Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W Ewangelii według św. Mateusza zamyka m.in. perykopę o śmierci Jana Chrzciciela: "Herod kazał pochwycić Jana i związanego wrzucić do więzienia. Powodem była Herodiada, żona brata jego, Filipa. Jan bowiem upominał go: »Nie wolno ci jej trzymać« (...). Kiedy obchodzono urodziny Heroda, tańczyła córka Herodiady wobec gości i spodobała się Herodowi. Zatem pod przysięgą obiecał jej dać wszystko, o cokolwiek poprosi (...). »Daj mi - rzekła - tu na misie głowę Jana Chrzciciela« (...). Posłał więc kata i kazał ściąć Jana. Przyniesiono głowę jego na misie i dano dziewczęciu, a ona zaniosła ją swojej matce. Uczniowie zaś Jana przyszli, zabrali jego ciało i pogrzebali je, a potem poszli i donieśli [grec. appaggeilan] o tym Jezusowi" (Mt 14, 3-12).
Pamiętam, jak wielokrotnie burzyłem się w duchu czytając tę Ewangelię podczas liturgii. Z jakim trudem przechodziły mi przez usta słowa końcowej aklamacji: "Oto Słowo Pańskie!". I odpowiedź: "Chwała Tobie, Chryste!".
Chwała za co? Za tak bezsensowną i niespodziewaną śmierć największego spośród narodzonych z niewiasty? Proroka zabitego przez przysięgę króla daną po pijanemu? Przez kaprys niemoralnej dziewczyny i jej zawziętej matki...
Gdzie w tym wszystkim jest sens? Jaka Ewangelia - Dobra Nowina? W jaki sposób można pojednać się wewnętrznie z tym wydarzeniem? Z tą perykopą? Czy jest w niej choć jedno słowo otwierające jakąś inną - sensowną - perspektywę?!
JEST. I słowem tym jest właśnie appaggeilan - "donieśli", "opowiedzieli", "złożyli raport" Jezusowi. To była w tym momencie jedyna sensowna rzecz, jaką mogli uczynić uczniowie Jana. Skonfrontowani z całym absurdem śmierci ich nauczyciela, z całym jej okrucieństwem, gwałtownością, nagłością, niesprawiedliwością - mogli pójść i opowiedzieć o tym Jezusowi.
Co dzieje się z nami (i w nas), kiedy zdecydujemy się o takich wydarzeniach opowiedzieć Jezusowi? Czy odzyskujemy choć trochę wewnętrznego spokoju? Przekonania, że Bóg ostatecznie nie wypuszcza naszych losów i dziejów świata ze swoich rąk? Czy modyfikujemy w sobie emocje, których w nas jest pełno: cisnącą się w umysł i serce nienawiść do Heroda? Bezwzględne potępienie Herodiady i jej córki? Gorzką zawziętość zemsty?
Myślę o uczniach Jana i o tym, co uczynili, by się zmierzyć ze śmiercią ich mistrza, gdyż szukam słowa zdolnego przeprowadzić nas przez rocznicę 10 kwietnia. Czy nie najlepszym sposobem na jej przeżycie jest "pójść i złożyć raport" o tym, co się stało - Jezusowi? Z zawierzeniem, że to opowiadanie nas zmieni?