Mniejszość wystarczy!

Z kard. Cormakiem Murphym-O'Connorem, arcybiskupem Westminsteru i przewodniczącym Konferencji Episkopatu Anglii i Walii, rozmawia Rafał Kozłowski.
 /
/

RAFAŁ KOZŁOWSKI: - Podczas pontyfikatu Jana Pawła II na świecie przybyło katolików, jednak w Anglii i Walii liczba uczęszczających na Msze spadła. Nawet w katedrze westminsterskiej podczas niedzielnego nabożeństwa widać sporo wolnych miejsc. Jak to wyjaśnić? Niemożnością Kościoła w komunikowaniu się ze współczesnym światem? Konsumpcyjnym stylem życia?

KARD. CORMAC MURPHY-O'CONNOR: - To nie takie proste. W centralnym Londynie i innych dużych miastach kościoły tętnią życiem. Ludzie wybierają katolicyzm chętniej niż w ciągu ostatnich 15 lat, kształcimy więcej kleryków. Nasze wspólnoty ożywił przypływ imigrantów, szczególnie z nowych krajów członkowskich Unii, m.in. z Polski. Są młodzi, wykształceni, zmotywowani i bardzo wierzący. Ich obecność stała się dla naszych parafii prawdziwym dobrodziejstwem.

W innych regionach wspólnoty maleją. Po części ze względu na czynniki socjologiczne: Brytyjczycy coraz później zawierają małżeństwa i mają mniejsze rodziny; a po części z prostego powodu, że uczestniczenie we Mszy bywa w coraz większym stopniu wynikiem świadomych decyzji, a nie przyzwyczajenia czy obowiązku. Dlatego stwierdzenia o spadku liczby wiernych na Mszach nie przyjmuję bezkrytycznie. Silna wiara w Kościele katolickim Anglii i Walii wydaje mi się ewidentna.

W Wlk. Brytanii nasila się zresztą zjawisko, które nazywam utratą wiary w niewiarę. Wielu moich rodaków wykazuje zainteresowanie religią. Studzi je wprawdzie podejrzliwość wobec instytucji, ale obserwuję pewną otwartość na religijność, szczególnie na obecność Kościoła katolickiego. To było widać podczas ostatnich tygodni pontyfikatu Jana Pawła II. Brytyjczycy nie kryli szacunku, nawet podziwu. Mieli świadomość, że odchodzi wielki człowiek. Od tamtego czasu rośnie grupa wracających do wiary bądź wiary dociekających.

Nie ulega jednak wątpliwości, że wartości dominujące dziś w społeczeństwie stanowią realne zagrożenie. Kult indywidualnej samorealizacji utrudnia naukę - powiedziałbym - wzajemnej przynależności. Martwi mnie wielka presja, pod jaką znalazły się rodziny w Wlk. Brytanii. Dlatego Kościół musi wyjść do nich z prawdziwie mocną ofertą; potrzebujemy bijących życiem i ciepłem wspólnot, które można zbudować tylko dzięki liturgii, modlitwie i służbie najbiedniejszym.

- Liczbę polskich emigrantów, którzy trafili do Anglii po wejściu do UE, ocenia się na 300 tys. w samym tylko Londynie. Kiedy umarł Papież, spontanicznie zorganizowali marsz pamięci. Jaką rolę odgrywa polska mniejszość w Kościele katolickim Anglii i Walii?

- Faktycznie, udział Polaków w naszym zgromadzeniu jest duży i ciągle rośnie. Jesteśmy tym zachwyceni. Polscy imigranci przyjeżdżają do pracy, głównie w budownictwie. Inni chcą studiować, uczyć się angielskiego lub okresowo popracować, a potem wrócić do Polski i kupić mieszkanie. Życie z dala od domu może być dla nich trudne, ale wielu Polaków ma dobrze rozwiniętą sieć znajomych, która pozwala nawzajem się wspierać.

Chciałbym, abyśmy mieli większą świadomość obecności imigrantów w naszych parafiach. Byśmy potrafili być blisko nich. Dlatego we współpracy z dwoma innymi diecezjami zleciłem badania warunków ich pracy. 1 maja zaprosimy ich do katedry westminsterskiej na Mszę dla pracujących. Chcę im pokazać, że się o nich troszczymy i pragniemy, by w pełni należeli do naszych parafii, a nie czuli się tylko przyjezdnymi. Nasi młodzi imigranci i ich rodziny stają się Kościołem przyszłości.

