Życie twardsze od teorii

Trudno sobie wyobrazić ważniejszy temat jak sprawy życia i śmierci, a o nich traktuje Nowa Karta Pracowników Służby Zdrowia. Polski Kościół jako pierwszy przełożył ten watykański dokument.

25.09.2017

Czyta się kilka minut

Szpital Wojewódzki w Łomży, luty 2017 r. / MAREK MALISZEWSKI / REPORTER
Szpital Wojewódzki w Łomży, luty 2017 r. / MAREK MALISZEWSKI / REPORTER

Pielęgniarki w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycz- nym przy Koszarowej we Wrocławiu nic o niej nie słyszały. Podobnie lekarze. – Kiedyś w internecie trafiłem na stronę z tekstem Karty Pracowników Służby Zdrowia. Wcześniej nie wiedziałem, że istnieje – mówi Wojciech Żaczek, kardiolog z Krosna. – Fakt, że nie jest rozpropagowana wśród lekarzy, to sytuacja niedobra. Być może powinny się w to zaangażować Izby Lekarskie – mówi krośnieński lekarz. I proponuje, żeby adepci medycyny zapoznawali się z nią już na studiach.

Ale zajęcia z etyki są na polskich uczelniach rzadkością. Kurs z etyki lekarskiej na pierwszym roku medycyny kończy się zwykłym zaliczeniem, bez egzaminu – wystarczy chodzić na wykłady. Na wyższych latach można wybierać nieobowiązkowe fakultety z bardziej szczegółowych zagadnień etyki.

Etyczny poligon

Karta Pracowników Służby Zdrowia została opracowana w 1995 r. przez nieistniejącą już dziś Radę ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia. Jej ówczesny przewodniczący, kard. Fiorenzo Angelini, nazywa ją we wstępie kodeksem deontologicznym pracowników służby zdrowia, przedstawiającym stanowisko Kościoła wobec podstawowych zagadnień bioetyki. Być może szansą na rozpropagowanie tego stanowiska jest nowe wydanie Karty, znacznie przeredagowane i uzupełnione, a opublikowane w zeszłym roku.

Właśnie ukazało się jej polskie tłumaczenie. Podczas prezentacji w siedzibie Episkopatu jedyny lekarz z wykształcenia w gronie biskupów, abp Henryk Hoser, mówił, że czas, jaki upłynął między publikacją pierwszej Karty a nowym wydaniem, „to w historii medycyny cała epoka”. Pojawiło się wiele trudnych zagadnień wymagających etycznych rozstrzygnięć. Dlatego też Nowa Karta ma charakter bardzo praktyczny – podkreślał przewodniczący Zespołu Episkopatu ds. Bioetyki.

Porównując oba teksty, możemy zdać sobie sprawę nie tylko z rozwoju medycyny, ale także z subtelnych zmian w doktrynie etycznej Kościoła. Ponieważ Karta ma ambicję być praktycznym poradnikiem, często rozstrzyga bardziej konkretnie niż papieskie encykliki czy instrukcje Kongregacji Nauki Wiary. Przy czym można ­zauważyć, że w niektórych sytuacjach zdaje się iść dalej niż one, np. etycznie akceptując sztuczną inseminację homologiczną. Ale są też przypadki (np. ciąża ektopowa), gdzie „konkret” Karty z perspektywy dotychczasowych wypowiedzi Kościoła zdaje się doktrynę cofać i zamykać. Jest jeszcze jeden ważny aspekt tego dokumentu: niezależnie od starań autorów, Karta przez swoją konkretność pokazuje wyraźniej słabe miejsca doktryny moralnej Kościoła.

Dodajmy, że jest to jeden z nielicznych ogólnokościelnych dokumentów, który Kościół powszechny zawdzięcza Kościołowi polskiemu. Inspiratorem i głównym autorem nowej Karty był abp Zygmunt Zimowski, ostatni przewodniczący Papieskiej Rady ds. Pracowników Służby Zdrowia (wcielonej w 2016 r. do Dykasterii Integralnego Rozwoju Człowieka). Niektórzy komentatorzy zaznaczają, że nowa Karta jest wręcz testamentem zmarłego w zeszłym roku hierarchy. Polskie inspiracje zapewne sprawiły, że nasz Episkopat szybko powołał komisję złożoną z moralistów Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego, która miała zająć się tłumaczeniem na język polski. Opublikowało ją katowickie Wydawnictwo św. Jacka.

