Cztery Trójki

Obchodząca 50-lecie Trójka ma się dziś równie dobrze jak w czasach największej świetności. Stacji udał się mariaż kultury wysokiej i popularnej. Jest tubą inteligentnej rozrywki i wciąż ma wielkie radiowe osobowości.

26.03.2012

Czyta się kilka minut

Od góry z lewej: A. Andrus, J. Owsiak, M. Jethon, M. Kydryński, W. Mann, M. Niedźwiecki, M. Gutowski, K. Łoniewski, K. Borowiecka, H. Sytner, D. Pieróg, M. Sułkowska, B. Michniewicz, P. Sołtys, G. Mędrzycka-Gęsicka, P. Stelmach, G. Hoffmann i G. Darmetko / fot. MK / Program 3 Polskiego Radia
Od góry z lewej: A. Andrus, J. Owsiak, M. Jethon, M. Kydryński, W. Mann, M. Niedźwiecki, M. Gutowski, K. Łoniewski, K. Borowiecka, H. Sytner, D. Pieróg, M. Sułkowska, B. Michniewicz, P. Sołtys, G. Mędrzycka-Gęsicka, P. Stelmach, G. Hoffmann i G. Darmetko / fot. MK / Program 3 Polskiego Radia

38 lat temu zainagurowała działalność jedna z najlepszych polskich audycji satyrycznych. W magazynie „60 minut na godzinę” znalazło się miejsce dla inteligentnej kpiny i dowcipu, jakich w eterze nie było od czasu radiowego „Kabaretu Starszych Panów”. Kultowi „Rycerze”, parodiujący Sienkiewiczowską „Trylogię”, naszą narodową powieść wszech czasów, cykl „Paramęt pikczers, czyli kulisy srebrnego ekranu”, w którym Andrzej Zaorski i Jan Kociniak dyskutowali o przebojach kinowych, albo absurdalne „Z pamiętnika młodej lekarki”, znanej z łamów „TP” Ewy Szumańskiej, miały premierę właśnie tam.

26 lat temu wyemitowany został materiał nawiązujący do jednej z największych mistyfikacji w dziejach radia. Latem na antenie pojawił się cykl reportaży z Woszczyc, opowiadający o pojawiających się w okolicy przybyszach z kosmosu. Obecność na niebie statków Obcych potwierdzali astronomowie, zaś miejscowi rolnicy przyznawali, że delegacje zielonych ludzików wizytowały ich gospodarstwa. Kulminacyjnym momentem miała być oficjalna wizyta Obcych – latający spodek miał wylądować na tutejszym polu. Reklamowana w mediach akcja ściągnęła do śląskiego Orzesza (Woszczyce są dzielnicą miasteczka) gapiów z całej Polski, przybyło też wojsko i milicja. Kiedy nad lasem ukazał się kulisty kształt, kilkanaście tysięcy ludzi wstrzymało oddech, rychło przekonując się, że niepotrzebnie. Rzekomy pojazd kosmiczny okazał się balonem z regionalnego aeroklubu, zaś cała akcja mistyfikacją, inspirowaną legendarnym słuchowiskiem Orsona Wellesa z lat 30. Jej autorkami były Mira Suchodolska i Bożena Kurowska – początkujące dziennikarki wciągnęły do zabawy pracowników obserwatorium astronomicznego i służby mundurowe. Te ostatnie zresztą miały pełne ręce roboty: drogówka obłowiła się na mandatach, bo amatorzy UFO parkowali, gdzie popadnie, tratując rolnikom pola. Bezpieka zaś wietrzyła prowokację – tajniaków zaniepokoiła łatwość, z jaką początkujące radiotki zorganizowały zbiegowisko i przekabaciły żołnierzy oraz milicjantów.

W styczniu bieżącego roku w ramówce pojawił się Wojciech Pszoniak. Aktor przez kilka tygodni czytał fragmenty „Tajnego dziennika” Mirona Białoszewskiego, książki ważnej, ale niszowej, nierokującej nadziei na bestseller.

Co łączy magazyn satyryczny, sfabrykowany reportaż o UFO i lekturę Białoszewskiego, poza tym, że wszystko zdarzyło się w Trójce? Wspomniane audycje ilustrują najważniejsze etapy w dziejach rozgłośni.

