Znów zapraszamy do Trójki

Internetowe fora od kilku dni mówią o Programie III Polskiego Radia. Trójka od początku istnienia rozpalała emocje i każda, choćby najmniejsza próba jej zreformowania, wiązała się z gwałtownymi protestami słuchaczy. Tym razem jest inaczej, a nowa dyrekcja otrzymuje listy z poparciem, bo w eter ma wrócić "stare.

08.01.2007

Czyta się kilka minut

Marek Niedźwiecki, w ciągu minionego ćwierćwiecza jeden z filarów Programu III PR /fot. M. Zielenkiewicz - Agencja Gazeta /
Marek Niedźwiecki, w ciągu minionego ćwierćwiecza jeden z filarów Programu III PR /fot. M. Zielenkiewicz - Agencja Gazeta /

"Mann dziś zapowiadał pogodę, co się dzieje?"; "Słuchał ktoś Akademii Rozrywki?"; "Podobno stara trójka wróciła!" - huczy w sieci. W biurach wybuchają nawet swoiste bitwy o władzę nad odbiornikami radiowymi. "Pomóżcie, próbują przełączyć mi radio na jakiś »brzęczyk«" - żali się internauta. "Nie daj, lecą lata osiemdziesiąte, są cudne" - radzi ktoś inny.

Tymczasem na Myśliwieckiej ten wybuch euforii przyjmowany jest z umiarkowanym spokojem. Jest godzina 20.30, siedzimy z Krzysztofem Skowrońskim, obecnym dyrektorem "Trójki".

- Muszę się przed rozmową odpowiednio nastroić - mówi i przygasza światło. Czy czuje presję odtworzenia kultowego radia? Tłumaczy: - Nie, bo robimy to, czego oczekują odbiorcy. A poza tym naszym celem nie jest podniesienie wzrostu słuchalności, a zrobienie dobrego radia. Takiego, o którym zawsze marzyłem.

Słowem i żartem

Program Trzeci powstał w 1962 r. i miał być socjalistyczną odpowiedzią na stacje nadające "zgniłe" treści z Zachodu. Z założenia miało być to radio, które będzie wpływało na dusze studentów i młodej inteligencji. Od czasu powstania aż do lat 90. przebojem zdobywało serca kolejnych pokoleń radiosłuchaczy.

- Trójka była zawsze niezwykle nowatorskim radiem - tłumaczy Monika Makowska, odpowiadająca za oprawę muzyczną stacji. - To tu wprowadzono rozmowy ze słuchaczami na żywo, dżingle i to szczególne poczucie humoru, które było nie tylko w słynnej "Powtórce z Rozrywki".

- Na korytarzach widywało się sławy: Marek Niedźwiecki, Monika Olejnik, Piotr Kaczkowski... - wspomina tamte czasy Artur Andrus, który w Programie III pracuje od 1994 r. - To wszystko zmuszało młodych radiowców do ogromnego profesjonalizmu. Do dziś pamiętam swoją pierwszą pomyłkę, gdy na antenie zapowiedziałem skecz "Sęk" kabaretu Dudek. Powiedziałem, że jest on autorstwa Stanisława Tyma, a tymczasem to był skecz Konrada Toma. Wystarczył rzut oka do reżyserki na wściekłą twarz Zosi Kruszewskiej. W tamtych czasach była ogromna odpowiedzialność za słowo. Nikt nie mógł usiąść przed mikrofonem, jeśli nie miał nic do powiedzenia. Zresztą na korytarzu przed studiem zawsze stało paru życzliwych kolegów, którzy na gorąco mieli coś do powiedzenia. Czasem mówili, że świetna audycja, a niekiedy tak besztali, że odechciewało się żyć.

- Ważny w Trójce był humor - dodaje Andrus. - Kiedy Wisława Szymborska odbierała nagrodę Nobla, to Barbara Marcinik pojechała z nią do Sztokholmu. Co godzinę nadawaliśmy relację, co nasza noblistka jadła, z kim się spotkała. Akurat kończyłem wtedy swoją audycję i wychodziłem ze studia. Usłyszałem w reżyserce, że wywołują Barbarę Marcinik. Gdy realizator miał się do niej odezwać, powiedziałem, że ja to zrobię. Nacisnąłem przycisk mikrofonu i rzuciłem do niej z rosyjska: "Ało, ało Sztokholm?". Zapadła krótka cisza i padła nieśmiała odpowiedź: "tak". Dalej ja: "Zdies Cientralnoje Ruskoje Radiotelewidienie Ostankino, słuszajem was". Po drugiej stronie rozległ się potworny wrzask: "No Moscow, no Moscow, Warsaw!". Marcinik była przekonana, że ją źle połączyli. Realizator powiedział, abym natychmiast jej wytłumaczył, że to żart. Gdy to zrobiłem, poszła w eter wiązanka nieprzyzwoitych słów od noblistki.

