Ziemia niczyja

Niechęć do opłacania radia i telewizji wynika z niewiary, że będą tworzone w poszanowaniu naszych potrzeb.

20.01.2014

Czyta się kilka minut

Minister kultury Bogdan Zdrojewski zaproponował zastąpienie abonamentu rtv – obowiązkowej opłaty, którą wnosi jednak tylko 10 proc. posiadających radia i telewizory – opłatą audiowizualną, która byłaby o połowę niższa od abonamentu, ale za to skutecznie egzekwowana i obejmowałaby wszystkich (z wyjątkiem uprawnionych do ulg i zwolnień). Minister ogłosił taki pomysł po blisko sześciu latach od chwili, w której premier Donald Tusk nazwał abonament „haraczem”, co wielu zinterpretowało jako zachętę do jego niepłacenia. Złożona wówczas deklaracja zmiany „archaicznego sposobu finansowania mediów publicznych” ma swój ciąg dalszy dopiero teraz, po latach ich dewastującej komercjalizacji, drastycznym ograniczeniu liczby programów realizujących misję edukacyjną i społeczną oraz faktycznym zrównaniu oferty programowej z kanałami prywatnymi. Dziś większość oferty stanowi bezwartościowa i kosztowna w produkcji rozrywka, zaś nieliczne programy wysokiej jakości emitowane są w nocy lub wegetują w niedofinansowanych tematycznych gettach, jak TVP Kultura czy TVP Historia. Minister Zdrojewski przyznaje, że telewizja nie wypełnia misji należycie, a kanały komercyjne częściowo przejęły jej funkcje misyjne. W Polskim Radiu sytuacja jest trochę lepsza – kanały publiczne pozostają liderami jakości w eterze, choć i stamtąd znikają najambitniejsze formy – słuchowiska, reportaże, zaś istnienie części audycji zależy od dodatkowego wsparcia z budżetu NInA, NCK czy środków unijnych. Media publiczne pełnią decydującą rolę w rozwijaniu społeczeństwa obywatelskiego – jako przestrzeń wspólna, w której mogą ścierać się poglądy i kształtować postawy, i gdzie dochodzi do rozmowy między rządzącymi i rządzonymi. Ze względu na gwałtowny rozwój mediów społecznościowych i większe wpływy nadawców komercyjnych to właśnie media publiczne pozostają gwarantem wolnego przepływu informacji, bezstronnie opracowywanych i publikowanych w interesie społecznym. Rola mediów publicznych jako forum, które mamy możliwość współtworzyć i kontrolować, jest coraz ważniejsza, ponieważ komunikaty reklamowe, promocyjne i informacyjne niebezpiecznie się przenikają, spada też zaufanie do twórców informacji powiązanych z prywatnymi inwestorami. Współfinansowanie mediów publicznych przez obywateli jest najlepszym gwarantem ich wolności, rzetelności i jakości. Trudno jednak będzie przekonać Polaków do opłacania telewizji, którą przyzwyczaili się uważać za kiepską, obcą i zbędną. Zmienił się model korzystania z mediów i choć telewizji oglądamy coraz więcej, robimy to inaczej – przez internet, na urządzeniach mobilnych i wybiórczo. I tak też najchętniej płacimy – za spersonalizowaną ofertę. Przestajemy być biernymi odbiorcami – raczej uczestniczymy w obiegu treści, choćby przez komentowanie czy przekazywanie informacji, czyli premiowanie komunikatów, które uznajemy za ważne i ciekawe. Dlatego nowy model finansowania mediów powinien uwzględniać tę nową potrzebę współdecydowania o ich kształcie i zawartości. Nie wystarczy już odwołać się do poczucia obywatelskiego obowiązku. Potrzebne jest zawarcie wiarygodnego kontraktu społecznego – zobowiązania, że nasze pieniądze posłużą do faktycznego realizowania misji. Instytucje państwowe są placówkami usługowymi, a my współtworzymy społeczeństwo konsumentów – chcemy wiedzieć, za co płacimy. Dlatego wprowadzeniu opłaty powinien towarzyszyć stworzony podczas konsultacji społecznych plan zagospodarowania środków uzyskanych od płatników.

Proponowana opłata wyniosłaby około 100 zł rocznie, a przecież znacznie większe kwoty przekazujemy co miesiąc prywatnym operatorom sieci komórkowych czy kablowych, którzy – oprócz interesujących treści – serwują całą masę chłamu. Ale płacimy, bo dobrowolnie podpisaliśmy umowę, a zresztą po zaległości szybko upomni się firma windykacyjna. Tymczasem na media publiczne spada lawina żalu i złości, ponieważ symbolizują to, co państwowe – nasze, ale przez wielu uznawane wciąż za niczyje. Zamiast do realizowania wspólnego dobra, służą jako publiczna przestrzeń konfliktu. Ich przyszłość jest sprawdzianem ze współpracy w imię interesu społecznego, czyli najbardziej zaniedbanej dyscypliny w 25-letniej historii wolnej Rzeczypospolitej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicystka, reportażystka i pisarka. Za debiut książkowy „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii” (2011) otrzymała w 2012 r. nagrodę Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fiedlera. Jej książka była też nominowana do Nagrody Nike, Nagrody Literackiej Angelus oraz… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2014