Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ponad 45 mld dolarów, ku zadowoleniu waszyngtońskiego rządu, dostał budżet państwa. Niewykluczone, że i my wkrótce będziemy mieć podobne powody do zadowolenia. Oczywiście - z zachowaniem proporcji. Do końca kwietnia Narodowy Bank Polski ma czas, aby podać, ile wyniósł jego ubiegłoroczny zysk. Oficjalnie już wiadomo, że bank zarobił - mówił o tym publicznie prezes NBP Sławomir Skrzypek. Nieoficjalnie pada kwota 8 mld zł (tak napisał Reuters i "Gazeta Wyborcza"). Gdyby informacja się potwierdziła, minister finansów Jacek Rostowski mógłby na chwilę odetchnąć - zysk banku centralnego aż w 95 proc. trafia do kasy państwa, a tegoroczny budżet zakłada rekordowo wysoki deficyt - 52,2 mld zł. Miliardy z NBP podreperowałyby więc finanse publiczne.
Minister tworząc tegoroczny budżet, założył, że to, czego nie ma, policzyć się nie da, i nie uwzględnił zysku NBP. Bank długi czas twierdził, że go nie będzie. Politycy Platformy ostro naciskali na Bank, by zysk wykazał. Sami wyliczyli go na kilkanaście miliardów złotych. Bali się, że NBP zarobione pieniądze przeznaczy na rezerwy kursowe, a wtedy budżet nie dostanie nic. Ale to nie byłoby wcale takie proste, gdyż decyzje w tej sprawie podejmuje Rada Polityki Pieniężnej, która wielokrotnie pokazała, że jest samodzielna i niezależna.
Jest czego zazdrościć Amerykanom. Nie tylko pieniędzy. Za oceanem nikt nie wymusza na banku centralnym wypłaty zysku - przynajmniej nie robi tego głośno. Dla Fed jest oczywiste, że w czasach Wielkiego Deficytu każdy cent wpłaty do budżetu liczy się potrójnie.
Jeśli prawdą okaże się informacja, że wielomiliardowy zysk NBP trafi do budżetu, będzie to znak normalności.