Papież malowany

To nie mógł być po prostu zwykły "Portret papieża Jana Pawła II. Nie wtedy. Dlatego kiedy 31 kwietnia 1979 r. na jednym z wernisaży Marek Rostworowski półszeptem proponował Leszkowi Sobockiemu: "A może spróbowałbyś namalować Wojtyłę?, zaraz dodał: "Tylko tak, żeby się nie przypieprzali.

27.03.2006

Czyta się kilka minut

Leszek Sobocki "Polak 79..." /
Leszek Sobocki "Polak 79..." /

Rostworowski poszukiwał właśnie obrazów na wystawę "Polaków portret własny", którą organizował w krakowskim Muzeum Narodowym. Jego poczynania przypominały taniec na linie, komunistyczna władza tylko czekała na potknięcie. Trzeba było posługiwać się szyfrem, który - sądząc po wpisach w księdze pamiątkowej - niekiedy bywał zbyt skomplikowany. Licealna wycieczka z Leska: "Stanowczo brak portretu papieża!". Pod spodem, ołówkiem: "Jest! Wystarczy się rozejrzeć!".

Biały tygrys

"Polak 79 (imaginowany portret papieża Jana Pawła II)" znajdował się na sztaludze w sali na drugim piętrze Gmachu Głównego. Za nim widać było "Ambalaż Hołdu Pruskiego" Kantora i "Dworzec na ziemiach odzyskanych" Wróblewskiego. Po prawej wisiał plakat Włodzimierza Zakrzewskiego "Zjednoczeni budujemy siłę i przyszłość Polski" i portret Bieruta autorstwa Jerzego Tchórzewskiego.

11 maja 1979 r. Sobocki notuje w dzienniku: "zaczynam". 29 września pisze: "Zadzwonić do Marka R. »Polak« już u mnie, niech bierze, jak chce". Rostworowski puka do jego drzwi na następny dzień: - Jak to, Pan sam, bez transportu? - Akumulator wysiadł. - To ja sam poniosę do Gmachu. Przed wyjściem pytał, czy aby nie przemalowałem oczu, bo na obrazie niebieskie, a On ma brązowe.

"Polak 79" balansuje między autoportretem artysty a Wojtyłą ze zdjęć: - Nie dysponowałem fotografią w układzie zamierzonym. Coś odpisałem z jego profilu trois-quatres i naniosłem en face, posiłkując się własną twarzą in vivo.

Adam Zagajewski o twarzy Sobockiego: "ładna, zuchwała, pełna fantazji twarz szlacheckiego watażki, albo może fizjonomia z gorzkiej komedii Fredry".

Jedynym, ale niewątpliwym znamieniem papiestwa jest biała piuska, jednakże Sobocki namalował ją tak niewyraźnie, że przy nagości ramion jest to aluzja, a nie kostium.

Sobocki: - Ta czapeczka to był rodzaj piramidy, trójkąta. Nie mogłem zrobić z tego piuski, bo bałem się problemu z dopuszczeniem do wystawy.

16 października 1978 r. Leszek Sobocki stał przed sztalugami. Z "Dziennika": "Mozoliłem się z autoaktem, pragnąłem lekko potraktować, bez kontrastów mięśnie, bo tytuł obrazu »Tatuaż« musiał uwzględniać rysunek, który naniosę na ciało". - Nie miałem jeszcze dokładnej idei, co wdłubię tintą w skórę - opowiada. - W sąsiednim pokoju grał telewizor, nagle słyszę krzyk żony i córki: "biały tygrys!". Wpadają do mnie. "Wojtyła papieżem!". Okazało się, że krzyczały "biały dym", a ja zrozumiałem "biały tygrys". Wtedy nastąpiło olśnienie. Oczywiście! Odniesienie do archetypicznego katolicyzmu, który w każdym tkwi. Na autoakcie pojawia się rysunek mężczyzny z dłońmi złożonymi do modlitwy.

