Zły sen o prawie

Trybunału Konstytucyjnego już prawie nie ma. Zostajemy sami wobec władzy, która uważa, że cel – domniemane dobro Polski – uświęca środki, czyli stanowienie złego prawa.

05.12.2016

Czyta się kilka minut

Wyobraź sobie prawo, którego byś się bał. Na przykład prawo, które pozwala agentowi w cywilu uwieść twoją córkę, nagrać ją w intymnej sytuacji, a potem szantażować tym nagraniem, żeby zachęcała cię do wystawienia kilku lewych faktur VAT na rzecz firmy swojego znajomego. Albo prawo, które pozwala państwu za niewielkie pieniądze wykupić twój majątek, który zdecydowałeś się przekazać swoim dzieciom w testamencie. Wyobraź sobie prawo, które pozwala prokuratorowi uderzyć twojego brata w czasie przesłuchania, oblać go zawartością nocnika i nagrać to wszystko smartfonem.

Wyobraź także sobie, że kiedy chciałbyś przeciwko takiemu prawu zaprotestować, nie wolno byłoby ci tego zrobić publicznie, bo władza, wiedząc, że chcesz protestować, udaremniłaby ci wyjście na ulicę.

Prawo jak zły sen. Wystarczy się obudzić i znika – żyjemy przecież w demokratycznym kraju, mamy prawa i wolności, mamy konstytucję, która nas chroni. Mamy przecież Trybunał Konstytucyjny, który w przypadku uchwalenia takiego prawa jest ostatnią deską ratunku. Można się do niego zwrócić, nawet jeśli jest się mniejszością, i poprosić o ocenę tego złego prawa. A Trybunał w swoim wyroku uchyliłby takie złe prawo. Na tym przecież polega trójpodział władzy – sędziowie mają chronić obywateli przed samowolą państwa.

Problem w tym, że Trybunału Konstytucyjnego już prawie nie ma. Mimo protestów na ulicach, mimo próśb prezydenta USA, mimo rekomendacji Unii Europejskiej, Trybunał Konstytucyjny jest od roku paraliżowany, obrażany, a teraz rozmontowywany. Ostatnie ustawy „naprawcze” powtarzają niemal wszystkie regulacje, które już tyle razy były uznawane za niekonstytucyjne. Po 19 grudnia z Trybunału odejdzie prezes Rzepliński, a nowa osoba, wskazana arbitralnie przez prezydenta, dopuści do orzekania trzech sędziów wybranych nielegalnie w zeszłym roku. W ten sposób Trybunał zostanie zdobyty i całkowicie podporządkowany woli obecnej większości parlamentarnej.

Możesz powiedzieć: „I co z tego?”. Demokratycznie wybrana władza nie będzie przecież chciała źle dla obywateli. Posłowie i senatorowie to jedni z nas, nie mają interesu w tym, żeby atakować swój własny naród agresywnymi regulacjami. A poza tym lepiej rozumieją potrzeby tego narodu niż prawnicy odziani w starodawne togi. Nie mamy powodu obawiać się tych, których wybraliśmy. A w ogóle z tym całym Trybunałem to po prostu histeria elit.

Ale ten zły sen o prawie, opisany na początku, nie jest snem, tylko jawą. Ostatnie zmiany w procesie karnym pozwalają uzyskiwać władzy dowody przeciwko tobie w sposób nielegalny, o ile tylko nie będzie się ciebie zabijać ani torturować – wszystkie inne chwyty są dozwolone. Te same zmiany zwalniają prokuratora z odpowiedzialności dyscyplinarnej za „rażącą obrazę prawa”, jeśli działał wyłącznie w interesie społecznym. Inne prawo brutalnie ingeruje w dziedziczenie ziemi rolnej, jeszcze inne, właśnie zaproponowane prawo nie pozwala zorganizować protestu, takiego na przykład, jak czarny marsz kobiet, jeśli w tym samym czasie ma się odbyć zgromadzenie państwowe lub kościelne. Czy to są dobre rozwiązania? Czy widać w nich wystarczającą troskę parlamentarzystów o obywatela? Niestety nie. Co powoduje zatem, że nasi przedstawiciele uchwalają takie prawo? Odpowiedzią jest ludzka skłonność do uświęcania środków celami. Skoro rządzący chcą czegoś dobrego dla Polski (cel), to mają prawo użyć prawa (środek), które – w ich mniemaniu – ten cel pozwoli zrealizować. Oślepieni pięknem celu nie chcą pamiętać, że dobrymi intencjami jest wybrukowane piekło.

Mamy zbyt wiele doświadczeń historycznych, by zaufać pięknemu celowi i zlekceważyć dobór środków. Właśnie z tego powodu demokrację zwykłą zastąpiliśmy demokracją konstytucyjną. Demokracja zwykła polega na rządach większości, która może mieć pokusę realizowania swoich celów przy naruszeniu praw mniejszości, czyli tych obywateli, których reprezentanci przegrali wybory. Demokracja konstytucyjna także pozwala realizować cele większości, ale tylko przy poszanowaniu praw aktualnej mniejszości.

Jak mawiał Bruce Ackerman, amerykański filozof, w demokracjach konstytucyjnych prowadzi się dwa rodzaje polityki: politykę zwykłą i politykę konstytucyjną. Polityka konstytucyjna to realizacja wartości, które społeczeństwo w specjalnym wysiłku demokratycznym (np. w referendum) uznało za kluczowe i dlatego zapisało je w konstytucji. Wszyscy mamy obowiązek realizować te wartości polityki konstytucyjnej w wieloletniej perspektywie. Co cztery lata wybiera się natomiast władzę do realizacji polityki zwykłej, która musi się mieścić w ramach polityki konstytucyjnej: musi szanować godność człowieka, szanować swobodę wypowiedzi i zgromadzeń oraz dawać gwarancję sprawiedliwego procesu. Jeśli polityka konstytucyjna to długa i szeroka autostrada, to polityka zwykła jest jak prowadzenie samochodu po tej autostradzie: wolno zmienić pas, można zwolnić lub przyspieszyć. Ale w żadnym wypadku nie wolno cofać czy zawracać.

Nasza obecna władza właśnie zawraca na konstytucyjnej autostradzie. Powołując się na dobro narodu, narusza konstytucję i likwiduje niezależny sąd konstytucyjny, który jest na tej autostradzie jedynym policjantem. Bez niezależnego Trybunału Konstytucyjnego nie tylko złe prawo, które już uchwalono, ale każde inne, które dopiero powstanie, będzie nas bezwzględnie wiązało. I mnie, i ciebie, i twoją córkę, i twojego brata. Wszyscy będziemy skazani na decyzje ludzi, którzy mają mnóstwo dobrych intencji, i absolutnie nic z tym nie będziemy mogli zrobić, jeśli dobrane przez nich środki okażą sie złe. ©

​MARCIN MATCZAK jest prawnikiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Prawnik, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i praktykujący radca prawny. Zajmuje się filozofią prawa i teorią interpretacji, a także prawem administracyjnym i konstytucyjnym. Prowadzi blog UR (marcinmatczak.pl), jest autorem książki „Summa iniuria. O błędzie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2016