Złota nitka

S. ANNA BODZIŃSKA, teolożka: Jezus przychodzi na świat w Bet-Lechem, co oznacza Dom Chleba. Chleb to coś, bez czego trudno żyć. Bóg rodzi się więc tam, gdzie są nasze największe, fundamentalne potrzeby.

13.12.2021

Czyta się kilka minut

La Joya w stanie Teksas, USA maj 2021 r. / ANADOLU AGENCY
La Joya w stanie Teksas, USA maj 2021 r. / ANADOLU AGENCY

MACIEJ MÜLLER: Widziałem napis na murze: „Wśród nocnej ciszy ktoś umiera w lesie”. Taki mamy kontekst tegorocznego Bożego ­Narodzenia.

S. ANNA BODZIŃSKA: Kiedyś podczas świąt zaintonowałam kolędę „Stille ­Nacht”, ale jedna z sióstr poprosiła, żebym natychmiast przestała. Okazało się, że pamięta z czasów wojny esesmanów, którzy śpiewali tę kolędę, i nie mogła jej słuchać, mimo że minęły dziesiątki lat. Czytając ten napis na murze, można pomyśleć, że człowiek się niczego nie uczy, a już na pewno nie na błędach. To jest beznadzieja, czarna nitka, która przeplata naszą historię. Nadzieja jest z kolei nicią złotą.

Judaizm zna ideę naprawy świata: tikkun olam. Polega ona przede wszystkim na przezwyciężaniu bałwochwalstwa, wiary w bożków zamiast w Boga jedynego. Ale chodzi też w niej o działania konstruktywne, korzystne dla drugiego człowieka. Nad tikkun olam zastanawiała się Hannah Arendt, kiedy myślała o przywróceniu światu etycznego celu, jakim miała być światowa miłość. Pytała jednak: dlaczego tak trudno jest kochać świat? Według Arendt naprawa świata jest możliwa dzięki ludzkiemu działaniu, które patrzy w przyszłość i usuwa jej ciężkie brzemiona poprzez przebaczenie. Tikkun olam to niekoniecznie spektakularne czyny – jest w zasięgu każdego człowieka. Do tej idei blisko też chrześcijańskiej miłości świata – amor mundi.

Na czym miałaby polegać ta miłość?

Na pewno nie na emocjach – chodzi o troskę o świat mimo okropności, w które on obfituje. Wokół dzieje się tyle zła, że często chcemy opuścić ręce, powiedzieć, że nie mamy już sił, i że i tak niczego nie da się zmienić. To popadanie w beznadzieję. Nadzieja z kolei polega na pójściu za obietnicą. Przynosi ją Bóg, który nie zostawi człowieka nawet w najgorszym upodleniu, który tak ukochał świat, że dał mu swego Syna. Przełożony trapistów z Tibhirine o. Christian de Chergé napisał kiedyś w życzeniach bożonarodzeniowych, że Bóg zszedł tak nisko na ziemię, że aby Go zobaczyć, trzeba uklęknąć na słomie żłóbka – a nie wpatrywać się w niebo. Mam nadzieję, że w Kościele w Polsce pozostanie z okresu pandemii jedna zmiana: przyjmowanie komunii na rękę. Bo w tym geście doświadczamy tego, że Bóg kładzie się na nasze dłonie. Pozwala na to, bo chce, byśmy Go poznali.

Anioł obiecał Maryi, że Jezus będzie „kimś wielkim i będzie nazwany Synem Najwyższego; da Mu też Pan Bóg tron Jego ojca Dawida. Będzie On królował nad domem Jakuba na wieki, a Jego Królestwu nie będzie końca”. To obraz bizantyjskiego Pantokratora. Rzeczywistość była inna: poród w stajni, a 33 lata później śmierć w hańbie.