- Ksiądz Kardynał uczęszczał do szkoły podstawowej, którą prowadził zakon Braci Chrześcijan w Bath. Kiedyś mówił o nich Ksiądz Kardynał, że "zbyt często polegali na pasku jako narzędziu dyscypliny". Młodzi często widzą w Kościele staroświecką instytucję, którą rządzi strach przed radością i przyjemnością. Czy Jan Paweł II zdołał zmienić ów stereotyp wśród Brytyjczyków?

- To zawsze będzie wyzwanie dla przywódców Kościoła: przekonać ludzi, że zasady i doktryna katolicka są drogą do osobistej wolności, a nie ciężarem. Jan Paweł II pomagał zmieniać tę opinię. Sam był człowiekiem wielkiej wolności; nie bał się być nierozumiany i nielubiany. Jego umiejętność bycia sobą stanowiła wymowny przykład, szczególnie dla młodych. Pokazał, że życie w Chrystusie jest wyzwoleniem. Żarliwie bronił moralności i doktryny, bo znał siłę grzechu, który usidla i poniża człowieka. Jego ciągłe świadectwo o transcendentnej godności człowieka pomogło innym dostrzec, że Kościół nie istnieje sam dla siebie, ale po to, by przynosić Boże wybawienie nawet w najciemniejsze zakamarki ludzkiego doświadczenia. Jan Paweł II opowiadał się za życiem w jego najpełniejszym sensie. To było wspaniałe świadectwo dla Kościoła.

- Podczas wizyty w Wlk. Brytanii w 1982 r. Papież i arcybiskup Canterbury podpisali wspólną deklarację. Kościoły katolicki i anglikański wydawały się bliskie zjednoczenia. Czy zaprzepaściliśmy tę szansę?

- Zawsze opisywałem dialog anglikańsko-katolicki jako "drogę bez alternatywy". Czasami na drodze przyspieszamy, innym razem, jak teraz, osiągamy pewną stabilizację. Tamta chwila z 1982 r. była szczególna. Nie uważam, żeby Kościół katolicki i Kościół anglikański były wówczas bliskie zjednoczenia. Ale mieliśmy wielką nadzieję, że kiedyś tak się stanie. Tymczasem pojawiło się wiele nowych przeszkód o charakterze eklezjalnym: różnice dotyczące kształtu Kościoła, natury wspólnoty i roli hierarchii. Anglikanie na całym świecie zmagają się z trudnymi pytaniami o tożsamość i zwierzchnictwo. Kiedy już do pewnego stopnia rozwiążą owe kwestie, dialog anglikańsko-katolicki powinien znów pracować na zwiększonych obrotach.

Jest wiele powodów, aby nadal żywić nadzieję. Po pierwsze, relacje między anglikanami i katolikami nigdy nie były cieplejsze - i to zarówno na poziomie lokalnych społeczności, jak wśród hierarchów: z arcybiskupem Canterbury często ogłaszamy wspólne stanowiska, zaliczam go do moich przyjaciół. Po drugie, Kościół katolicki zawsze mówił anglikanom: jesteśmy obok, cały czas gotowi Was wspierać na wszystkie sposoby. Po trzecie, cieszę się, że oficjalne narzędzie dialogu między naszymi Kościołami, czyli Międzynarodowa Komisja Anglikańsko-Rzymskokatolicka (ARCIC), ponownie zbierze się pod koniec roku, aby zgłębiać zagadnienie Kościoła w jego wymiarze lokalnym i uniwersalnym.

- W 1982 r. Papież przekonywał Brytyjczyków: "świeckie miasto potrzebuje żywych świadków, takich jak wy". Katolicka wspólnota w Anglii i Walii przekracza nieco cztery miliony wiernych. Czy mniejszość jest na tyle dynamiczna, aby wypełnić misję świadka?