Nowa Karta zawiera 171 punktów (pierwsza – 150), jeśli chodzi o objętość tekstu, jest ok. półtora raza większa. Obie Karty zredagowane są według tego samego schematu: narodziny – życie – śmierć. Nowa zawiera liczne dodatkowe podrozdziały, np. w części dotyczącej narodzin pojawia się rozdział „Nowe próby zrodzenia człowieka”, traktujący o hybrydach ludzko-zwierzęcych, klonowaniu czy partenogenezie. Najwięcej nowych tematów dopisano do części „Życie” – m.in. dotyczących terapii genowej, terapii regeneracyjnej, dostępności do nowoczesnych leków i technologii, działalności firm farmaceutycznych, chorób rzadkich i zaniedbanych, coraz bardziej niezbędnych szpitalnych komisji etycznych i polityki zdrowotnej. W części dotyczącej śmierci zwraca się większą uwagę także na prawo cywilne i sprzeciw sumienia. Ze wstępu abp. Zimowskiego dowiadujemy się o rozszerzeniu grona adresatów Karty, m.in. o biologów i ustawodawców, a więc o grupy niebezpośrednio związane z medycyną, ale których praca ma wpływ na to, co dzieje się w służbie zdrowia.

W tekście pojawiają się też odniesienia do nowych zjawisk, np. do medycyny obronnej, dla której naczelną zasadą jest uchronienie się przed skutkami prawnymi działań medycznych. W rozdziale traktującym o moralnej godziwości psychoterapii dokument przestrzega przed niewłaściwym stosowaniem hipnozy (pierwsza Karta o hipnozie nie wspominała, mówiła natomiast o „moralnym uprzywilejowaniu” wśród metod psychoterapeutycznych logoterapii i counsellingu).

Kłopoty z językiem

Autorzy Nowej Karty duży wysiłek włożyli w poprawę języka – jest mniej suchy i zdecydowanie bardziej przystępny. Widać też staranie o precyzję, które ujawnia się np. w postawie większej ostrożności. Przy ocenie środków uniemożliwiających zagnieżdżenie embrionu (np. pigułka „dzień po”) Nowa Karta ostrożnie mówi o „aktach o charakterze abortywnym” i wyjaśnia, że nie pociągają one za sobą ekskomuniki, gdyż nie da się w ich przypadku stwierdzić aborcji. Pierwsza Karta mówiła wprost o „aktach aborcyjnych” i nie rozróżniała środków o działaniu antyimplantacyjnym od środków wczesnoporonnych (np. pigułka RU 486).

Czasem jednak zwięzłość ujęć jest ryzykowna. Np. Karta lakonicznie stwierdza, że istotą aktu małżeńskiego jest połączenie jego „znaczenia oblubieńczego i rodzicielskiego”. Czy także w okresie menopauzy, kiedy kobieta jest już definitywnie niepłodna? – można by zapytać. Niektóre zatem tezy – dawno wypracowane (o nierozerwalności obu „znaczeń” po raz pierwszy mówił Paweł VI w encyklice „Humanae vitae” z 1968 r.) – są powtarzane bez wchodzenia w toczącą się od lat dyskusję na temat ich niejasności.

Nie zawsze tak jest. W niektórych miejscach widać staranie autorów o uwzględnienie argumentów z toczących się sporów, np. na temat związków antykoncepcji i aborcji. Nowa Karta jest jedynym znanym mi dokumentem kościelnym, który, choć z zastrzeżeniem, przyznaje jednak, że antykoncepcja zmniejsza liczbę aborcji („Antykoncepcja, mimo iż zmniejsza ilość aborcji, to jednak znajduje w niej swoje logiczne przedłużenie”).

Wyraźną doktrynalną nowością pierwszej Karty było dość lakoniczne zaakceptowanie sztucznej inseminacji homologicznej (dokonywanej w małżeństwie) pod warunkiem, że sperma pozyskiwana była w normalnym akcie małżeńskim. Jeszcze instrukcja „Donum vitae” z 1987 r. uznawała sztuczną inseminację za niemoralną, jako że zastępuje ona akt seksualny. Autorzy pierwszej Karty doszli do wniosku, że tę moralną wadę można zlikwidować, dokładając powyższy warunek („»Niekoniecznie odrzuca się używanie pewnych sztucznych środków przeznaczonych jedynie (...) dla ułatwienia aktu naturalnego«. Ma to miejsce w przypadku sztucznej inseminacji homologicznej, czyli w ramach małżeństwa, spermą małżonka, gdy otrzymuje się ją przez normalny akt małżeński”; 23). Nowa Karta jednak ten warunek precyzuje (najwyraźniej jest to wynik krytycznej dyskusji wśród moralistów), dokładając konieczność respektowania „ciągłości czasowej pomiędzy aktem małżeńskim a poczęciem”. W konsekwencji jeszcze bardziej pomieszane zostają dwie rzeczywistości: małżeńska alkowa i szpitalny gabinet.

