Zimowe zapasy i przepis na risotto z fenkułem

Pierwsze tygodnie po przesileniu poświęciłem na przegląd zapasów „na zimę”. Słoje nie zmętniały, ale za to ostatnia dynia deklarowała pilną chęć odejścia, więc wykorzystałem ją do pięknego risotta. Następne zrobię już z fenkułem – to stary przepis, w podweneckich wsiach zwany "risi e fenoci".

09.01.2023

Czyta się kilka minut

 / ANDRZEJ TOKARSKI / ADOBE STOCK
/ ANDRZEJ TOKARSKI / ADOBE STOCK

Dwadzieścia pięć tysięcy kilometrów kwadratowych w granicach Polski znajduje się pod kontrolą wilczych watah. To mniej niż jedna dziesiąta terytorium naszego państwa, skądinąd w całości zasiedlonego przez innego wilka, tego w ludzkiej skórze – ale do kwestii politycznych wrócimy później. To wbrew pozorom całkiem sporo jak na zaawansowany w urbanizacji i przemysłowym rolnictwie kraj w środku Europy. Od jakichś dwóch dekad jesteśmy nawet eksporterem tego gatunku – powolna odbudowa populacji wilka w Niemczech zaczęła się od napływu pierwszych osobników z Polski.

Czas nadszedł taki, iż powinniśmy z poczuciem odpowiedzialności pozwolić niektórym z nich z powrotem czmychnąć za Odrę, bo nie są tam mile widziane. A jak niemieckie państwo uzna coś za problem, to zwykle rozwiązuje go z wysokim stopniem skuteczności, tak że zostaje tylko kurz i stosy filozoficznych referatów o dialektyce oświecenia czy też innej akurat aktualnej epoki, która rozum spuściła ze smyczy i postawiła racjonalność ponad życiem.

Choćby taki dorosły samiec nazwany GW950m (bo pod rządami rozumu każdy problem ma swój numer i teczkę) – lepiej by zrobił kierując się z powrotem na wschód. Od pół roku jest bowiem wyjęty spod prawa i nie obejmuje go żadna ochrona. Licencję na jego zabicie wydano z racji szkód, jakie zuchwale czynił w gospodarstwach Dolnej Saksonii. Miał bidak pecha, albowiem późnym latem zakradł się, nieświadom politycznej rangi swej wyprawy, do posiadłości przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen – która to polityczka, jako osoba wychowana w siodle, trzyma na swojej daczy liczne konie – po czym zagryzł jej ulubionego kucyka.

GW950m nie tylko przypłaci swoją lekkomyślność i dewiację (zdrowe wilki raczej nie atakują koni) życiem, ale jeszcze napyta biedy pobratymcom w całej Europie. Przewodnicząca zażądała od podległych sobie struktur Komisji, by przeanalizowały zasadność dotychczasowych ram zapewniających wilkowi ochronę, choć, wbrew temu co się czasem słyszy, nie taką totalną. Załącznik V do tzw. dyrektywy siedliskowej Unii wymienia wilka wśród gatunków, których „pozyskiwanie ze stanu dzikiego i eksploatacja może podlegać działaniom w zakresie zarządzania”. A tak bez nowomowy? Krąg śniegu wydeptany, w tym kręgu plama krwawa – tak ów „zakres zarządzania” widział Kaczmarski, ale w naszej kulturze to normalne, że poeta więcej powie o świecie niż urzędnik.

Równolegle lobby hodowców bydła w paru ważnych krajach już zeszłej jesieni wymogło na europarlamencie rezolucję wzywającą mniej więcej do tego samego, co przewodnicząca KE – żeby się przestać z wilkiem cackać. Mowa jest w niej o tym, że należy uchronić zwierzęta hodowlane przed cierpieniem spowodowanym przez drapieżniki i to jest dopiero pojęciowe salto mortale: faceci, którzy na zarzynaniu owiec lub krów zbudowali majątek i poczucie własnej wyższości, rzewnie biadolą nad cierpieniem tychże zwierząt zadanym przez inne zwierzę, które zagryza, bo musi (i które łatwo od pastwisk odstraszyć).

Może w tej całej obłudzie i poplątaniu chodzi o banalną zazdrość – no bo to skandal, że wilk, choć pozbawiony bielizny termicznej, GPS i noktowizora, lepiej sobie radzi z podejściem do jelenia niż myśliwy. I zrozumiała, choć groźna zazdrość, że w jego wypadku zabijanie dla przetrwania oraz walka na kły z przedstawicielami drugiej watahy jest czymś oczywistym, czego nie trzeba owijać w eufemizmy i obudowywać dyrektywami, by potem te dyrektywy kreatywnie omijać.

Ekscesy saksońskich wilków i strasburskich posłów niech będą noworoczną przypowiastką. Za sprawą głównie wojny, ale i wielu innych spektakularnych niegodziwości, z kończącymi rok zawodami piłkarskimi na czele, mocno nam się zdewaluowała przereklamowana do mdłości czułość, którą w ślad za mową naszej noblistki tyle razy międlono w każdym kontekście. Aż stała się zapychaczem rozmowy o tym, że świat jest w gruncie rzeczy bardzo nie w porządku. Mieliśmy wiele powodów, by zejść do emocjonalnych piwnic i przejrzeć zapasy pierwotnego strachu, głodu, złości, które kisną tam w zmętniałych słojach. Szczycimy się tym, że nie musimy ich otwierać. Ale dobrze je przetrzeć, policzyć i się z nimi liczyć. I skoro sami sobie zabraniamy zabijać, zostawmy wilki w spokoju. GW950m, może jesteś trochę chory na twym wilczym umyśle, ale trzymam za ciebie kciuki. ©℗

 

Pierwsze tygodnie po przesileniu poświęciłem na przegląd zapasów „na zimę”. Słoje nie zmętniały, ale za to ostatnia dynia deklarowała pilną chęć odejścia, więc zaraz upiekłem ją, pokrojoną w kosteczkę, z szałwią i wędzoną papryką, po czym wykorzystałem do pięknego risotta, do którego zamiast masła dałem na koniec dużo gorgonzoli. Następne zimowe risotto zrobię już z fenkułem – to stary przepis, w podweneckich wsiach zwany risi e fenoci. Bierzemy w sumie ok. 1/2 kg fenkułu, zdejmujemy zewnętrzne, zeschłe łuski i wycinamy głąb – nie wyrzucamy ich, tylko dodajemy do bulionu warzywnego. Resztę (powinno tego być ok. 300 g) drobniutko siekamy, dusimy pięć minut na maśle, na którym uprzednio krótko zeszkliliśmy małą, posiekaną w kostkę cebulę. Dodajemy ryż (także ok. 300 g), prażymy, podlewamy wrzącym bulionem jak zwykle, aż ryż stopniowo wszystko wypije i stanie się miękki. Na koniec, jak zawsze, łyżka masła, parmezan i odrobina tartej skórki pomarańczowej. Spróbujcie, jeśli macie, do bulionu dodać, oprócz pieprzu i lauru, także gwiazdkę anyżu, pasuje profilem aromatycznym do fenkułu. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2023

W druku ukazał się pod tytułem: O wilku, kucyku i komisji