Wycieczka do meczetu

Meczet. Od Maroka po Indonezję każdy przewodnik zachęca do wizyty. Tam jest esencja smaku historii, cywilizacji. Od przedświtu do pozmierzchu przywołuje doń muezin. Przyjść, zadrzeć głowę, spojrzeć na pyszne minarety, kopuły i portale, wejść na dziedziniec, minąć basen, sadzawkę czy rzędy kraników służących do ablucji, zostawić buty w tłumie zadeptanych pantofli i wejść.

14.06.2006

Czyta się kilka minut

Meczet w Kuala Lumpur, stolicy Malezji (fot. K. Strachota) /
Meczet w Kuala Lumpur, stolicy Malezji (fot. K. Strachota) /

Przestrzeń niezmącona ławkami, krzesłami, ołtarzem; gdzieś w końcu skromny mihrab wskazujący Mekkę. Ludzie siedzą, rozmawiają albo po prostu śpią. No i modlą się. Poruszająca zwłaszcza piątkowa, główna modlitwa, co ma urok wojskowej musztry: wszyscy razem stoją, chylą, wznoszą i opuszczają ręce, siadają, biją pokłony, wstają i znowu... Starzy i młodzi, razem, równo. Kobiet nie widać.

Meczet to zawsze miejsce niezwykłe. Czy to w Stambule, Tabrizie, Qom, Bucharze, czy w jakimś-tam Mardinie, Garmie, Oszu, Kota Bahru.

***

Wejść do meczetu, nie poprzestać na szybkim rzucie oka. Nie uciekać. Siąść, odpocząć. Ktoś się zainteresuje, podejdzie, zagadnie, zaprosi do rozmowy i gry. Gry wokół spraw istotnych; gry, która jak wahadło przyciąga i odrzuca, łudzi bliskością lub, dla odmiany, mrozi obcością, fascynuje i męczy. Gry, która staje się kolejnym epizodem mitycznych podróży na Wschód.

Rozmowa zazwyczaj od razu o religii - twojej i mojej. I świecie. Tak, muzułmanie

i ich religia rozkwitają w słowie mówionym (Koran się recytuje, a nie czyta; nie na darmo ceni się tych, którzy Koranu na pamięć się wyuczyli, tytułując ich hafezami); islam jest stworzony do dyskusji, argumentowania, przekonywania. Słowo to żywioł islamu; islam zaczął się od rozkazu anioła Gabriela - ikra! (recytuj!).

***

Islam to potęga prostoty. Jeden Bóg, jedna Księga (matka wszystkich Ksiąg), jeden Prorok (pieczęć wszystkich Proroków), jedno Prawo. Totalna jedność i jedyność Stworzyciela, świata...

Ta oczywistość, ta pewność bijąca z oczu wiernych i ta żarliwa koncentracja na modlitwie. I wtedy, w Moskwie, gdy wokół meczetu, tuż obok stadionu olimpijskiego, tłumy niemieszczące się w środku, na rozłożonych gazetach na trawnikach wokół.

I wtedy, w uzbeckim Andiżanie, gdy w strugach deszczu ludzie modlili się na chodnikach wokół muru meczetu. A w oczach rzadko kiedy półtony. Prostota pociągająca pewnością, która nie musi sobie zadawać pytań. Dla Europejczyka odrzucająca i fascynująca - dla bodaj każdego znanego mi osobiście europejskiego konwertyty na islam właśnie widok modlących się muzułmanów był tą ostateczną kroplą skłaniającą do decyzji, by stać się jednym z nich.

***

Allah: Bóg, nieobjęty, potężny. Bóg, który objawiał się na pustyni. Stał pewnie Mahomet, wokół nic. Nic, co by rozpraszało go, nic, co dawałoby skalę, co pozwoliłoby się schować. Człowiek i ogrom, nieobjęty, Allah, którego można słuchać, ale do którego ciężko mówić. To nie Jahwe Jakuba i Mojżesza, gniewny i łagodny, mściwy i dobrotliwy, to anioł, to krzak gorejący, namacalny.

