Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
A Pan rzekł: »Ty żałujesz krzewu rycynowego, koło którego nie pracowałeś i którego nie wyhodowałeś; wyrósł on w ciągu jednej nocy i w ciągu jednego dnia zginął. Ja nie miałbym żałować Niniwy, tego wielkiego miasta, w którym żyje więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy nie umieją rozróżniać między tym, co prawe, a tym co lewe, a nadto wiele bydła?«” (Jon 4, 10). Uderza zamykający ją znak zapytania. W tym ta Księga jest wyjątkowa. Zostawia mnie, czytelnika, z niepewnością, rodzajem niespełnienia, w zawieszeniu. Nawet jeśli ja oraz wielu z nas nie ma wątpliwości co do sensu Księgi, to nie przestaniemy myśleć o tym, czy Jonasz pojął słowa Boga i czy przyjął je za swoje. Czy uwierzył w sens skruchy i wybaczenia? Czy zobaczył, że cała ta historia ma pokazać moc Bożej łaski? Wiemy, że ta nie jest ograniczona do jednego, nawet wybranego ludu. Nie ma nic wspólnego z kolorem skóry, płcią. Nawet nie jest to ważne, czy są ludzie głupi i mądrzy, czy wierzą dobrze czy źle. To wszyscy my jesteśmy przedmiotem jego troski. Otacza czułością i opieką wszystkie swoje istoty, a to, że mieszkańcy Niniwy są poganami, nie jest już tak ważne. Jego miłość jest nieskończona i jak pisał psalmista: „Łaskawy i miłosierny jest Pan. Nierychły do gniewu i pełen łaski. Dobry jest Pan dla wszystkich. A miłosierdzie jego jest nad wszystkimi jego dziełami” (Ps 145, 8-9).
Bóg przypowieścią odsłania Jonaszowi swoją teologię i istotę boskiego dzieła. Kwestionuje myślenie proroka, który chciał, by zawsze winni zostawali ukarani. Odkrywał Jonasz, że ten świat pełen sprzeczności i sprzecznych dekretów Boga nie jest miejscem dla niego. Był rozgniewany, aż był gotów do śmierci; był rozczarowany litością Boga i ludźmi, którzy nie wzięli na siebie surowszych miar i nie potrafili dokonać pełnego samooczyszczenia.
Nie wiemy, czy Jonasz powrócił do swojej wsi blisko Jeziora Tyberiadzkiego. Może został gdzieś w okolicach Niniwy, patrząc gniewnie na miasto, lud, który się mnoży, bogaci, bawi, żyje zwyczajnie w cieniu niedoszłej katastrofy. Nie wiemy nic o szczęściu Jonasza. Jedyny raz, kiedy mógł je odczuwać, to wtedy, gdy osłaniał go cień, gdy czuł się nagrodzony krzewem po tygodniach tułaczki. Wiemy coś o drugim szczęściu Hioba, choćbyśmy nie mogli uwierzyć, wiedząc czy przeczuwając, jak wielki ból ukrywał w sobie mędrzec, patrząc na nowe liczne stada i kolejne pokolenie dzieci. Jonasz zdaje się nie zasłużył na drugie szczęście. Pozostał w swoim uporze i w swojej spójności wierny zasadzie odpłaty i kary. Jonasz przyszedł głosić wbrew sobie etykę wybaczenia, skruchy i miłości, etykę nowatorską, z którą radykalnie się nie zgadzał. ©