Powtórnie urodzone

Mają skórę, włosy, usta i oczy takie jak żywe dzieci. Dla niektórych są tylko figurkami do kolekcjonowania. Innym pomagają przeżyć traumę.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Jam Press / SplashNews / East News /
Jam Press / SplashNews / East News /

Staś ma śliczną buzię, małe rączki i kształtną główkę. Kiedy Olga go po tej główce głaszcze, kiedy go przebiera albo po prostu trzyma na rękach (blisko, jak najbliżej siebie), czuje ulgę i spokój. Spokój, którego nie czuła od bardzo dawna. Trzy lata temu była w ciąży i poroniła.

– Niby to przepracowałam, ale okazało się, że nie do końca – mówi. – Wtedy trafiłam na lalki reborn. Dowiedziałam się o nich przypadkowo, z wywiadu z kobietą, która zajmuje się malowaniem lalek zawodowo. Byłam jednocześnie przerażona i oczarowana ich realizmem i pięknem.

Czy pamięta moment, w którym trzymała „Stasia”, czyli lalkę do złudzenia przypominającą żywe dziecko, po raz pierwszy? – Aż za dobrze – mówi Olga. – Rozpakowałam przesyłkę, wyjęłam go z kartonu i aż się zachłysnęłam. Położyłam go na łóżku, patrzyłam na niego i zaczęłam płakać. Cała się trzęsłam, nie mogłam się uspokoić. Dotknęłam włosów… Był taki malutki, miękki. Taki prawdziwy.

Znamiona

Lalki reborn (ang. „powtórnie urodzone”, „odrodzone”) wyglądają jak kilkutygodniowe lub kilkumiesięczne dzieci. Ich wykonane z silikonu ciałka odwzorowane są z dbałością o każdy detal. Twórcy pamiętają o żyłkach, krostkach, odbarwieniach, znamionach, włosach, a nawet śladach po szczepionkach. Niektóre lalki wydzielają zapach podobny do zapachu małego dziecka.

Reborny można kupić – bezpośrednio od producenta (częściej producentki), na portalach aukcyjnych, w stacjonarnych sklepach z zabawkami. Ale społeczność skupiona wokół lalek woli mówić o „adopcji”. Adoptować można jedną lalkę, ale są kolekcjonerki, które gromadzą ich dziesiątki. Na forach i facebookowych grupach wymieniają się informacjami o ofertach, cenach, specyfikacjach danych modeli. Mogą je składać same – temu służą tworzone z niezwykłą starannością zestawy: rączek, nóżek, główek. Lalka od szanującego się twórcy posiada również certyfikat „urodzenia”, czyli tak naprawdę produkcji, a także wyprawkę: ubranka, smoczki, buteleczki z płynem przypominającym mleko.

Dla wielu posiadaczek lalek reborn to po prostu hobby. Kolekcjonują reborny jako piękne przedmioty, które stawiają na półce i podziwiają, by za jakiś czas wymienić je na nowe. Jest to pasja kosztowna: za dobrą lalkę trzeba dać od tysiąca do kilku, a czasem nawet 10 tys. zł. Ale kolekcjonerki są konsekwentne i gotowe poświęcić wiele, by zdobyć lalkę o jak najwyższym poziomie szczegółowości.

Wspierają się nawzajem, wysyłają życzenia i pozdrowienia, publikują zdjęcia ze specjalnych sesji z udziałem swoich lalek (przed Wielkanocą dominowały kolorowe stroje, wiosenna sceneria, zajączki i kurczaczki jako rekwizyty), informują o porach karmienia (zabawy, która przypomina prawdziwe karmienie) i snu.

Dla niektórych to rodzaj terapii lub psychologicznego substytutu. Niektóre decydują się na zlecenie wykonania lalki na podobieństwo zmarłego dziecka. Lub na wyobrażenie tego nienarodzonego.

