Z głębi serca

Chociaż brytyjski premier wreszcie zaspokoił ciekawość opinii publicznej, ogłaszając, kiedy odejdzie ze stanowiska (ma to nastąpić 27 czerwca), to nie można wykluczać, że trzyma w zanadrzu jeszcze jedną tajemnicę. Czy pożegnawszy się z funkcją lidera Partii Pracy i szefa rządu Jej Królewskiej Mości, pożegna się również z wyznaniem anglikańskim?.

05.06.2007

Czyta się kilka minut

Te sensacyjne doniesienia zbiegły się w czasie z zupełnie innego kalibru informacją, także dotyczącą religii katolickiej: okazuje się, że w Wielkiej Brytanii w zawrotnym tempie rośnie liczba jej wyznawców. Kościół katolicki zyskuje coraz więcej wiernych wskutek masowego napływu imigrantów, w tym Polaków. Ale wzrasta też chyba atrakcyjność wiary katolickiej, bo odnotowuje się również przypadki przechodzenia anglikanów na katolicyzm.

Wszystko razem może oznaczać radykalną czy wręcz fundamentalną zmianę sytuacji Kościoła katolickiego na Wyspach Brytyjskich. "Po raz pierwszy od czasów Reformacji Kościół katolicki może zyskać dominującą pozycję" - uważają autorzy raportu opracowanego przez naukowców z Cambridge.

Reprymenda od prymasa

Nie pierwszy raz cała brytyjska prasa poświęca uwagę możliwej konwersji Tony'ego Blaira. Spekulacje na ten temat krążą od dobrych paru lat. Tym razem jednak podsyciła je perspektywa rychłego odejścia laburzystowskiego premiera, a także źródło, z jakiego pochodzą informacje o jego planach. Jest nim Michael Seed, katolicki duchowny, który na Downing Street 10 stale odprawia Msze dla całej rodziny Blairów - teoretycznie więc powinien dobrze wiedzieć, jak się sprawy mają. A mają się tak, że Blair, choć, jak większość Brytyjczyków, jest anglikaninem, to praktykuje jak katolik. "Premier w każdą niedzielę jest na Mszy, nawet wtedy, gdy przebywa za granicą, sam, bez żony i dzieci" - zdradził o. Seed dziennikowi "Times".

Co przemawia za tym, że Blair - rzadki na lewicy polityk, który nie tylko nie kryje się z wiarą, ale jest z niej dumny - może zmienić wyznanie? Po pierwsze, w Mszach katolickich uczestniczy od lat, najpierw w kościele parafialnym w londyńskiej dzielnicy Islington, gdzie kilkanaście lat temu zamieszkał z rodziną, a potem w Katedrze Westminsterskiej, głównej katolickiej świątyni Anglii (nie mylić z anglikańskim Opactwem Westminsterskim!). I wreszcie na Downing Street, gdy ze względów bezpieczeństwa odradzono mu udział we Mszy w kościele. Po drugie, Blair nie kryje, jak mocno jest związany uczuciowo ze swą żoną Cherie, żarliwą i praktykującą katoliczką. W wierze katolickiej wychowuje się też czwórka ich dzieci. Po trzecie wreszcie, do tej pory premier zawsze dementował spekulacje na temat swej możliwej konwersji, a udział w Mszy katolickiej tłumaczył pragnieniem towarzyszenia w modlitwie swej rodzinie. Teraz nie zaprzecza, nie tłumaczy się i niczego nie wyjaśnia. Po prostu milczy.

