„Zrobiłby znów to samo”

Postępowanie sądowe w sprawie oskarżonych o zamachy z 11 września 2001 r. jest już jednym z najdłuższych w historii USA. A właściwy proces nawet się nie zaczął.

20.09.2021

Czyta się kilka minut

Prawnicy i dziennikarze przybywają do bazy Camp Justice, aby wziąć udział w przesłuchaniach komisji wojskowej w sprawie oskarżonych o zorganizowanie zamachów z 11 września. Kuba, zatoka Guantánamo, 23 stycznia 2017 r. / Michelle Shephard / Toronto Star / Getty Images
Prawnicy i dziennikarze przybywają do bazy Camp Justice, aby wziąć udział w przesłuchaniach komisji wojskowej w sprawie oskarżonych o zorganizowanie zamachów z 11 września. Kuba, zatoka Guantánamo, 23 stycznia 2017 r. / Michelle Shephard / Toronto Star / Getty Images

Chalid Szajch Mohammed nie wyróżniał się z tłumu. Tak przynajmniej twierdzi w rozmowie z radiem NPR Garth Faile, wykładowca Uniwersytetu Chowan, gdzie Mohammed studiował w 1983 r. Z jego pobytu na lokalnej uczelni w Karolinie Północnej profesor pamięta jedynie, w której mniej więcej ławce siedział, i to, że nie miał najlepszych stopni.

Być może Mohammed nie zwrócił na siebie uwagi wykładowcy, bo był jednym z wielu uczących się tam wówczas arabskich studentów. Wszystko za sprawą władz uczelni, które w latach 80. ofensywnie reklamowały się w ambasadach USA na Bliskich Wschodzie. Aby studiować wśród pól bawełny w Karolinie Północnej, wystarczył zasobny portfel, przeciętna znajomość angielskiego i otwartość na chrześcijaństwo. Studenci tego prowadzonego przez baptystów uniwersytetu uczestniczyli w modlitwach i wykładach o Biblii. To musiało być trudne dla Chalida, syna pakistańskiego imama. Wkrótce potem wyjechał do Afganistanu, aby przejść szkolenie – pod Hindukuszem trwała wojna z Sowietami.

Ponad dwie dekady później ten sam Chalid został okrzyknięty architektem zamachów z 11 września 2001 r. [o ich 20. rocznicy pisaliśmy w „TP” nr 37 – red.].

Wyjątek od reguły

Był marzec 2007 r., gdy sam wziął na siebie odpowiedzialność: podczas przesłuchania przed komisją wojskową w amerykańskiej bazie Guantanamo na Kubie wypalił, że był „odpowiedzialny za zaplanowanie i przygotowanie zamachów od A do Z”. „Na wojnie są ofiary. Nie jestem szczęśliwy, że prawie 3 tys. ludzi zginęło w Ameryce. Nawet jest mi przykro. Nie lubię zabijać dzieci. Islam nie daje prawa do zabijania. Ale są wyjątki od reguły” – dodał Mohammed.

Rok później postawiono mu oficjalne zarzuty. Wraz z czwórką domniemanych wspólników z Al-Kaidy został oskarżony m.in. o terroryzm, porwanie samolotu, zabójstwo, ataki na cywilów i obiekty cywilne. Grozi mu za to kara śmierci.

Ale choć od postawienia zarzutów minęło już ponad 13 lat, sprawa piątki oskarżonych wciąż jest w fazie przesłuchań przedprocesowych. Jeszcze przed wybuchem pandemii wyznaczono termin rozpoczęcia procesu na 11 stycznia 2021 r., ale potem wszystko się opóźniło, także za sprawą obowiązujących restrykcji. Wciąż nie wiadomo, kiedy odbędzie się pierwsza rozprawa.

Ale po kolei. Według raportu komisji śledczej – badającej okoliczności zamachów z 11 września (tzw. Komisja 9/11) – Chalid Szajch Mohammed po raz pierwszy przyciągnął uwagę FBI w związku z zamachem bombowym na World Trade Center, który miał miejsce 26 lutego 1993 r. Amerykańskim służbom udało się wówczas ustalić, że na kilka miesięcy przed tym atakiem Mohammed wysłał przelew zagraniczny do jednego ze wspólników i mózgu całej tej operacji – Ramziego Yousefa.