Same dobre emocje

– Kilka lat temu, szukając w internecie lalki dla córki, natknęłam się na reborny. Zafascynowało mnie to, byłam w szoku, że lalka może być tak realna. Nie było we mnie strachu, ale same dobre emocje. Przede wszystkim ciekawość – opowiada Iwona Sarnecka. Ma 38 lat, pochodzi z Wadowic. Jest mamą 18-latki i 6-latka. Na Facebooku prowadzi dwie grupy dla pasjonatek rebornów. – Zaczęłam szukać informacji, gdzie tylko się dało. I kiedy dowiedziałam się, jakie są ceny takich lalek, zrozumiałam, że to raczej coś nieosiągalnego. Ale z tyłu głowy zostało marzenie. Ciągle zżerała mnie ciekawość, chciałam taką lalkę dotknąć, wziąć na ręce.

Kiedy trafiła na fora poświęcone tym lalkom, po raz pierwszy pomyślała, że jej marzenie nie jest dziwaczne, egzotyczne, rzadkie. Iwona: – Poznałam tam dojrzałe kobiety i nastolatki, ogromną społeczność. Pytałam, dlaczego te lalki kupują. Niektóre tylko kolekcjonowały, inne nie mogły mieć dzieci. Były też młode kobiety, które potrzebowały zaspokoić swój instynkt macierzyński, trochę tymi lalkami się „poopiekować”.

Chciała kupić pierwszą. Czuła, że nie może sobie na nią pozwolić z powodu ceny. Umówiła się na spłacenie jej w ratach, ale jak mówi, „impuls” był tak silny, że od razu przelała całą kwotę z odkładanych od dawna oszczędności. Wtedy pojawił się niedosyt. Bartuś – jak nazwała pierwszego reborna – nie miał takich szczegółów, jak lalki znajomych z forów internetowych.

Drugą lalkę złożyła z części. Poznała inną kolekcjonerkę, umówiły się na wymianę: noga za nogę, ręka za rękę. Z Bartusia zostawiła korpus. – Nie zaiskrzyło, drażniła mnie jej obecność w moim domu, do tego dzieci pytały: „Mamo, jak mogłaś oddać naszego Bartusia”. Miałam poczucie, jakbym coś straciła – opowiada Iwona. – Traktowałam lalkę jak przedmiot. Dopiero dzieci uświadomiły, że ten Bartuś był już częścią rodziny. Wtedy obiecałam sobie, że zrobię lalkę na podobieństwo córki z czasów, kiedy była maleńka.

Artystka Anna Danelska zrobiła dla niej pierwszą lalkę na zamówienie. – Nowiutką, piękną, dziewiczą. Ania była cierpliwa, a ja bywałam wymagająca. Chciałam, żeby lala miała potówki, zadrapania, marmurek, czyli taką siateczkę sinych żył pod cienką skórą – ta „Julka” miała być po prostu idealnie podobna do córki. I była. To od Ani wiele się nauczyłam – opowiada Iwona.

Dzisiaj sama tworzy lalki. – Dla mnie najważniejszy jest realizm. Wie pan, jak trudno namalować brwi? Jak trudno odwzorować włoski? Niewiele artystek potrafi to zrobić perfekcyjnie – mówi Iwona. – Ważne jest też obciążenie. Jeśli jest ono dobrze wykonane, lalka przelewa się nam przez ręce jak prawdziwy noworodek. I główka fajnie leci – trzeba ją wtedy podtrzymywać. Jak prawdziwą.

Iwona przyznaje, że inne emocje odczuwa na początku pracy nad lalką, inne pod koniec. – Najpierw jest duży stres, bo mam świadomość, że może to być dla kogoś bardzo ważne, że lalka stanie się częścią rodziny, domownikiem, być może kolejnym dzieckiem – mówi. – Pod koniec jest już niecierpliwe oczekiwanie. Czuję się wtedy jak matka spodziewająca się narodzin dziecka.

