Wysiłek rozumienia

Poczucie, że w wielu naszych dyskusjach i sporach nie dotykamy istoty sprawy. Znacie to? Na pewno znacie.

14.07.2014

Czyta się kilka minut

W każdej prywatnej rozmowie na tematy, które ostatnio są najbardziej „nośne”, pojawia się w końcu ten sam wątek. Jak odgarnąć tę pianę, która za każdym razem się zbiera? Jak pośród krzyków, oskarżeń i kpin uchwycić i nazwać istotę konfliktu? Jak budować przestrzeń, w której można by poszukiwać jego rozwiązania? Nawet jeśli w debacie na jakiś „gorący” temat pojawiają się głosy rozsądku, to zwykle nie są drukowane na pierwszych stronach gazet i nie są cytowane w serwisach informacyjnych. Powstaje wrażenie, że nie ma innych poglądów niż radykalne.

Często dochodzi do swoistego „szantażu radykalizmem”. Jeżeli nie jesteś dostatecznie radykalny, nie masz prawa reprezentować swojej wspólnoty. Jeżeli nie prezentujesz się radykalnie, twój głos nie ma znaczenia lub wręcz jest szkodliwy, bo osłabia wspólnotę. To bardzo charakterystyczne: jeśli w internecie pojawia się tekst, który próbuje rozważać różne racje i szukać pewnej wspólnej płaszczyzny z inaczej myślącymi, natychmiast w jednym z pierwszych komentarzy ktoś przypomni, że „nasza mowa powinna być »tak – tak, nie – nie«” i że nie dialogu trzeba poszukiwać, tylko prawdy (tak jakby dialog i prawda stały po przeciwnych stronach). Ale „szantaż radykalizmem” ma też inne oblicze. Jeśli próbujesz subtelniej wyjaśnić stanowisko twojej wspólnoty w pewnej kwestii, natychmiast od krytyków spoza wspólnoty dostajesz w głowę „argumentem”, że tak naprawdę nic cię od tych radykałów nie różni.

Media interesują tylko stanowiska „mocne”. Nie ma znaczenia, że bardzo często – ośmielę się powiedzieć: najczęściej, a nawet: prawie zawsze – stanowisko mocno sformułowane wcale nie jest mocnym stanowiskiem. Kryje ono za mocą sformułowań słabe założenia i słabe intencje. Znów charakterystyczny przykład: najbardziej radykalne sformułowania padają z trybuny sejmowej z ust tych, którzy mają najmniej merytorycznych argumentów lub mają je niedomyślane i nieuporządkowane. Mówcy ci wiedzą jednak, że właśnie te „mocne” stwierdzenia trafią do wieczornych wiadomości i na fora internetowe. Można zresztą przygotować dobre merytorycznie wystąpienie, ale jeśli się go czymś nie „okrasi”, przechodzi ono zazwyczaj niezauważone. Podczas ostatniej debaty o wotum nieufności dla obecnego rządu szef partii opozycyjnej przedstawiał pewne dane, które działalność rządu ukazywały w niekorzystnym świetle. Premier odpowiedział, przytaczając inne dane. Czekałem, czy ktoś gdzieś napisze lub powie, który z mówców w którym momencie mijał się z prawdą. Ale w komentarzach skupiono się na retoryce, sprawach proceduralnych i trochę (co akurat jest ważne) na tym, na jakie zarzuty premier nie odpowiedział. Jako widz i słuchacz zostałem z moimi pytaniami sam.

W dyskusjach, które prowadzimy wewnątrz wspólnoty chrześcijańskiej, jest – niestety – podobnie. Ich wysoka temperatura wynika najczęściej z nieporozumień. Przy czym mówiąc o „nieporozumieniu”, nie mam na myśli mniejszej lub większej różnicy w rozumieniu pojęć, jakimi się posługujemy, ale coś bardziej zasadniczego. Powiedziałbym, że dziś największym problemem – dla wspólnoty chrześcijańskiej, ale też dla całego społeczeństwa, nie tylko naszego zresztą – jest brak w prowadzonych dyskusjach „intencji rozumiejącej”. Ktoś niedawno umieścił w internecie taką myśl: większość z nas słucha, żeby odpowiedzieć, a nie żeby zrozumieć. Myśl ta trafia w istotę problemu. „Intencja rozumiejąca” polega na założeniu, że drugi ma mi do przekazania jakąś ważną dla niego informację. Informacja ta może być „zanieczyszczona” przez emocje i przez wiele innych czynników, ale „intencja rozumiejąca” mówi mi, że mimo tych wszystkich „zanieczyszczeń” drugiemu o coś chodzi. I jeśli mamy się porozumieć, muszę uchwycić to coś.

Jak mawiał pewien proboszcz niedużej parafii, gdzie zamawianie mszy szło dość opornie: w Kościele najważniejsze są intencje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2014