Dziecko odwilży

Trójka była dzieckiem swoich czasów. Pierwsze testowe wydania programu (odbierane tylko w Warszawie, Katowicach i Opolu) pojawiły się w eterze wiosną 1958 r. Pełną parą stacja ruszyła 1 kwietnia 1962 r. W momencie, kiedy władze na dobre wycofywały się z obietnic Października, wobec radia i telewizji przybrano nieco łagodniejszy kurs – być może Władysław Gomułka uznał, że skoro Partia nie jest w stanie zapewnić obywatelom mieszkań, zlikwidować kolejek i braków w sklepach, to w zamian da im rozrywkę, i to na wysokim poziomie.

Twórcy Trójki mieli komfort, którego koledzy, pracujący w radiu w latach 40. i 50., mogli im tylko pozazdrościć. Nie obowiązywał już bezwzględny zakaz emitowania muzyki amerykańskiej i popularyzowania zachodniej popkultury. Ojcowie założyciele zręcznie wykorzystali lukę (ta umiejętność stanie się jednym ze znaków rozpoznawczych stacji aż do końca PRL), być może udało się też dlatego, że pierwszym szefem rozgłośni został Edward Fiszer, poeta i autor tekstów piosenek m.in. Czesława Niemena, Wojciecha Kordy, Heleny Majdaniec oraz zespołów Trubadurzy i ABC. Rasowy tekściarz przeczuwał, że druga połowa XX w. będzie erą popkultury, a jazz i rock’n’roll staną się dla młodych ludzi po obu stronach żelaznej kurtyny pokoleniowym doświadczeniem, co świetnie zobrazował Andrzej Wajda w „Niewinnych czarodziejach”. Jazzman Michał Urbaniak twierdzi, że muzyka pełniła wtedy formę niewerbalnego kodu. „Kiedy miałem kłopot, stawałem w jakimś charakterystycznym miejscu i gwizdałem synkopowaną melodię. Zawsze się ktoś zainteresował. „Co jest, neskim? – pytał i organizował pomoc”.

Choć więc w ramówce Trójki (początkowo emitowano program tylko przez dwie godziny na dobę) zawsze była klasyka, to o charakterze stacji decydowała nieco lżejsza muza.

Niewinni czarodzieje

Przebojem była już pierwsza muzyczna audycja nowej stacji „Mój magnetofon”, pierwowzór „Muzycznej poczty UKF”. Tytuł wyrażał niespełnione (najczęściej) pragnienie młodych ludzi, z których każdy marzył o kupnie sprzętu nieosiągalnego zarówno ze względów finansowych, jak i w związku z niewydolnością siermiężnego przemysłu. Zaś prowadzący audycję jazzman Mateusz Święcicki grał to, czego oczekiwali: jazz i rock’n’rolla, muzykę luzu i radości życia, którym chciały się cieszyć pierwsze dorosłe roczniki Polski Ludowej, „niewinni czarodzieje”: nieobarczeni traumą wojny i stalinizmu. Sześć lat później pojawiła się inna legendarna postać – Piotr Kaczkowski i jego kultowy „MiniMax – czyli minimum słów, maksimum muzyki”, na antenie zadomowili się też m.in. Marek Gaszyński, Roman Waschko i Witold Pograniczny.

Muzyka była magnesem, który przyciągał: po „niewinnych czarodziejach” przyszli hipisi i brodacze w rozciągniętych swetrach z chlebakami na ramieniu. W latach 70. stacja stała się muzycznym oknem na świat, i to nie tylko dlatego, że dziennikarze grali nieosiągalne u nas płyty zachodnich gwiazd. Wojciech Mann, Wiktor Legowicz, Jan Chojnacki, Grzegorz Wasowski i Jan „Ptaszyn” Wróblewski oraz inni, którzy dołączyli do załogi w tej dekadzie, nie kierowali się newsami, rankingami i listami przebojów, lecz własnym gustem. Puszczali nagrania wykonawców niszowych, nieobecnych w mainstreamowych mediach, niepublikowanych przez koncerny fonograficzne, znanych wąskim grupom fanów. Trójce udał się mariaż kultury wysokiej i popularnej, przełamujący sztampę panującą w innych programach, nie wyłączając ambitnej Dwójki. Rosnąca w rozmiarze antenowym stacja stała się tubą inteligentnej rozrywki, zabawy słowem i efektownie opakowanej publicystyki kulturalnej.