Miłość malarza

Mała galeria przy skrzyżowaniu ul. Kościuszki i Alei Trzeciego Maja w Zakopanem od podłogi aż po sufit zawieszona jest portretami Jana Pawła II. Ludzie zaglądają tu rzadko. W Zakopanem jak coś leży poza Krupówkami, to praktycznie nie istnieje. Kiedyś wnuk Arkadiusza Walocha myślał o wprowadzeniu odrobiny marketingu: przechadzać się po Krupówkach z reklamą na plecach. Dziadek wybił mu to z głowy: nie lubi pokazywać prac, przeżywa każdą wystawę. Tworzy emocjonalnie.

Jana Pawła II maluje od początku pontyfikatu. Waloch, zdaniem Stanisława Rodzińskiego, maluje swe papieskie marzenia. Pierwszy obraz: - Widziałem moją rodzinę z Ojcem Świętym, gdzieś w Chochołowie, w plenerze, był tam też mój pies, wszystko było. I Ojciec Święty był z nami.

Na innym obrazie Waloch z wnukami w garniturach przed strażnikami z Gwardii Szwajcarskiej. Czekają na audiencję: - Bardzo chciałem pojechać z wnukami do Papieża. Nie udało się. Mają za to z nim obrazy.

Obrazy: Papież całuje ziemię. Papież patrzy z okna na tłum na Placu św. Piotra. Papież z laseczką w dłoni na Kasprowym Wierchu. Papież modli się przed Ścianą Płaczu, wita się z małą dziewczynką, pisze list, po zamachu osuwa się na ręce

ks. Dziwisza... To malarska dokumentacja pontyfikatu. Ale Waloch jest wrażeniowcem i - jak przyznaje - bałaganiarzem, nie maluje chronologicznie, cyklami. Często wraca do tego samego motywu.

Inspiruje się fotografiami. Pierwsze zdjęcia przesyłała mu rodzina Jerzego Turowicza. Potem siadał przed telewizorem i szkicował "na gorąco".

W 1988 r., na stypendium u pallotynów, mógł portretować Papieża z natury, podczas Mszy porannych w kaplicy prywatnej. Ale pojawił się inny problem. - Po prostu nie potrafiłem oderwać od niego oczu i patrzeć, co maluję. Powstawały obrazy prawie abstrakcyjne, bez ładu.

Podobnie było w Castel Gandolfo, gdzie mógł widzieć Jana Pawła II spacerującego i odmawiającego brewiarz: - To przynajmniej jest rozpoznawalne - śmieje się. - Jestem emocjonalistą. Moja praca jest bardzo szybka.

Jego nauczyciel i przyjaciel Adam Hoffman powiedział: "Waloch przypomina sportowca, boksera czy szermierza, który szuka trafienia".

Stanisław Rodziński: - Kiedy patrzę na obrazy Walocha, najpierw myślę o jego malarskiej wizji. I o miłości. Miłości do malowania, ale i do Jana Pawła II. Może ktoś powiedzieć: a któż z nas nie kocha Papieża? A ja odpowiem naiwnie: tak, tylko miłość malarza jest inna.

- To był człowiek, u którego każdy najdrobniejszy mięsień twarzy był widoczny - mówi malarz. - Ważna była sama budowa twarzy, mocno na starość eksponowane kości policzkowe, oczy bardzo nieregularne, ostatnio ledwie widzące. Miał zawsze przepiękne ręce.

Mówiono, że najprawdziwszy jest ukazany w ruchu. W sekundzie zmieniał się z pogodnego w pełnego skupienia, niemalże tragicznego. Dla takiego wyrazowca jak Waloch to było ułatwienie. - Nie estetyzuję. Nie miałem oporów, by deformować widzenie. Bo emocja z natury rzeczy deformuje. Inaczej byłoby to widzenie obiektywu.

