Orlęta w potrzasku

Synowie afgańskiego generała studiują na wojskowej uczelni w Dęblinie. Ich kompetencje mogłyby służyć ojczyźnie. Ale wolny Afganistan upadł, a bracia nie liczą na szybki powrót.

30.08.2021

Czyta się kilka minut

Faiaz, syn afgańskiego generała Muhammada Haidara Naikpaia,  przed siedzibą Lotniczej Akademii Wojskowej w Dęblinie, sierpień 2021 r. / ALBERT ZAWADA DLA „TP”
Faiaz, syn afgańskiego generała Muhammada Haidara Naikpaia, przed siedzibą Lotniczej Akademii Wojskowej w Dęblinie, sierpień 2021 r. / ALBERT ZAWADA DLA „TP”

Poniedziałek, 16 sierpnia. Agencje prasowe podają wiadomość: talibowie zajęli Kabul. Tysiące Afgańczyków postanawiają rzucić dobytek i wydostać się z kraju na pokładzie jednego ze startujących ze stolicy samolotów.

Ale lotnisko jest już wtedy pułapką. Tylko w części zarządzane przez amerykańskich żołnierzy – resztę kontrolują talibowie, którzy szturmujących ludzi odganiają kolbami karabinów.

Jednocześnie w całym Kabulu ukrywają się ludzie, dla których władza talibów oznacza najprawdopodobniej okrutną śmierć. Wśród nich są współpracownicy Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie. Nie mogą tak po prostu zjawić się na lotnisku. Muszą się ukrywać, unikać posterunków, gubić tropy przed ścigającymi ich oddziałami talibów.

W takiej sytuacji znajduje się Muhammad Haidar Naikpai, generał wojsk specjalnych afgańskiej armii (odpowiednika polskiego dowództwa wojsk specjalnych kierującego m.in. jednostką GROM), współpracujący w przeszłości z polskimi żołnierzami z bazy w Ghazni. Kiedy polski rząd ogłasza wysłanie do Kabulu samolotów, które mają wywieźć z kraju współpracowników naszej armii, dla Naikpaia i jego rodziny zaczyna się gra o przetrwanie.

Na wieści w Polsce czekają jego synowie: Elyas i Faiaz, którzy siedem lat temu w wieku 13 i 14 lat przylecieli do Polski, by uczyć się w liceum lotniczym, a potem w Lotniczej Akademii Wojskowej w Dęblinie, zwanej „Szkołą Orląt”.

Kiedy upadł Kabul, bliscy Elyasa i Faiaza znaleźli się w potrzasku. Bracia – dziś mający po 22 i 21 lat – są jednymi z nielicznych Afgańczyków mieszkających w Polsce (według danych Urzędu do Spraw Cudzoziemców, osób pochodzenia afgańskiego posiadających uprawnienia do pobytu było do niedawna w Polsce 233). Większość stanowią tzw. uchodźcy przymusowi. W przypadku Elyasa i Faiaza jest inaczej: do Polski przyjechali z własnej woli i za zgodą rodziny, dzięki pomocy polskich wojskowych z bazy w Ghazni oraz dowódcy operacyjnemu Sił Zbrojnych gen. Markowi Tomaszyckiemu. Kompetencje, które u nas zdobędą, w wolnym Afganistanie mogłyby być na wagę złota.

Ale wygląda na to, że ludzie tacy jak bracia Naikpai mogą jeszcze długo nie być swojemu krajowi potrzebni.

Dom

Rok 1999. 35-milionowy kraj, którego górzyste tereny skrywają ogromne złoża żelaza, miedzi, złota i litu, od dawna dręczony jest wojnami domowymi. Od siedmiu lat państwem rządzą okrutni, uzbrojeni po zęby i nieprzebierający w środkach fanatycy religijni. Jak wynika z raportu Human Rights Watch z 1999 r., na północy kraju talibowie urządzają masakry cywilów, a w innych rejonach próbują kontrolować ludność przy pomocy ekstremalnie restrykcyjnej polityki, szczególnie wobec kobiet.

Mimo wszystko ludzie starają się żyć normalnie. Pracują w urzędach i ledwie zipiącym prywatnym sektorze, prowadzą małe lub większe biznesy, uprawiają rolę i handlują jej płodami na przeludnionych miejskich targach. Kabul jest 5-milionową metropolią, w której mimo wszystko toczy się gęste, uliczne życie.