Bóg Mahometa to nie Bóg Izraela, swojego Boga wśród swojego ludu. To nie Bóg chrześcijan, który jest Miłością; który ogołaca się z siebie i staje się człowiekiem, żyje, umiera, zmartwychwstaje; powraca jako Duch Święty; Bóg, który kołacze do człowieka, który chce wejść we wspólnotę-komunię z człowiekiem w Eucharystii.

Bóg Mahometa jest nieobjęty, niedotykalny, tylko potężny, tylko ponad wszystkim, przenikający trwogą niepojętego; choć świat, który stworzył, daje się - za Jego wskazówkami - objąć, zrozumieć i zachwycić Porządkiem, który stworzył. I nadzieja, że Bóg jest litościwy i miłosierny - takimi słowy się Go przyzywa w modlitwie. Modlący się muzułmanin to niemal ikona tamtego Mahometa na pustyni. Modlić się to znaczy ukorzyć się, wołać o Jego miłosierdzie, wychwalać Go - nie "Ojca Naszego", nie "Brata-Boga", a Tego, który przemówił na pustyni. Człowiek staje obmyty, bosy, bije czołem (ruku i sudżud), woła i ma nadzieję, że jest słyszany. Staje sam, w pokorze, zwrócony na hen-tam-daleko leżącą Mekkę i poddaje się Ogromowi.

***

Ten potężny i nieobjęty nie zaufał muzułmaninowi. Nie zostawił go samemu sobie, nie wystawił na ciągłą próbę sumienia. Muzułmanie wierzą, że wcześniej próbował to czynić, wysyłając 144 tys. Proroków, wśród nich Adama, pierwszego muzułmanina i człowieka, Nuha (Noego), Musę (Mojżesza), Dauda (Dawida), Isę (Jezusa), zsyłał Księgi (Turah-Torę, Indżil-Ewangelię)... I że żydzi oraz chrześcijanie, choć wierzą w Niego, z czasem pogubili naukę, poprzekręcali i nadużyli jej. Żydzi zatracili uniwersalizm posłania, chrześcijanie "zagubili prawdziwą Ewangelię", dopisali Mu "towarzyszy", a On przecież Jeden jest, nie Trzech, i nie ma Syna, bo nie może mieć "żony".

Mahomet jest Pieczęcią Proroków, ostatnim, kończącym Objawienie, dającym jego poprawioną, skończoną, doskonałą postać. Mahomet, który słowo w słowo przekazał Koran; nie opowiadał o Nim jak świadkowie-ewangeliści, nie interpretował jak św. Paweł. Mahomet dokładnie je przerecytował.

Każde słowo jest tu słowem Boga. Spisane już po śmierci Mahometa, pozostaje święte w każdej literze i każdej kropce, pozostaje święte w języku arabskim i w żadnym innym. Koran i jego przedłużenie - Mahomet. To, jak żył i co mówił Prorok, jest wzorem - to wszystko tworzy sunnę (Tradycję). I choć relacje świadków, co Prorok robił i mówił, bywają sprzeczne, i one wszystkie są spisane w hadisy, tworzą skończoną całość. Stanowią wzór. Tak jak Koran jest kośćcem i rdzeniem, tak hadisy są ciałem - razem tworzą pełnię. Skończoną. Koran i hadisy - skończona i zamknięta liczba słów.

A w nich wszystko, dokładnie wszystko, co może dotyczyć człowieka i przed Bogiem, i w każdej czynności jego życia. To, kim jest Bóg, i to, że wyznanie wiary, modlitwa, post, jałmużna i pielgrzymka do Mekki jest obowiązkiem człowieka wobec Niego. To, jak umyć ręce i nogi (stąd kraniki i sadzawki przy meczetach), wyczyścić nos przed modlitwą, jak się oczyścić po stosunku i menstruacji przed modlitwą (zachodnia wstydliwość nie zniosłaby tego), co zrobić, gdy nie ma wody, która do ablucji służy (użyć piasku), i jakimi słowami Go wychwalać. To, że zabójstwo, kradzież i kłamstwo jest złe. Ale i to, jak rządzić państwem, pożyczać pieniądze i dziedziczyć majątek. Że jedzenie świniny czy węgorza jest grzechem, tak jak picie wina. To, że Prorok odradzał sen na brzuchu, a lubił jeść daktyle - i to jest dobre; że nosił brodę - i to jest dobre. To, że wchodząc do meczetu, próg trzeba przekroczyć prawą nogą, a wchodząc do toalety, lewą.