Nerwowa, raz postrzępiona, innym razem płynna linia, w zasadzie kłębowisko kresek, urywających się, biegnących łukiem na skróty, gwałtownie skręcających, zmieniających grubość, wreszcie w pośpiechu ograniczających się do kilku pociągnięć. Niemal słychać uderzenia ołówka i chlapnięcia farbą. - Nie rozumiałem ludzi, którzy oczekują Papieża różowego, zdrowego, młodego. Takiego jak na tysiącach fotografii w pięknie wydanych albumach - mówi Waloch. - Potrzebowałem Papieża z widocznym cierpieniem. Musiałem malować go pochylonego, z zaokrąglonymi plecami.

Kiedyś w liście spytał go ks. Adam Boniecki: "Dlaczego u Ciebie Papież jest tak rzadko uśmiechnięty?". Waloch: - Na dowód przesłał mi uśmiechnięte zdjęcie Papieża. Ale ja nie umiałem. Papież tyle powiedział o cierpieniu...

Jerzy Turowicz pisał: "to nie żadna »sztuka religijna«, nie obrazy malowane na »zamówienie społeczne«, nie żadna »matejkowska« intencja malarskiego zapisu historycznego wydarzenia, ale malarstwo płynące z własnego przeżycia, z własnej potrzeby, z własnej wewnętrznej konieczności artysty".

Super pomnik

175 centymetrów - tyle wzrostu ma Marcin Maciejowski. 125,5 na 113 centymetrów - tyle mierzy jego obraz "Z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim i jego żoną Jolantą".

- Byłbym za tym, żeby zrobić taki wielki pomnik Papieża - mówi Maciejowski.

- Jak Statua Wolności?

- Tak, taki na górze.

Marcinowi podoba się monumentalny styl. Nie ma nic przeciwko temu, że pomniki Jana Pawła II powstają jak grzyby po deszczu, bo ma z tego temat. Na przykład dla "Przekroju" narysował typową papieską figurę i podpisał: "Pomnik. Decyzję podjęto jednogłośnie".

Ewa Grządek, krytyk sztuki: "Maciejowski jest realistą, nie tylko w sensie stylu malarstwa, który odzwierciedla rzeczywistość, ale także z uwagi na zainteresowanie sprawami potocznej współczesności".

Marcin wydrukował sobie z internetu zdjęcia pomnika w Licheniu. - Super - mówi. - Gdzie indziej Papież jest taki skurczony, taki wydłubany, a tu jest coś mocnego. Widać rękę Koniecznego. Zastanawiam się, czy go nie namalować.

Maciejowski się nie wygłupia. W sztuce zamraża wycinki naszej rzeczywistości, ale pod komentarzem musimy podpisać się sami. Zupełnie na poważnie namalował na przykład o. Tadeusza Rydzyka w słuchawkach przy mikrofonie oraz wygłaszającego nauki do pielgrzymów w Częstochowie. Artysta nie krytykuje.

Historia obrazu "Z prezydentem Kwaśniewskim" (1999) zaczęła się od gazety, chyba "Przyjaciółki". - Tak sobie oglądam, nagle patrzę: notka o prezydencie i malutkie zdjęcie.

Maciejowski maluje głównie ze zdjęć z kolorowych tygodników, wykorzystuje także robione przez siebie fotografie. Ewa Grządek pisze, że traktuje je jak szkicowniki.

Połowa przestrzeni obrazu to plecy Kwaśniewskiego. Z drugiej strony plecy pochylającej się prezydentowej w czarnym kostiumie i kapeluszu. Skojarzenie z Caravaggiem, który też na pierwszym planie umieszczał odwrócone tyłem postacie. Papież jest ledwie widoczny między ramionami prezydenckiej pary. Namalowany szkicowo, kilkoma posunięciami pędzla. Jego biały strój w dolnej części wręcz miesza się z tłem. Tylko twarz wyraźniejsza, mocniej ukształtowana. Uśmiechnięta.

