Alergie i amnezje

Antykatolicyzm, chrystofobia, świecka agresja ideologiczna, laicki fundamentalizm: chrześcijaństwo weszło w Nowy Rok przy akompaniamencie groźnie brzmiących haseł. Po obu stronach barykady umacnia się przekonanie, że Europę - zdaniem niektórych, również Polskę - czeka światopoglądowa wojna.

16.01.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

W preambule Traktatu Konstytucyjnego Unii Europejskiej zabrakło odniesienia do chrześcijańskiego dziedzictwa Starego Kontynentu.

We Francji wprowadzono zakaz noszenia w szkołach publicznych muzułmańskich chust, żydowskich kip i dużych krzyży.

Przez Europę przetoczyła się gwałtowna dyskusja wokół sprawy Rocco Buttiglionego, który nie został komisarzem UE ds. sprawiedliwości, wolności i bezpieczeństwa. Podczas przesłuchania przed Parlamentem Europejskim stwierdził, że jako chrześcijanin uważa homoseksualizm za grzech. Choć zaznaczył, że osobiste poglądy nie wpłyną na sprawowanie przez niego urzędu, ponieważ jest przeciwnikiem dyskryminowania kogokolwiek - jego kandydatura przepadła.

Pod koniec czerwca 2004 r. szwedzki sąd skazał pastora Ake Greena z Kościoła Zielonoświątkowców na miesiąc więzienia za podburzanie przeciwko mniejszościom seksualnym, ponieważ w kazaniu ostro krytykował homoseksualizm, przede wszystkim w oparciu o cytaty z Biblii.

Od kilku tygodni polską publicystykę zdominowała sztokholmska wypowiedź Magdaleny Środy, pełnomocnika rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, że istnieją związki - pośrednie, poprzez kulturę - między katolicyzmem i przemocą wobec kobiet.

W okresie Bożego Narodzenia informowano o usuwaniu świątecznych symboli z przestrzeni publicznych. W północnych Włoszech zrezygnowano z budowania przez uczniów szopki; w zamian zaproponowano inscenizację “Czerwonego Kapturka" - żeby nie urazić mniejszości. Merowi jednego z francuskich miast zwrócono świąteczne paczki dla uczniów, ponieważ wśród prezentów znalazła się m.in. postać św. Mikołaja z czekolady. Protestowano też przeciw stawianiu choinek czy dzieleniu się opłatkiem.

Krytyka stara jak Kościół

“Od dawna już - od samego początku - chrześcijaństwo ustawicznie jest atakowane, mimo że nie zawsze z tej samej strony ani przez tego samego typu przeciwnika, ani tą samą bronią" - pisał przed prawie sześćdziesięciu laty o. Henri de Lubac w “Dramacie humanizmu ateistycznego". Jezuita wymienił pięć najważniejszych miejsc, w które uderza nieprzyjazna krytyka. Po pierwsze, “wstrząsane są historyczne fundamenty naszych prawd wiary. Pole walki wyznacza krytyka i egzegeza biblijna, historia źródeł chrześcijaństwa, historia dogmatów i instytucji Kościoła". Inni w ogóle negują istnienie świata nadprzyrodzonego. Po “historykach i metafizykach lub też krok w krok z nimi idą politycy: ci zaś czepiają się raczej Kościoła, jego rzekomego pragnienia ziemskiej dominacji; wielu z nich nie tylko przeciwstawia się wszelkiej ingerencji Kościoła w sprawy państwa, lecz ponadto chce pozbawić chrześcijaństwo wszelkiego wpływu na bieg ludzkich spraw". Po czwarte, opowiada się, że Kościół trzyma z bogaczami i możnymi, zaś religia jest opium dla ludu, krępującym masy w ryzach hierarchicznego ucisku. Wreszcie, podcina się “samą chrześcijańską koncepcję życia, chrześcijańską duchowość, wewnętrzną postawę, która przed każdym czynem i wszelkim zewnętrznym gestem świadczy o chrześcijaninie".

Przedstawione na początku zdarzenia z ostatnich kilku miesięcy można zakwalifikować, na razie nie rozstrzygając o ich szkodliwości, przede wszystkim jako usuwanie przejawów chrześcijaństwa z życia publicznego, rzadziej - jako krytykę chrześcijańskich koncepcji życia. Tymczasem jednak warto rozpatrzyć wiele nieporozumień i przekłamań, które narosły wokół tych incydentów.

