Telewizja toksyczna

Telewizja i radio publiczne różnią się od komercyjnych tym, że mają obowiązek wypełniania misji. Publiczne służą demokracji, komercyjne używają jej. Łatwo jednak zauważyć, że niektóre programy w telewizji komercyjnej spełniają więcej wymogów misji publicznej niż te, które pojawiają się w publicznej.

30.11.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

Obowiązkiem telewizji publicznej jest rzetelne informowanie, kształtowanie nowoczesnego społeczeństwa, pobudzanie samorządności, doskonalenie rządowych oraz pozarządowych instytucji społecznych i państwa. Zyskiem telewizji komercyjnych są z kolei pieniądze z reklam i telegier. Informacja i inne programy są po to, by zwiększać oglądalność i dochody.

Odpocząć od Unii

Telewizja publiczna winna być dostępnym i zrozumiałym medium informacyjnym. Dlaczego nie jest? Może dlatego, że jest zmuszona zarabiać emitowaniem reklam, bo abonament płaci jedynie 51 proc. zobowiązanych? Dla porównania: brytyjską BBC finansuje 97 proc. posiadaczy telewizorów, ale kary za niepłacenie abonamentu są tak dotkliwe, że nikomu nie opłaca się inna praktyka. Może jednak przyczyny komercjalizacji telewizji publicznej są inne...

W noc po unijnym referendum, gdy telewidzowie oczekiwali informacji o wynikach, po wieczornym wydaniu “Panoramy" telewizja publiczna zawiesiła działalność informacyjną do poniedziałkowych porannych “Wiadomości". Zawiesiła, bo kilka miesięcy wcześniej zarządziła na tę właśnie noc... wprowadzenie letniej ramówki, czyli wakacyjne rozluźnienie programów. W nocy z 8 na 9 czerwca 2003 r. nic szczególnego, zdaniem telewizyjnych decydentów, się nie działo. Misję publiczną wypełniła więc komercyjna TVN 24, całą noc przekazując informacje z Państwowej Komisji Wyborczej.

Dwa dni później TVP SA obwieściła w programie “Oblicza mediów": “Polacy będą mogli do maja 2004 r. odpocząć od Unii, nie będziemy ich tą tematyką męczyć!". Troskę dyktowała chyba troska o finanse firmy, bo na pewno nie o wypełnianie misji informacyjnej i edukacyjnej wobec telewidzów, swoich właścicieli. Zdaniem ekspertów, np. minister ds. europejskich Danuty Hübner, właśnie po referendum, a przed wstąpieniem do UE, nastał czas intensywnego edukowania o Unii, a więc wypełniania misji przez telewizję publiczną.

Mimo że wielu Polaków odbiera telewizję kablową, a parę milionów ma anteny satelitarne, przeciętny widz “skazany" jest na telewizję publiczną. I to nie zawsze na wszystkie jej kanały, o co ma pretensję do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Rzecznik Praw Obywatelskich. Siłą rzeczy telewidzowie biorą więc udział w wieloletniej dyskusji nad tym, czy telewizja publiczna jest państwowa, partyjna czy rządowa. Spór trwa bez względu na to, kto ma władzę, bo jak na razie każda stara się mieć na TVP wpływ jak największy.

Telewizji zarzuca się przede wszystkim upolitycznienie. W latach 1997-2001 rząd i prawicowa większość parlamentarna biła się o zyskanie na nią większego wpływu. Przepisów i stanu faktycznego nie udało się zmienić, więc telewizja pozostała w rękach lewicy. Dziś władzę i telewizję ma ta sama grupa polityczna. Obsadzając swoimi ludźmi rady nadzorcze publicznych mediów, ustala też zasady funkcjonowania na następne lata.

Kto ma dostęp, a kto nie

Kształt, system finansowania i działania telewizji publicznej jest anachroniczny. Podstawowe założenia ustawy o konstrukcji mediów elektronicznych powstały przecież w czasie, kiedy do oglądania była tylko TVP, a konkurencją Polonia 1, finansowana przez włoskiego potentata starającego się o koncesję. Jeśli istnieje wiele stacji i kanałów komercyjnych, czy TVP musi wyglądać tak, jak dziesięć lat temu? Piszę tylko o kształcie organizacyjnym i koncepcyjnym, bo w ostatnich latach wymieniono sprzęt na nowoczesny i planuje się przejście na technologię cyfrową.