I że higiena jest ważna i podmywać się trzeba koniecznie lewą ręką, a gdy nie ma wody, płaskim, tępo zakończonym kamieniem się wytrzeć.

Człowiek rozpięty między Nieobjętym i Niepojętym a drobiazgowym i przyziemnym; świętość przeczuwalna tam wysoko i "znaczona", wspominana w czynnościach codziennych.

***

Mało kto zna to wszystko i stosuje. Nie wszystko wszak jest surowym nakazem, większość to zalecenia. Ciężkie to, ale i lekkie lekkością, jaką daje jasność i spójność celu i środków. Prorok nauczał i sobą samym świadczył, że natura człowieka nie jest doskonała, że krew nie woda, że z jedną kobietą na całe życie nie musi się udać, więc są rozwody i wielożeństwo, że człowiek musi się bronić i walczyć o swoje, więc i zabić drugiego może, a czasem musi.

Muzułmanin wie, że nie jest aniołem, tym bardziej że i aniołowie upadają. Ale jego życie może i powinno być uporządkowane i zdyscyplinowane. Jak w wojsku, dyscyplina i regulamin, "honor i ojczyzna", które pozwalają z podniesioną głową przejść przez piekło walki i wyprężyć pierś na medale, czy utonąć w ramionach ślicznych dziewic.

***

Niczego nie przeoczono, każdy gest może chwalić Go lub obrażać. Wszystko odnosi się do Niego, wszystko ma swoje nieusuwalne miejsce w Boskim Planie. I moralność, i życie społeczne, i każdy moment prywatności i intymności. Nigdy nic dla cesarza, bo wszystko jest boskie, a nic cesarskie. Jest jeden Bóg, Jego jedyne prawo, a człowiek i państwo po to istnieją, żeby to prawo realizować. Zachód czegoś takiego nie znał, może poza efemerycznymi komunami sekciarzy. Nawet gdy prawo karne bazowało na Dekalogu, było tylko jego cieniem. Prawa miłości Boga i bliźniego nigdy w paragrafy nie ujęto, prawo kanoniczne nigdy nie aspirowało do prawa państwowego, Państwo Kościelne do Państwa Bożego, społeczna nauka Kościoła do uniwersalizmu szariatu.

Prawo - szariat. Przenikające wszystko w życiu człowieka, on jemu poddany. Jego wypełnianie stanowi istotę islamu - islamu, czyli "poddania się (woli Bożej)".

W chrześcijaństwie Bóg "ukazuje się, uobecnia i przekazuje swoje dzieło" w "ekonomii sakramentalnej", w jej celebracji; jej szafarz sprawuje ją w imieniu Boga, stanowi o więzi z Nim (tu i dalej za "Katechizmem Kościoła Katolickiego"). To on spełnia ofiarę eucharystyczną, "źródło i szczyt życia chrześcijańskiego". Człowiek w tym misterium aktywnie uczestniczy - bez człowieka by ono nie istniało. Ksiądz jest kapłanem i pośrednikiem.

W meczecie zaś wspólną modlitwę poprowadzić może ten, kto ją zna i ma dobry głos, czyli niemal każdy. Modlitwa jako taka w samotności wcale nie jest gorsza od tej wspólnej. Tu nie ma miejsca na kapłana. Muzułmański "duchowny" nie ma nawet monopolu na kierowanie modlitwą. Jego wyjątkowość opiera się na tym, że jest nauczycielem prawa, jego znawcą (prawnikiem) i naturalnym sędzią - tylko nim i aż nim. Logicznie - znając prawo obejmujące wszystko - jest predestynowany do interpretowania, ale też egzekwowania praw cywilnych, karnych, międzynarodowych i wszelkich innych. Tak przynajmniej uważają fundamentaliści islamscy i tu leży fundament ich fundamentalizmu.