W takim Afganistanie na świat przychodzi Elyas, a rok później Faiaz. Nie zapamiętają ostatnich lat pierwszego reżimu talibów – będą go znać jedynie z opowieści. Nie pamiętają też interwencji NATO z 2001 r., ataki na wieże WTC w Nowym Jorku znają z internetu. – W domu nie mówiło się o takich sprawach – opowiada Faiaz. – Tylko czasem rodzice opowiadali, że kiedy rządzili talibowie, to ludziom żyło się ciężko. Że kobiety nie mogły pracować i że musiały chodzić w chustach. Na co dzień po prostu staraliśmy się normalnie żyć.

Ich pierwsze wspomnienia to przydomowy ogród i zabawy z licznym rodzeństwem. Aromatyczna kuchnia mamy i gwar kabulskiej ulicy. A także mundur taty.

Mundur – dodajmy – nowej armii afgańskiej, szkolonej i zbrojonej już przez wojska NATO. – Wiedzieliśmy, że tata pracuje w armii, i bardzo nam się to podobało – opowiada młodszy Faiaz. Elyas dodaje: – U nas szanuje się ojca i jego zdanie. Ale każdy z nas mógł spełniać się w tym, co lubił. Ja grałem w piłkę, Faiaz ćwiczył zapasy. A później razem zamarzyliśmy, żeby zostać żołnierzami.

Faiaz śmieje się: – Tak, byliśmy typowymi dziećmi wojskowego. Nie był jakimś tyranem i nigdy nie zrobił nam krzywdy. Ale wszystko musiało być tak, jak tata powiedział.

Samolot

Elyas i Faiaz od wczesnych lat mają talent do sportu. – Zapasy to sport uczący cierpliwości i pracy nad sobą – mówi młodszy z braci. – Ostatnio trenuję też MMA, to sport przyszłości. W nim ważna jest każda część ciała, każdy mięsień. Ważna jest też głowa, myślenie strategiczne. Przewidywanie ruchu przeciwnika, unik, chwyt w odpowiednim czasie i z odpowiednią siłą.

Po szkole jeżdżą na treningi, chociaż na ulicach ciągle bywa niebezpiecznie. Talibowie nigdy nie zrezygnowali ze swoich ambicji, ciągle podkładają bomby, a w atakach terrorystycznych giną niewinni ludzie. Rodzina Naikpai nie jest szczególnie zamożna, bo nawet oficerowie nie zarabiają wiele. Ale w domu ­Elyasa i Faiaza niczego nie brakuje. Ich ojciec cieszy się szczególnym respektem sąsiadów. Rozsądnie myślący Afgańczycy nie chcą władzy talibów, a to właśnie wojska NATO i współpracujący z nimi miejscowi są gwarantem, że radykałowie nie powrócą.

Dlaczego to właśnie kilkunastoletni chłopcy wyjadą do Polski, by uczyć się na wojskowych? Prawdopodobnie decyduje o tym przypadek. Są „środkowymi” dziećmi z dziesięciorga rodzeństwa. Starsze potomstwo dba już o dom, kończy szkoły i idzie do pracy. Kiedy pojawia się możliwość wyjazdu do szkoły w Polsce, po prostu pada na Elyasa i Faiaza. Wyjazd i możliwość nauki w Polsce pomagają załatwić koledzy gen. Naikpaia z polskiego kontyngentu w Afganistanie.

Kilka łez przy pożegnaniu, długi lot i lądowanie na Okęciu. – Pamiętam tylko, że jak zobaczyłem Warszawę, to miałem takie „wow!”. Było tu zupełnie inaczej niż w Afganistanie – opowiada młodszy z braci. Nie pamięta, jaka była pora dnia i co wtedy czuł. Wie tylko, że na horyzoncie widział piękne słońce, również inne niż w Kabulu. – Do dziś to pamiętam – mówi Faiaz. – Potem długo jechaliśmy i słońce nagle zaszło. Od razu zrobiło się ciemno. Na miejsce dotarliśmy po zmroku.

Rano pobudka i pierwsze zderzenie z nowym światem: polskie śniadanie. Domowa, afgańska kuchnia to do dzisiaj coś, za czym bracia tęsknią najbardziej.

Egzamin

Początkowo Dęblin nie robi na nich dobrego wrażenia. Kilka uliczek, przy nich banki, sklepy, kwiaciarnie, apteki, knajpki. Pędzący za swoimi sprawami ludzie, ze zdziwieniem patrzący na ciemniejszy odcień skóry.

