Żółta księga

Marcin Świetlicki to jeden z najważniejszych polskich poetów epoki, która właśnie się kończy i nie wiemy, co nas po niej czeka. Lektor recenzuje nowy wybór wierszy.

10.01.2022

Czyta się kilka minut

FOT. PIXABAY /
FOT. PIXABAY /

Wybór i układ autorski, więc zacytujmy autora: „Dlaczego tak dużo, aż czterysta czterdzieści cztery? Są to wiersze pisane przez ponad czterdzieści lat. Dlaczego tak mało? Napisało się przypuszczalnie około tysiąca, coś trzeba było odrzucić. No niestety – nie wszystkie mnie zachwycają, niektórych się sam przed sobą wstydzę, niektóre drażnią, niektóre tak bardzo się zużyły, że nie ma sensu ich przypominać. Powiedzmy, że chciałbym, żeby akurat te wiersze użyte w tej książce po mnie zostały”. Zabrzmiało poważnie? Raz tylko obchodzi się sześćdziesiąte urodziny. W dodatku Marcin Świetlicki urodził się w Wigilię, jak Mickiewicz. Czterdzieści i cztery? Czy może raczej Upiór? Na pewno jeden z najważniejszych polskich poetów epoki, która właśnie się kończy i nie wiemy, co nas po niej czeka. Wiemy za to (ja przynajmniej jestem przekonany), że te wiersze zostaną. Bo są mocne i żywe, bo w zaskakujący sposób odbijają swój czas, bo wprowadziły do polszczyzny nowe rejestry – czy którykolwiek z autorów współczesnych może się poszczycić taką liczbą zwrotów, które weszły do języka potocznego?

Jest to w dodatku Świetlicki na powrót scalony z dwóch swoich publicznych osobowości: poety oraz autora tekstów i wokalisty zespołu Świetliki (i paru innych). Chronologicznie uporządkowany, co sprawia, że czyta się go nieco inaczej. Świetlicki bez ilustracji – a dwie jego książki wydane wcześniej w tym samym wydawnictwie były, jak dawniej się pisało, „bogato ilustrowane”: świetnymi kolażami Alicji Białej („Polska [wiązanka pieśni patriotycznych]”) oraz równie świetnymi rysunkami Marcina Maciejowskiego („Ale o co ci chodzi”). A więc Świetlicki bardzo serio i trochę jakby kanoniczny.

Czego tu nie ma? Na przykład słynnego wiersza „Do Jana Polkowskiego” i pierwszej „Polski”, zamykającej „Zimne kraje” (tego akurat mi żal), czy dyptyku o Gowinie („Gowin sam w domu” i „Gowin sam w Nowym Jorku” – też trochę żal). Nie wszystkie zresztą kawałki z odniesieniami personalnymi zniknęły – jest i „Trrr”, o telefonie Miłosza do redakcji „Tygodnika”, i „Wiersz dla Zbigniewa Herberta (dedykowany Wisławie Szymborskiej)”, gdzie pojawia się też Adam Michnik, i „Grzmotyl” (tytuł genialny!). Najważniejsze jednak, że mamy poetę. I choć – jak zastrzegł w ostatnich wersach „Polski” – nikomu nie pozwoli się zawłaszczyć, to przecież w jego osobnym głosie wolno nam szukać także i naszych emocji. ©℗

Marcin Świetlicki, WYBÓR, Wydawnictwo Wolno, Lusowo 2021, ss. 462.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2022