Andrus podsumowuje: - Myśmy po prostu się dobrze tym radiem bawili. Może dlatego tak nam wychodziło.

Mój rozmówca wspomina audycję z Jackiem Janczarskim i Maciejem Zembatym: - Wiedząc, że sam piszę jakieś teksty, poprosili, abym coś przyniósł i przeczytał. Zrobiłem to na antenie i w pierwszym momencie mnie pochwalili. Bardzo im się to podobało, ale za chwilę mniej, a pod koniec programu uznali, że ten mój wiersz nadaje się tylko do tego, aby go zjeść. I zmusili mnie, abym zjadł tę kartkę papieru.

Ten absurdalny humor, momentami - jak pisali dziennikarze -przypominający Latający Cyrk Monty Pytona, stał się znakiem firmowym Trójki. Drugim symbolem była oczywiście muzyka, w tym Lista Przebojów Programu Trzeciego.

Reforma, która zabiła magię

Niestety przez całe lata 90. Trójka wolno, ale nieprzerwanie traciła słuchaczy, którzy odchodzili do komercyjnych stacji. Według Marka Niedźwieckiego przegapiono moment, w którym stację należało przystosowywać do zmieniającej się rzeczywistości. Jednak Trójki do końca nie opuszczał humor. Marcin Łukawski wspomina, jak podczas jednego z bankietów w 1997 r., z okazji kolejnej rocznicy, Kuba Strzyczkowski jeździł w holu radia konno.

- Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że to miejsce dla mnie - wspomina jeden z najpopularniejszych obecnie prezenterów stacji.

Początek nowego stulecia to jednak zdecydowany spadek słuchalności (do ledwie 5,5 proc., kiedy Radio Zet miało 24, a RMF - 27 proc.). W 2002 r. na stanowisku dyrektora zatrudniono Witolda Laskowskiego, który - jak uważają najwierniejsi słuchacze - ostatecznie pogrzebał magię tego radia.

Nowy dyrektor próbował przeobrazić je w tzw. radio towarzyszące. Czyli, jak określił to Grzegorz Miecugow, radio, które gra w biurach, ale nie jest słuchane. Dawny dyrektor programu III mówił ostro: "Jeżeli przez pięć lat odmóżdżania tego programu i wyrzucania wszystkiego, co wystaje ponad przeciętność, udało się zwiększyć słuchalność o jeden procent, jest to straszna porażka".

Pod koniec działalności reformatorów radiowa "Trójka" została jednak uznana Stacją Roku przez redakcję "Media & Marketing Polska". W werdykcie napisano: "Trójka zbiera owoce zmian zapoczątkowanych cztery lata temu. Sukces potwierdzają zarówno wyniki słuchalności, jak i przychody reklamowe. Stacja brzmi nowocześnie, odmłodziła grupę docelową, przyciąga najbardziej atrakcyjnego słuchacza. Jednocześnie udało jej się zachować wiele cech, które w przeszłości sprawiały, że było to radio kultowe".

W czasie reform trafił tam także obecny dyrektor, Krzysztof Skowroński.

- Kiedy przyszedłem do "Trójki" równo sześć lat temu, w styczniu 2001 r., po 10 latach w Radiu Zet byłem pełen rewolucyjnego zapału. Archiwa, liczba studiów i przede wszystkim ludzie... Trójka wydawała mi się miejscem, w którym można połączyć to, co stare, z tym, co nowe, i zrobić najpiękniejsze radio w Polsce. Takie nastawienie towarzyszyło mi dosyć krótko, bo około trzech tygodni. Moje pomysły trafiły na opór i może poza dwoma drobiazgami - "Śniadaniem w Trójce" i przeglądem prasy z gościem - nic nie udało się wcielić. Euforia zmieniła się w antyeuforię.

- Wtedy w Trójce była jedna cecha nieznośna - mówi jej obecny dyrektor. - Koteryjność. Były tu układy i układziki, które wykluczały twórcze działanie. Teraz, gdy przejąłem rządy, to radio ma zupełnie inny stopień sterowalności.

