Bez sił na rozpacz

Proboszcz z Wąbrzeźna nie chciał pochować zmarłego, którego matki nie było stać na pogrzeb. Tę sprawę powinno załatwić się inaczej – mówią dziś w toruńskiej kurii.

02.03.2015

Czyta się kilka minut

Gertruda Firchow z nekrologiem syna, Wąbrzeźno, 18 lutego 2015 r. / Fot. Jacek Smarz / POLSKAPRESSE
Gertruda Firchow z nekrologiem syna, Wąbrzeźno, 18 lutego 2015 r. / Fot. Jacek Smarz / POLSKAPRESSE

W obowiązującym w polskim Kościele dokumencie „Obrzędy pogrzebu”, w części poświęconej „obowiązkom duszpasterza”, czytamy:
„W przygotowaniu i urządzeniu obrzędów pogrzebowych niech kapłani z wielką delikatnością potraktują osobę każdego zmarłego i okoliczności jego śmierci oraz żałobę rodziny i potrzeby chrześcijańskiego życia. Niech również mają szczególny wzgląd na tych, którzy uczestniczą w pogrzebie i słuchają Ewangelii, czy to będą akatolicy, czy katolicy bardzo rzadko lub nigdy nie uczestniczący we Mszy św., albo nawet tacy, o których sądzi się, że utracili wiarę. Dla wszystkich bowiem kapłani są sługami Ewangelii Chrystusa”.
Pogrzeb nie dla każdego
19 lutego. Toruński dziennik „Nowości” publikuje tekst Małgorzaty Oberlan o proboszczu z niedalekiego Wąbrzeźna, który od kilku dni „blokuje”, jak pisze gazeta, pogrzeb 37-letniego Rafała Firchowa. Sprawa wydaje się tym bardziej skandaliczna, że dotyczy matki zmarłego, dla której jest to drugi pogrzeb w ciągu miesiąca. Wcześniej pochowała starszego brata Rafała, 50-letniego Bogdana. To po jego pogrzebie, ze zgryzoty – tak mówi 80-letnia Gertruda Firchow – umarł jej młodszy syn.
Kobieta twierdzi, że ks. Jan Kalinowski nie zgodził się na pochówek, ponieważ nie stać jej było na zapłacenie 2400 tys. zł. W opłacie miało się mieścić tzw. pokładne oraz opłaty za porządki na cmentarzu. Gertruda Firchow, żyjąca z renty, nie była w stanie zapłacić księdzu, bo nie otrzymała jeszcze od ZUS zasiłku pogrzebowego.
Proboszcz Kalinowski bronił się w „Nowościach”: – Ostatnio mieliśmy cztery pogrzeby, za które wierni nie zapłacili. Przecież kopiący grób nie mogą pracować za darmo.
Pogrzeb się nie odbył, mimo że zakład pogrzebowy z Wąbrzeźna, do którego należały pozostałe obowiązki przy pochówku, zgodził się wykonać zlecenie „zaocznie”, w oczekiwaniu na pieniądze od ubezpieczyciela.
Ciało Rafała Firchowa przeleżało w chłodni dwa tygodnie. Mężczyzna został ostatecznie pochowany w poniedziałek 23 lutego. Pogrzeb celebrował ks. Jan Kalinowski.
Gertruda Firchow nie płakała. – Nie mam już na to siły – powie później „Tygodnikowi”.
Nie pierwszy raz
Sprawa zbulwersowała opinię publiczną i internautów, którzy pod artykułem na stronie toruńskich „Nowości” wyrażali radykalne opinie. Apelowali, by bojkotować msze ks. Kalinowskiego i chodzić do drugiego kościoła w Wąbrzeźnie. Namawiali do napisania skargi na proboszcza do papieża. Manifestowali rozczarowanie Kościołem, a nawet powątpiewali w sens wiary.
Dla wielu mieszkańców Wąbrzeźna sprawa ks. Kalinowskiego stała się precedensem.
– Skończyła się moja cierpliwość. Teraz będę chodziła do kościoła św. Mikołaja, chociaż to nie moja parafia – mówi kobieta spotkana na rynku 14-tysięcznego miasta.