Symbole: ideologia i reklama

Na początek - symbolika bożonarodzeniowa. Semiotycy tłumaczą, że związek między materialną formą symbolu, np. noszonym na szyi krzyżykiem, i jego znaczeniem, ma charakter konwencjonalny; opiera się na umowie, która obowiązuje między użytkownikami znaku. Jak pisze Maciej Mrozowski z Uniwersytetu Warszawskiego, symbol krzyża “denotuje drewniany przedmiot, który w starożytnym Rzymie służył do wykonywania kary śmierci i na którym ukrzyżowano Chrystusa". Poza denotacją, czyli znaczeniem pierwotnym, znak niesie również konotację, w uproszczeniu - pozytywne bądź negatywne skojarzenia. Krucyfiks “kojarzy się przede wszystkim z męką Chrystusa, a więc niezawinionym cierpieniem w imię prawdy

i dobra, ale konotuje też karanie łotrów, czyli mękę sprawiedliwą, bo zawinioną". Trzeci poziom odczytania stanowi tzw. znaczenie mityczne, które pozwala obserwatorowi odrzucić wszelkie możliwe, lecz niewłaściwe konotacje, np. wspomniane rozumienie krzyża jako metody egzekucji. Tym samym krucyfiks stał się w naszym kręgu kulturowym symbolem przede wszystkim “opowieści o życiu, śmierci i zmartwychwstaniu".

Powtórzmy: symbole, również ich znaczenia, zawsze funkcjonują w określonych okolicznościach i kontekście, przede wszystkim kulturowym. Właściciel sieci domów handlowych, który polecił ustawić w nich choinki, nie zamierza przecież komunikować klientom, że wierzy w Chrystusa. To właśnie sedno sprawy: chrześcijańska symbolika jest nie tylko uniwersalna i chłonna (od kilkunastu wieków korzysta z tradycji niegdyś pogańskich), ale również elastyczna, co sprawia, że często funkcjonuje poza kontekstem stricte religijnym. Opłatkowe spotkanie w Sejmie, szkole czy prywatnym przedsiębiorstwie nie świadczy o braku poszanowania dla niewierzących czy dążeniu Kościoła do uprzywilejowanego miejsca w państwie. Przede wszystkim wrosło w system lokalnych zwyczajów; dla wielu uczestników, także niezwiązanych z Kościołem, stanowi po prostu okazję do złożenia życzeń. Na rzecz można spoglądać także z perspektywy pragmatyki życia społecznego: podzielenie się opłatkiem pomaga rozładować konflikty i zintegrować grupę. Dlatego postulaty usunięcia choinek z urzędów czy szopek ze szkół wynikają - jak ostatnio słyszymy - nie tylko z ideologicznych alergii na chrześcijaństwo, ale również z niezrozumienia roli symboliki. Gdyby bowiem konsekwentnie stosować tę logikę, należałoby np. zakazać logo Czerwonego Krzyża, żeby nie dyskryminować niewierzących.

Trzeba także dokonać istotnego rozróżnienia: czymś innym niż rugowanie - w imię fałszywie interpretowanego poszanowania mniejszości - symboli pochodzenia chrześcijańskiego jest zeświecczenie znaczenia tych symboli oraz niepamięć o ich religijnych korzeniach. Tymczasem między tymi dwoma procesami notorycznie stawia się znak równości. Weźmy przykład postaci św. Mikołaja, biskupa Myry, którego zastąpiono - jak niedawno mówił abp Henryk Muszyński - “krasnalkami reklamującymi Coca-Colę". Nie mamy tu do czynienia z ideologicznie motywowanym spychaniem religii na margines życia społecznego. To maszyneria marketingu i reklamy pochłania i zniekształca chrześcijańską symbolikę, aby stymulować wskaźniki sprzedaży.

