Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Uchwycić życie w jego treści zasadniczej, nieefektownej, w jego powszechności i pospolitości, a zarazem jedyności. Dokonywać nieustannej rewizji naszych przyzwyczajeń, naszych poglądów na historię, teraźniejszość, innych ludzi, naturę. Uświadamiać, jak często nasze spojrzenia zatrzymują się na tym, co inni wskazali palcem, zamiast szukać samodzielnie. Znaleźć na to wszystko język i formę, które będą dostatecznie wolne, przekonujące i angażujące, a jednocześnie ostrożne i subtelne.
Czytam tom wierszy irlandzkiej poetki Eiléan Ní Chuilleanáin przetłumaczonych przez Jerzego Jarniewicza. Tom nosi tytuł „Między niewiastami” i opublikowany został przez Dom Literatury w Łodzi. Czytam powoli, trzeba czasu, by się w nim zadomowić, oswoić z poetyką zgromadzonych w nim utworów. Nie ma w nich niczego rewoltującego, pisane są – jak zauważa w posłowiu Jarniewicz – językiem klarownym, niesprawiającym nadmiernych trudności w lekturze, „a jednak stawiają czytelników wobec nieprzekraczalnego progu, za którym rozciąga się obszar milczenia lub niewiedzy”. Te wiersze – cytuję dalej – żyją „w dwutakcie odsłaniania i zasłaniania”, ich sens najgłębszy kryje się w momentach zawieszenia głosu, „zerwań i przeskoków”. Opowiadają bowiem o czymś, co dopiero szuka swojego języka, co we wcześniejszych opowieściach znajdowało się na marginesach lub przenikało do nich niezauważalnie: mówią o niemogącej się w nich wyrazić kobiecości, o religijności niemieszczącej się w ramach instytucji, o prywatnych poszukiwaniach sensu, słowem – o tych aspektach życia, które wielka historia ignorowała i ignoruje.
O napięciu między tym, co oficjalne i dominujące, a tym, co prywatne i domagające się wzięcia pod uwagę, mówi wiersz „Autorstwo niepewne”:
Siadła i pisała, jakby głos jej dyktował: Pisz
dla tych, którzy nie dotarli na obiecany brzeg,
brodzili pierwsi, a co mogli unieść, nieśli
nad falami wysokiej powodzi – wierzgające dzieci,
a na mokrych barkach pluszowe zabawki.
Pisz o tym, jak doszli do kamiennej kolumny
z czasów wojny dwóch królów trzy stulecia temu,
tej konstrukcji z symetrycznych kamieni
na wydrążonych słupach. Rzeka rozlewała się
wokół, a skowronki nad usianą pastwiskami wyspą ---
ale nagle głos zamilkł, a ona usłyszała tylko
głęboki oddech spragnionego zwierzęcia,
nie docierały już do niej głosy potopionych,
zamiast nich, w ciszy i w oka szybkim mgnieniu,
wyłonił się obraz jej babki w późnym wieku,
długie, rozpuszczone włosy i nagie ramiona
nad miednicą, nad ranem, spromienione słońcem,
kiedy kotka chłepcze świeże mleko z miski,
a ona, ledwie dziecko, patrzy nieruchomo.
Zdaniem Jarniewicza mamy tu do czynienia z jedną z możliwych rewizji: „narodowe, martyrologiczne narracje ustępują miejsca historii domowej i intymnej, światu spod ręki”. W istocie, pierwsza strofa zostaje poetce jakby podyktowana, pisze ona nie tak, jak by chciała, to nie jest głos autorski (co podkreślone zostaje użyciem kursywy). Choć opowiedziana historia jest sama w sobie dramatyczna – opisuje tragedię ludzi uciekających przed powodzią – narzucony styl opowiadania przemienia ją w coś nieznośnego, pompatycznego. Ten uwznioślający wymiar podkreślony zostaje przez fakt, że uciekający gromadzą się wokół pomnika upamiętniającego ważne wydarzenie z historii Irlandii. Czy można o ich cierpieniu opowiedzieć inaczej, w sposób mniej retoryczny? Bo przecież nawet w tej uwznioślonej, uogólnionej opowieści pojawia się to, co prywatne, „spod ręki”: wyrywające się z ramion dorosłych dzieci i ich zabawki, ratowane trochę absurdalnie, na przekór logice przetrwania.
Przeskok z jednej narracji do drugiej następuje pod wpływem dźwięku, który kwestionuje tę uogólnioną perspektywę: „głęboki oddech spragnionego zwierzęcia” przenosi piszącą do sceny zapamiętanej z dzieciństwa, intymnej i bezpiecznej. Przeskok ten jest, przyznajmy, dwuznaczny i myślę, że poetka nie ukrywa jego dwuznaczności, podkreślając, że wraz z głosem dyktującym wcześniejszą opowieść znikają też głosy potopionych. Zapominamy o wierzgających ze strachu dzieciach, mamy dziecko wpatrzone w myjącą się nad miednicą babkę i kotkę chłepcącą mleko z miski. Czy rzeczywiście chodzi tylko o rewizję? A może także o ulgę, o to, że nie wszystko można znieść, że cierpienie bywa ponad siły? Najbardziej niezwykłe jest to, że poetka niczego tu nie dopowiada, nie dodaje żadnego ułatwiającego interpretację komentarza. Zostawia nas w napięciu, które jest nieusuwalne: to „ciche”, które przemawia z tego obrazu, jest niesprowadzalne do jednej myśli, jednego wniosku.
Czytając wspaniałą książkę Eiléan Ní Chuilleanáin, nieraz znajdziemy się w sytuacji podobnego zakłopotania. ©