Nie przypadkiem wielu komentatorów od dawna określa Blaira jako "anglokatolika". Wiadomo na przykład, że regularnie przystępuje on do Komunii. Przed laty ściągnął za to na siebie srogą reprymendę kardynała Basila Hume'a, nieżyjącego już prymasa Kościoła katolickiego Anglii i Walii. Okazała się ona zresztą mało skuteczna, bo do Komunii przystępował nadal, i to nie tylko podczas wakacji w Toskanii, jak sugerował mu Hume. Przyjął ją podobno również z rąk papieża Jana Pawła II podczas prywatnej Mszy odprawionej przezeń dla państwa Blairów, gdy w 2003 r. przebywali z wizytą w Watykanie. Oficjalnie nigdy tego nie potwierdzono, katolicki dziennik "The Catholic Herald" twierdzi jednak, że ustalił fakty ponad wszelką wątpliwość. Niekatolik, przypomina przy tym dziennik, ma prawo przystąpić do Komunii w wyjątkowych wypadkach, a do takich zalicza się między innymi wzgląd na życie rodzinne. "Zresztą papież nigdy by się na to nie zgodził, gdyby nie był pewien, że jego gość w głębi serca jest katolikiem" - pisał z kolei sympatyzujący z Partią Pracy dziennik "Guardian".

Ostoja w parafii

Ilu katolików mieszka dziś w Wielkiej Brytanii? Na to pytanie nie da się precyzyjnie odpowiedzieć. Na pewno wiadomo jedynie, że wszelkie dane pochodzące sprzed paru lat, a dotyczące Anglii, Walii i Szkocji (Irlandię Północną pomińmy, bo ta na poły katolicka prowincja nie da się porównać z resztą kraju) są już nieaktualne. Bo katolików szybko przybywa.

Przez długi czas ich liczba oscylowała wokół pięciu milionów. Z danych statystycznych wynika, że w 1981 r. stanowili oni 8,7 proc. mieszkańców Wielkiej Brytanii, w 2001 r. minimalnie mniej, bo 8,1 proc. Teraz, jak się szacuje, stanowią co najmniej 13 proc. To skutek gwałtownego wzrostu liczby imigrantów, przede wszystkim z Polski i innych krajów katolickich przyjętych tymczasem do Unii Europejskiej, oraz z Trzeciego Świata, zwłaszcza z katolickiej Brazylii. Skutek jest taki, że kościoły katolickie pękają w szwach, a księża (których szczęśliwie nie brakuje, bo Wielka Brytania jest podobno na trzecim miejscu w świecie pod względem liczby księży katolickich w stosunku do liczby wiernych: po Irlandii i Malcie) mają pełne ręce roboty. W jednej z parafii katolickich w Londynie, pisze "Times", niedzielne Msze odprawiane są przez cały dzień, jedna za drugą, od ósmej rano do ósmej wieczorem.

Nie jest to sytuacja łatwa dla Kościoła Anglii. Świątynie anglikańskie, jeśli nawet nie świecą pustkami, to nie przeżywają najazdu wiernych. Ale Kościół anglikański twardo, być może również sam przed sobą, broni się przed przypuszczeniem, iż traci wiernych. Przypomina, że liczba anglikanów w Anglii i Walii od lat utrzymuje się na niezmienionym poziomie 25 milionów; podobnie stała jest liczba chrztów. Może zatem problem kryje się w zarzucaniu praktyk religijnych? "W żadnym razie - twierdzi rzecznik Kościoła Anglii - liczba praktykujących także jest stała, to 1,7 mln ludzi miesięcznie. Dlatego nie sądzę, by można było mówić o zmierzchu naszego Kościoła".

Zdaniem tygodnika "Observer", masy świeżo przybyłych imigrantów zmieniają także charakter brytyjskiego Kościoła katolickiego. To była zawsze, pisze "Observer", osobliwa mieszanka: z jednej strony ta część arystokracji i inteligencji, która oparła się anglikanizmowi, z drugiej - irlandzka biedota przybyła do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu lepszego losu, plus trochę imigrantów z Włoch i Polski. A co się dzieje teraz? Nowi wierni to mieszanina wszystkich ras i języków. Jeśli coś ich łączy, to potrzeba szukania w Kościele oparcia. Wtedy zwłaszcza gdy w Wielkiej Brytanii przebywają nielegalnie.