Podziwiać słonia

Stara Trójka nie wróci, bo wrócić nie może, tak jak nie mogą wrócić czasy, gdy w sobotni wieczór kładło się na podłodze, włączało radioodtwarzacz Grundig i przy zgaszonym świetle, wpatrując się w migającą czerwoną diodę, czekało się na pierwsze miejsce listy przebojów. Do końca też chyba nie wiadomo, czym była ta stara Trójka i na czym polegał jej fenomen.

- Stara Trójka, to według mnie zbiór przygód, które wydarzyły się tu przez 45 lat istnienia programu. Ona cały czas tu była, bo cały czas mieliśmy tu radiowców z krwi i kości, których wiedza była dużo bogatsza niż moja - mówi Skowroński. - Choćby wiedza muzyczna. Tu są "ludzkie encyklopedie wiedzy muzycznej", których nie ma w innych stacjach. Oni wiedzą, co się wydarzyło od lat 50. do dziś. Można wykonać jeden telefon i wszystko wiedzieć.

Używa kolejnego porównania: - Trójka to słoń, którego wystawiano do wyścigów. Mam pewność, że jej możliwości są wielokrotnie większe niż Zetki czy RMF-u. Publiczne radio bardzo powoli się przekształcało, zanim doszło do wozów satelitarnych - teraz jeśli chodzi o technikę jest mniej więcej remis. Jednak Trójka może jeszcze wygenerować bardzo dużo przeróżnych programów, począwszy od muzycznych do literackich, i będzie to robić.

Wszystko to słychać w Trójce od Nowego Roku. - Oprócz ramówki pojawił się jakiś porządek dnia - tłumaczy Skowroński. - Teraz były to lata 60., 70., 80., 90., a potem będzie dzień Beatlesów. Wszystko dlatego, że nasz słoń nie jest do ścigania się z komercją, bo nie ma szans w wyścigu komercyjnym na targetowanie, wywieszanie plakatów i promocje. Ten słoń jest do podziwiania.

I dalej: - Chciałbym zrobić radio dla ludzi wolnych. Świadomych tego, że świat jest okrągły, że istnieje globalizacja. Tu ma być jak na krakowskim rynku, gdzie jest pełno kawiarenek i gromadzą się informacje z całego świata. Będzie program Wojciecha Cejrowskiego z muzyką z dalekich zakątków. Swoją misję rozumiemy tak, że każdy będzie mógł przyjść i opowiedzieć o tym, co tworzy. Jeśli ktoś jest malarzem, to niech przyjdzie się pochwalić, jeśli przedsiębiorcą - tak samo. Chcemy być otwarci. Muzyka, z której słynęła stara Trójka, będzie taka, jakiej nie będzie nigdzie indziej.

Według Artura Andrusa radio będzie żyło dopiero wtedy, gdy będzie radiem osobowości: - To one były wyróżnikiem tego programu, starej Trójki - mówi. - Gdy się ktoś pojawiał na antenie, bez względu, czy był reporterem, czy prowadzącym duży blok programowy, musiał być charakterystyczny. Nagle we wszystkich radiach zrobiła się moda, aby radiowcy byli tacy sami, aby identycznie mówili, mieli taką samą intonację, głos z przepony. A w radiu chodzi o to, że jednych się lubi, a innych nie. Na dźwięk jednego głosu radio się pogłaśnia, a na dźwięk innego wyłącza.

Już teraz na forach internetowych słuchacze dyskutują, kogo lubią, a kogo nie. "Co prawda nie jest idealnie, np. Szydłowska, która skutecznie swoją muzyką odstrasza mnie od radia i pewnie jeszcze sporo innych rzeczy, ale myślę, że trzeba docenić to, co się dzieje w pr. III (pomijam politykę)". "Nieprawda, dzięki temu jest różnorodność" - pisze inny internauta.

Artur Andrus, który Trójce zawdzięcza sławę, mówi, że gdy słuchacze się kłócą, kogo lubią, a kogo nie, to jest właśnie prawdziwe radio.

- Dzwonił kiedyś do mnie słuchacz. Raz, dwa razy w tygodniu, bardzo kulturalny pan - wspomina. - Za każdym razem przekonywał mnie spokojnie, że się nie nadaję, że mam zły głos, dykcję i ogólnie jestem beznadziejny. Stało się to tak natarczywe, że zaproponowałem mu, aby zadzwonił do mojego przełożonego, ale tego nie zrobił. Za to każdego tygodnia próbował mnie przekonać do rezygnacji z pracy. Wreszcie skorzystałem ze starego skeczu Laskowika. Gdy zadzwonił i powiedział po raz kolejny, że moja audycja była do kitu, odparłem: "A wie Pan, inteligencja to chwali". I tak jest trochę z tą naszą Trójką.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2007