Ale poza ścisłym centrum jest już dużo ładniej. Wojskowa uczelnia mieści się w kompleksie kilkunastu przedwojennych budynków. Obok piękny park, po którym chodzą uczniowie, studenci i kadra: wszyscy w mundurach i pod pagonami.

Elyas i Faiaz trafiają razem do pierwszej klasy liceum. Uczą się z Polakami i wyłącznie po polsku. Z początku towarzyszy im tłumacz. Pomaga w załatwianiu spraw, dogadywaniu się z nauczycielami i kolegami z klasy. Z czasem przestaje być potrzebny, a chłopcy naturalnie wsiąkają w szkolną społeczność. Z polskiego zdają maturę, taką samą jak Polacy. Na rozwiązanie zadań mają tylko pół godziny więcej od innych.

W tym czasie Afganistan zmienia się nie do poznania. 20 procent kobiet ma stałe zatrudnienie, 3,5 mln dziewczynek uczy się w afgańskich szkołach (przypomnijmy: w 1999 r. liczba ta wynosiła 9 tys.). Ludzie zdążyli już przyzwyczaić się do obywatelskich swobód. Powoli rozwija się nawet turystyka – gałąź biznesu, która za rządów talibów praktycznie nie istniała. Kabul nowocześnieje.

Jednocześnie talibowie ciągle pozostają silni i choć stracili władzę, nadal ­planują zaprowadzenie własnych porządków, jeśli tylko przydarzy się okazja. A ta zaczyna się klarować: Amerykanie zapowiadają wycofanie swoich wojsk z Afganistanu. Afgańskich przywódców o ból głowy przyprawia pytanie: czy to jest państwo gotowe na samodzielne rządy?

Na razie gen. Naikpai pracuje w bazie w Ghazni, z biegiem czasu awansuje, staje się ważnym oficerem w afgańskich siłach specjalnych. W przyszłość nie spogląda jeszcze ze strachem. Czuje się „przyjacielem Polski” i czuje dumę z uczących się w Europie synów.

Tymczasem Elyas i Faiaz zdają maturę i wybierają pozostanie w Polsce. Chcą studiować. Czują, że teraz ich dom jest także w Dęblinie.

Mundur

Po liceum nie udaje im się dostać na kierunek wojskowy. Jednym z głównych problemów jest brak polskiego obywatelstwa. Na razie nie zostaną więc lotnikami, „orlętami z Dęblina”. Studiują na kierunku cywilnym: bezpieczeństwo narodowe z cyberbezpieczeństwem. Poznają tajniki wojny hybrydowej, coraz bardziej powszechnej w dzisiejszych czasach. I nie narzekają. – Żołnierzem jest się nawet bez munduru – mówi z dumą Faiaz.

W Dęblinie spełnia dwa ze swoich największych marzeń: lata szybowcem i skacze ze spadochronem. W powietrzu czuł się tak, jak powinien się czuć każdy lotnik: całkowicie wolny.

Miasto

Pada zimny, sierpniowy deszcz. Faiaz mówi, że zdążył się przyzwyczaić. Zaprasza na obiad do ulubionej knajpki. Idziemy obok głównej ulicy w mieście i omijamy rosnące kałuże. Faiaz wskazuje kolorowe szyldy palcem i objaśnia: – Ten kebab prowadzi Hindus, ten Turek, a ten chłopak z Bangladeszu. Często do nich przychodzę, żeby zjeść i pogadać. Czasem rozmawiamy po polsku, a czasem po persku, żeby nie zapomnieć języka.

W barze siedzi grupa młodych Polaków. Czekają na swoje kanapki i co chwilę podnoszą wzrok znad telefonów, by przyjrzeć się Faiazowi. – W Dęblinie nikt mnie nie zaatakował, nigdy nie musiałem się bronić. Zresztą, to jest małe miasto i wszyscy wiedzą, że trenuję MMA. Wolą się nie wychylać – uśmiecha się Faiaz i sprawdza, jak smakuje mi turecki falafel.

Starszy Elyas przyznaje: od czasu do czasu słyszy wyzwiska. Do nich, jak do polskiego deszczu, też zdążył już przywyknąć. – Najczęściej wyzywają pijani. Alkohol sprawia, że nie wiedzą, co mówią – twierdzi. I podkreśla, że Polacy na trzeźwo są bardziej przyjaźni.

