Ładowanie...
Złota kopuła i mały obrazek
Złota kopuła i mały obrazek
Pielgrzymkową stolicą Polski jest nadal Częstochowa, ale Licheń nie pozostaje daleko w tyle - sanktuarium co roku odwiedza 1,5 mln pielgrzymów. Na stałe zagościł nie tylko na pielgrzymkowej mapie Polski, ale także świata.
O Licheniu trudno pisać tak, aby jego fenomenu ani nie spłaszczyć, ani nie ośmieszyć. Można liczbami: największa świątynia w Polsce, 11. na świecie, główna nawa wysoka na dziesięć pięter, wieża ma 143 metry, w środku kościoła miejsce znajdzie 17 tys. wiernych (w tym 7 tys. w ławkach), na placu przed bazyliką - 250 tys. Wymieniać poszczególne cechy nadzwyczajne można by długo - marmury spro-
wadzane z całego świata, kapiące zewsząd złoto, kiczowate obrazy, rzeźba budowniczego bazyliki ks. Eugeniusza Makulskiego klęczącego przed Janem Pawłem II, Golgota z grotami i tarasami lub cudowne źródełko, odkryte osobiście przez ks. kustosza...
Tu od razu wpada się w spór między tymi, których estetyka licheńska zachwyca, a tymi, których poraża. Tymi, którzy widzą w tym miejscu dowód ogromu duchowości Polaków, a tymi, których gorszy przepych i nadużywanie symboli religijnych dla zysku. Faktem jest, że bazylika w Licheniu miała robić wrażenie i robi. Jest tam wszystko, co nawet w najluźniejszy sposób wiąże się z wiarą. Religijny Disneyland - mówią jedni, miejsce cudowne - twierdzą inni i wracają tam co roku.
Może więc nie można o Licheniu opowiedzieć językiem współczesnym, takim, jakim posługują się media. Może trzeba cofnąć się w czasie do chwili, gdy Licheń był mało znaną wioską na terenie zaboru rosyjskiego. Napoleoński żołnierz Tomasz Kłossowski, ranny w bitwie pod Lipskiem w 1813 r., w podzięce Matce Bożej za ratunek zawiesił Jej obraz na drzewie w lesie grąblińskim w pobliżu Lichenia. Malutki obrazek, 16 na 25 cm, namalowany na modrzewiowej desce.
Teraz ginie w monumentalnym przepychu, wtedy wystawiony był na pogodę i niepogodę. I wtedy, i teraz uważany jest za cudowny. Kult przypieczętował w 1967 r. prymas Polski kard. Stefan Wyszyński, który koronował wizerunek Matki Bożej Licheńskiej. Takich miejsc w diecezji było wtedy więcej, wybrano jednak Licheń. To jednak wcale jeszcze nie oznaczało obecnej "kariery" sanktuarium. Jesz-
cze kilkanaście lat temu wycieczki szkolne chodziły tam z pobliskiego Konina na piechotę, brakowało infrastruktury dla pielgrzymów, budowa nowego kościoła była tylko w planach. Światowy rozmach nadał Licheniowi ks. Makulski, w intencjach zapewne najbardziej słusznych, choć ich efekt jeszcze długo będzie dyskutowany.
Nie to jednak w Licheniu jest najważniejsze. Pamiętać trzeba przede wszystkim o tym, że jest to miejsce szczególne i takim było również bez złotej kopuły. To miejsce modlitwy, gorliwej i prostej wiary, łask i cudów. Miejsce potrzebne wiernym w chwilach osobistych dramatów i trudnych chwil kraju. Miejsce spowiedzi, refleksji, postanowień, wdzięczności. Żeby zrozumieć Licheń, może należy myśleć o nim w takich kategoriach jak niemal 200 lat temu - o małym, skromnych obrazku, który napełniał ludzi wiarą i dawał im nadzieję. A że teraz o tę nadzieję proszą na marmurowej posadzce, a nie na ziemi pokrytej igliwiem - to chyba nie zmieni szczerości modlitwy.
Autor artykułu

Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
Podobne teksty
Newsletter
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]