Dlatego zadaniem chrześcijan jest przypominać, skąd się wzięły, jak powinny wyglądać i jak należy odczytywać owe symbole. Ich rangi, właściwych form i znaczenia nie można narzucić odgórnie, za pomocą ustaw czy nakazów. Tu należy wykonać pracę u podstaw - edukować na katechezie, z ambony, w mediach. Warto przypomnieć, że przyczynkiem do tych działań stał się opublikowany przed czterema laty na naszych łamach artykuł Dariusza Karłowicza, w którym autor ostrzegał przed skarykaturyzowaniem postaci św. Mikołaja dla celów rynkowych (“TP", nr 52-53/2000). To nie była walka z wiatrakami: przed minionym właśnie Bożym Narodzeniem w prasie, również w gazetach niekatolickich, ukazało się sporo artykułów poświęconych pochodzeniu symboliki oraz ikonografii świąt.

Fakty i mity

Krótko o preambule unijnego Traktatu Konstytucyjnego: z przesadną dezynwolturą Roman Graczyk rozprawił się z krytykami konstytucji, przede wszystkim z Jarosławem Gowinem i Bronisławem Wildsteinem (“TP", nr 52/2004). Publicysta “Gazety" napisał m.in.: “Naturalnie, można się zastanawiać, czy preambuła nie byłaby lepsza z ową wzmianką o chrześcijaństwie. Tym niemniej problem daje się opisać w kategoriach »lepsze« - »gorsze«, stosowanie zaś kategorii »prawda« - »kłamstwo« sztucznie dramatyzuje spór i prowadzi do fałszywych wniosków (np. w postaci postulatu odrzucenia całej konstytucji)".

Bez wątpienia w sporze wokół preambuły pomieszano dwa porządki. W niedługim tekście, od początku skazanym na generalizacje, zamierzano wymienić wartości, stanowiące podstawy działania Unii, co - oczywiście - wymagało opartego na kompromisie wyboru. Problem w tym, że rozpętano również dyskusję o historycznych oraz kulturowych korzeniach kontynentu. Tu zaś przesuwamy się z płaszczyzny nieskrępowanego deklarowania ideałów na grunt faktów. Wykreślenie chrześcijaństwa ze szczegółowego katalogu źródeł Europy, uwzględniającego pierwotnie np. Oświecenie, było przecież zafałszowaniem historii. Trudno mówić w tym przypadku, jak sugerował Graczyk, o rozwiązaniach lepszych i gorszych.

Koniec końców, Konwent zdecydował się na formułę abstrakcyjną, a co za tym idzie kompromisową: “Inspirowani kulturowym, religijnym i humanistycznym dziedzictwem Europy...". Niesmak jednak pozostał. Tym większy, że nie chodziło wcale o - jak czasem sugerowano - grę interesów między laicką Francją i żądnym splendorów Kościołem, ale spierano się o stwierdzenie - zdawałoby się: oczywistego - faktu.

Ratyfikacja Traktatu Konstytucyjnego podzieli wierzących. Stolica Apostolska wyrażała ubolewanie, że wzmianka o chrześcijańskich korzeniach kontynentu nie znalazła się w preambule. Jednocześnie Papież mówił o “wysoce znaczącym momencie w budowie »nowej Europy«, na którą wciąż patrzymy z ufnością", co należałoby odczytać jako wyraz poparcia. Jednak trudno się dziwić, że wielu rozgoryczonych chrześcijan głosować będzie przeciw konstytucji. Jedno powinno być jasne: jeżeli Traktat ratyfikują wszystkie kraje członkowskie, wówczas Europejczycy powinni strzec, aby punkt 3. artykułu 52. - stanowiący, że Unia utrzymuje z Kościołami oraz wspólnotami religijnymi “otwarty, przejrzysty i regularny dialog" - nie pozostał martwą literą.

Inny przykład pomieszania porządków stanowi zakaz noszenia we francuskich szkołach publicznych muzułmańskich chust. Na pewno jednym z motywów, o ile nie główną przyczyną, która kierowała ustawodawcami, były kłopoty z asymilacją rozrastającej się społeczności muzułmańskiej. Tu rodzi się pytanie, jak usunięcie ze szkół chust islamskich, żydowskich kip i dużych krzyży ma przyspieszyć integrację arabskich imigrantów? Można również przyjąć, że celem ustawy była ochrona świeckości życia publicznego, Wówczas należałoby jednak pamiętać, że - jak przypomina np. mufti Tomasz Miśkiewicz - chusta wiąże się nie tyle z religią, ile z wywodzącą się z religii kulturą. Przed rokiem w Strefie Gazy dowiedziałem się, że wiele kobiet zaczęło nosić chusty dopiero po wybuchu intifady; chusta wyraża tam przede wszystkim narodowy opór. Podsumowując, strach przed fundamentalistami islamskimi - nieraz irracjonalny, czasem uzasadniony - połączony z mizerną asymilacją imigrantów prowadzi nieraz do rozwiązań absurdalnych: państwo zaostrza wymogi laickości, tym samym stawiając pod znakiem zapytania wolność wyznawania i manifestowania przekonań religijnych.