W latach 70. na antenie pojawił się magazyn „60 minut na godzinę”. Audycję, prezentującą „felietony, słuchowiska, piosenki, wiersze, rysunki i tak dalej”, współtworzyły m.in. takie osobowości jak Marcin Wolski, Jacek Fedorowicz, Krzysztof Materna, Tadeusz Ross czy Andrzej Zaorski, a także Jan Kaczmarek, Maria Czubaszek, Andrzej Waligórski i kabaret Elita. Maciej Zembaty epatował czarnym humorem w magazynie „Zgryz”, a Krzysztof Kowalewski i Marta Lipińska przekomarzali się w „Kocham pana, panie Sułku”. Purnonsensowe skecze, piosenki i parodie wniosły świeży powiew do radiowego kabaretu, któremu po wydarzeniach Marca 1968 r. władza zaczęła się uważniej przyglądać. W tym samym roku, co „60 minut na godzinę”, Andrzej Paweł Woyciechowski zainicjował sztandarową do dziś audycję „Zapraszamy do Trójki”, która dekadę później przerodziła się w uwielbiany przez słuchaczy interaktywny show, nadawany na żywo. Wtedy też w Trójce na antenie pojawiły się seriale literackie – aktorzy miesiącami czytali fragmenty książek.

Wentyl bez komisarzy?

Dziennikarze z Myśliwieckiej nazywają lata 60. i 70. epoką pierwszej Trójki. Symbolicznym końcem tego okresu było wprowadzenie stanu wojennego i zawieszenie nadawania. Reaktywowana 1 kwietnia 1982 r. stacja nie była już taka sama. Narzuconej przez władze weryfikacji nie przeszli niektórzy dziennikarze (w tym obecna szefowa Trójki, Magdalena Jethon, którą na 8 lat pozbawiono prawa do wykonywania zawodu), a na antenę nie wrócił m.in. magazyn „60 minut na godzinę”. Paradoksalnie w okresie czystek i szalejącej cenzury pojawiła się prowadzona przez Marka Niedźwieckiego Lista Przebojów Trójki – najsłynniejsza audycja w dziejach rozgłośni.

Ocena „drugiej Trójki” jest przedmiotem sporów. Część środowiska oraz show biznesu uważa, że wznowienie nadawania i lansowanie na antenie muzyki rockowej były próbą skanalizowania młodzieżowego fermentu. Chodziło o to, żeby fani zamiast chodzić na demonstracje i bić się z ZOMO, siedzieli w domach z uszami przy głośnikach.

– Gdyby Trójka miała pełnić rolę wentyla, to program układaliby wojskowi komisarze, którzy siedzieli przy Myśliwieckiej, a nie dziennikarze – dementuje Andrzej Turski, ówczesny szef stacji. – Nie było żadnych nacisków, choć mieli zastrzeżenia, że nadajemy za dużo muzyki anglosaskiej. Oczywiście wiadomo było, że pewnych rzeczy powiedzieć czy puścić na antenie nie wolno. Tę świadomość mieli wszyscy.

Czasami udawało się zrobić wyłom w tej niepisanej zasadzie. Turski przypomina aferę z piosenką „To tylko tango”. Grupa Maanam za odmowę występu przed partyjnymi kacykami trafiła na indeks, nie można więc było puszczać ich w radiu. Marek Niedźwiecki obszedł zakaz i w kolejnych notowaniach listy odtwarzał tylko odgłosy werbli z kompozycji Marka Jackowskiego.

Marek Niedźwiecki: – W czasach, kiedy można już było wszystko napisać, czyli po 1989 r., jakiś dziennikarz znalazł list, w którym było napisane coś w stylu: „Metodami operacyjnymi spowodować wypadnięcie piosenki Lady Pank »Mniej niż zero« z Listy Przebojów Programu Trzeciego. Że to niby było o śmierci Grzegorza Przemyka. Dziennikarz napisał: »no i piosenka wypadła!«. To ja na to: a co, miała być na liście do dziś? Jak wiadomo, na liście »All things must spaść«”.

„Niedźwiedź” wspomina jednak, jak przed wyborami z czerwca 1989 r. dostał zlecenie na rozmowę o muzyce z... Leszkiem Millerem, kandydującym do parlamentu z ramienia PZPR. – Wydało mi się to nawet ciekawym wyzwaniem. Przez godzinę rozmawialiśmy o ulubionej muzyce, a na końcu przedstawiłem gościa. Byłoby OK, ale audycja była wcześniej nagrana i po ostatniej piosence pojawiła się wypowiedź pana Millera, że nie wyobraża sobie, żeby jutro przegrał. Ale przegrał...

