Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Biada wam, faryzeuszom, bo lubicie pierwsze miejsca w synagogach i pozdrowienia na rynku. Biada wam, bo jesteście jak groby niewidoczne, po których ludzie bezwiednie przechodzą” – słowa Łukaszowej Ewangelii, które usłyszeliśmy w połowie minionego tygodnia w liturgii (zob. Łk 11, 43-44).
Groby powinny być widoczne – niewidoczny grób to poważny problem. Przechodząc po nim, człowiek „bezwiednie” zaciąga – i to na tydzień – rytualną nieczystość. Czytamy o tym w Księdze Liczb: „przez siedem dni będzie nieczysty, kto w otwartym polu dotknie zabitego mieczem, zmarłego, kości ludzkich albo grobu” (Lb 19, 16).
Jezus mówi: ukrywacie w sobie przed oczami ludzkimi plugawą „śmierć”. I oczywiście ma rację. Ostatnia rzecz, do jakiej mielibyśmy ochotę się otwarcie w Kościele przyznać, to szukanie i eksponowanie samych siebie. Kto z nas się przyzna, że tym, co kocha, i to bezwarunkowo (tyle bowiem znaczy użyte tu greckie agapao – tłumaczenie „lubicie” jest pewnie za słabe), nie jest prawda, lecz „pierwsza katedra” (grec. protokathedria), na której mogę zasiąść. Krzesło i kariera, a nie radość poznawania prawdy. O nie! To są „motywacje”, które zawsze głęboko i skutecznie ukrywamy. Biada jednak tym, którzy wtedy mają z nami kontakt i padają ofiarą takiego oszustwa. Szukali kogoś, z kim będą mogli dzielić wspólną pasję i drogę ku prawdzie, a zderzyli się z kimś, kto kradnie dla siebie dary Boga, jest sam niewolnikiem idolatrii i rozsiewa ją dokoła.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
ABP GRZEGORZ RYŚ: CO JEST KONIECZNE >>>>
Idolatria / bałwochwalstwo zawsze zabija (w różnych wymiarach) i pociąga za sobą „nieczystość”. Ta nieczystość – w rozumieniu Biblii – ma najpierw charakter „rytualny”, to znaczy wyklucza mnie z uczestnictwa w kulcie. Kiedy jestem „nieczysty”, nie mogę z innymi wejść do świątyni, uczestniczyć w liturgii, wspólnie uwielbiać Boga.
I słusznie! Jak mógłbym uwielbiać Boga, skoro w centrum mojego życia i bycia w Kościele stawiam samego siebie?!
Skoro chodzi o mnie samego – o moje imię, o moje „racje”, o moją gratyfikację i zysk, o moją chwałę – uwielbienie Pana może być jedynie kłamliwą deklaracją i akcją.
Czy taki Kościół – który nie może oddawać czci Bogu – jest jeszcze do czegokolwiek potrzebny?! Doprawdy, trudno się dziwić Jezusowi, że uderza w tak zdecydowany ton. ©