Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
wszystko poszło na marne. Na zatracenie, na próżno, na nic. Okazało się jałowe, bezskuteczne, bezowocne i bezproduktywne, niewydarzone i poronione. Płonne były nadzieje, obietnice były czcze. Para poszła w gwizdek, mleko się rozlało, a klamka zapadła. Znowu się nie udało i już się nie uda. Nic się nigdy nie zmieni.
Oto stara jak świat, a może nawet od świata ciut starsza diabelska śpiewka. Zarazem jeden ze skuteczniejszych sposobów pogrążania pacjentów płci obojga, bez względu na pochodzenie, wyznanie, stan, wiek, wykształcenie i status majątkowy. Jakżeż łatwo mizernego człeka zniechęcić... Chociażby do spowiedzi, która – jak powszechnie wiadomo – praktyką jest niebezpieczną, archaiczną i kołtuńską. Dobrą może dla zdemenciałych staruch i dojrzewających pensjonariuszek, ale na pewno nie osobowości ukształtowanych i świadomych siebie. Jeżeli jednak trafiłbyś, drogi Piołunie, na pacjenta opornego, wciąż gotowego sączyć swe intymne wyznania do obcego ucha, wyjawiać najskrytsze tajemnice obleśnym katabasom – wówczas musisz sięgnąć po metody subtelniejsze.
Otóż trafić trzeba w słaby punkt, a tymże bywa absurdalne przeświadczenie wielu pacjentów, jakoby autentyczne nawrócenie przebiegało zawsze błyskawicznie i nieodwracalnie. Rach, ciach – i już jestem jak spod igły. Bez starych wad, za to z mnóstwem atrakcyjnych i lśniących od nowości cnót. Jeżeli zaś nie wystąpił efekt natychmiastowego i trwałego wybielenia – znaczyć musi, że pranie się nie udało. Wszystko poszło na marne. Na zatracenie, na próżno i na nic...
Dlaczego mizerne istoty ludzkie tak szybko zapominają, że Nieprzyjaciela wcale nie obchodzi, ile razy człek upada, lecz – ile razy się podnosi? Dlaczego nie widzą, że ważniejsze niż robić rzeczy właściwie – jest robić właściwe rzeczy? Że krok wstecz wcale nie musi oznaczać odwrócenia się na pięcie i podążenia w przeciwnym kierunku? Nie słyszeli o napisie widniejącym przy wejściu do siedziby Facebooka, że „better done than perfect”? Dlaczego bez kłopotu potrafią pojąć, że pokonanie odległości z punktu A do punktu B pochłania czas i energię, ale już nie rozumieją, że identyczna zasada obowiązuje też w świecie ducha?
To oczywiście, drogi Piołunie, nie nasz problem. Radzę Ci tylko, abyś uważał na doświadczonych klechów, którzy wiedzą, co w trawie piszczy, i usiłują naszych pacjentów z powrotem ściągać na drogę ku Cieśli. Niech przestrogą będzie historia, która przed laty przydarzyła się Twemu stryjowi. Roztaczałem mianowicie pieczę nad pewnym delikwentem i właściwie wszystko szło jak po maśle – wyjąwszy drobny problem. Tamten dureń regularnie łaził do spowiedzi. Sadzałem mu w konfesjonałach najgłupszych katabasów, mnożyłem wątpliwości i podsycałem wstyd, buntowałem i zniechęcałem, ale człeka nie zrażało absolutnie nic. Aż wreszcie uderzyłem we właściwą strunę. Uświadomiłem pacjentowi, że przecież od dawna spowiada się z tych samych grzechów! Po co robić rachunek sumienia, skoro raz na miesiąc wystarczy odpalić starą listę, modyfikując jedynie dane dotyczące częstotliwości niektórych czynności? Zresztą – po co się w ogóle spowiadać, skoro nie ma żadnych postępów?
Niestety, otumaniony pacjent postanowił zasięgnąć rady u spowiednika. Z niepokojem nasłuchiwałem, jak po wyrecytowaniu tego, co zwykle, mówi z ciężkim sercem: „Na koniec muszę szczerze wyznać jeszcze jedno. Przyszedłem tu właściwie z przyzwyczajenia. A może z desperacji. Ale na pewno bez przekonania, że spowiedź cokolwiek zmieni. Za każdym razem opowiadam o tych samych grzechach. Zero poprawy, zero nawrócenia”.
Zapadła cisza. Ale po chwili przeklęty katabas wyszeptał: „A ja się bardzo cieszę, że ty ciągle spowiadasz się z tych samych grzechów. Gdybyś co miesiąc przychodził z nowymi, musiałbym cię posłać do psychiatry. A tak mogę ci pomóc”. No i się wszystko rypło.
Twój kochający stryj Krętacz