Zaklęta w anegdotę

Co by było, gdyby kontrowersyjną i niedocenioną za życia artystkę wyjąć z utrwalonych ram i pokazać z przymrużeniem oka jej wywrotowy potencjał?

22.11.2021

Czyta się kilka minut

Maria Dębska w roli Kaliny Jędrusik w filmie „Bo we mnie jest seks” w reżyserii Katarzyny Klimkiewicz / BARTOSZ MROZOWSKI / NEXT FILM
Maria Dębska w roli Kaliny Jędrusik w filmie „Bo we mnie jest seks” w reżyserii Katarzyny Klimkiewicz / BARTOSZ MROZOWSKI / NEXT FILM

Na początku trzeba wyjaśnić, czym ten film zdecydowanie nie jest. Gdyby nosił po prostu tytuł „Kalina” czy, jak miało być pierwotnie, „Jesienna dziewczyna”, można by oczekiwać ekranowej biografii albo tragicznego studium gwiazdorstwa, które przerosło swój marny czas. Nie dostajemy także klasycznego musicalu, choć piosenek w nim cały kramik i na dodatek wzorowo wykonanych przez Marię Dębską. Trudno również upatrywać w obrazie Katarzyny Klimkiewicz realistycznego szkicu do portretu PRL-u – jeśli już, to bardziej tego z kolumn „Przekroju” niż „Trybuny Ludu”, co zwiastuje fikuśna kolażowa czołówka.

Właśnie w tej gatunkowej nieuchwytności, historycznej dezynwolturze i estetycznej przesadzie znajduje się klucz do filmu „Bo we mnie jest seks”. Kalina Jędrusik z dawnego symbolu seksu staje się tu ikoną czegoś poza czasem: hiperkobiecości, której aktorka stała się ongiś zakładniczką (i to w dużej mierze na własne życzenie), aczkolwiek starała się zagospodarować ów dar nadmiaru na własnych zasadach. We współczesnej fantazji próbuje nawet wywołać z jego pomocą małą rewolucję.

Zanim jednak film „duszy latarnię ze zmysłów wygarnie”, podkopie gomułkowski patriarchat i spróbuje odzyskać aktorkę dla kobiet epoki MeToo, następuje rozbiór Kaliny. Nie chodzi tu o obnażanie legendarnego dekoltu z krzyżykiem czy dokopywanie się do psychologicznych głębin, lecz raczej o rozbicie tej postaci na klisze, jakie przez lata budowały publiczny wizerunek Jędrusik. Wiadomo, że na potęgę uwodziła, piła, klęła, ale też, że prawdziwie kochała, tryskała poczuciem humoru, a w czasach powszechnego dwójmyślenia waliła szczerością między oczy. Scenariusz Klimkiewicz i Patrycji Mnich dodaje tym mechanicznym skojarzeniom niemal komiksową ramkę, takąż kreskę i dialogowe „dymki”.

Również życie towarzyskie i uczuciowe polskich elit kulturalnych początku lat 60. potraktowane zostało nader umownie. Stanisław Dygat (Leszek Lichota), Kazimierz Kutz (Borys Szyc), Tadeusz Konwicki (Paweł Tomaszewski) funkcjonują w filmie na zasadzie luźnej dykteryjki, bo nie oni są najważniejsi. Nie oznacza to bynajmniej, żeby ich kosztem odkrywać jakąś prawdę o samej Kalinie. Twórczynie „Bo we mnie jest seks” mają na nią zupełnie inny pomysł. Opowiadają, co by było, gdyby kontrowersyjną i niedocenioną za życia artystkę wyjąć na chwilę z utrwalonych ram i pokazać z przymrużeniem oka jej wywrotowy potencjał. Jeżeli ktoś taką niezobowiązującą konwencję kupi, dobra zabawa gwarantowana.