Twarz Papieża jest bardzo charakterystyczna, taka gładka. Jest co uchwycić: oczy, usta. Kiedy Marcin robił potem dla "Przekroju" obrazek o kremówkach, narysował tylko jedną kreseczkę ust i dwie kreski oczu i już wiedział, że to Jan Paweł II.

Ewa Grządek: "Integralną częścią jego obrazów bardzo często są napisy, za pomocą których artysta tłumaczy to, co jest namalowane".

Maciejowskiemu spodobał się w "Przyjaciółce" podpis pod zdjęciem: - Że to niby o Papieża chodziło, że to Papież z Aleksandrem Kwaśniewskim.

A więc z podpisu wynika, że to Papież jest przy prezydencie, a przecież jest odwrotnie - to Kwaśniewski jest przy Papieżu. Wszyscy chcą sobie zrobić zdjęcie z Osobą w Bieli, wszyscy pchają się przed obiektyw.

Maciejowski koleguje się wtedy z Marcinem Świetlickim i daje mu obraz w prezencie. - Chyba się przestraszył, że taki wielki,

i powiedział, że go nie ma jak wziąć do domu. Zostawił go w kanciapce w pracy, w "Tygodniku Powszechnym". Trochę złośliwie, bo tam różni ludzie przychodzili, księża, i oglądali sobie tego Kwaśniewskiego.

Marcin Świetlicki, fragment wiersza "Polska Trzy": "Miałem w pracy na ścianie obraz wykonany przez M. Maciejowskiego, zatytułowany »Z prezydentem Kwaśniewskim i jego żoną Jolantą«, żoną lub małżonką - nie pamiętam - albowiem Autor zabrał obraz rzekomo na wystawę, ale jak donoszą życzliwi - następnie podstępnie go sprzedał. / Więc gdzie jest sprawiedliwość? To szalenie polskie: dać, zabrać, sprzedać. Na przykład w Bułgarii nikt by, na pewno nikt by się tak nie zachował".

Trochę głupio wyszło. W 2001 r. Maciejowski miał wystawę w galerii "Zderzak". Pożyczył od Świetlickiego obraz, pasował mu do całości. A potem płótno trafiło do Muzeum Narodowego. - Przepraszałem Marcina, zresztą nie wiem, na ile sam to poważnie traktował, i dałem mu w zamian dwa inne obrazy - mówi artysta.

Step by step

Rafał Bujnowski przepis na portret Papieża w konwencji fotografii paszportowej konsultował z babcią. Spodobało się. Za pomocą trzydziestu kilku pociągnięć pędzla namalował więc trzydzieści trzy wizerunki Papieża, aż wreszcie mu się znudziło. Liczba jest więc zupełnie przypadkowa. Przepis krok po kroku objaśnił na sześcioelementowym schemacie. Potrzebne kolory: żółty, czerwony, biały, czarny. Praca zaczyna się od konturu głowy z prawym uchem i zarysu ramion. Potem na twarz trzeba nałożyć różowo-cielisty kolor uzyskany z odpowiedniego wymieszania farb (pamiętając, żeby nie zamalować włosów!). Następnie cieniowanie - ma nadać twarzy odpowiedni wyraz i bryłę. Kilkoma zaledwie pociągnięciami maluje się oczy, brwi i nos, a w dalszej kolejności usta oraz zmarszczki mimiczne. Na końcu zaczernia się tło, robi ostatnie poprawki na twarzy, a na piersi maluje złoty łańcuch.

- To nie są typowe portrety, malarstwo osiągnęło w tej dziedzinie znacznie lepsze rezultaty. Ale nie wstydzę się ich - mówi Bujnowski. - Są trochę parciane i takie miały być. Zwykłe rzemiosło. Ani brzydkie, ani ładne. Bez wartościowania. Chodziło o to, aby malować bez natchnienia, bez wiary i jednocześnie nikogo nie urazić.

