Za granicą

07.09.2020

Czyta się kilka minut

Podczas kilku lat urzędowania ministra spraw zagranicznych pana Jacka Czaputowicza udało się nam napisać o nim parę razy, że oto człowiek ten i jego funkcja są zupełnie zbędne, że jest to figura w tym sensie tajemnicza, że nie wiadomo, po co został ministrem, po co nim był i dlaczego ustąpi. To przydługie zdanie wystarczyłoby w zasadzie na dziś, ale pogłówkujmy przez chwilę, ku uciesze umiłowanych rzesz i pożytkowi badaczy naszej zagiętej rzeczywistości.

Oto wciąż na żadne z tych pytań nie mamy odpowiedzi ani nawet domysłu. Przenigdy nie zbliżyliśmy się na odległość strzału z łuku, by cokolwiek zobaczyć, przeczytać, dotknąć, nie mówiąc już o nabyciu jakiejś ciupinki pewności. Po prostu bycie ministrem przez tego człowieka było dla nas jakby szumem z kosmosu czy też niezbornym pikaniem gwiazdy białej, czerwonej bądź to zielonej, gdzieś przez pomyłkę usłyszanym w radiu, na falach średnich czy jakichś tam krótkich. Jego ministrowanie, zważmy, było gruntownie różne od innych ministrowań, innych ludzi, w innych rządach kraju tego, niewątpliwie jakoś zdeterminowane przez jedno zdanie Jarosława Kaczyńskiego, że oto pan Czaputowicz jest eksperymentem. No więc, bycie eksperymentem – wczujmy się w takie bycie – musi być kosmicznym szumem właśnie i jakby sekwencją piknięć z zakłóceniami. Dziwne, ktoś powie. W polityce zwłaszcza, a w dyplomacji szczególnie. Ano dziwne. Niecodzienne są też – każdy to przyzna – publiczne wyznania byłego już ministra. Zostawmy detal, wczujmy się w ich klimat i sens, w prostą słów tych interpretację, że oto nie miał – on, minister – na swym stanowisku ani nic specjalnego, ani samodzielnego do powiedzenia, ani do zrobienia. Gały nam, za przeproszeniem, wylazły, gdyśmy te wyznania przeczytali. Nie ma człowiek złudzeń na swój temat – wypada powiedzieć, że skromność zdobi człowieka, itede. Trzeba rzec, że sformułowanie o tym, że nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać, jest jednak bardzo polskie i pasuje tu bez żadnych nadużyć.

No więc żartom i krotochwilom nie ma końca, gdy weźmy, późno w nocy, w krakowskiej knajpie, idzie rozmowa o ministrze Glińskim, ministrze tutejszej kulturystyki. Ludzie dławią się własnymi maseczkami, gdy rozmowa schodzi na posła Gowina i jego fryzury (czy ktoś jeszcze pamięta tekst Tyrmanda o fryzurach Mieczysława Rakowskiego?), czy gdy zwyrodnialcy już oczywiście nietrzeźwi próbują na chama wciągnąć nosem pięćdziesiątkę żytniej, zwanej teraz „Respiratorem”. Głosy milkną jednak, zapada surowa cisza, gdy ktoś zechce pogadać o polskiej polityce zagranicznej. O, weźmy, stosunkach naszych z kimkolwiek, od Alaski po Syberię. Śmiechy zamierają, robi się duszno. Cisza ta wynika nie ze strachu, a z dezorientacji, z zagubienia, z oślepnięcia, z czegokolwiek, co byśmy mogli uznać za barierę w orientowaniu się i w czasie, i w przestrzeni. Jak temat ten ugryźć? Wielu próbuje i ząb sobie natychmiast ukrusza. Gdy człowiek zderza się z zadaniem zdefiniowania, czym jest polska polityka zagraniczna, próbuje iść prosto i zaczyna o panu Czaputowiczu myśleć bądź w ostateczności mówić. Popatrzmy, dla przykładu, jak to się niekorzystnie dlań odbywa.

Oto często i jakże wulgarnie ktoś mówi, że niepotrzebnie się egzaltujemy, fruwamy pod sufitem mniemań i żałośnie się napinamy, że pan Czaputowicz – to jasne – był ministrem po prostu dla pensji i przywilejów władzy. I kropka. I takie podejście nas oburza. Musimy gwałtownie zaoponować. Choć przecież opieramy się tylko na czuciu. Otóż z żelazną konsekwencją, choćbyśmy musieli w tej sprawie stawać przed dowolnym trybunałem, będziemy się upierać i tego dowodzić, że Jacek Czaputowicz nie wiedział, że został ministrem, nie wiedział, że nim jest ani po co chodzi codziennie do pracy, nie wiedział, po co lata czasem samolotem za granicę, ale też – naszym skromnym zdaniem – takoż i dziś nie wie, że już ministrem nie jest. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2020