Bo taki jest Bóg... Nie sądzę, żeby Maryja czuła się oszukana, bo dobrze znała Biblię i wiedziała, na co się decyduje, mówiąc Mu „tak”. Kantyk „Magnificat”, który wyśpiewała, cały był utkany z cytatów biblijnych. Wspomniała w nim o obietnicy danej Abrahamowi, który jako pierwszy odpowiedział na propozycję Boga, zaufał nadziei wbrew nadziei.

W paraszy, fragmencie Tory przewidzianym do komentowania w szabat, Bóg kieruje do Abrahama słowa „Lech-Lecha” – „wyjdź dla siebie”. Obietnica polega na tym, że on nie ma opuścić domu swego ojca dla Boga, tylko dla siebie samego. Obietnica otwiera na nadzieję – która jest czymś dynamicznym – zostaje wypowiedziana tu i teraz, ale otwiera się w stronę przyszłości. Abraham słyszy, że Bóg da mu ziemię, uczyni go wielkim narodem i że wszystkie rodziny ziemi będą przez niego błogosławione. Wychodzi więc dla siebie, otwiera przestrzeń nadziei, a ona skutkuje błogosławieństwem dla wszystkich. Tak się też dzieje w naszych życiach. Kiedy słyszymy w sercu głos Boga i odpowiadamy pozytywnie, to owocem tego zaufania prędzej czy później będzie dobro dla innych.

Powiedziała Siostra: „bo taki jest Bóg”. Czyli jaki?

Mam wrażenie, że myśląc o Bogu, mamy odwróconą perspektywę. Wyobrażamy sobie, że kiedy On zadziała w naszym życiu, wszystko zmieni się na lepsze. W takim ujęciu Maryja rzeczywiście mogłaby czuć się rozczarowana warunkami, w których rodzi. Ale popatrzmy inaczej. To Bóg przychodzi do nas w tych skrajnie trudnych warunkach. Rodzi się w Bet-Lechem, co oznacza Dom Chleba. Chleb to coś, czym się dzielimy, coś podstawowego, bez czego trudno żyć. Bóg rodzi się więc tam, gdzie są nasze największe, fundamentalne potrzeby.

Niestrudzenie szuka człowieka, chce być poznany, chce być z nami bez względu na okoliczności. Tak jest w każdym życiu: nawet jeśli w człowieku nie ma warunków do przyjęcia Boga, jeśli według własnego – i innych – pojęcia nie zasługuje na spotkanie, to Bóg i tak będzie się o niego dopominał. Będzie stał u drzwi i kołatał. Na obrazie Williama Holmana Hunta „Światłość świata”, ­przedstawiającym tę scenę z Apokalipsy, widać, że te drzwi nie mają od zewnątrz klamki. Bóg może tylko pukać i czekać, aż ten, kto mieszka w środku, usłyszy i otworzy.

Z nadzieją jest podobnie – żeby wejść w jej przestrzeń, najpierw trzeba nasłuchiwać. Maryja była w stanie odpowiedzieć aniołowi, bo najpierw słuchała. Podobnie było z Abrahamem. Jeden z midraszy opowiada o tym, że jego ojciec handlował figurkami bożków. Pewnego dnia zostawił w sklepie Abrahama, a ten zniszczył posążki. Kij, którym się posłużył, wsadził w ręce największego z nich. Kiedy wrócił ojciec, Abraham powiedział: „Zobacz, kto trzyma kij”.

Nie bardzo rozumiem, co wynika z tej historii...

Na przykład to, że świat bożków to nieustanne kłótnie, zazdrość i niszczenie innych. Ona mówi też o pokładaniu nadziei w niewłaściwym miejscu. Taki błąd wielokrotnie popełniał Izrael – obietnice, które otrzymał od Boga, przełożył na pomniejsze przymierza, na własne siły, zapominając o Bogu i Jego obietnicach. W końcu zawsze wchodził w przestrzeń beznadziei i odkrywał, że Boga w niej nie ma. Musiał zawrócić, by odnaleźć nadzieję, obietnicę i miłość. Nie bez powodu współczesny hymn Izraela brzmi „Ha ­tikwa”, czyli „Ta nadzieja”.

