Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zofia z Lubańskich Stryjeńska (1891–1976) była w okresie międzywojennym najbardziej rozpoznawalną malarką polską. Sześć panneaux dla pawilonu polskiego na Międzynarodowej Wystawie Sztuk Dekoracyjnych i Przemysłu Współczesnego w 1925 r. wywołało entuzjazm krytyków i zdobyło główną nagrodę. Była też pełną temperamentu kobietą o oryginalnej urodzie, ekscentryczną gwiazdą przedwojennych salonów. Jej dzieło to najważniejsze bodaj w naszej sztuce świadectwo fascynacji imaginacyjną słowiańszczyzną. Jednak jej biografia nie jest wcale kroniką sukcesów. Opowiada o konflikcie między rolami społecznymi artystki i matki, a także o toksycznym związku z ukochanym mężem (małżeński spór przerodził się w publiczny skandal, gdy Karol Stryjeński umieścił żonę w zakładzie dla nerwowo chorych). O nieustannej pogoni za pieniędzmi. O wojennym Krakowie. O życiu na emigracji – wciąż na walizkach, przenoszonych z jednej przechowalni dworcowej do drugiej. O piekielnym trójkącie: komornik, lombard, kasa pożyczkowa. O malowaniu wizerunków Matki Boskiej na zamówienie emigracyjnych parafii polskich; jeden z nich został w książce zreprodukowany i oddychamy z ulgą, że nie musimy oglądać pozostałych. Angelika Kuźniak miała pod ręką gotowy wzór stylistyczny: zapiski swojej bohaterki, kreślone z równą ekspresją co kartony „Tańców polskich”. Oto portret... zięcia: „Twarz: biały plasterek sera z dwoma czarnymi pigułkami wlepionymi tuż koło siebie, które służą mu za oczy. Mrówkojad”. Zdyszany rytm prozy Stryjeńskiej udzielił się całości, choć oczywiście autorka dodaje mnóstwo od siebie, dorzuca nowe fakty, rozjaśnia tło obyczajowe, czasem coś prostuje.
Latem 1975 r. wyjechałem dzięki bratu do Genewy. Interesowałem się sztuką, ale Stryjeńska była dla mnie zjawiskiem z przeszłości. Ot, porcelanowy kubek ze źle zreprodukowaną „Polką” i garść anegdot o dziwaczce, która synków-bliźniaków układała do snu w szufladzie komody. Zaledwie dekadę wcześniej rehabilitowano secesję, art dèco czekała dopiero na odkrycie. A tymczasem obok rozgrywał się ostatni rozdział biografii słynnej kiedyś artystki. Stany lękowe sprawiły, że musiała opuścić zajmowaną od kilkunastu lat kawalerkę. Hotel, potem pokój u rodziny, na koniec klinika psychiatryczna, w której zmarła 28 lutego 1976 r. Latem poprzedniego roku pewnie jeszcze zachodziła do swojej ulubionej kawiarni na placu des Eaux-Vives. Mógłbym ją spotkać: dziwacznie ubraną starszą panią na fioletowej kanapie, przeglądającą gazety. Kawiarni już nie ma, ale Zofia Stryjeńska może wciąż tam jest... ©℗
ANGELIKA KUŹNIAK, STRYJEŃSKA. DIABLI NADALI, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015, ss. 340