Inny mieszkaniec: – Proboszcz już zasłynął nie tylko w Wąbrzeźnie, ale i w okolicy. Bo takie sprawy się rozchodzą. Nie pierwszy raz żąda pieniędzy od biednych ludzi, których naprawdę nie stać na ślub, chrzest czy pogrzeb. Ta pani Gertruda to naprawdę uboga, żyjąca na skraju nędzy kobieta. Zresztą sam pan się przekona, w jakiej jest teraz sytuacji. Trzeba nie mieć serca, żeby zachować się tak jak ksiądz.
Tylko pieniądze
Nie tylko Episkopat wydał wytyczne dotyczące dobrych praktyk w przeprowadzaniu pochówków. Podobne przepisy posiadają też poszczególne diecezje. W specjalnych dokumentach powtarza się najczęściej kilka ogólnych zasad. Do rodziny zmarłego powinno podchodzić się z największą wyrozumiałością i delikatnością. Pochówek przysługuje każdemu parafianinowi, a także członkom jego rodziny. Koszty pogrzebu ustala parafia, ale najczęściej nie są one wygórowane; np. w diecezji częstochowskiej wykopanie grobu kosztuje od 450 do 800 zł, z jasną adnotacją, że opłaty „nie mogą nigdy przekroczyć” tych sum. Na koszty pochówku składa się także pokładne w wysokości 20 proc. sumy zasiłku pogrzebowego.
Zapisy uwzględniają również sytuacje sporne. Ale nawet w nich starają się iść na rękę bliskim osoby zmarłej. Według Kodeksu Prawa Kanonicznego pogrzebu kościelnego powinni być pozbawieni: „notoryczni apostaci, heretycy i schizmatycy, osoby, które wybrały spalenie swojego ciała z motywów przeciwnych wierze chrześcijańskiej oraz inni jawni grzesznicy, którym nie można przyznać pogrzebu bez publicznego zgorszenia wiernych”. Nawet w przypadku pogrzebów samobójców prawo kanoniczne uwzględnia podejście „ulgowe”.
– Każdy współczuł tej biednej kobiecie. Nieważne: chłop czy biznesmen – mówi mieszkaniec Wąbrzeźna. – A to był przecież ksiądz. Co on sobie myślał?
Kiedy za sprawą mediów problem stał się głośny, ks. Jan Kalinowski zabrał głos. Ale nie wyjaśnił, dlaczego w sprawie tragedii rodziny Firchowów nie wykazał się empatią. Twierdził tylko, że podłoże konfliktu jest inne. Według niego chodziło o to, że rodzina zmarłego nie mogła się dogadać co do miejsca pochówku 37-letniego Rafała i dlatego decyzja o pogrzebie była przeciągana.
Podobną linię obrony przyjęła toruńska kuria. Jej rzecznik, ks. Andrzej Nowicki, przesłał prasie krótkie oświadczenie: „Rozmowa wyjaśniająca, przeprowadzona w dniu 20 lutego b.r. z panią Gertrudą Firchow, matką zmarłego, ukazała zupełnie inne podłoże tej przykrej sprawy. Chodzi nie o opłaty za pochówek, ale o miejsce pochówku. W tej sprawie powstał konflikt rodzinny. Nie ma w niej zgody, gdzie ma być pochowany śp. Rafał. Proboszcz oczekuje na uzgodnioną decyzję rodziny zmarłego (…)”.
W rozmowie z „Tygodnikiem” Gertruda Firchow zaprzecza: – Konflikt był, ale przez chwilę, szybko się z resztą rodziny dogadaliśmy. Proboszczowi chodziło wyłącznie o pieniądze. Kiedy usłyszał, że nie zapłacę, bo nie mam nawet na chleb, odmówił. I tyle.
Sanktuarium w Wąbrzeźnie zbudowano na lekkim wzniesieniu. Dumnie góruje nad miejskimi zabudowaniami. Chodzę ciasnymi uliczkami miasta. Wokół stare, odrapane budynki, bloki komunalne i biedne domostwa. Trudno oprzeć się wrażeniu, że niewielu mieszkańców stać na pokrycie 2400 zł kosztów pogrzebu.
Drzwi do sanktuarium są zamknięte. Na plebanii otwiera mi przestraszona, starsza pani: – Księdza proboszcza nie ma, ja jestem tu tylko gościem. Proszę szukać w biurze parafialnym.