Obecny układ sprawia, że TVP musi być bardziej komercyjna niż publiczna, konkurując o jak największe zyski z reklam. Skutecznie więc walczy o widzów i to metodami nie mającymi nic wspólnego z poprawianiem jakości programu, ponieważ tylko oglądalność owocuje zainteresowaniem reklamodawców. Ponieważ TVP przede wszystkim zarabia, misję realizuje nocą, emitując wartościowe filmy i programy edukacyjne.

TVP nie może być i komercyjna, i publiczna. Jako publiczna ma przecież stymulować pozytywne zachowania, pokazywać świat nie tylko takim, o jakim ludzie marzą, ale rzeczywisty. Konieczne są: informacja, edukacja, wysoka kultura i seriale, choćby takie jak “M jak miłość" czy “Na dobre i na złe", podające przyswajalną dawkę wiedzy, uczucia i optymizmu. Ale na to potrzebne są pieniądze. Czy stać nas na utrzymywanie TVP w jej obecnym kształcie? Chyba nie. Mimo to dyskusja polityczna o telewizji najczęściej jest rozmową opozycji i władzy o tym, kto z nich ma “dostęp", a kto nie. Nie dyskutuje się zaś o tym, jak zmienić jej kształt.

Czy ktoś zapyta się wreszcie podatników-telewidzów o to, czego szukają w telewizji publicznej i czy to, co dostają, ich satysfakcjonuje? Konieczne są rzetelne badania w tym względzie, nie zawężające się do pytania: która stacja bardziej się podoba?

Toczenie krwi z żywego zwierzęcia i picie jej, pokazane jako walka ze słabością, to sceny z rozrywkowego programu TVP puszczanego w biały dzień. A oto i inne “atrakcje": pokazywanie zarżniętych dzieci ułożonych w beczce; zbliżenia wnętrzności osoby potrąconej przez samochód; bandytów, którzy do końca życia będą wspominać z dumą, jak to pokazywano ich w telewizji; ofiara gwałtu z nie do końca zasłoniętą twarzą; wywiady z miłymi osobami, będącymi przy okazji zwyrodniałymi mordercami...

W telewizji komercyjnej może być wszystko, nawet przyjazne wywiady z bandytami i pokazywanie państwa, jako świata cwaniaków. W publicznej, świat nie może być czarno-biały, czego w TVP próżno szukać. Dlatego właśnie, jak wynika z badań, dla widza osoba przedsiębiorcza to cwaniak, pracujący - naiwniak, posłowie są kombinatorami, a władza jest tępa lub skorumpowana.

Telewizja komercyjna wypełnia "nisze powagi"

Wielu posiadaczy odbiorników radiowych i telewizyjnych nie płaci abonamentu, bo regulacje są niejasne, a egzekucja nie istnieje. Czy najprostszym rozwiązaniem dla ściągnięcia abonamentu nie byłoby uchwalenie w parlamencie, że rozlicza się go w rocznym zeznaniu podatkowym PIT i CIT dla firm? Mało kto zezna wówczas, że nie jest posiadaczem radia czy telewizora, a należność na media publiczne byłoby równie łatwo egzekwować, jak podatki osobiste. I nie powołujmy się na UE, bo tam każdy kraj ma swoje regulacje tej kwestii.

Warto też przypomnieć, że np. amerykańska telewizja publiczna PBS jest finansowana z dobrowolnych datków, a nie podatków czy abonamentu, i ma oglądalność kilkuprocentową. Za to w porze największej oglądalności nadaje transmisje z koncertu Kurta Mazura w nowojorskiej filharmonii, a o udział w programie publicystycznym Jima Lehrera politycy prawie się biją, bo należy on do najbardziej opiniotwórczych. Natomiast w prywatnych, amerykańskich kanałach informacyjnych ABC, NBC czy CNN, informacja jest najskuteczniejszą bronią w walce o widza i rynek reklam. Nie obawiajmy się więc, jak próbują nam wmówić obrońcy polskiego “ładu medialnego", że programy informacyjne znikną wraz z ewentualnym ograniczeniem działań telewizji publicznej.

