Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Daliśmy sześć milionów. To znaczy minister kultury wyjął nam z kieszeni i bez pytania dał, jako dotację, na Centrum Opatrzności Bożej. Ważne, że dał bez pytania. Odpalam net i patrzę, jak to wygląda. Patrzę, na co poszła moja i wasza kasa.
Duże to rzeczywiście jest i widać, że każdą sumę weźmie, bo wyraźnie niedokończone. W guście całkiem babilońskie. Architekci wprawdzie twierdzą, że „ekspresja środków wyrazu, ład przestrzenny we wnętrzu katedry to elementy, które mają sprzyjać spotkaniu wiernych z Bogiem”.
W porządku – może sprzyjają, może nie. W każdym razie podobne budynki widziałem zeszłego roku w Biszkeku, czyli stolicy Kirgizji. Stąd mi ta Babilonia przyszła do głowy. Jednak Lichenia nie udało się przebić. Licheń ma wdzięk i bezpretensjonalność. No i przy jego budowie nikt mi (i wam) do kieszeni łap nie pchał. Łożyli wierni, którzy chcieli się w Licheniu modlić. Tymczasem tutaj minister wziął sobie nasze 6 milionów i dał na tacę. Ale żeby nie dać się przyłapać na finansowym klerykalizmie, nasz urzędnik dał oczywiście na kulturę, czyli na „Muzeum Jana Pawła i Kardynała Wyszyńskiego”.
Mniejsza, że muzeum to po prostu część kościoła, bo to gdzieś tam w kopule ma być, czy przy kopule, w każdym razie 20 metrów nad ziemią. Pod tym samym dachem, w tych samych murach, z tymi samymi kaloryferami i tak dalej. Więc po prostu finansujemy – w ramach państwowego mecenatu kulturalnego – kawałek kościoła, a sama ekspozycja będzie dotyczyła spraw jak najbardziej kościelnych, czyli będzie przybliżała ludowi dwie wybitne postacie życia religijnego i częściowo politycznego.
I tak zresztą dosyć już przybliżone. Bo przecież Jan Paweł w przestrzeni publicznej jest bardziej obecny od Małysza, Kubicy i Kowalczyk razem wziętych. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z jakąś nadpodażą, inflacją obecności. W każdej gminie, powiecie, mieścinie mamy Jana Pawła w dowolnej formie i postaci. W muzeum Jana Pawła II w Siedlcach jest „sutanna, piuska, cztery pary obuwia, swetry, ręcznik, okulary, zegarek ręczny – to wszystko tu posiadamy. To największy zbiór ubrań, tylu rzeczy nie posiada nawet dom rodzinny w Wadowicach” – mówi szef placówki. W Woli Niżnej koło Jaślisk stoi w ogródku papieska figura z żywicy, na widok której o mało się nie zabiłem autem. W zeszłym roku przykryto ją dwuspadowym daszkiem. Po świecie jeździ żółty, osiemnastometrowy ciągnik z naczepą i wozi „pióro, różaniec, buty, narty, krzyż, sutannę, piuskę oraz zegar z prywatnej rezydencji w Castel Gandolfo”.
***
Śmiało rzec można, że nasza ojczyzna jest parkiem tematycznym imienia Jana Pawła II, papieskim disneylandem i dokładanie jeszcze jednej karuzeli czy diabelskiego młyna wydaje się przedsięwzięciem tyleż desperackim, co bezsensownym.
Umówmy się: postać papieża nie ma już nic wspólnego z kulturą. Wspólnym narodowym wysiłkiem uczyniliśmy z niej świątka, postać z plemiennych jasełek i przydomowego krasnala. Kremówki, szlaki turystyczne: małopolski, podhalański, kolejowy, „kluby Lolka” – przecież to jest festyn i odpust. I nawet jak przyjdzie tysiąc ministrów i każdy zbuduje tysiąc muzeów, to się tego obrazu już w żaden sposób nie da „ukulturalnić”. Przepadło. Na własne życzenie. Mieliśmy ciekawą historycznie postać i zrobiliśmy z niej bałwana, żeby go sobie na skrzyżowaniach i w ogródkach stawiać. Więc ja proszę bardzo, żeby w tej kwestii moje pieniądze zostawić w spokoju. To znaczy: jak już są wzięte na kulturę, by wydawać na kulturę. Kościół sobie sam świetnie poradzi z własnymi inwestycjami. Trzeba tylko mu dać szansę.
A najbezczelniejsze w całej sprawie jest to, że największa suma poza „dotacją papieską”, przyznana w tym ministerialnym rozdaniu, to ledwo 600 tysięcy, czyli 10 procent powyższej.
Oto prawdziwe proporcje myślenia o kulturze w urzędzie przy Krakowskim Przedmieściu.