Długo czekam, aż ktoś otworzy mi drzwi.
– Proboszcza nie ma i nie będzie! – woła od progu pracownica biura. – Ja nic nie wiem, ja się tylko zajmuję biurem. Nie wiem, gdzie szukać księdza.
Zostawiam numer telefonu. Na próżno czekam na odpowiedź. Parafialny telefon też milczy.
Nigdy więcej
Jest ponury, zimny dzień. Ale nie na tyle, by pani Gertruda Firchow nie mogła wyjść na poszukiwanie jałmużny. Obecnie tylko z tego się utrzymuje: – Żebrzę o chleb. Żyję z tego, co oddadzą dobrzy ludzie. Można być dziadem, ale z godnością.
Mieszka w jednym z małych, szeregowych bloków, w których gnieździ się po kilka rodzin. Jej tragedia zaczęła się 24 lata temu, kiedy umarł jej ojciec. Siedem lat temu umarł jej mąż, niedługo potem córka. Miesiąc temu starszy syn Bogdan. A dzień po jego pogrzebie młodszy, Rafał.
Gertruda Firchow ma 700 zł renty. Czeka na zasiłek pogrzebowy. Narzeka, że po pogrzebach synów nie miała czym poczęstować bliskich: – Bo co, wody im nagotuję?
Czuje się poniżona przez proboszcza. Twierdzi, że kontaktował się z nią przez swoją sekretarkę. I nie obchodziło go nic poza pieniędzmi. Pani Gertruda mówi, że po najbliższych los zabrał jej jeszcze jedno. – Po tym, co się stało, nie wiem, czy kiedykolwiek pójdę do kościoła – mówi smutno.
Z zestawem pretensji wąbrzeskich parafian i pani Gertrudy idę do toruńskiej kurii. Rzecznika prasowego dzisiaj nie zastanę. Ks. Andrzej Nowicki nie odpisze też na mojego maila.
Przyjmuje mnie ksiądz w randze kanonika. Choć najpierw jest niechętny, w końcu decyduje się na rozmowę. Nalega, bym nie podawał jego nazwiska.
– Dlaczego doszło do takiej sytuacji jak ta w Wąbrzeźnie? – pytam.
– Księdza i sposób jego funkcjonowania też trzeba zrozumieć. Nie wolno bazować na medialnych informacjach, które wykoślawiają cały obraz – mówi ksiądz. – Każdy pracownik oczekuje zapłaty za swoją pracę. Grabarze też. A ksiądz musi tym grabarzom zapłacić. Jeśli nie otrzymuje za pochówek pieniędzy, musi wybrać między odmową a niepłaceniem pracownikom cmentarza.
– Dlaczego ks. Kalinowski wybrał to pierwsze?
– Nie wiem. To chyba nie jest pytanie do mnie. Trudno mi oceniać postawę proboszcza, zwłaszcza że o sprawie dowiedzieliśmy się długo po fakcie, dopiero kilka dni temu.
– Czy na proboszcza z Wąbrzeźna były już kiedyś podobne skargi?
– Tak, kilka – potwierdza rozmówca. – Ale zawsze, kiedy my wkraczaliśmy z interwencją, sprawy konfliktowe były już pozałatwiane. Do dzisiaj.
– Dlaczego więc sprawa się powtórzyła? Dlaczego wcześniej kuria nie starała się ks. Kalinowskiego zdyscyplinować?
– Proszę pana, nie wiem… – niecierpliwi się ksiądz. – Jakiś czas temu zmarła moja ciotka. Miała tylko mnie, a ja ją… I musiałem za wszystko zapłacić. Wie pan, ile? 6 tys. zł. Na zmarłych się nie zarabia. Choć jestem świadomy, że ta starsza pani była w innej sytuacji niż ja.
Ksiądz kanonik przyznaje: – Tę sprawę powinno załatwić się inaczej. Po prostu rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Żeby nikt nie czuł się skrzywdzony.