Czym więc jest misja telewizji publicznej, o której tyle mówimy, i gdzie jest jej miejsce w społeczeństwie demokratycznym? Czy należąc do czwartej władzy, obok ustawodawstwa, egzekutywy i sądownictwa, ma być bezpartyjna? Art. 11 polskiej konstytucji głosi, że “Partie polityczne zrzeszają na zasadach dobrowolności i równości obywateli polskich w celu wpływania metodami demokratycznymi na kształtowanie polityki państwa". Jak inaczej partie mają prezentować poglądy i zdobywać uznanie, niż korzystając, m.in. z publicznego radia i telewizji?

Ale to nie wszystko. Art. 61. stanowi z kolei, że “Obywatel ma prawo uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne (...). Prawo to obejmuje również uzyskiwanie informacji o działalności organów samorządu gospodarczego i zawodowego w zakresie, w jakim wykonują zadania władzy publicznej i gospodarują mieniem komunalnym lub majątkiem Skarbu Państwa".

Wiedzę o państwie społeczeństwo ma więc czerpać z mediów publicznych! Dlatego właśnie ich rola, zwłaszcza telewizji, jest inna niż komercyjnych. I dlatego też ma inne źródło finansowania.

Wszelkie konieczne do wprowadzenia w mediach publicznych zmiany są zapisane w Konstytucji: art. 54. p. 1 - “każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji"; art. 82. - “obowiązkiem obywatela polskiego jest wierność Rzeczpospolitej Polskiej oraz troska o dobro ogólne". Telewizja publiczna winna być standardem wartości kulturowych i wzorcem zachowań pozytywnych. To jest właśnie realizacja misji.

Telewizja publiczna winna być łączem komunikacyjnym między władzą a społeczeństwem; miejscem, gdzie w publicznych dyskusjach przedstawia się proponowane przez władze, partie i niezależnych ekspertów rozwiązania, i gdzie opozycja może je rzeczowo krytykować. To właśnie z telewizji publicznej ludzie powinni dowiadywać się, jak budować władze samorządowe i wykorzystywać możliwości, wynikające choćby ze współpracy z UE.

Takie zadania wymuszają na telewizji publicznej inne zachowania niż te, które widzimy u komercyjnej konkurencji. Na razie jednak telewizja publiczna w pogoni za widzem wybiera tanią sensację, ubarwia miast edukować. Komercyjna zaś działa częstokroć odwrotnie: edukuje na poważnie w przekonaniu, że wypełnia “nisze powagi", pozostawione przez telewizję publiczną.

Zatrute źródło informacji

Gwałtowna zmiana kulturowa wywołana rozwojem nauki, wymusza stworzenie programu edukacji społecznej, pozwalającego przystosować się do zmian starszym, niepełnosprawnym i mniej wykształconym, a także zwiększającego szansę młodych. Wyzwania stojące przed Polską: wejście do UE, zmiany w rolnictwie, przewrót w informatyce, medycynie, zarządzaniu, komunikacji i w regionach, muszą być widoczne w programach telewizyjnych. I to nie w porze niskiej oglądalności!

Dla przeważającej części społeczeństwa telewizja stała się dominującym źródłem informacji o świecie. Zachowania społeczne, podpatrywane i pokazywane przez telewizję, stają się wzorcem. Telewizja publiczna, ze względu na charakter misyjny i służebny wobec społeczeństwa, winna ten przekaz modyfikować, aby społecznie pozytywne działania były wzmacniane, a negatywne - hamowane. Np. poza relacją z protestu górników trzeba pokazać, jak rozwiązywano takie problemy w innych krajach, jak może się to dokonać u nas. Telewidzowie muszą mieć świadomość, że ich publiczna telewizja pokazuje różnorodne rozwiązania, także te, które są korzystne dla większości społeczeństwa, ale nie dla partii rządzącej. Na tym zasadza się sens finansowania mediów publicznych z abonamentu.

Dziennikarz w mediach publicznych ma z kolei być pośrednikiem i rozjemcą, przepytującym polityków z ich poglądów i to w taki sposób, żeby każdy demagog kapitulował przed podawanymi rzeczowo oczywistościami.