Stąd konsultacje z babcią. A portret Papieża przez chwilę wisiał nawet w kościele w Graboszycach. Ksiądz dostał go w prezencie od rodziców artysty, gdy chodził po kolędzie.

Masowa produkcja obrazów na potrzeby społeczeństwa konsumpcyjnego to specjalność Rafała. "Seryjny obraz od Bujnowskiego i meble z IKEA - oto nowy standard" - pisał Łukasz Gorczyca z galerii "Raster", komentując serię "Obrazów do mieszkania". Każdy do innego wnętrza: przedpokoju, kuchni, sypialni. Każdy wzór pomnożony kilkadziesiąt razy.

Rafał Bujnowski: - Malując kilka razy ten sam obraz, trzeba zrezygnować z przypadkowych ruchów pędzlem, których nie można potem powtórzyć. I przez to - w moim odczuciu - te obrazy są takie czyste i piękne.

Łukasz Gorczyca: - O ile Warhol stworzył fabrykę sztuki, Rafał cofa się do czasów artystycznych manufaktur, wytwarzając wysokiej klasy rzemiosło.

W Wadowicach wizerunki Papieża wiszą wszędzie: w ośrodku zdrowia, na komisariacie, nawet na wystawie mięsnego. W niedzielę z głośników leci "Barka". Prawie wszystkie instytucje noszą imię Jana Pawła II. Czy to dziwne, że artysta z zacięciem socjologa, mieszkający 200 metrów od papieskiego muzeum, wyszedł naprzeciw upodobaniom wiernych, tworząc uniwersalny produkt, jaki każdy chciałby powiesić sobie na ścianie?

To nie była praca o Papieżu, ale o malarstwie, stereotypach, banale i zachowaniach kultowych. O tym, jak wizerunek Jana Pawła II stał się trywialnym, dekoracyjnym rekwizytem, który umieszcza się na tapecie obok kiczowatego landszaftu.

Niedawno Bujnowski zwrócił się z prośbą o zezwolenie na wykonanie kopii etażerki ze zbiorów Muzeum w Wadowicach. Uzyskał zgodę z pieczątką Archidiecezji Krakowskiej. Ta etażerka to jedyny mebel, jaki zachował się z rodzinnego domu Karola Wojtyły. Rafał zaprosił do Wadowic stolarza, który etażerkę zmierzył, zrobił zdjęcia, sprawdził odcień bejcy. Potem wynajął znaną firmę. Przez tydzień kobiety szlifowały i czyściły, mężczyźni przycinali i malowali. Powstało osiem egzemplarzy, ochrzczonych nazwą: "Last saved". Ponownie liczba jest zupełnie przypadkowa, choć po zakończeniu projektu okazało się, że właśnie w ośmiu kopiach wykonuje się odlewy brązownicze.

Zwykły przedmiot, na który w normalnych okolicznościach nikt nie zwróciłby uwagi, przez osobę właściciela został podniesiony do takiej rangi, że oddzielono go od ludzi czerwonym sznurkiem i zaopatrzono w tabliczkę: "Nie dotykać!".

Czemu Bujnowski wybrał mebel, a nie na przykład papieskie narty? - Gdybym zrobił narty, byłoby to pretensjonalne. Teraz sprzęt jest dużo nowocześniejszy. Meble zawsze mogą służyć. Są uniwersalne.

***

W pierwszych dniach kwietnia ubiegłego roku Rafał Bujnowski jeździł samochodem po mieście. Obserwował auta zaparkowane w niedozwolonych miejscach, ludzi klęczących na środku jezdni, jednokierunkowe ulice, którymi nagle jeżdżono w dwie strony i na odwrót - dwukierunkowe, a częściowo zamknięte. Wszystko na opak. Jupitery, kamery, wielkie wozy satelitarne przywodziły na myśl plan filmu. Przedstawiającego świat po katastrofie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2006