Tu leży również nierozwiązywalny problem tak pożądanej na Zachodzie "reformacji" w islamie, jako warunku sekularyzacji polityki. Religia ta, ze swej istoty, nie może powtórzyć drogi chrześcijaństwa i odsunąć się od spraw świeckich, bo "spraw świeckich" w islamie nie ma; "duchowieństwo" nie może wyjść z polityki, bo polityka jest jednym z filarów jego misji. Dziedziniec meczetu zawsze dobrze niósł głoszone z minbaru/ambony wezwania do dżihadu; hasła rewolucji czy okrzyki "Śmierć Ameryce! Śmierć Izraelowi!". Spokój meczetu - nie tylko w tadżyckich kiszłakach - jest najdoskonalszym miejscem, gdzie można podebatować o polityce lokalnej: jak pola będą w tym roku nawadniane i z kim dzieci pożenić.

Polityki nie sposób oddzielić od islamu. Ona była i jest głównym motorem rozwoju religii. Dyskusje, konflikty, podziały i herezje w islamie za każdym razem zaczynały się od sporów politycznych: kto winien rządzić, jak to powinien robić, jakie ma prawa i obowiązki. Podział na sunnitów i szyitów zaczął się od sporu o następstwo po Proroku, o konkretne osoby pierwszych kalifów i zasady sukcesji. Za podziałami politycznymi dopiero szła budowa konstrukcji teologicznych uzasadniających racje stron. Meczety na grobach imamów Alego i Hosejna to serce szyizmu. Sam ruch odnowy i oczyszczania islamu - źródło dzisiejszego fundamentalizmu islamskiego - zaczął się od klęsk w politycznej rywalizacji z Zachodem i nimi się karmił.

Islam, żeby pozostawać sobą, nie może istnieć poza polityką - nawet gdy nie ma możliwości udziału w polityce, marzy i czeka swojej chwili, tak jak iraccy czy libańscy szyici mogli cierpliwie czekać ponad tysiąc lat, by wreszcie na przełomie XX i XXI wieku do tej polityki tryumfalnie wejść.

***

Krzyk, napięta twarz, egzaltacja - gratka dla fotoreportera i niemal ikona muzułmanina. Mniemać można, że islam napędzają emocje i uniesienia. A przecież mało która religia tak bardzo opiera się na zdrowym rozsądku i żelaznej logice. Jedyny pozarozumowy krok zawierzenia to uznanie istnienia Boga i posłannictwa Mahometa. Od tego momentu zaczyna się już droga rozumu; islam jest teologiczną matematyką, którą posługuje się każdy muzułmanin. Bez pułapek Tajemnicy, na które rozsądek chrześcijanina napotyka wobec Trójcy Świętej, bez konieczności odwoływania się do egzotycznych pism ojców Kościoła.

Islam takich zagadek nie stawia - "jest prosty, a więc prawdziwy". Pokonany przez Tajemnicę Trójcy, muzułmaninem został Ali Nuraddin - Amerykanin ormiańskiego pochodzenia; prostota islamu zdobyła Kanadyjczyka Darcy'ego (po kilku nieudanych próbach z chrześcijaństwem, buddyzmem i hinduizmem), a zaświadczona żarliwą modlitwą wiernych - również Maćka, wychowanego w ateistycznej polskiej rodzinie. Zdrowy rozsądek określa reguły rozmowy w meczecie.