Również w rozumieniu zasady rozdziału Kościoła od władz świeckich oraz neutralności światopoglądowej państwa dochodzi do niepokojących przewartościowań. Ta druga reguła, o czym zapominamy, stanowi pochodną równości obywateli wobec prawa. Krótko mówiąc, chodzi o gwarancję, że ze względu na wyznanie nikt nie będzie ani prześladowany, ani nagradzany dodatkowymi przywilejami. Tymczasem powoli upowszechnia się błędne przekonanie, że neutralność światopoglądowa oznacza zepchnięcie religii wyłącznie do życia prywatnego. Tym samym - paradoksalnie, w imię demokratyzmu - narusza się podstawowe wolności wierzących obywateli.

Co zaś się tyczy zasady rozdziału Kościoła od państwa, można w tym przypadku wymienić kilka modeli, choćby separację wrogą (Francja) czy skoordynowaną, np. w Niemczech, gdzie Kościół i państwo w oparciu o dwustronne porozumienia współdziałają dla dobra ogółu. Podobną formułę stanowi idea zawarta w pierwszym artykule naszego Konkordatu: “Rzeczpospolita Polska i Stolica Apostolska potwierdzają, że Państwo i Kościół katolicki są - każde w swojej dziedzinie - niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego".

Każdy kraj wybiera drogę zgodną z własnymi doświadczeniami, ustrojem i wolą większości obywateli. Dlatego w punkcie 1. artykułu 52. Traktatu Konstytucyjnego czytamy: “Unia szanuje status przyznany na mocy prawa krajowego kościołom i stowarzyszeniom lub wspólnotom religijnym w Państwach Członkowskich i nie narusza tego statusu". Jeżeli ów zapis będzie traktowany serio, można żywić nadzieję, że wbrew woli krajów członkowskich nie będzie forsowany model laicyzmu Republiki Francuskiej.

Europa na rozdrożu

Obrońcy Magdaleny Środy sugerowali, że jej wypowiedź - bez względu na wartość merytoryczną - przyniesie dobry skutek, ponieważ zainicjuje społeczną debatę o przemocy wobec kobiet. To zaś pozwoli zintensyfikować przeciwdziałanie tym przestępstwom. Niestety, gazety pełne są dziś artykułów, w których mało napisano o maltretowaniu w rodzinach, natomiast bardzo wiele o Kościele. Namiętnie debatuje się np., czy nauka św. Pawła przyczynia się do dyskryminowania kobiet, dlaczego katolicy głoszą nierozerwalność małżeństwa, czy wśród Polaków pokutuje lęk przed krytykowaniem Kościoła, za co przepraszał Jan Paweł II w Roku Jubileuszowym, czy czeka nas ideologiczne starcie między laicką lewicą i wierzącymi, czym zajmuje się teologia feministyczna, czy minister Środa wypowiedziała wojnę instytucji rodziny, czy w Polsce zwalcza się chrześcijan itd. O kobietach - zapomniano.

Wypowiedź ze Sztokholmu przyniosła niepowetowane straty; zachodnie spory o miejsce wiary i religii w życiu publicznym - dotychczas obserwowane i komentowane w Polsce w pewnym sensie z oddali - nagle przeniesiono na rodzimy grunt. Po gorących debatach z początku lat 90. wydawało się, że Kościół wreszcie odnalazł się w demokratycznych strukturach, że udało się uruchomić mechanizmy bez większych zgrzytów regulujące jego stosunki z państwem. Tymczasem wypowiedź minister Środy zadziałała niczym zapałka wrzucona do prochowni. Co gorsze, na nowo rozognione spory przeniosą się na kampanię wyborczą, która zapewne przyniesie zalew antyklerykalnych haseł. A reakcją Kościoła może być zwieranie szeregów, niechęć do dialogu, w najgorszym razie - powrót do oblężonej twierdzy, którą większość katolików opuściła po upadku komunizmu.