W Ewangelii nadzieja łączy się z wiarą i miłością. Nadzieja jest wychylona w przyszłość – patrzy, dokąd można pójść, by szukać Boga. Ale równocześnie musi być zakorzeniona w Bogu.

Wiara, nadzieja i miłość to nie są rzeczy, na które można sobie zasłużyć. One są darem – czymś, co się nie należy, czymś niezasłużonym, czego nie wypracowaliśmy. Nie przez przypadek Bóg przychodzi do nas jako dziecko – bo tylko dziecko potrafi bezinteresownie przyjąć coś tak wspaniałego. My też mamy się stać jak dzieci, skoro Chrystus nazywa nas dziećmi i dziedzicami. Czyli nie tylko nosimy w sobie genotyp Boga, ale mamy jeszcze otrzymać wszystko, co do Niego należy.

Teraz ja opowiem o przestrzeni beznadziei. Wielu poczuło ją po tym, jak papież Franciszek w marcu 2020 r. modlił się na pustym placu św. Piotra o ustanie pandemii – i nie zdarzyło się nic.

To pytanie o nasz obraz Boga. Czy to ktoś, kto ma zrobić wszystko, czego oczekujemy, jeśli tylko znamy odpowiednie słowa, by o to poprosić? Bóg przekracza nasze myślenie o świecie i o wszelkich zjawiskach. Często nie wysłuchuje naszych modlitw i można powiedzieć: całe szczęście. Chcielibyśmy zmienić świat na własną modłę, ale nie widzimy wszystkich skutków naszych pragnień, nie jesteśmy bogami. Świat jest wprawdzie już zbawiony, ale ten proces jeszcze się ­ dokonuje – stąd tyle zła i krzywdy wokół. Nadzieja pozwala myśleć, że ta sytuacja nie jest ostateczna – i pokazuje nam przestrzeń do zagospodarowania.

Pragniemy świata idealnego – bez wojen, w którym dzieci nie umierają na śmiertelne choroby. Biblia mówi o czasach ostatecznych, w których tak faktycznie będzie. Chrystus przyjdzie w chwale, starzec dożyje swoich dni, młody nie umrze przed czasem, Bóg otrze z naszych twarzy każdą łzę. To jest nadzieja, którą karmi się każdy chrześcijanin i Żyd.

Brzmi naiwnie...

Po ludzku – tak. Ale nie zapominajmy, na jakim Bogu opiera się ta nadzieja. Bóg to „Amen”, czyli ktoś wierny, na kogo można liczyć, kto nie zmienia zdania i nigdy się nie zaprze. Żyjemy w rzeczywistości, którą każdy może zmieniać na swój mały sposób poprzez tikkun olam. Nie każdy człowiek chce tej zmiany. Wiele nieszczęść nie przychodzi spoza nas, ale sami jesteśmy ich twórcami – żeby tylko wspomnieć o kryzysie klimatycznym.

W sytuacji beznadziei nie zatrzymywałabym się nad pytaniem, dlaczego doszło do takiego czy innego nieszczęścia, tylko: w jakiego Boga wierzę. Abraham zniszczył obrazy bożków, nie chciał na nie patrzeć, ponieważ zaburzały mu obraz Boga jedynego. Począwszy od Abrahama, a skończywszy na Chrystusie, jest wypowiadana obietnica o Kimś, kto chciał się zanurzyć w naszej beznadziei. Pośród niepewności naszego życia warto mówić: „tak”. Zróbmy pierwszy krok, by odnowić świat, a owoce nadejdą. Bóg zrobi resztę w swoim czasie.

Obrazy Bożego Narodzenia skupiają się często na świetle rozpraszającym mrok. Przychodzi Chrystus, jako światłość świata, i rozświetla najdłuższą noc w roku. Żyjąc nadzieją, sami stajemy się źródłem światła dla innych.