W wyobrażeniu kościelnych moralistów nie stanowi to problemu. Wyobraźmy jednak to sobie. Małżonkowie przyjeżdżają do szpitala, gdzie udostępnia im się osobne pomieszczenie. Tam współżyją (warunek zachowania znaczenia jednoczącego). Mąż używa specjalnej, przedziurawionej prezerwatywy, po to, by część spermy znalazła się w pochwie żony (warunek jednoczesnego zachowania znaczenia prokreacyjnego). Pozostała część spermy przekazywana jest lekarzowi tuż po stosunku (warunek ciągłości czasowej), a ten wstrzykuje ją do macicy, omijając przeszkodę spowodowaną chorobą (np. wrogi dla plemników śluz szyjkowy). Zgodnie z intencją twórców pomysłu lekarz w ten sposób nie zastępuje stosunku (jak dzieje się w sztucznej prokreacji), tylko pomaga w osiągnięciu jego naturalnego celu. Na tym polega – jak to w „Donum vitae” napisał kard. Ratzinger – jego „służba na rzecz jedności małżeńskiej”.

W drobny pył jednak rozsypuje się seksualna intymność – z punktu widzenia małżonków bardzo ważna (kto wie, czy nie najważniejsza) wartość współżycia.

Przypadki najtrudniejsze

Naginanie rzeczywistości pod teorię moralną ma poważne następstwa zwłaszcza w przypadku ciąż pozamacicznych (ektopowych). Punkt 57. precyzyjnie opisuje ten przypadek: „Stanowiące nierzadką patologię ciąże ektopowe, to jest takie, w których zagnieżdżenie embrionu następuje w innych miejscach niż błona śluzowa jamy macicy, stanowią problem nie tylko o charakterze klinicznym, lecz mają także implikacje w porządku etycznym. Kobieta narażona jest na poważne niebezpieczeństwo dla jej życia lub konsekwencje związane z jej przyszłą płodnością, podczas gdy embrion zasadniczo nie może przeżyć”. W takich sytuacjach normalną praktyką jest chirurgiczne lub chemiczne usunięcie zarodka.

Do tej pory Magisterium konsekwentnie nie wypowiadało się na temat. Jedyna wypowiedź, jaka istniała, pochodziła z roku 1898 i zezwalała na usunięcie zagrażającego życiu matki zarodka „w przypadku naglącej konieczności”. Warunek ten można było rozumieć: przy wysokim prawdopodobieństwie krwotoku wewnętrznego. A ciąża ektopowa zwykle takie prawdopodobieństwo niesie.

W tej powściągliwości była pewna mądrość: skoro doktryna, którą dysponujemy (zakaz bezpośredniego przerywania życia niewinnej istoty ludzkiej), zastosowana konsekwentnie w tym konkretnym przypadku stawiałaby życie kobiety w niebezpieczeństwie, nie będziemy naciskać. Ale autorzy Nowej Karty z powściągliwości zrezygnowali. Ich zdaniem „obowiązuje tutaj norma zakazująca bezpośredniego uśmiercenia embrionu, natomiast usprawiedliwione są działania skierowane wyłącznie na ocalenie życia i zdrowia kobiety”. Gdyby ją zastosować, lekarz mógłby ratować kobietę dopiero w sytuacji krytycznej (np. przy zdiagnozowaniu wewnętrznego wylewu). Kościół może spotkać się teraz z zarzutem, że „ratuje” normę kosztem narażania życia kobiet.

Skoro usztywniono doktrynę w kwestii ciąży ektopowej, nie dziwi brak odniesienia do analogicznego przypadku – aborcji „terapeutycznej”, ratującej życie matki. W pewnych sytuacjach dziecko staje się bezpośrednim zagrożeniem, podobnie jak to jest w ciąży ektopowej. Np. gdy lekarze rozpoznają silną białaczkę we wczesnym stadium ciąży – wówczas zarówno choroba, jak i jej leczenie z dużym prawdopodobieństwem doprowadzi do poronienia, a krwotok przy braku płytek skończy się śmiercią – jedynym ratunkiem dla kobiety staje się aborcja. Koliduje to jednak z zasadą nienaruszalności niewinnego życia ludzkiego. Ponownie mamy dylemat: zachowanie normy albo zachowanie życia kobiety.