Bez kolek

Olga miała na początku tylko jeden kłopot: czy reborn ma być przez cały czas w zasięgu wzroku? – Zdecydowałam, że tak nie będzie. Dziś Staś jest w kokonie, w specjalnym miejscu, wyjmuję go tylko, gdy czuję potrzebę – mówi Olga. – Na początku było trochę inaczej. Zmieniałam piżamę rano i wieczorem, bo czułam, że tak trzeba. Ale pomyślałam: skoro zajmowanie się Stasiem miało mi pomóc, nie mogłam robić tego „bo trzeba”, tylko „bo chcę”.

Czy ciągła obecność otwartych oczu Stasia sprawiałaby jej dyskomfort? – Nie. Ale wie pan, mam trzy koty, które bardzo interesują się lalą, a nie chciałabym, żeby ją zniszczyły – mówi Olga.


Czytaj także: Małgorzata Majewska: Jestem osieroconym rodzicem

 


Malwina o rebornach dowiedziała się od koleżanki. I od razu zaczęła zbierać pieniądze, żeby sobie taką kupić. Dotąd kontaktu z dzieckiem uczyła się w opiece nad kuzynem. Ale to nie to samo, co własne. Kiedyś chciałaby zostać mamą, ale na to jest za wcześnie – jeszcze się uczy w szkole średniej. Zostaje jej reborn.

Magda, żona, mama 6-letniego chłopca, nie przeżyła straty, nie boryka się z traumą. Jest dojrzałą, spełnioną kobietą. Mimo to, kiedy dwa lata temu dostała przesyłkę z pierwszym rebornem, aż ręce trzęsły jej się z emocji. W jej przypadku o kupnie zdecydowała ciekawość. – Chciałam zobaczyć, czy te lalki są rzeczywiście aż tak realne. Trochę szydełkuję i chciałam mieć lalkę do przymierzania ciuszków. Otworzyłam paczkę i przepadłam – opowiada. – Była tak idealnie pomalowana, dopieszczona w każdym szczególe… Waga taka sama jak waga noworodka. Wszystko tak realne, że aż… nierealne.

Lalka dostała imię Gaja. – Wyglądała jak śpiące dziecko. We mnie była wtedy mieszanka emocji: strach, niedowierzanie, radość, wzruszenie, obawa, takie pozytywne zdziwienie, ciekawość. Później też poczucie bliskości – mówi Magda. – Kontakt z tymi lalkami to coś szczególnego dla każdej z kolekcjonerek. Niektóre trzymają je w gablotkach, inne mają wózki i chodzą na spacery. Ale każda z nas wie, że to lalka. Dla mnie są to po prostu piękne rzeczy tworzone z pasją.

Według Magdy reborny to takie spokojne macierzyństwo. – Bez kolek, nocnego wstawania, bez zmiany pieluch. Poza tym sprawdzają się w ratownictwie, w szkołach pielęgniarskich, w szkołach rodzenia, grają w filmach. W pewnym sensie są to „idealne dzieci”.

Po swojemu

Jednych realizm lalek zachwyca. W innych wzbudza lęk.

Olga: – Nawet moi najbliżsi znajomi nie rozumieją, co lala dla mnie oznacza. Uważają to za coś dziwnego. Dlatego często ją chowam, nie chcę, by jakiś niezapowiedziany gość ją zobaczył. Jedni myślą, że bardziej mi to zaszkodzi, niż pomoże, inni, że „wariatka, ma 30 lat i lalkę kupuje”. Ale kto nie doświadczył poronienia, nie ma pojęcia, co to znaczy i co może pomóc się z tym uporać. Ja myślę, że każda metoda jest dobra, o ile nie krzywdzi się innych.

Magda: – Wiem, że wielu ludzi uważa naszą pasję za coś dziwnego. Ja tego nie rozumiem. Dla nas lalki są tym, czym dla innych wędkowanie, grzybobranie, zloty samochodowe. Nikomu nie robię krzywdy. Zawsze wspierał mnie mój mąż, który sam ma nietypową pasję – zajmuje się astrofotografią, wykonuje zdjęcia przez teleskop. Ludzie w Polsce są bardzo zamknięci. Jeśli ktoś ma „inne” zainteresowania, od razu jest dziwny.