Yousef liczył na to, że wybuch bomby w podziemnym garażu WTC wywoła reakcję łańcuchową i doprowadzi do zawalenia obu wież. Ostatecznie jednak zginęło „zaledwie” sześć osób, choć rannych było ponad tysiąc. Słynne nowojorskie biurowce stały nienaruszone.

Spotkanie w Tora Bora

To zresztą nie jedyny plan Yousefa – prywatnie siostrzeńca Mohammeda – który nie wypalił. Dwa lata później obaj szykowali się do operacji pod kryptonimem „Bojinka”. Planowali m.in. zamach na papieża Jana Pawła II podczas jego wizyty na Filipinach w styczniu 1995 r. oraz wysadzenie nad Pacyfikiem dwunastu amerykańskich samolotów pasażerskich. Spisek udaremniła manilska policja, która w mieszkaniu przyszłych zamachowców znalazła laptopa Yousefa, gdzie zapisane były plany operacji.

Porażki nie powstrzymały Chalida Szajcha Mohammeda przed planowaniem kolejnych akcji. Według raportu Komisji 9/11 – w jego części opartej na zeznaniach, które pozyskali agenci CIA – w 1996 r. Mohammed spotkał się z Osamą bin Ladenem, liderem Al-Kaidy. To wtedy, w kompleksie jaskiń Tora Bora w Afganistanie, miał przedstawić pomysł atakowania budynków w USA z użyciem samolotów pasażerskich.

Początkowo sceptyczny, bin Laden zgodził się na sfinansowanie akcji, co zaowocowało intensywnymi przygotowaniami. Wyposażony w zachodnie pisma poświęcone lotnictwu, komputerowe symulatory lotów i filmy ze scenami porwań samolotów, Mohammed przyuczał ochotników w mieszkaniu w pakistańskim Karaczi. To było jednak zadanie karkołomne, gdyż musiał ich uczyć wszystkiego: nie tylko sposobu porywania samolotów, ale też podstaw angielskiego czy korzystania z internetu.

Według raportu Komisji 9/11 kluczowi dla przeprowadzenia zamachów okazali się arabscy studenci z Hamburga: Egipcjanin Mohamed Atta, Libańczyk Ziad Jarrah, Emiratczyk Marwan al-Shehhi i Jemeńczyk Ramzi Binalshibh. Po odbyciu serii spotkań z bin Ladenem w Afganistanie mieli dostać polecenie, by jak najszybciej znaleźć tanią szkołę pilotażu. Wybór padł na dwie małe placówki w 25-tysięcznym Venice na Florydzie. Jak się potem okaże, kilkumiesięczny kurs wystarczył, by Atta i Shehhi precyzyjnie wbili się w wieże World Trade Center.

W tajnych więzieniach

Pilotem samobójcą jednego z czterech porwanych samolotów miał być też Binalshibh, ale jako jedyny dostał odmowę wizy do USA. Nie chodziło o względy bezpieczeństwa, lecz o to, że Jemeńczycy jawili się wówczas jako potencjalni imigranci, którzy nielegalnie „rozpłyną się” po dotarciu do Stanów. Ostatecznie Binalshibh miał zostać łącznikiem między „komórką hamburską” a przebywającym w Afganistanie Chalidem Szajchem Mohammedem.

To właśnie Binalshibh jako pierwszy trafił w ręce pakistańskiej policji podczas akcji, której celem było mieszkanie w Karaczi. Było to we wrześniu 2002 r. Następnie, pół roku później, wpadli Chalid Szajch Mohammed i Mustafa al-Hawsawi (ten drugi miał pomagać „komórce hamburskiej” w logistyce). Na koniec aresztowano Walida bin Attasha (oskarżanego o pomoc w szkoleniu porywaczy) i Ammara al-Baluchiego – kolejnego siostrzeńca Mohammeda, który wysyłał terrorystom zagraniczne przelewy.

Cała piątka trafiła do tajnych więzień CIA za granicą, gdzie agenci próbowali wyciągnąć z nich kluczowe informacje dla bezpieczeństwa USA. Poddano ich brutalnym metodom przesłuchań, takim jak podtapianie (Mohammeda spotkało to co najmniej 183 razy), pozbawianie snu przez wiele dni czy przymusowe podawanie pokarmu lewatywą. Według BBC i „Washington Post” główny podejrzany – Chalid Szajch Mohammed – miał trafić do funkcjonującego wówczas na terenie Polski tajnego więzienia CIA w Starych Kiejkutach.