Dlatego właśnie, że wśród nowych parafian tak wielu jest imigrantów nielegalnych, którzy nie życzą sobie figurowania w żadnych spisach (również parafialnych), nawet sami księża katoliccy nie są w stanie ocenić, ilu wiernych im ostatnio przybyło. To jedna strona medalu. Druga jest taka, że imigranci lgną do Kościoła nie tylko z pobudek religijnych. Również dlatego, że tu zyskują poczucie bezpieczeństwa. Parafia katolicka daje im nie tylko opiekę duszpasterską, ale konkretną pomoc; jest jak ośrodek opieki społecznej. "Kościół to jedyna instytucja, której ufają" - powiedział dziennikarzowi Francis Davis, koordynator badań prowadzonych wśród imigrantów we wschodniej Anglii.

Cień Jana Pawła

"Od czasu, gdy królowa Maria kazała spalić pierwszego protestanckiego poprzednika Rowana Williamsa [Williams, arcybiskup Canterbury, jest duchowym zwierzchnikiem Kościoła Anglii - red.], nigdy jeszcze katolicyzm nie był tak bardzo chic" - tymi słowy "Guardian" komentował Mszę żałobną odprawioną po śmierci Jana Pawła II. W Katedrze Westminsterskiej zebrał się wówczas cały brytyjski establishment: następca tronu książę Karol z Camillą Parker-Bowles, która za parę dni miała zostać jego małżonką; ministrowie i przywódcy partii politycznych; wspomniany arcybiskup Canterbury i oczywiście Tony Blair z żoną Cherie; wystąpiła ona z głową okrytą mantylką. Ku osłupieniu obserwatorów, którzy odebrali jej strój jako jawną manifestację katolicyzmu w protestanckim kraju. Bo przecież ta sama Cherie na pogrzebie księżnej Diany zlekceważyła protokół i obyczaje, pojawiając się bez kapelusza.

Jan Paweł II odwiedził Wielką Brytanię jeden tylko raz, w 1982 r., ale - jak uważa kardynał Cormac Murphy-O'Connor, obecny prymas Kościoła katolickiego Anglii i Walii - wywarł przemożny wpływ na stan tutejszego Kościoła i sytuację katolików. Podczas owej pamiętnej wizyty Ojca świętego zintegrowali się i nabrali pewności siebie, a przy tym odczuli, że i anglikanie inaczej na nich spojrzeli. "Obecność i charyzma Papieża sprawiły, że rozwiała się aura podejrzliwości, z jaką zawsze, od czasów Henryka VIII, traktowano w Anglii katolików papistów. Miałem wrażenie, że sami anglikanie byli zadowoleni, iż katolicy są wśród nich" - wspominał Murphy-O'Connor.

Cherie Blair jest pierwszą w historii Wielkiej Brytanii żoną szefa rządu, która wyznaje katolicyzm. Premiera katolika nie było nigdy, choć nie ma tu żadnych przeszkód formalnych. Inaczej ma się sprawa w wypadku monarchy. Brytyjski król, zgodnie z uchwalonym w 1701 r. Act of Settlement, nie może być katolikiem ani poślubić osoby tego wyznania. Kwestia ta stała się przedmiotem wnikliwej interpretacji parę lat temu, gdy na katolicyzm przeszła księżna Kentu, żona kuzyna Elżbiety II. Czy jej mąż powinien w związku z tym stracić swe, odległe zresztą, miejsce w kolejce do tronu? Zdaniem konstytucjonalistów nie, ponieważ poślubił niekatoliczkę, a że zmieniła ona później wyznanie, to zupełnie inna sprawa.

W Wielkiej Brytanii pojawiają się już zresztą głosy kwestionujące sens owego zapisu i jest to niewątpliwie signum temporis. Wątpliwości nie kryli Michael Howard, do niedawna lider konserwatystów, a także biskup Alan Harper, prymas Kościoła Irlandii. Kardynał O'Connor zaś otwarcie ubolewał nad osobliwością sytuacji, gdy król nie może pojąć za żonę katoliczki, choć prawo nie zakazuje mu wcale związku z, powiedzmy, wyznawczynią hinduizmu czy buddyzmu. Rzecz w tym, że monarcha jest też głową Kościoła anglikańskiego, a zatem uosabia ścisły związek Kościoła i państwa. Książę Karol, kiedy obejmie tron, chciałby też podobno przywrócić dawny monarszy tytuł: "Obrońcy Wiary". Czy mu się to uda, nie wiadomo.