Kolej rzeczy

Karolina Jonderko za fotoreportaż o lalkach reborn i ich właścicielkach dostała nagrodę World Press Photo 2021.

– Podczas tej pracy najbardziej zaskoczyła mnie olbrzymia empatia, niezwykła czułość, a przy tym niesamowita odwaga tych kobiet – mówi. – Podziwiam je, że wybrały właśnie lalki reborn do pracy nad swoją stratą, traumą. Wiemy, jak mało tolerancyjne jest polskie społeczeństwo. Do dziś nawet wizyta u psychologa jest przez większość negatywnie odbierana, a osoba prosząca o pomoc jest postrzegana jako słaba. Wiem to z własnego doświadczenia.

Magda: – Przez kilka lat nie umiałam się przed sobą przyznać, że cierpię na nerwicę lękową. Zaczęło się to kilka lat temu i w pewnym momencie strach po prostu mnie paraliżował. Długo wyrzucałam sobie, że nie wiem, co się ze mną dzieje, że nie potrafię chłodno myśleć. Wtedy nawet spacer z dzieckiem był w pewnym sensie traumą. Teraz wszystko się ustabilizowało. Żyję z nerwicą, która jest uśpiona. To lalki stały się w pewnym sensie lekarstwem na ten codzienny strach. Ciężko to wytłumaczyć, ale trzymając je w dłoniach można się poczuć, jakby trzymało się dziecko.

Olga: – Niech pan sobie wyobrazi, że ktoś wyrwał panu kawałek serca bez znieczulenia. Właśnie tak znosi się poronienie. Czas po nim przetrwałam tylko dzięki psychoterapii. Czego się dzięki niej nauczyłam? Tego, że nigdy nie wiadomo, co i kiedy ukoi nasze cierpienie. Myślałam, że już do końca życia będę płakać na widok małych dzieci, mieć problem z ciążami koleżanek i liczyć, ile moje dziecko miałoby teraz lat, gdyby żyło.

Czy lalka „uzupełniła” psychoterapię? Przyspieszyła ją? – Taki był zamiar. Ale trudno powiedzieć, czy eksperyment się udał – przyznaje Olga. Na pewno „poczuła ulgę”. – Bo mogłam robić to, na co tak długo czekałam, czyli chodzić po sklepach dziecięcych, kupować akcesoria i ubranka. Potrzebowałam tego, bo w mojej głowie była myśl, że przecież taka jest kolej rzeczy, gdy zachodzi się w ciążę. Mnie taką możliwość los odebrał. Dzięki lalce mogłam się spełnić. Mogłam chodzić między półkami z ubrankami i uśmiechać się, bo mogłam je kupić, zamiast płakać nad tym, że nie mam w nie kogo ubrać.

Olga nie chce kolekcjonować rebornów. Nie kupi nowej, nie zamieni Stasia na kogoś innego. – Szczerze mówiąc, noszę się z zamiarem sprzedaży lalki – mówi. – Gdy spełni swoją terapeutyczną funkcję, nie będzie mi już potrzebna. ©

WORLD PRESS PHOTO 2021

Tegoroczne rozdanie WPP okazało się szczęśliwe dla polskich fotografów. Nominowana trójka, Karolina Jonderko, Natalia Kepesz, Tomasz Markowski, z konkursu wychodzi z nagrodami. Projekt Karoliny Jonderko stawia pytanie o to, czy potrzeba dawania miłości i poczucia bezpieczeństwa może być przelana również na niezwykle ­realistyczne lalki reborn. Z delikatnością podejmuje próbę pokazania codzienności w zmaganiu z macierzyńską bezradnością. Na początku tekstu prezentujemy jedno ze zdjęć z cyklu – kobieta z lalką reborn w wózku. ©(P) JT

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2021