Wróćmy jeszcze do tego, jak Bóg podchodzi do naszych próśb. W Liście do Hebrajczyków czytamy o Chrystusie, że „z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości”. Jak to: został wysłuchany, skoro zginął straszną śmiercią?

Kluczowe jest to, o co ­dokładnie Chrystus prosi – tekst tego nie podaje. Może o wytrwanie w postanowieniu oddania swojego życia za wszystkich? W Ogrójcu prosi o oddalenie kielicha, ale zaraz dodaje: „nie moja, ale Twoja wola”. Jezus jest człowiekiem, ale również Bogiem, więc wie, o co prosi, i widzi wszystkie tego konsekwencje. Zostaje wysłuchany, bo zmartwychwstaje. Myślę, że warto przerzucić karty Ewangelii i poszukać innych próśb Chrystusa. One wszystkie zostają wysłuchane. Prosi o Piotra, by jego wiara wystarczyła – i Piotr ostatecznie nie ulega pokusie. Prosi, „aby byli jedno” – i ruch ekumeniczny wytrwale szuka drogi do jedności Kościoła. Prosi, „aby świat Go poznał”...

W relacji Mateusza o Bożym Narodzeniu Bóg ręcznie steruje przebiegiem wydarzeń, kilkakrotnie instruuje Józefa, co ma zrobić. Czy Biblia nie opowiada tu pocieszającej bajki? Bo gdzie jest taki anioł w doświadczeniu ludzi, którzy zamarzają w lesie?

Aniołowie chcą do nich przyjść, ale mają utrudnioną drogę. Anioł to nie tylko niematerialna postać z naszych wyobrażeń, możemy być nimi my sami – dla każdego człowieka. Niekoniecznie jadąc na Podlasie, także tu, na miejscu, według własnych zdolności, możliwości i odwagi. Choćby zbierając baterie czy żywność dla migrantów.

Bóg, owszem, steruje ludzkimi dziejami, ale bierze pod uwagę naszą wolność. Z każdym porozumiewa się zgodnie z jego zdolnościami słuchania. Do Maryi przyszedł anioł – by ją zapytać, a nie poinformować! – a Józef otrzymał widzenie we śnie. Przeżywał strach związany z zaskakującą dla niego ciążą Maryi i zastanawiał się, jak postąpić. Nie na zasadzie „co ludzie powiedzą”, tylko – co zrobić z Maryją, z sobą, z własnym życiem? Moim zdaniem Bóg jest bardzo czuły na takie wewnętrzne dialogi. W końcu Józef podjął decyzję o oddaleniu Maryi. Myślę, że nie miał żadnej pewności, wciąż się wahał. My też nieraz musimy się na coś zdecydować, chociaż pozostaje w nas niedosyt; wiemy, że nie wiemy. Józef wykazał się nadzieją, składając wszystko w rękach Boga – i otrzymał pomoc. Zauważmy, że ona nie polegała na żadnym cudownym działaniu: Józef sam miał wszystkiego dokonać. Bóg podpowiada, co zrobić, żeby było najlepiej, ale to człowiek musi wyruszyć w drogę: „Lech-Lecha”.

Nadzieja Bożego Narodzenia polega na tym, że Bóg jest z nami i będzie aż do skończenia świata. Lubię latać samolotami – bo nawet kiedy na ziemi jest fatalna pogoda, to doświadczam momentu przebicia się przez chmury. Słońce zawsze tam jest. Myśl o tym bardzo mi duchowo pomaga. Problem w tym, żebyśmy w pewnym momencie nie pomyśleli, że damy radę samodzielnie. Bo to by było powtórzenie błędów Izraela – położenie złudnych nadziei w bożkach.

Dlaczego Bóg ostrzegł przed Herodem rodziców jednego dziecka, a wystawił na jego zemstę setki innych?

Ta opowieść prawdopodobnie nie jest historyczna, więc podchodźmy do niej raczej jak do apokryfu chrześcijańskiego.