Wróćmy jednak na grunt europejski: czy na Starym Kontynencie neguje się publiczną obecność chrześcijaństwa? Czy wydarzenia z ostatnich kilku miesięcy należy traktować jako niezależne od siebie incydenty, czy może składają się one na proces, który zmierza do zepchnięcia wiary do zakrystii, meczetu albo synagogi?

Nawet wśród samych chrześcijan ciężko w tym względzie o jednomyślność. “Żyjemy w czasach wolności dla wszystkiego, co złe, i braku wolności dla dobra, dla bycia prawym, uczciwym" - powiedział abp Józef Michalik w kazaniu bożonarodzeniowym. Za tymi słowami stoi zapewne autentyczna troska, jednak stwierdzenie, że nie wolno dziś czynić dobra, wydaje się zdecydowanie przesadzone (wystarczy wspomnieć chociażby prowadzone na szeroką skalę akcje charytatywne Kościoła). Z kolei ks. Giampaolo Salvini, redaktor naczelny dwutygodnika “La Civiltŕ Cattolica", w wywiadzie dla Radia Watykańskiego stwierdził: “Nie brak przejawów radykalnego antykatolicyzmu, Kościół nie jest jednak przedmiotem żadnego oblężenia".

Trudno nie zgodzić się z opinią ks. Salviniego, że Kościołowi większe straty przynosi obojętność niż nawet bardzo agresywna krytyka. Ostro zaatakowane chrześcijaństwo zyskało wielu niespodziewanych obrońców. Zapis o chrześcijańskich korzeniach Europy promował Joseph Weiler, praktykujący Żyd i znany konstytucjonalista. Z kolei w eseistycznym “Czasie przejścia" Jürgen Habermas - zdeklarowany ateista - postawił tezę, że chrześcijaństwo jest dla Europy jedynym fundamentem wolności sumienia, praw człowieka i demokracji: “Wciąż czerpiemy z tego źródła. Wszystko inne to postmodernistyczna paplanina" - stwierdził frankfurcki filozof.

Na pewno nie wolno ani bagatelizować problemu, ani wpadać w panikę, która na ogół prowadzi albo do zamkniętego na świat getta, albo na manowce fundamentalizmu. Europa znalazła się na rozdrożu. Weszła w okres wielkiego przesilenia, refleksji nad własną tożsamością i kierunkami rozwoju. Na razie nie radzi sobie z wyzwaniami, jakie niesie współżycie wielu kultur, narodów, religii i światopoglądów. Groźnym memento stał się przykład Holandii, gdzie śmierć jednego człowieka, reżysera Theo van Gogha, wystarczyła, żeby zawaliła się fasada pozornie wzorcowego społeczeństwa multi-kulti.

Opinia chrześcijan, również polskich, powinna mocno wybrzmieć w tych debatach. To musi być głos zdecydowany, ale roztropny. Nie ma sensu pogrążać się w jałowych, silnie ideologizowanych sporach. Należy natomiast dowodzić, że chrześcijaństwo nie walczy o własne interesy czy społeczną hegemonię. Upominając się o prawa wierzących, bez względu na ich religię, broni podstawowych wolności każdego obywatela - wolności sumienia, wyznania i wyrażania własnych przekonań, co stanowi chlubne dziedzictwo Europy.

***

Jacques Rivičre pisał do Paula Claudela o obumierającym chrześcijaństwie: “Nikt już nie wie, po co jeszcze wznoszą się nad naszymi miastami te strzeliste wieże, które nie wyrażają już niczyich modlitw; nikt już nie wie, co mają znaczyć te wielkie budowle, w których mieszczą się dziś dworce i szpitale, a z których lud wypędził mnichów". To fragment listu, pisanego siedem lat przed wybuchem I wojny światowej. Pod zacytowanymi zdaniami wielu mogłoby się podpisać również na początku 2005 r.

Na szczęście równie aktualna jest odpowiedź Claudela: “Prawda nie ma nic wspólnego z liczbą ludzi, których przekonuje".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2005