Feralne Guantanamo

Krytycy zarzucają od lat amerykańskim władzom, że takie traktowanie podejrzanych było nie tylko niesłuszne pod względem etycznym i prawnym, ale pogrzebało szanse na szybki proces. Od początku było bowiem jasne, że zeznania uzyskane z użyciem tortur mogą być wprawdzie użyteczne (bo mogą przyczynić się do zapobieżenia innym zamachom czy ujęcia kolejnych terrorystów), ale nie można wykorzystać ich jako dowodu w sądzie. Dlatego po tym, jak w 2006 r. całą piątkę przetransportowano do Guantanamo, przesłuchano ich jeszcze raz, tym razem przed komisją wojskową. Obrońcy podważają i te zeznania, twierdząc, że torturowani wcześniej podejrzani nawet w sądzie powiedzieliby to, co chciano od nich usłyszeć.

Sytuację utrudnia dodatkowo fakt, że sprawa toczy się przed komisją wojskową w Guantanamo, a nie przed sądem federalnym w Nowym Jorku, gdzie administracja Obamy chciała przenieść postępowanie. Podjęte w 2009 r. starania spotkały się ze sprzeciwem nowojorskich polityków i mieszkańców, którzy nie zgadzali się, by ten proces toczył się kilka przecznic od Strefy Zero – miejsca pamięci ofiar ataków na WTC. Na złość Obamie zrobił też Kongres, który w 2010 r. przyjął uchwałę zakazującą sądzenia więźniów z Guantanamo przed sądem federalnym.

Potem było jeszcze trudniej. CIA i prokuratorzy wojskowi zasłaniali się tajemnicą państwową i zwlekali z przekazaniem obrońcom kluczowych materiałów. Z drugiej strony decyzja o żądaniu kary śmierci dla piątki oskarżonych skomplikowała procedurę, jako że wiązała się z powołaniem dodatkowych ekspertów i obrońców.

Nie sprzyja też logistyka. Na terenie bazy Guantanamo przebywa obecnie 39 więźniów, natomiast cała reszta uczestników procesu – sędziowie, obrońcy i prokuratorzy – musi tu dotrzeć samolotem. Jeszcze przed pandemią wielokrotnie przesuwano terminy przesłuchań: ze względu na odwołane loty, problemy zdrowotne sędziów czy huragany.

Kolejnym problemem – jakby było ich mało – okazały się częste zmiany kadrowe. Postępowaniem przed komisją wojskową prowadzi już szósty sędzia od 2012 r. (rekordzista zrezygnował po dwóch tygodniach), a niedawno nieoczekiwanie odszedł na wcześniejszą emeryturę generał Mark Martins, który przez dekadę pełnił funkcję głównego prokuratora w komisjach wojskowych.

„Komiczny grajdoł”

Dla rodzin ofiar zamachów z 11 września, domagających się sprawiedliwości, odejście Martinsa jest jak utrata jednego z nielicznych stałych elementów w układance. „Myślałam, że przynajmniej on będzie zaangażowany w tę sprawę. Ale kto może go teraz winić? Cały ten grajdoł w Guantanamo, z ciągłymi zwrotami akcji i zmianami, już dawno stał się niemal komiczny” – powiedziała w rozmowie z „New York Timesem” Adele Welty, której syn strażak zginął w ruinach WTC.

Ciągnącym się w ślimaczym tempie postępowaniem zmęczony jest też Tom Resta, 67-latek z Georgii, który 11 września 2001 r. stracił brata i bratową będącą w siódmym miesiącu ciąży. Pech chciał, że parze nowojorskich inwestorów w ostatniej chwili odwołano wizytę kontrolną u ginekologa i jak co dzień poszli do pracy na 92. piętrze północnej wieży World Trade Center.

Gdy niemal 17 lat później – w maju 2018 r. – Tom zobaczył siedzącego na sali rozpraw Chalida Szajcha Mohammeda, poczuł jedynie przytłumioną złość.

– To było dla mnie surrealistyczne doświadczenie – wspomina Tom w rozmowie z „Tygodnikiem”. – Mohammed i reszta oskarżonych siedziała po lewej stronie sali, oddzielona od nas dźwięko- szczelną szybą. KSM [skrót od angielskiej wersji: Khalid Sheikh Mohammed – red.] sprawiał wrażenie aroganckiego i przykuwał uwagę intensywnie pomarańczową brodą, którą podobno farbuje sokiem z jagód. Wyglądał tak, jakby dobrze się bawił – twierdzi Tom, który do udziału w przesłuchaniach był zaproszony w ramach puli przeznaczonej dla rodzin ofiar. Do bazy Guantanamo poleciał wraz z żoną Cherie.

