Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Lubię czytać zadanych w lekcjonarzu proroków i myśleć, jakiej zmiany oni wtedy łaknęli, jakiej pragnęli ci, w których czasach przyszedł na świat. Lubię spędzać te dni kontemplując kobiece sceny tej historii: zwiastowanie i wizytę Marii u Elżbiety, zapatrzeć się w ich nadzieję, pewność, wyśpiewaną prorocką intuicję. Wielkie teolożki, których wiara znalazła słowa opisu Boga wchodzącego radykalnie w świat. Boga Izraela, od zawsze wdzierającego się w historię i w życie.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Skoro od zawsze wchodzi w historię, skoro się wciela, to może się tego wszystkiego nie brzydzi aż tak? Bo w Kościele trzęsącym się w posadach prawda o wcieleniu jest taka, że Kościół też wciela się we wszystko, co ludzkie, w cały syf. I dlatego teraz dumam, jak przeżyć adwent we wspólnocie, w której niezłomnie wierzący dotąd przyjaciele szepczą nieśmiało: „Odejdę chyba, jeszcze nie wiem kiedy, jeszcze może nie teraz, ale po co w tym być? A ty?”.
A ty? Nie lubię, gdy pytają. Zaparkowałaś się z boku trochę, jakbyś była gapiem. I czasem cię to wszystko obchodzi bardzo, ale częściej wcale nie dziwi. Jeszcze cały czas boli. Najbardziej obchodzi bycie razem z tymi, co też się miotają, szukają nowych dróg, żeby odnaleźć to, co znajdowali w tej wspólnocie kiedyś. Nowe drogi też brzmią jakoś adwentowo, prawda? Czegoś innego szukamy, na coś czekamy. Serce się wyrywa, tylko dokąd – nie jest wciąż jasne, do jakiej nowej rzeczywistości. Innej w każdym razie. Czy możliwej?
A potem wsiadam w pociąg, biegnę na wydział teologii w sąsiednim mieście, by na wieczornym seminarium rozprawiać o synodalności i reformie, przyglądać się krytycznie, teoretycznie. Uparta wierność własnym wyborom. Wracanie jak do stajni. Postkolonialna teologia, kontekstualna, rozeznawanie w synodalności, analizowanie procesów synodalnych w różnych diecezjach... Wchodząc w wielkie drzwi wydziału zmęczona dniem pracy, nie wiem, po co to robię. Raz już uciekłam z rozczarowania instytucją w uczenie się teologii, więc może znów to zadziała? Siedzimy tam, międzykontynentalni tacy, od Australii, przez Filipiny i Indie, po Flandrię. No i Afrykę, rzecz jasna. Wierzymy, że Kościół się może zmienić, chcemy innego? Pewnie jest różnie. Dwoje młodych studentów z Antwerpii słucha z lekkim przerażeniem o synodalności Kościoła, Hiszpanie na mój entuzjazm wobec wywrotowych teorii profesorki zareagowali wróżbą spalenia na stosie. Ot, katolicyzm. Radość różnorodności.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Wracając do adwentu – może należy mi się adwent w stylu hygge? Hygge już co prawda wyszło z mody, ale jeszcze w czasach, gdy poradniki o świeczkach i kocach były na liście bestsellerów, „The Guardian” puścił zjadliwy tekst o tym, że druga, brzydsza strona tej filozofii to niechęć do naruszania twojego spokoju przez obcych. Był bodaj 2015 r. i taka postawa, choć otulona w ciepłe i puchate, mogła być czytana jako złowrogi izolacjonizm. Ale może właśnie należy mi się hygge adwent, świeczki, wieniec, dekorowanie ciasteczek. Okopanie się w prywatnych rytuałach, by przyniosły jakieś ukojenie. Odizolowanie od złych wieści, które naruszają spokój. Tylko że poranne czytanie proroka nie bardzo pasuje do tej milusiej wizji grudnia. Nie przygotuje mnie to na prawdziwe wcielenie. Wcielenie również w syf świata. W końcu w żłobie się urodził.
A zatem może jednak surowy adwent, grudzień, w którym serce wyrywa się do lepszego świata, bo widzisz, jaki jest ten? Podchodzisz do jego różnych ran, dotykasz, są prawdziwe. Nie goją się łatwo. Bierzesz Księgę Izajasza, którą zaczyna skarga Boga na swój lud, jakże adekwatna w tych okolicznościach: „Świąt waszych na wskroś już nie cierpię, stały mi się ciężarem, już nie mogę ich znieść. Gdy wyciągnięcie do mnie swe ręce, zasłonię przed wami moje oczy, choćbyście mnożyli modły, ja ich nie wysłucham. Ręce wasze są pełne krwi! Obmyjcie się! Oczyśćcie! Usuńcie sprzed mojego oblicza zło waszych niecnych czynów. Przestańcie czynić źle! Uczcie się czynić dobrze! Szukajcie tego, co prawe! Poskramiajcie ciemiężcę, brońcie prawa sieroty, stawajcie w obronie wdowy!” (Iz 1, 14-17). Grozi czy błaga? Czy w grudniowych ciemnościach odważysz się marzyć śmiało, że wszystko może być inaczej? Potykam się o pytanie, czy w Kościele też. Nie wiem. ©