Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po drugie twierdzi, że Bóg, gdyby cokolwiek nienawidził, nigdy by tego czegoś nie powołał do istnienia. Wszystko pięknie, ale... W tych dniach chyba każdy z nas był na cmentarzu. W końcu mamy Wszystkich Świętych, Zaduszki, Wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych. A swoją drogą co z niewierzącymi, czyżby ich los pośmiertny mało nas obchodził? Czyżby i Miłośnik Życia też spisał ich na straty? A przecież wszyscy ponoć jesteśmy ludźmi i nad grobami zmarłych, nie ukrywajmy tego, my i oni stajemy bezradni. Tylko nie licytujmy się, czyja bezradność jest bardziej dojmująca. Być może nawet bezradność człowieka religijnego, w tym chrześcijanina z jego wiarą w życie wieczne, jest bardziej dojmująca.
Wierzymy, że Bóg przeprowadza nas przez śmierć, ale w takim razie, dlaczego i po co śmierć w ogóle istnieje? Dlaczego świat jest taki, jaki jest, czyli daleki od doskonałości, skoro stwarza go Bóg pod każdym względem najdoskonalszy? Jednym słowem, do czego Bogu potrzebny jest ten bezmiar zła, ze śmiercią, przemijaniem, starzeniem się, cierpieniem niewinnych niczemu dzieci i nonsensem, jakim jest skleroza niszcząca dorobek całego ludzkiego życia czy śmierć pod kołami auta pijanego kierowcy?
Mówienie, że grzech pierworodny, że możliwość wybierania między dobrem a złem jest warunkiem zaistnienia wolnej woli, że Szatan, że to doczesne życie jest czasem próby, że dopiero w niebie, w wieczności zacznie się prawdziwe życie, niewiele sprawę rozjaśnia. Po co Ten, który mógł uczynić ziemię rajem, dopuścił do głosu zło? Dlaczego pozwolił stworzeniu zapanować nad swoim dziełem i niszczyć je? Mówiąc najkrócej, dlaczego Bóg pozwala nam, ludziom wciąż niszczyć ten ogród Eden, jakim jest Ziemia? To pytanie staje się jeszcze bardziej gorzkie, gdy się pomyśli, że cały kosmos to jedno wielkie pole walki, gdzie się wzajemnie pożeramy, począwszy od jednokomórkowców, a skończywszy na galaktykach. Piękność świata jest podszyta potworną brzydotą.
Na takie dictum złość bierze człowieka i nic w tym dziwnego. Przecież Biblia podsuwa myśl, że jest możliwy świat bez zła. Świat istot wolnych – aniołowie. Na tym jednak nie koniec, jest jeszcze Golgota i wiara chrześcijan w to, że na tym wzgórku, a właściwie śmietniku, jakieś dwa tysiące lat temu umarł człowiek, w którym przyjaciele, a za nimi inni, dopatrzyli się samego Boga. I oto mamy skutki dopuszczenia do głosu zła, w tym śmierci. Bóg umiera z ręki tego, czemu pozwolił zaistnieć. I tak można by medytować w nieskończoność, zwłaszcza przy biurku, po dobrym obiedzie, albo w telewizyjnym studiu, na naukowym sympozjum czy wykładzie z teologii dogmatycznej.
Listopad to wypominki, oddaję zatem głos zmarłej w tym roku prof. Elżbiecie Wolickiej-Wolszleger. Fragment cytowanego już w tym miejscu parę miesięcy temu jednego z jej ostatnich listów. „Spekulatywny Bóg już mnie nie interesuje. Ani boski porządek i ogląd całości, a tym bardziej jałowe spekulacje pod tytułem »dlaczego zło« (...) Te teoretyczne wymądrzania na Jego temat są diabła warte. Ja mam punkt widzenia Hioba. Chcę z Nim mieć do czynienia twarzą w twarz. Wymaga to skupienia, i to nie na metafizycznych przymiotach, lecz na żywej Osobie. I w końcu zaczynasz chwytać in enigma nawet sens Jego milczenia i niepojętości. Pewnie, że zachwyt. Pewnie, że podziw. Ale też przepastna i zatrważająca tajemnica. I doprawdy niewiele w tej sprawie ma do powiedzenia Leibniz, a nawet św. Tomasz z Akwinu”. Ale nie św. Faustyna: „Chociażbyś mnie zabił, ja Ci ufać będę. (...) Czyń ze mną, co Ci się podoba. Ja Ciebie wszędzie uwielbiać będę”.