Islam wyrasta z jednego Koranu, zawsze arabskiego, policzonego co do literki i znaku diakrytycznego; policzonego, bo każda litera ma swoją wartość liczbową. Wtajemniczeni Koran czytają z kanonem komentarzy (tafsir), śledzą wątki, słowa i kontekst, w jakim padają, zestawiają wyrazy o różnym sensie, ale jednej wartości liczbowej. Rachują, odtwarzają schematy potysiąckroć już "wyliczone"

i interpretują: Koran i skończoną liczbę ortodoksyjnych hadisów (opowieści o życiu Proroka), z których każdy jest umieszczony na siedmiopunktowej skali prawdziwości i uniwersalności. I rachują, które sądy na temat wszystkiego mają lepszy bilans argumentów. System egzegezy objawienia, ustalony w IX w., na tysiąc lat zamknął świat sunnicki (w nieco mniejszym stopniu szyicki) w zaklętym kręgu powtarzania tych samych schematów pytań i odpowiedzi. Jeśli można mówić w islamie o reformacji, to był nią rozbudzony w XIX w. i bujnie kwitnący w wieku XX fundamentalizm - ten powrót do korzeni, do świeżego spojrzenia na pełen kanon tekstów świętych (bez korekty, redukcji czy odrzucania Tradycji). Odkurzona została siła rozumu, który z nową siłą zmaga się z Bożym planem na świat.

Z jednej strony islam jest sztywny i dogmatyczny, przywiązany do kanonu, ustawiający i konkretyzujący każdą czynność człowieka; obwarowany murem Objawienia, za który wychodzić nie wolno. Z drugiej strony jednak, w obrębie tego muru mnogość ścieżek i szkół. Nad wyraz różnych, choć ortodoksyjnych. Islam to prawo, a jego przestrzeganie w które­jś z czterech sunnickich odmian lub jednej szyickiej pozwala uważać się za prawdziwego muzułmanina. Poszczególne szkoły mają różne formy obrzędów (słowa modlitwy, postawa przy niej, czy stosunek do obrzezania kobiet), inne odniesienie w tworzeniu prawa (to opinia teologów medynieńskich, to tradycja imamów szyickich, to twarda zachowawczość "szkoły" hanbalickiej z dzisiejszej Arabii Saudyjskiej, to otwartość na wszystko, co nie przeczy islamowi hanafitów z byłego Imperium Osmana).

Można wybierać, choć zazwyczaj wybór dokonuje się faktem urodzenia w danym miejscu i konkretnej rodzinie. Można wybierać, bo nie ma papieża i Rzymu. Żadnego Roma locuta, causa finita. W szyizmie (przykład szczególny, choć oddający logikę sytuacji) istnieje instytucja Mardże Taqlid - "źródło naśladownictwa". Jest to szczególna, najwyżej kilkuosobowa elita ajatollahów, którzy zostali uznani za "ostatecznych interpretatorów". Każdy z nich ma prawo wydać ostateczny werdykt w każdej sprawie (od spraw podstawowych, czy np. wolno przełykać ślinę w czasie postu, gdy nie wolno pić od świtu do zmroku, co wszak oczywiste nie jest, po sprawy większe, bardziej powszechne). Ich zdania mogą się różnić, natomiast każdy szyita ma obowiązek wybrać sobie mardże taqlid, któremu będzie wierny. A zwolennik innego nie ma prawa zarzucić mu grzechu. Na tej samej zasadzie istnieją poszczególne szkoły sunnickie i podobnie budują swoją pozycję ich interpretatorzy. I tak nikt nie może przywołać do porządku Osamy bin Ladena, bo nikt nie ma takiej władzy. Zwycięża praktyka - Osama ma zwolenników, więc się broni. Może nawet zwyciężyć i nie zaprzeczy dziedzictwu islamu. A uczeni uzasadnią wybór przez niego poczyniony i być może stanie się najmocniejszym i dominującym głosem w chórze islamu. Jak w demokracji.

A na marginesie ortodoksji sufizm, droga mistycznego, albo przynajmniej emocjonalnego zbliżenia się do Boga. Sufizm, który swoją elastycznością więcej wiernych Prorokowi przysporzył niż podboje. Droga tych muzułmanów, którym zimna logika i legalizm islamu nie wystarcza. Wyrażający głód ducha, który emanuje z ujmującej poezji Dżallaladina Rumiego czy Haafeza. Głód, który widać w delikatnych i finezyjnie rzeźbionych meczetowych marmurach, w pięknie mozaik, bogactwie dywanów- nie wszystko, widać rozum, potrafi objąć i wyrazić, i serce gdzieś się, widać, podziać musi.