Tymczasem, w bezpardonowej walce o wpływy z reklam, telewizja publiczna stała się nie tyle źródłem informacji, co zatrucia. Jej toksyczność widzimy w nasileniu negatywnych informacji, “robieniu newsa" przez usilne powtarzanie banalnej wiadomości, tworzenie sytuacji zagrożenia, wprowadzanie informacji absurdalnych w konfrontacji z np. nauką czy medycyną tradycyjną, co tylko jeszcze bardziej zabałagania umysły widzów.

Na ograniczenie reklamy w telewizji publicznej też można znaleźć rozwiązanie, choćby powołując komisję etycznej reklamy, dzięki której w mediach publicznych pojawiałyby się jedynie reklamy sprawdzonych produktów, a nie np. aspiryny sprzedawanej pod inną nazwą jako lek na serce. Utopia? Nie, bo w efekcie ceny takich reklam byłyby wyższe, a firmy biłyby się o zdobycie atestu.

Do 1989 r. władza uważała społeczeństwo za nieświadome. W demokracji jest na odwrót. Widz może nie wierzyć mediom, ale pozwala się przekonywać. Powinien też nie tylko wybierać pilotem telewizyjnym, ale mieć szansę stałej ingerencji w medium publiczne, któremu nie wolno prowadzić propagandy, tylko wielką społeczną edukację. Debata o kształcie telewizji publicznej musi więc zacząć się od początku.

Nasza czy rządowa

Zmiany w telewizji nie mogą polegać jedynie na przekształceniu jej z dawnej jednostki propagandy socjalistycznej w inną strukturę organizacyjną. Nikt zresztą nie mówi, do jakiego stopnia chcemy to przeprowadzić. W Sejmie, szefowie TVP pytani o przejrzystość wydatków, robią wielkie ze zdziwienia oczy. No, bo jak może być przejrzystym układ finansowy, który ma kilkanaście metod rozliczeń? Finanse TVP przypominają rozliczenia za pomocą rubla transferowego.

Kształt TVP powstał w epoce, gdy istniały dwa programy telewizji państwowej. Dziś starają się one udowodnić, że różnią się od siebie i wzajemnie podtrzymują swoją wiarygodność. Tym samym mamy cztery telewizyjno-publiczne kanały, z których każdy ma swoją kasę i niby jest czymś innym. Podobnie jest w Polskim Radio i jego rozgłośniach regionalnych. Walka, np. Jedynki z Dwójką i dołożona konkurencja Trójki kosztuje bajońskie pieniądze. Tymczasem dla widza telewizji publicznej korzystniejsze byłoby otrzymywanie lepszych produktów misyjnych niż oglądanie wyścigu o oglądalność między programami TVP.

Tak samo jak w przypadku służby zdrowia, PKP czy górnictwa, największymi przeciwnikami zmian w TVP są ci, którzy korzystają z odwlekania reform. Cierpi zaś przede wszystkim telewidz, który nie widzi różnicy między telewizją komercyjną i publiczną. Nie ma też pojęcia, czemu na publiczną ma płacić abonament, nawet jeśli jej nie ogląda.

Szefowa gabinetu politycznego premiera Millera, eksprezenterka telewizji jeszcze państwowej, Aleksandra Jakubowska twierdzi, że telewizja publiczna powinna być własnością państwa (sprawozdanie komisji sejmowej z 29 marca 2003 r.). Popełniła stały błąd rządzących. Telewizja publiczna nie jest własnością rządu, tylko Skarbu Państwa, jedynie reprezentującego interesy właściciela, czyli nas - obywateli-widzów. Rządzący wciąż zapominają, że muszą starać się o nasze uznanie, bo powierzyliśmy im mandat do rządzenia. I to my mamy decydować, czego chcemy od publicznej telewizji i radia.

JAROSŁAW J. SZCZEPAŃSKI jest publicystą gospodarczym, twórcą cotygodniowych “Wiadomości Gospodarczych" (180 programów w latach 1992-96 w I programie TVP). Przez dwa lata prowadził “Gospodarczy przegląd Dwójki". W latach 2000-02 był wicedyrektorem ds. informacji w Telewizyjnej Agencji Informacyjnej TVP.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2003