Na początku obu braciom pomogli koledzy z klasy. Tłumaczyli, podpowiadali, a czasem zapraszali do siebie. Faiaz spędził kiedyś dziesięć dni w domu polskiej rodziny w okresie świąt Bożego Narodzenia. – Było bardzo miło – mówi. – Dużo jedzenia. Pierogi i bigos.

Obaj lubią pograć w gry komputerowe, a Faiaz od czasu do czasu jedzie z kumplami postrzelać w paintballa. – Wbrew pozorom, nie jest to prosta gra. Trzeba ustalić role, przewidywać ruchy przeciwników itd. – tłumaczy. I uśmiecha się: – Ja w strategii jestem dobry. Gorzej z celnością.

Biurokracja

W środę 18 sierpnia ciągle nie wiadomo, czy gen. Naikpaiowi uda się wydostać z kraju. W czwartek rano przychodzi wiadomość: „Wylądował”.

Dziś jeszcze nie wiadomo, jak udało mu się wymknąć talibom. Z pewnością nie byłoby to możliwe bez pomocy przyjaciół w Afganistanie i w Polsce, skąd koordynowana była akcja przedostania się na pokład polskiego samolotu.

Z ojcem spotkał się na razie Elyas. Faiaz dołączy do rodziny później. Potem: powrót na uczelnię i nauka. Najlepiej „na żywo”, a nie zdalnie. Żeby można się było spotkać z przyjaciółmi.

Obaj są na trzecim roku. A co potem? To się okaże. – Czy chciałbym założyć rodzinę? Tego jeszcze nie wiem. Za młody jestem, żeby o tym myśleć – uśmiecha się Faiaz.

Bracia przebywają w Polsce na podstawie dokumentu przewidzianego Konwencją Genewską, wydawanego raz na dwa lata cudzoziemcom o statusie uchodźcy. Starają się o polskie obywatelstwo, choć z tym jest kłopot.


Sprawdź nasz serwis specjalny poświecony aktualnej sytuacji w Afganistanie


 

Mimo zapewnień, że chcą żyć i pracować w Polsce, ich sprawa w dziwny sposób utknęła w urzędowym systemie i nadal nie może być pozytywnie rozwiązana. – Co chwilę składamy jakieś dokumenty i co chwilę wymagane są nowe – mówi Faiaz.

Czy jeśli bracia zostaną w Polsce, znajdą tu swoje stałe miejsce na ziemi? Czy znajdą pracę w wyuczonym zawodzie i czy nie porzucą marzeń o wojsku?

I czy kiedykolwiek wrócą do Afganistanu? Jeśli wrócą: jaki kraj zastaną? Na razie są w zawieszeniu. Muszą czekać – jak ci na kabulskim lotnisku, którym nie udało się dosięgnąć wejścia do samolotu.

Bóg

Nadal wierzą w swój naród. Mają nadzieję, że Afgańczycy oprą się władzy radykałów. – Talibowie nie będą rządzić długo – uważa młodszy z braci. – Kiedy muszą kierować państwem, wojskiem, gospodarką, to zaczynają się gubić.

– To ludzie, którzy idą do boju z Bogiem na ustach, ale tak naprawdę Allah nie jest dla nich ważny. Nie znają Koranu, a wielu z nich nie potrafi nawet czytać i pisać. Potrafią się tylko bić, strzelać, ucinać głowy i ręce – mówi Faiaz. Podkreśla, że sam jest wierzący. Koran czytał dwa razy i nigdzie nie znalazł zapisów, że muzułmanin ma zabijać w imię Allaha.

Według Elyasa zwykli mieszkańcy Afganistanu nie mają nic wspólnego z radykalnym islamem. Dla większości Afgańczyków powrót talibów to koszmar i cofnięcie się o kilka dekad. Nie wierzą w ich zapewnienia, że nie będą się mścić na sprzymierzeńcach Zachodu i że w kraju będzie można żyć i pracować normalnie.

Na manipulację talibów są za to podatni wychowani w biedzie, pozbawieni wykształcenia młodzi ludzie, którzy zasilają ich szeregi. – Talibowie wręczają tym ludziom kluczyk, taki zwykły, metalowy klucz do drzwi. I wmawiają, że to klucze do raju. Z tymi kluczami młodzi talibowie rzucają się do walki albo wysadzają w powietrze – opowiada Faiaz.

I dodaje: – Kiedy ludzie zaczną odczuwać głód, zbuntują się. A wtedy Afganistan, jeśli Bóg da, znowu stanie się wolny. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2021