Jesteśmy sfrustrowani

Z trwających wtedy przez tydzień przesłuchań małżeństwo z Georgii pamięta głównie nudne prezentacje w Power- Poincie, przywoływany przez obrońców wątek tortur w tajnych więzieniach CIA oraz… wysuwane przez oskarżonych żądania.

– Prawnicy mówili, że jeden z nich zażyczył sobie lekcji języka włoskiego, inny chciał zapisać się na zajęcia plastyczne, a jeszcze inny sugerował, że trzeba zmienić lokalizację sali rozpraw, bo w obecnej podczas obfitych opadów deszczu nie słychać wyraźnie uczestników przesłuchania – wspomina Cherie. Mówi, że podczas pobytu w Guantanamo najbardziej dotknęła ją rozmowa z jednym z obrońców reprezentujących Chalida Szajcha Mohammeda. Zapytany przez nią, czy jego klient odczuwa skruchę, prawnik miał odpowiedzieć: „Gdyby został jutro wypuszczony, znów zrobiłby to samo”.

Równie deprymująca dla rodzin mogła być wypowiedź cytowanego przez BBC innego obrońcy Mohammeda – prawnika Davida Nevina, który powiedział, że nie wyklucza, iż skomplikowane postępowanie w sprawie zamachów z 11 września może potrwać jeszcze nawet 20 lat.

Tymczasem same koszty prawne związane z toczącymi się przed komisjami wojskowymi postępowaniami wynoszą prawie 60 mln dolarów rocznie. Utrzymanie specjalnego więzienia na kubańskiej wyspie (i tamtejszego sądu wojskowego) kosztowało do tej pory amerykańskich podatników ponad 6 mld dolarów (w tym „New York Times” szacuje, że utrzymanie jednego więźnia kosztuje rocznie 13 mln dolarów). A to nie koniec. Wbrew przebąkiwaniom administracji Bidena o zamknięciu niechlubnego więzienia (ogromna większość podejrzanych o terroryzm przetrzymywana była bez postawienia zarzutów), niedawno zakontraktowano m.in. budowę nowej sali sądowej, co będzie kosztować 15 mln dolarów.

Tom i Cherie proszą mnie, aby spojrzeć na tę sprawę „od dołu”. – Zaproszono nas do Guantánamo na tydzień – mówią. – Opłacono nam lot i pobyt w apartamencie o bardzo dobrym standardzie. Po powrocie do domu dostaliśmy jeszcze po czeku, wynoszącym 500 dolarów na głowę. W sumie to nawet nie wiemy, za co. Jesteśmy sfrustrowani. Nie wierzymy już, że kiedykolwiek ten cyrk wreszcie się skończy.

Niewiele brakowało?

Tymczasem we wtorek 7 września, po półtorarocznej przerwie i tuż przed 20. rocznicą zamachów – ponownie ruszyły przedprocesowe przesłuchania. „New York Times” podaje, że i tym razem nie obyło się bez komplikacji. Wtorkowa sesja nawet nie zdążyła się rozkręcić, gdy sędzia nakazał jej przerwanie ze względu na konieczność zapoznania się prawników z ustaleniami dotyczącymi wojskowej ławy przysięgłych. Jej powołanie będzie kluczowe dla rozpoczęcia procesu.

Na ten moment z niecierpliwością czeka już od dawna emerytowany agent FBI Frank Pellegrino, który po zamachu bombowym na WTC w 1993 r. prowadził śledztwo w sprawie Chalida Szajcha Mohammada. Cytowany przez BBC Pellegrino twierdzi, że w połowie lat 90. był bardzo bliski aresztowania Mohammada, który przebywał wówczas w Katarze. Ostatecznie jego operację miała udaremnić opieszałość amerykańskich dyplomatów, a poszukiwany uciekł do Afganistanu. Frank Pellegrino miał okazję przesłuchać go dopiero w 2007 r., gdy po paru latach spędzonych w tajnych więzieniach CIA trafił on wreszcie do bazy Guantanamo.

Emerytowany funkcjonariusz FBI zadręcza się dzisiaj myślami, że gdyby dopadł Mohammeda już wtedy, w latach 90., to być może historia potoczyłaby się inaczej.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2021