »nietykalności lasów«?”.
Spór trwa, a w Puszczy Białowieskiej warczą piły. Wszystkim (oczywiście i wyłącznie) chodzi o ratowanie Puszczy. Strony wzajemnie zarzucają sobie ignorancję, która dla przyszłości Puszczy ma mieć fatalne skutki.
Wsłuchując się w argumenty obu stron sporu, laik staje bezradny. Czy to rzeczywiście spór irracjonalizmu z racjonalnością? Komu naprawdę chodzi o dobro Puszczy? A jeśli obu stronom, to czyje racje wyjdą Puszczy na dobre? Jako laik nie wiem, czy rzeczywiście potrzeba 400 lat, żeby bez ingerencji ludzi Puszcza wylizała się z ran zadanych przez kornika drukarza. Czy kornik drukarz zagraża istnieniu Puszczy? Czy może jego atak to powtarzający się w historii epizod, który nie wymaga nadzwyczajnych interwencji? Czy ostatecznie pokonają go, czyli zjedzą – jak do tej pory bywało – jego naturalni konsumenci? Jak na te i inne pytania ma odpowiedzieć sobie ktoś bez sporej kompetencji?
Jednak w tle widzę dającą do myślenia okoliczność: ekolodzy (trudno odmawiać im kompetencji) bronią Puszczy Białowieskiej bezinteresownie. Tymczasem Ministerstwo i Lasy Państwowe, choć twierdzą, że chodzi im o dobro Puszczy (oraz Polski, Polaków, o historyczną pamięć, godność narodu itd.), to jednak z wycinania Puszczy mają profity. Sami twierdzą, że niewielkie, ale zyski mają.
Wiadomo, że rządzący zawsze swoje poczynania zwykli uzasadniać „dobrem narodu” (no bo czym mają uzasadniać: pieniędzmi, nienawiścią do opozycji, żądzą władzy?). Ponieważ wiem, jak to „dobro narodu” często wyglądało, ja, ignorant niebędący dendrologiem, deklaruję moje zaufanie do „irracjonalnych” (?), bezinteresownych ekologów, którym na sercu leży nawet los brodaczki kępkowej. ©℗