- "Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich" (Mt 18, 20). Nasze świadectwo nie zależy od liczb. Jesteśmy coraz częściej wzywani, aby być raczej jak zaczyn w cieście niż miasto położone na górze. Zwracamy się do społeczeństwa nie z uprzywilejowanej pozycji, ale z głębi naszego przekonania. Tak, cztery miliony wystarczą! Najważniejsze, żeby te cztery miliony prawdziwie żyły Ewangelią i były przykładem autentycznej wspólnoty. Musimy się stawać - jak nauczał Jan Paweł II - "wspólnotą wspólnot". Nasza misja wypływa z naszej jedności. Nie rozstrzyga to, ilu nas jest, ale jak żyjemy. Właśnie dlatego Kościół jest w tych dniach bardziej obecny w centrum brytyjskiego życia; bardziej szanowany i słuchany niż kiedykolwiek wcześniej.

- Jan Paweł II wzywał bogaty Zachód do solidarności z ubogimi. Jak katolicy Anglii i Walii troszczą się o potrzeby rozwijających się krajów?

- Boże Narodzenie i Nowy Rok spędziłem na Sri Lance, odwiedzając społeczności dotknięte niszczycielską siłą tsunami w dniu św. Szczepana w 2004 r. Obserwowałem pomoc i postęp prac sponsorowanych przez naszą Katolicką Agencję na rzecz Krajów Rozwijających się (CAFOD). Nasz Kościół jest dumny z Agencji: zaledwie w ciągu kilku dekad stała się głównym źródłem finansowania pomocy dla tych państw.

W Wlk. Brytanii stanowi bardzo wpływową organizację. Nasze parafie organizują posty rodzinne, podczas których zbieramy datki na CAFOD. Jesteśmy jedną ludzką rodziną: Agencja pomaga, aby to hasło stało się rzeczywistością.

- Kościół w Polsce, mimo licznych przemian po 1989 r., jest nadal silny. Jednak pytanie o jego przyszłość pozostaje otwarte. Co poradziłby Ksiądz Kardynał moim rodakom?

- Kościół w Polsce jest duży, energiczny i młody. Jest na zupełnie innych pozycjach niż Kościoły reprezentujące tzw. starą Europę. Ale Polska przeżywa gwałtowne przemiany i będzie musiała się zmierzyć z podobnymi wyzwaniami jak inne tradycyjnie katolickie kraje Europy, np. Irlandia czy Hiszpania.

Największe wyzwanie stawia postrzeganie Kościoła jako przeciwieństwa nowoczesności. To pogląd często obecny wśród młodych ludzi. Kojarzą Kościół z rodzicami, rodzinną miejscowością. Twierdzą, że opuszczając dom, żegnają się również z tym, co tworzyło tamten świat. Decydujące dla Kościoła w Polsce jest znalezienie nowego sposobu, w jaki będzie postrzegany, szczególnie w środowiskach miejskich. Trzeba umożliwić młodzieży zbliżenie się do Kościoła nowymi drogami. Tu szczególnie ważne są ruchy kościelne.

Ale, bazując na doświadczeniu mojej diecezji, mogę tak naprawdę zasugerować tylko jedno rozwiązanie: zachęcać małe grupy wewnątrz parafii do spotkań i modlitwy nad słowami Pisma Świętego. W Westminsterze ok. 20 tys. wiernych spotyka się co tydzień w ramach trzyletniego programu. Takie doświadczenie przybliżyło tysiące katolików do Pana i bliźnich. Grupy zbierają się wspólnie w niedzielę na celebracji Eucharystii w parafiach, a w tygodniu mogą zbliżyć się do intymniejszego doświadczenia wiary.

Do czegoś, co wiąże się ze "sztuką wzajemnego przynależenia", którą zabiegane życie w mieście czyni tak trudną.

Ten pomysł zainspirował Jan Paweł II, który prosił nas w liście "Novo Millennio Ineunte", aby rozpoznawać znaki czasu i dzięki nim planować przyszłość. To była nasza odpowiedź. Nazwaliśmy ją "Na Twoje słowo, Panie", pamiętając o gotowości

św. Piotra do wypłynięcia na głębię. Myślę, że Jan Paweł II byłby zadowolony z naszych inicjatyw. Zawsze będziemy mu wdzięczni za inspirację.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2006