Blizna po matce

Gorzkie mleko: Swoją osobliwość zawdzięcza film Llosy karnawałowemu pomieszaniu porządków: życie i śmierć, cierpienie i pasja zamieniają się miejscami bądź przenikają nawzajem.

28.12.2009

Czyta się kilka minut

Dla bohaterek "Gorzkiego mleka" potoczny język jest narzędziem bezużytecznym w opisywaniu cierpienia. Stara Indianka na łożu śmierci nie jest w stanie opowiedzieć swojej córce, przez co w swoim życiu przeszła i czego owocem jest dziś nastoletnia Fausta. Dlatego wydając z siebie ostatnie tchnienie, kobieta śpiewa w języku keczua improwizowaną piosenkę, w której nie szczędzi nam najbardziej drastycznych szczegółów tego, co zdarzyło się przed laty. Ten dysonans prostej, miłej dla ucha melodii i relacji z brutalnego gwałtu nadaje ton całemu filmowi Claudii Llosy. Podobnie jak jej bohaterki, próbuje ona znaleźć swój język, swoją własną melodię, by opowiedzieć o przeklętym losie kobiet niejako od środka. Albowiem "Gorzkie mleko" to film kobiecy z ducha i ciała: wyreżyserowała go młoda peruwiańska reżyserka, mowa w nim o seksualnych ofiarach terroru, a jednak najbardziej zwraca uwagę właśnie ów niepowtarzalny ton, w którym słychać znacznie więcej niż tylko skargę.

W debiutanckiej "Madeinusie" Llosa wpisywała kobiecy dramat w specyfikę lokalnej kultury, w której karnawałowa religijność katolicka mieszała się z pradawnym, patriarchalnym obyczajem i dzisiejszym globalnym pop-śmietnikiem. Dziewczynka, która podczas procesji wielkanocnej ma odegrać rolę Marii Dziewicy, pada ofiarą kazirodczych zakusów ojca, który w związku z wielkopiątkową "śmiercią Boga" czuje się wyzwolony z wszelkich hamulców. Fausta z najnowszego filmu Llosy, zagrana przez tę samą aktorkę Magaly Solier, żyje tak, jakby ów bezbożny, rozpasany czas trwał wiecznie. I jakby ten stan był dla niej śmiertelnym zagrożeniem. W filmie mówi się, że wyssała z mlekiem matki strach przed tym, co seksualne, obce, naznaczone męskim pierwiastkiem. A jednak Fausta ma w sobie wolę życia i usilną potrzebę wypełniania jego powinności. Musi wyjść z bezpiecznego domu wujka, by zarobić na pochówek matki w rodzinnej wiosce. Idzie więc na służbę, przez cały czas dźwigając swoje straszliwe dziedzictwo. Ciągle w intymnym miejscu przechowuje surowego ziemniaka - tak jak zwykły to robić chroniące się przed gwałtem keczuańskie wieśniaczki. Ale jednocześnie w samotności, kiedy nikt nie słyszy, Fausta śpiewa - jakby śpiewaniem chciała unieszkodliwić wyssane toksyny, rozbroić tamtą traumę. W miejscu, w którym żyje, wśród ubogich, prostych ludzi na przedmieściach Limy, trwa nieustający korowód hucznych, kiczowatych weselisk - dziewczyna uczestniczy w nich jednak mechanicznie, zamknięta w świecie swoich piosenek, obsesyjnie myśląca o pogrzebaniu matki. Być może wywożąc jej ciało do rodzinnej wioski, spełni nie tylko ostatnią wolę zmarłej, ale dopełni też symbolicznego obrządku rozdzielenia, które pozwoli jej wreszcie żyć własnym życiem. Być może dopiero wtedy stanie się osobą, a nie tylko żywą blizną po matce, pamiątką jej koszmaru.

Swoją osobliwość zawdzięcza film Llosy przede wszystkim karnawałowemu pomieszaniu porządków: życie i śmierć, cierpienie i pasja na każdym kroku zamieniają się miejscami bądź przenikają nawzajem. W wykopanym na podwórku pustym grobie dzieciaki urządzają sobie basen. Trup matki czeka na swój pochówek schowany pod łóżkiem, na którym rozłożono tymczasem ślubną suknię należąca do kuzynki Fausty. Rozsypane perły zimnej chlebodawczyni bohaterki, znaleziona w ziemi lalka z dzieciństwa, kiełkujący ziemniak - te wszystkie intrygujące obrazy nie domagają się za wszelką cenę jedynej słusznej egzegezy. Składają się na wyjątkowy, bliski magicznemu realizmowi obraz świata pełnego zaszyfrowanych znaków. Świata bliskiego naturze, a zarazem przywiązanego do swoich rytuałów i wierzeń. Llosa przypatruje się z sympatią krzątaninie zwykłych ludzi, którzy robią wszystko, by swoją biedną, pozbawioną perspektyw codzienność ubarwić i uświetnić. Na antypodach tego świata sytuuje się rezydencja "białej" pani Aidy, gdzie pracuje Fausta - oaza dobrego smaku, dostatku i wysokiej kultury, sprawiająca jednak wrażenie, jakby wymieciono z niej ludzką obecność. Llosa zdecydowanie wybiera ten pierwszy świat, pomimo tkwiącego w nim ładunku dzikości i okrucieństwa. Owszem: na użytek zachodniego widza (film otrzymał Złotego Niedźwiedzia na ostatnim festiwalu w Berlinie) reżyserka folkloryzuje ów świat i wyraźnie go koloryzuje, ale dzięki temu jesteśmy w stanie znieść to wszystko, co w pełnokrwistym dramacie społecznym byłoby pewnie nie do zniesienia.

"GORZKIE MLEKO" ("La teta asustada") - reż. Claudia Llosa. Prod. Peru 2009. Dystryb. AP Ma?ana. W kinach od 1 stycznia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2010