Dzieci Abrahama

Tony Blair, mimo swych katolickich inklinacji, nie zawsze pozostaje w zgodzie z nauką Kościoła. Pokazał to niedawny spór o tzw. adopcje gejowskie. Ich podstawę prawną stanowi uchwalony parę miesięcy temu Equality Act, czyli ustawa o równości, gwarantująca wszystkim jednakowy dostęp do wszelkiego rodzaju usług - a zatem również homoseksualistom dostęp do usług adopcyjnych. Ustawa, w oczywisty sposób sprzeczna z podejściem Kościoła katolickiego do spraw rodziny, nie zyskała jego akceptacji. Ponieważ katolickie ośrodki adopcyjne wykluczają przekazywanie dzieci parom homoseksualnym, będą musiały zostać zamknięte.

W tej sprawie Blair postępował bardziej jak laburzysta i ideowy reprezentant lewicy niż jak katolik. Podejmował wprawdzie skromne próby mediacji i rozwiązania problemu w sposób, który byłby do przyjęcia dla Kościoła, ale czynił to mało skutecznie. Miał co prawda, trzeba przyznać, niewielką swobodę manewru, bo przeciw niemu stanęli wszyscy członkowie gabinetu, poza jedną tylko Ruth Kelly, minister ds. samorządu lokalnego - żarliwą katoliczką z Irlandii Północnej i członkinią Opus Dei. Być może Blair wyszedłby z tej sprawy lepiej, gdyby nie wygłaszał wcześniej wielkich tyrad na temat równości i potrzeby zwalczania dyskryminacji.

Przypomnijmy też, że i dawniej, zanim został liderem Partii Pracy, w głosowaniach parlamentarnych często zajmował stanowisko inne niż Kościół. Popierał np. wprowadzenie rozwodów bez orzekania o winie i obniżenie do 16 lat wieku, w którym wolno utrzymywać stosunki homoseksualne; za to sprzeciwiał się skróceniu do 20 tygodni czasu, w którym wolno dokonać przerwania ciąży.

Z domu rodzinnego Blair, o ile wiadomo, wyniósł dość obojętny stosunek do religii. Zmienił się podobno w czasie studiów, pod wpływem ówczesnych przyjaciół i oczywiście Cherie. Sam specjalnie o tym nie opowiada. Kiedyś jednak ktoś odnotował znamienną jego wypowiedź: Blair tłumaczył, że właśnie przekonania religijne poprowadziły go w polityce w stronę lewicy, a nie prawicy. Być może zresztą nie pozostały bez wpływu na pewne jego koncepcje i posunięcia, jak np. idea umorzenia długów krajów rozwijających się. Podobnie jest ze sprawą wojny w Iraku. Christopher Meyer, były ambasador brytyjski w USA, sądzi, że Blair, podobnie jak Bush, mógł poważnie traktować ideę walki ze złem ogarniającym świat.

Komentatorzy z "Guardiana" i "Observera", zapewne dobrze zorientowani z uwagi na więzy obu gazet z Partią Pracy, są przekonani, że Blair - niezależnie od tego, czy przejdzie na katolicyzm, czy też nie - swe przyszłe działania skoncentruje na sferze religijnej. Fundacja, którą zamierza powołać po odejściu z polityki, ma zajmować się budowaniem mostów między różnymi wyznaniami, nie tylko chrześcijańskimi. Bo, jak niedawno zauważył Blair, "prawdziwie tragiczne jest to, że my, dzieci Abrahama - chrześcijanie, żydzi i muzułmanie - od tak dawna ze sobą walczymy". Dlatego podobno czyta nie tylko Biblię, ale także Koran.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2007