Lista Przebojów była symbolem „drugiej Trójki”. Ale miliony Polaków pokochały prowadzącego audycję także za teatr dźwięku, który serwował w sobotnie wieczory w pakiecie z muzyką. Z tego, co uchodziło dotychczas za foniczny „brud” i błąd w radiowym BHP, „Niedźwiedź” zrobił sztukę.

– To, co wcześniej było niedopuszczalne na antenie, np. zadyszka prowadzącego, trzaskanie drzwiami, skrzypienie fotela, otwieranie butelki z wodą gazowaną (wymieniać tak mogę długo...), myśmy często specjalnie wykonywali – opowiada Niedźwiecki. – Może chodziło o to, żeby pokazać, że w radiu pracują normalni ludzie, którym wszystko się może zdarzyć. Słuchacze to uwielbiali, wymyślaliśmy więc dalej. Przodował w tym pierwszy realizator Listy, Marek Dalba – wielki kreator z ogromną wyobraźnią. Często wpuszczał mnie w maliny, ale zawsze w granicach zdrowego rozsądku i dobrego tonu. I kiedy nic specjalnego się nie działo przez kilka tygodni, słuchacze pisali, żebym jednak spadał z krzesła, gryzł jabłko na antenie albo jadł „sezamki obojętne dla zębów”.

Antena pęczniała także muzyką alternatywną. Sławomir Gołaszewski wprowadzał słuchaczy w świat jamajskich rytmów i filozofii rastafariańskiej, Marek Wiernik lansował punka i indies, Wojciech Ossowski folk, Sławek Wierzcholski bluesa, zaś Janusz Deblessem – poezję śpiewaną. Gmach przy Myśliwieckiej 3/5/7 okazał się też kuźnią żurnalistycznych kadr dla nowych mediów wolnej Polski: to w Trójce w latach 80. zaczynali m.in. Monika Olejnik, Tomasz Sianecki, Grzegorz Miecugow, Piotr Metz czy Jerzy Owsiak.

Stan zapaści

Lata 90. to dekada, o której większość Trójkowych dziennikarzy chciałaby zapomnieć. Wolny rynek wywrócił do góry nogami medialną hierarchię – Trójka, jeszcze niedawno będąca stacją nowoczesną, przegrała z ekspansywnymi rozgłośniami prywatnymi, a słuchacze masowo odwrócili się od radia z Myśliwieckiej.

– Zawodową przygodę z radiem zaczęłam od Rozgłośni Harcerskiej, która potem przepoczwarzyła się w Radiostację – tubę nowej młodej muzyki. Z tej perspektywy Trójka, której nauczona przez rodziców słuchałam w dzieciństwie, wydawała mi się radiem ramolskim. Stacja przegapiła moment, w którym pojawiła się nowa muzyka, hip-hop, fala młodych zespołów – mówi Agnieszka Szydłowska, autorka m.in. Radiowego Domu Kultury.

Michał Nogaś, kierownik redakcji publicystyki: – W moim domu zawsze grała Trójka. Najważniejsza była Lista Przebojów, podczas której nauczyłem się pierwszych słów po angielsku. Ale potem, jak większość moich znajomych, porzuciłem Trójkę na rzecz RMF, które tworzył wtedy Piotr Metz.

Pod koniec dekady Trójka próbowała zatrzymać regres, otwierając antenę dla nowych gatunków – hip-hopu i rapu, co część wiernych słuchaczy uznała za zdradę inteligenckiego etosu i schlebianie masowym gustom. Tym bardziej że z ramówki zniknęło wiele audycji poświęconych ambitnej muzyce, literaturze i teatrowi, zaś programy takich legend jak Wojciech Mann czy Piotr Kaczkowski przesunięto na późną porę.

W kontrze, ale do przodu

Równię pochyłą Trójki zatrzymał dopiero Krzysztof Skowroński, szef stacji w latach 2006-09. Nawet zagorzali przeciwnicy, krytykujący go za faworyzowanie na antenie jednej opcji politycznej, przyznają, że udało mu się reaktywować rozgłośnię autorską. Ten etap obwołano „czwartą Trójką”.

– Trójka udowodniła, że w realiach wolnego rynku można robić radio w kontrze wobec mediów komercyjnych, zaufać dziennikarzowi, dać mu wolność, i że nie grozi to odpływem odbiorców – mówi Szydłowska.