Niemniej Mateusz widzi w niej sens, skoro opatruje ją cytatem z Jeremiasza: „Rachel opłakuje swoje dzieci, nie daje się pocieszyć, ponieważ ich już nie ma”. Rozmawiamy o nadziei, więc spytam: czy istnieje sposób, żeby pocieszyć Rachel?

Po ludzku nie ma żadnego. Nie da się niczego powiedzieć matce, której niemowlę zabito na jej oczach. Wobec takiego zła jesteśmy bezbronni.

Jedyny obraz, który może przynieść nadzieję, to Chrystus na krzyżu. Oddał za nas swoje życie – taka jest odpowiedź Boga na ludzkie cierpienie. Nie są nią na pewno dywagacje przyjaciół Hioba o tym, że cierpienie jest odpowiedzią na grzech.

Sam Hiob też chce zrozumieć, dlaczego spotkało go niebywałe cierpienie. Jednak w końcu wycofuje się i mówi: „Odwołuję, co powiedziałem, kajam się w prochu i w popiele”. Co takiego ujrzał Hiob?

Ja odczytuję tę księgę w kluczu eschatologicznym. My, podobnie jak Hiob, ostatecznie stracimy wszystko: dom, majątek, rodzinę, przyjaciół. Ale Bóg obiecuje, że zyskamy wszystko nowe. Śmierć nie ma ostatniego słowa. Kluczem tej opowieści jest więc także nadzieja. Może to ją Hiob zobaczył, zrozumiał i przyjął jako swoją? Zmieniła mu perspektywę patrzenia.

W judaizmie nazywa się to teszuwą – zawróceniem z niewłaściwej drogi. Bóg nie opuszcza nas nawet na tej złej ścieżce. Widzimy, jak dołącza do uczniów idących do Emaus. Oni już stracili nadzieję i uciekają z Jerozolimy. Spotykają podróżnego, który zaczyna wyjaśniać im Pisma. Z pewnością rozmawiają o Abrahamie, bo od niego zaczynają się wszystkie rozmowy Żydów. Słuchają, ale jeszcze nie słyszą. Nadchodzi jednak czas odpoczynku, siadają do wspólnego posiłku. I właśnie w tym czasie rozpoznają Jezusa. Wstępuje w nich taka nadzieja, że czują się na siłach, by z miejsca wrócić do Jerozolimy.

Założyciel mojego zakonu, o. Alphonse-Marie Ratisbonne, pochodził z żydowskiej rodziny, ale nie wierzył. Podczas wizyty w Rzymie w 1842 r., kiedy zwiedzał rzymską bazylikę św. Andrzeja delle Fratte, doznał objawienia Maryi. W pewnej chwili przyjaciel, z którym tam był, spostrzegł go klęczącego przed jednym z ołtarzy. O. Alphonse-Marie opowiadał potem, że widział światło, a w tym świetle jasność. I że Maryja niczego mu nie powiedziała, ale wszystko zrozumiał.

Czasem potrzebujemy ciszy, żeby usłyszeć. Cisza żłóbka pomaga usłyszeć, kim jest Pan Bóg, dlaczego stał się człowiekiem i dlaczego urodził się właśnie tam. ©℗

SIOSTRA ANNA BODZIŃSKA NDS (ur. 1968) jest zakonnicą w zgromadzeniu Notre Dame de Sion. Ukończyła studia teologiczne w Warszawie i w Lyonie oraz psychologiczne w Krakowie. Od 2004 r. mieszka w Polsce, gdzie współzałożyła polski dom NDS. Jest formatorką zakonną oraz pełni funkcje zarządcze w liceum francuskim NDS w Stambule. Organizuje spotkania i rekolekcje inspirowane tradycją chrześcijańską i żydowską, prowadzi wykłady dla chrześcijan z podstaw judaizmu i korzeni chrześcijaństwa. Należy do kilku gremiów zajmujących się dialogiem ekumenicznym i międzywyznaniowym, m.in. Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2021