Zresztą Polska Ludowa z okresu „małej stabilizacji” miała swój niewątpliwy szyk i seksapil, podkręcony jeszcze na ekranie. Od pierwszych ujęć film wabi ówczesnym dizajnem: neonami, wnętrzarstwem, arcykobiecym krojem sukien... Chociaż telewizja jest jeszcze czarno-biała, w tym świecie rządzi kolor. Wszystko – ludzie oraz rzeczy – wydaje się świeżo malowane i maksymalnie wystylizowane. A że przy tym nieco kartonowe? Potraktujmy to metaforycznie. Zanim Kalina popadnie w niełaskę u publiczności i u władzy, oglądamy ją na szczytach popularności. Jako gwiazdę kina, estrady i telewizji, zwłaszcza Kabaretu Starszych Panów, gdzie liczne talenty Jędrusik mogły rozkwitać jak nigdzie indziej. Widzimy kobietę na wysokich obcasach i na wiecznym rauszu, przemierzającą tym samym roztańczonym krokiem ważne komitety, domowe balety i bankiety w warszawskim SPATiF-ie. To ona, a za nią autorka zdjęć Weronika Bilska, nakłada sztuczny filtr na ówczesną rzeczywistość. Jej prawdziwe kontury, wyznaczane przez opresyjny ustrój, który na chwilę poluzował śrubę, zostają zatarte, ale przecież seksistowskie teksty i gesty, będące wówczas na porządku dziennym, już nie.

Klimkiewicz widzi w Kalinie buntowniczkę, która nie ogranicza swej wolności do ścian sypialni. Owszem, sypia z kim chce i pozostaje w tym bezwzględnie uczciwa, nie bacząc na pozycję absztyfikantów i własne korzyści. Tocząc erotyczną grę, a następnie idąc na otwartą wojnę z szefem działu rozrywki TVP (Bartłomiej Kotschedoff), czyli z typowym aparatczykiem, jaki lubi się odradzać w różnych ustrojach, staje się ikoną zupełnie innej kategorii. Tę przemianę pozwala dostrzec nagrodzona na festiwalu w Gdyni kreacja Dębskiej, która na pierwszy rzut oka wydaje się czysto imitacyjna, lecz z czasem ujawnia swój ironiczny pieprzyk.

Jest tylko jedna scena, gdy przez chwilę możemy zobaczyć Kalinę bez makijażu – przed łazienkowym lustrem, bez tych wszystkich zdobywanych z trudem francuskich szminek czy doklejanych rzęs, tworzących perfekcyjny i jedyny w swoim rodzaju wizerunek. Patrzymy jednak wtedy nie na filmową Jędrusik, ale na twarz Marii Dębskiej – w tym momencie nie musi już udawać Kaliny. Może co najwyżej, a my razem z nią, wyobrazić ją sobie naprawdę „nagą”, bo przecież nawet w osławionej nagości było u niej coś z kostiumu. I chociaż fabuła kończy się triumfem głównej bohaterki jako podwójnej ikony (seksu i zwycięstwa nad seksizmem jednocześnie), film nie zmusza się do odpowiedzi, jak to było ze słynną aktorką. Czy naprawdę kąpała się w szampanie? Czy osobiście wykłócała się z babą od cielęciny, kiedy małżonek toczył intelektualne pogawędki z zaprzyjaźnionym Tadziem? Na zawsze została zaklęta w plotkę i anegdotę, dlatego reżyserka stara się chociaż trochę odkurzyć i odczarować ten obraz, odbity w cudzych lustrach.

Katarzyna Klimkiewicz ma na koncie wyraziste, zanurzone we współczesności portrety kobiece – w nagradzanej krótkometrażówce „Hanoi – Warszawa” (2009) czy w brytyjskim filmie „Zaślepiona” (2012). Na planie „Bo we mnie jest seks” cofa się aż o sześć dekad w dowcipny, wyimaginowany świat, po to jednak, byśmy spojrzeli na jej bohaterkę na nowo, z perspektywy dnia dzisiejszego i polityczno-obyczajowych przemian. Niemniej czegoś temu finezyjnemu, nieustannie puszczającemu do nas oko filmowi brakuje. Może formalnego szaleństwa, a już na pewno bardziej dopracowanego musicalowego sznytu, chociażby w imię dekonstrukcji tego gatunku.

Po tym, co na owym gruncie ostatnio się wyczynia, również w imię rozmaitych postępowych treści (patrz: „Rocketman” Dextera Fletchera, „Annette” Leosa Caraxa, na rodzimym poletku zaś „Córki dancingu” Agnieszki Smoczyńskiej), chciałoby się więcej kontrolowanej anarchii, brawury, campu. I lepiej zsynchronizowanych z fabułą piosenek Jędrusik. Bo każda z nich ma w sobie coś z kunsztownej filmowej miniatury i aż się prosi o płynniejsze wpisanie w ciągłą narrację. Nawet jeśli wykonywała te utwory osoba tak bardzo „nieciągła”, wewnętrznie sprzeczna i wymykająca się wszelkim schematom. ©

BO WE MNIE JEST SEKS – reż. Katarzyna Klimkiewicz. Prod. Polska 2021. Dystryb. Next Film.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2021