Zakazane owoce

10 kilo soczewicy, 3 kilo kiełbasek baranich, pół kilo smalcu – na poniedziałek. 8 kilo baraniny, 35 litrów ziemniaków, pół kilo smalcu – na wtorek.

17.04.2017

Czyta się kilka minut

 / Fot. David Murray and Jules Selmes / GETTY IMAGES
/ Fot. David Murray and Jules Selmes / GETTY IMAGES

I tak dalej, dzień po dniu, lista zakupów wyjęta z archiwów szkolnej intendentury gdzieś na południu Francji pozwala wyobrazić sobie setkę rozbisurmanionych dzieciaków – mniej więcej z okresu, kiedy Jean Vigo kręcił swoją genialną „Pałę ze sprawowania” – dobrze podkarmionych świńskim tłuszczem. Dzisiaj by to nie przeszło – a w każdym razie z pewnymi kłopotami, bo trwająca bodaj całe pokolenie mistyfikacja, spychająca nasycone tłuszcze pochodzenia zwierzęcego do roli kuchennego pariasa i źródła zła wszelkiego, rozwiewa się powoli i nie dotarła jeszcze na wyższe piętra szkolno-sanitarnej biurokracji. Zresztą, co tam kostka smalcu! Te dzieciaki dostawały w stołówce do picia rozwodnione wino, jako źródło energii i dla zakwaszenia organizmu.

Aż nadszedł rok 1954. Siedmiomiesięczna zaledwie kadencja premiera Pierre’a Mendèsa-France’a została zapamiętana przez dziejopisów Europy jako przełom. Rządził, owszem, króciutko, ale jakże intensywnie: zakończył beznadziejną wojnę w Indochinach i pchnął Francję na trudną drogę wyjścia z kolonialnej czkawki. Równolegle w wolnej chwili zdążył rzucić hasło „szklanka mleka dla każdego dziecka” i zakazać podawania wina uczniom do lat czternastu. Powiedzcie, tak na zdrowy rozum: dlaczego mleko i wino mają się wykluczać? XX-wiecznym higienistom udało się narzucić wizję, w której dzieciom dobrze zrobi picie w ogromnych ilościach płynu przez naturę przeznaczonego dla cieląt, podczas gdy napój towarzyszący ludzkości od zarania stał się nagle podejrzany.

Krucjata mleczno-abstynencka okazała się lejtmotywem polityki francuskiej lewicy: minister spraw wewnętrznych w tamtym gabinecie, François Mitterrand, skoro tylko został prezydentem w 1981 r., jedną z pierwszych decyzji dokończył dzieło swojego patrona – rozszerzając zakaz picia wina w stołówkach także na licea. Zakończyła się, przynajmniej we Francji, era homeopatycznego, by tak rzec, oswajania z winem jako filarem codzienności. Zamiast składnika pożywienia na równi z chlebem młodzi potomkowie Galów dostali nagle kolejny zakazany owoc. Bezsens tego łacno dostrzeże każdy rodzic dziecka, które przechodzi przez próg osiemnastki: do środy nie wolno takiemu młokosowi nawet ust zamoczyć, a od czwartku może w majestacie społecznej akceptacji pić na umór ciężkie spirytualia. Każda kultura tworzy swoje rytuały przejścia, taką widać mamy głęboką, strukturalną potrzebę. Tylko czy podoba nam się inicjacja w postaci alkoholowego szoku dla organizmu nieprzyzwyczajonego wcześniej do rozsądnych, zdrowych dawek tej substancji?

Zastanawiam się, czy podobnie szokowy efekt miałoby teraz nagłe przestawienie u nas młodych ludzi wychowanych w kulcie margaryny i oliwy na tłuszcze zgodne ze środkowoeuropejskim klimatem i kulturą rolną. Zamiast przykrej nowiny, że wskutek zmiany trybu życia i warunków bytowania trzeba po prostu pochłaniać wszystkiego mniej – bo trudno żeby ciało nieruchawego mieszczucha miało podobny metabolizm jak jego pradziadka, pracującego fizycznie na powietrzu po 15 godzin dziennie – dobrobyt przyniósł wielkie umysłowe poplątanie.

Tematem tego numeru jest ciekawy i rzetelny tekst rozkładający na czynniki pierwsze manipulacyjną grę gwiazdora tzw. medycyny alternatywnej. Moi koledzy zajęli się głównie tym, jak igra z rozpaczą ludzi chorych na raka, którym zaleca pochłanianie piramidalnych dawek witaminy C. Z ciekawości zajrzałem do jego książki, znajdując rozdzialik właśnie o tłuszczach, a w nim wywody co najmniej naciągane, zręcznie wymieszane z fragmentami wyrażającymi obecny naukowy konsensus, który mocno zakłócił jasną do niedawna hierarchię tłuszczowych winowajców i zasady odżywiania. A że na tych zasadach zbudowany został tęgi biznes suplementów i margaryn, to i zrozumiały staje się spiskowy smrodek unoszący się nad książką.

Mam wielką nadzieję, że system medyczny jest odporny na łatwiznę i onkolodzy służą chorym w duchu rygorystycznie ustalanej prawdy (a zatem są gotowi, w pewnych okolicznościach, rewidować poglądy). W świecie dietetyki, gdzie stawka życia lub śmierci nie jest tak oczywista, za to pieniądze jeszcze większe, niestety widziałem zbyt dużo świadomego kłamstwa lub owczego pędu i leniwej bezmyślności. Kończy to się potem tak, że w pewnych sprawach sporo racji ma książka o insynuacyjnym podtytule „Czego lekarz ci nie powie”.

Powinien nam przede wszystkim powiedzieć: jedz i pij wszystko, co ci podsuwa apetyt, tyle że połowę. Tydzień poświątecznego trawienia to w sam raz dobra chwila na tę naukę. ©℗

Gdyby ktoś u mnie zamówił coachingowe zajęcia „W maśle jest twoja moc”, na pewno piekłbym z kursantami szkockie shortbread z imbirem albo bardzo cholesterolową i niezdrową wersję amerykańskiego chlebka kukurydzianego cornbread. Kluczowe dla tego przepisu jest lekkie przypalenie masła, tak by osiągnęło kolor ciemnozłoty, ale nie zaczęło smakować gorzką spalenizną – trzeba się tu wykazać refleksem i wyczuciem. Na patelence podgrzewamy ok. 180 g masła, aż przestanie się pienić i ściemnieje. Przelewamy do miski, dodajemy ok. 100 ml syropu klonowego (albo np. rozwodnionego aromatycznego miodu) oraz 500 ml maślanki. Czekamy, aż to wszystko lekko ostygnie, wbijamy 3 jajka, mieszamy, dodajemy 200 g mąki kukurydzianej, 100 g mąki pszennej, torebkę proszku do pieczenia i pół łyżeczki sody. Rozgrzewamy porządnie brytfankę 20x30 cm, smarujemy masłem, przelewamy masę, wstawiamy do pieca 180 stopni na ok. 40 minut, aż wierzch zrobi się brązowy, a środek suchy. Jeśli mamy żeliwną formę do ciasta, tym lepiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2017