Jerzy Sosnowski, pisarz i Trójkowy publicysta: – Z jednej strony spaliła na panewce próba ścigania się z rozgłośniami komercyjnymi na ich prawach. Bo w tej konwencji – radia nadającego muzykę łatwą i przyjemną, z didżejami poklepującymi słuchacza po plecach – rozgłośnie komercyjne siłą rzeczy będą lepsze od radia publicznego, które pewnej granicy w schlebianiu masowym gustom nie powinno przekraczać. Z drugiej: naprawdę, mimo moich osobistych zatargów, dobrze myślę o najogólniejszym kierunku zmian, które zaproponował Krzysztof Skowroński. I cieszę się, że Magda Jethon (zresztą zgodnie z tym, co sobie wyobrażałem, gdy usłyszałem o jej powrocie w lutym 2009 r.) poszła dalej w tę stronę. A przy tym, i to jest trzeci aspekt sprawy, nie sądzę, żeby była na to szansa wcześniej. Myśmy jako społeczeństwo musieli przejść chorobę zachłyśnięcia się kulturą masową w jej wydaniu XX-wiecznym, jej błyskotkami i taniochą. Sam zaczytywałem się na początku lat 90. powieściami Ludluma w błyszczących okładkach, z których mierzyli do mnie z pistoletów jacyś umundurowani nadludzie. A potem mi przeszło... Nam przeszło. Zmęczyliśmy się brakiem jakiegoś większego wysmakowania. I właśnie to zaczęła wykorzystywać Trójka.

A potem jeszcze przyszedł polityczny konflikt o radio, w roku 2010. – W pewien perwersyjny sposób było to bardzo korzystne: ludzie zobaczyli alternatywę dla dotychczasowej linii programowej Trójki – wspominał Jerzy Sosnowski. – I zaprotestowali, zarówno słuchacze, jak zespół radia. Wyrażając się górnolotnie: tym bardziej kochamy, im więcej nas miłość kosztuje. Ona dwa lata temu trochę kosztowała. I chyba jesteśmy wszyscy bardziej, jeszcze bardziej przywiązani do tej anteny. Mówię o sobie, bo ja na pewno; ale mam wrażenie, że to dotyczy również części słuchaczy.

Michał Nogaś wspomina rok 2009: akcję zbierania datków dla przeżywającej finansową zapaść rozgłośni oraz późniejsze protesty w sprawie dymisji Magdaleny Jethon i próby politycznego zawłaszczenia radia: – Akcja zakończyła się zbiórką funduszy, które pozwoliły nam spokojnie funkcjonować, dała też do myślenia politykom. Może dotarło do nich, że Trójka jest dobrem narodowym? Skasować Trójkę to tak, jakby zniszczyć ogromny dorobek kulturalny stacji, na zamówienie której powstało mnóstwo świetnych spektakli teatralnych, koncertów i piosenek.

Marek Niedźwiecki, który po epizodzie w radiu Złote Przeboje wrócił do „czwartej Trójki”: – Słuchacze Trójki są pokoleniowi. Słuchali rodzice, a często i dziadkowie, słuchają dzieci i wnuki. Słuchają świadomie – nie dlatego, żeby grał „muzak”. I identyfikują się ze stacją: Trójka jest po prostu ich radiem, nie tylko naszym. Może dlatego, że robimy wiele niestandardowych akcji i wciągamy w nie słuchaczy, jesteśmy pewnie dla nich taką trochę dalszą rodziną. No i mamy tradycję 50 lat...

***

Trójki słucha dziś ponad 7 proc. Polaków włączających odbiornik radiowy. Rozgłośnia zajmuje niezagrożone czwarte miejsce w rankingu, ustępując tylko RMF, Radiu Zet i Jedynce. Stacja, która w prime time’ie puszcza niekomercyjną muzykę, pozwala sobie na godzinną autorską audycję o niszowej tematyce albo tygodniami emituje czytaną przez aktora prozę artystyczną, ma spore wpływy z reklam, stabilną sytuację finansową oraz klub fanów gotowych za to wszystko płacić ekstra. Nad przypadkiem Trójki powinni pochylić się redaktorzy naczelni innych mediów publicznych, zwłaszcza ci, którzy uparcie przekonują, że działalność misyjna i rynek są jak ogień i woda.

Czytanie Białoszewskiego w odcinkach wymaga dziś takiej samej odwagi jak aranżowanie wizyty ufoludków w czasach Jaruzelskiego albo granie rock’n’rolla w epoce wczesnego Gomułki. Warto zaryzykować, bo „czwartej Trójce” się udało.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2012