Dokument powtarza starą zasadę, że jedyna dopuszczalna aborcja to taka, która jest niezamierzoną, choć przewidywaną, pośrednią konsekwencją działania koniecznego dla zdrowia matki. Dzieje się tak np. w sytuacji, gdy jakiś niezbędny dla zdrowia lek powoduje poronienie.

To „rozjeżdżanie się” zasad z rzeczywistością widać także w nierealistycznym żądaniu takiej samej ochrony dla zarodka, jak dla każdej osoby ludzkiej. W rzeczywistości medycyna nie czyni żadnych starań, by troszczyć się o zarodki, które organizm matki wydala w procesie naturalnej selekcji (ocenia się, że wydalanych jest co najmniej połowa zarodków). A nawet jakby miała możliwość ingerencji w ten proces, z pewnością nie byłoby to roztropne.

Na zakręcie

Zejście z bezpiecznej katedry doktryny etycznej do sali szpitalnej wymaga odwagi, i tej odwagi (determinacji?) nie można odmówić autorom Nowej Karty. Widać jednak, że Kościół znalazł się na doktrynalnym zakręcie i czeka go ciężka praca nad zmianą paradygmatu w rozumieniu człowieka.

Uderzające są z jednej strony zapewnienia, że Kościół kieruje się rozumem oraz szanuje osiągnięcia nauki, a z drugiej – wielokrotne odwoływanie się do archaicznego antropologicznego modelu arystotelesowsko-tomaszowego duszy jako formy ciała. A tych dwóch stron nie da się pogodzić. Rozwój i reforma doktryny etycznej wymagają nowej metafizyki i nowej antropologii. Ciągle konserwowana antropologia postscholastyczna nie pozwala np. dowartościować w doktrynie moralnej sfery psychicznej. Psychika rozumiana jest ciągle jako rzeczywistość chaotyczna, którą duch (arystotelesowski rozum i wola) ma oswoić. „Nie można abstrahować od ciała, a podnosić uczuć i subiektywnych pragnień do rangi wyłącznych źródeł moralności” – głosi Nowa Karta. Pierwsza mówiła jeszcze dobitniej: „Nie można abstrahować od ciała i podnosić psyche do rangi kryterium i źródła moralności; odczucia i pragnienia podmiotowe nie mogą górować nad obiektywnymi znaczeniami cielesnymi ani nie mogą nie brać ich pod uwagę”. Takie podejście uniemożliwia np. uznanie przez doktrynę Kościoła naukowej kategorii „płci psychologicznej” i w pełni wrażliwie odpowiedzieć na sytuację osób transseksualnych.

Jak się wydaje, papież Franciszek jest świadom rozdźwięku między rzeczywistością a doktryną wyrażoną w zbiorze sztywnych zasad („od których nie ma wyjątków”). Jego strategia jest taka, by nie naruszając zasad, móc docenić rzeczywistość poprzez rozeznanie duchowe w konkretnej sytuacji.

To rozwiązanie na razie eksperymentalne i budzące różne kontrowersje (co widać po dyskusji o komunii dla osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach). Nawet jeśli stanie się trwałą praktyką, nie przestanie mieć charakteru doraźnego. W dalszej perspektywie Kościół nie uniknie głębszej reformy.©℗

Z Nowej Karty Pracowników Służby Zdrowia

KOŚCIÓŁ, oceniając wartość etyczną niektórych rezultatów najnowszych badań w zakresie medycyny, dotyczących człowieka, nie ingeruje w dziedzinę właściwą wiedzy medycznej jako takiej.

CHOROBA jest czymś więcej niż przypadkiem klinicznym, który można medycznie opisać. Jest ona zawsze stanem człowieka, chorego. Pracownicy służby zdrowia winni odnosić się do pacjenta zgodnie z tą integralnie ludzką wizją choroby.

DOKONYWANA W WOLNOŚCI akceptacja bólu z motywów chrześcijańskich nie powinna skłaniać do myślenia, że nie powinno się go uśmierzać. Wręcz przeciwnie, obowiązek zawodowy oraz miłość chrześcijańska domagają się podejmowania wysiłków w celu łagodzenia cierpienia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2017