Wbrew obyczajom
Od księdza w kurii dostaję też grubą książkę, w której zawarte są przepisy kurii toruńskiej dotyczące pochówków. W „Uchwałach pierwszego synodu diecezji toruńskiej”, w „Instrukcji o pogrzebie kościelnym” znajduje się przepis nawiązujący do ogólnych przepisów prawa kanonicznego: „Kościół nie rozstrzyga o losie osoby zmarłej, pogrzeb zaś posiada charakter modlitwy wstawienniczej za zmarłego. Wypada więc jak najrzadziej odmawiać pogrzebu kościelnego, ograniczając się tylko do przypadków koniecznych, wziąwszy pod uwagę odnośne dyspozycje prawa powszechnego i nieusuwalne publiczne zgorszenie wiernych”.
Dalej czytamy: „Ofiara z racji pogrzebu jest zasadniczo dobrowolna. Ubodzy, którzy nie mogą złożyć ofiary, nie będą pozbawieni pogrzebu swoich bliskich z zachowaniem pełnej oprawy liturgicznej. Tą samą zasadą proboszcz kieruje się przy pogrzebie organizowanym przez ośrodki pomocy społecznej”.
Ksiądz przyznaje: w Wąbrzeźnie nie nastąpiło złamanie prawa kanonicznego, ale dobrego obyczaju: – Pozostaje się tylko modlić, żeby nigdy więcej podobna sytuacja się nie powtórzyła.
Schowaj miecz
Ks. Franciszek Kamecki, proboszcz parafii w Grucznie (woj. kujawsko-pomorskie) niedawno obchodził 50-lecie święceń kapłańskich. Od wielu lat publikuje w internecie sprawozdania finansowe parafii. Przyznaje, że czasem obrywa mu się za to od kolegów.
– Nie wierzę, po prostu nie wierzę – mówi „Tygodnikowi”, zapytany o komentarz do sprawy z Wąbrzeźna. – Przecież są przepisy, prawo kanoniczne, prawo cywilne jeszcze z 1962 r., wystarczy się do niego stosować! Ja rozumiem, że ludzie przychodzą do nas czasem z dziwnymi pretensjami. Dużo wymagają, czasem nie da się nic zrobić, bo niektórzy to pieniacze, którym trudno przemówić do rozumu. Ale to nie była taka sytuacja. Ja biorę za pogrzeb 1000 złotych. A tak naprawdę to 600 plus 400 zł to rachunek za śmieci, bo jest ich dużo i w skali roku płacę wysokie rachunki za ich wywóz, z czegoś muszę je pokrywać. I nigdy nie usłyszałem pretensji parafian, nigdy nie było u nas żadnych protestów.
– 2400 zł za pogrzeb to zdecydowanie za dużo – ciągnie ks. Kamecki. – Może ktoś tę kwotę zawyżył? Pomylił się? Aż trudno uwierzyć, żeby ksiądz tyle zażądał od tej kobiety. Chociaż muszę powiedzieć, że czasem wina nie leży tylko po naszej stronie. Wierni potrafią być hojni, ale nie dla kościoła. Ludzie potrafią zapłacić nie wiadomo ile za orkiestrę na weselu, albo pieczonego świniaka, ale za ślub dać 100 zł. Niedawno miałem taki przypadek. Ja udzielam sakramentów „co łaska” i nigdy nie mówię, ile ta „co łaska” ma wynosić. Ale nawet jeśli ktoś daje 100 zł, udzielam sakramentu. I nikomu się tym nie chwalę, bo dla mnie to wstyd. Moi koledzy nie lubią jawności. Czasem dostaję ostre reprymendy.
Ks. Kamecki dodaje: – Niech pan zauważy: ciągle mówimy „dać na tacę”. A to jest przecież koszyk, nie taca. To pokazuje, że w Kościele nawet w nazewnictwie nie potrafimy nic zmienić od dziesięcioleci, a co dopiero w kwestiach finansowych. To, co głosi papież Franciszek, jest po prostu super. Odpowiada mi jego styl, prostota i to, że nie ma klapek na oczach. Otwórzmy się na świat. Podchodźmy do wiernych spontanicznie, a nie urzędowo. Postawmy na tradycję, ale nie na tradycjonalizm. W przeciwnym razie nic w naszym Kościele się nie zmieni. W takich przypadkach jak ten z Wąbrzeźna pamiętajmy o słowach Pana Jezusa, który mówił jasno: „Schowaj miecz”. Schowajmy miecz, otwórzmy się na potrzeby ludzi. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2015