***

Podobieństw między islamem a chrześcijaństwem jest mnóstwo. Wybijają one miarowy rytm każdej rozmowy zahaczającej o religię. Wiara w Boga, Objawienie, Sąd Ostateczny; ten sam pień, te same osoby i historie, i Jezus, i Maryja, i Adam, i Noe, i Dawid, i Abraham... Nawet to patrzenie na siebie jak na heretyków, tak mocno obecne w chrześcijańskim średniowieczu i muzułmańskiej krytyce chrześcijaństwa - zarzut herezji i wypaczenia wszak bardzo mocno pokazuje świadomość wspólnych do pewnego momentu korzeni, tej samej Istoty. Mają rację muzułmanie, gdy o sobie, chrześcijanach i żydach mówią Ahl al-Kitab - Ludzie Księgi; gdy odwołują się do Abrahama - tego, który uwierzył. W bolesnym klinczu trzy religie są do siebie właśnie podobne; są jakby stworzone do tego, by się w sobie przeglądały.

Ale podobieństwa prowadzą w graniczną smugę cienia. Bóg pustyni i jego wyznawcy krzątający się wypełniając jego drobiazgowe prawo, na nim skupieni i na nim budujący swoje zbawienie, są kimś zupełnie innym niż Chrystus i Jego Kościół. Smugę cienia czują "nawróceni" Nuraddin Ali, Darcy i Maciek. Smugę tego cienia (o którą się ocierał, chociażby zdaniem obecnego Namiestnika Piotrowego) nazywał Jan Paweł II, zauważając, że choć niepozbawiony Bożego pierwiastka, jest jednak islam redukcją Boga, Bożego Objawienia, niepojęciem i odrzuceniem Odkupienia. Tu znowu powróciła głoszona Koryntianom przez św. Pawła mądrość Krzyża, który zgorszeniem dla żydów (i muzułmanów) i głupstwem dla pogan (i muzułmanów). Tu powraca spór Apostołów i faryzeuszy... Tu powraca to napięcie między Duchem (jakże trudnym, na jakie pokuszenia wiodącym) a Literą (komfort, nadto niezmiernie pożyteczny w skali makrospołecznej); napięcie i konflikt między szukaniem, błądzeniem, miotaniem się, dochodzeniem lub zatraceniem a ciężką do odrzucenia wygodą pewności i wypełniania.

Chrześcijański Zachód wyrastał na tym napięciu, "brał się w nawias"; przeżył Reformację i rewolucje, wypracował demokrację i loty w kosmos, ateizm i Vaticanum Secundum. W paradygmacie ciągłego odkrywania siebie przez dwa tysiące lat się próbował, miotał, okaleczał i wzmacniał.

Komfort i spójność intelektualna, jakie dawał islam, na długie wieki okazały się być czynnikiem hamującym dla cywilizacji, jaką stworzył; świat, jaki pokazuje człowiekowi, daje, owszem, więcej spokoju i pewności (skądinąd rzecz niebagatelna!), ale jest to jednocześnie kokon, z którego ciężko się uwolnić.

***

Dobrze czasem w meczecie przysiąść. Widać, jaki islam jest i kim jest muzułmanin - widać, choć każdy kolejny raz przynosił będzie nowe odkrycia i obalał stare, bez końca. Dobrze czasem w meczecie przysiąść: gazetowo-telewizyjna rzeczywistość nabiera głębi; dobrze, bo czasem lepiej i ostrzej niż z ławki kościelnej można odczuć perspektywę, którą ona właśnie daje, czasem można dostrzec coś, co z ławki widać niewyraźnie. Dobrze czasem w meczecie przysiąść, bo jest to luksus (niebezpieczny i zbytkowny czasem), na który jak mało kto może sobie pozwolić człowiek Zachodu.?

Krzysztof Strachota (ur. 1974) jest antropologiem kultury, pracuje w Ośrodku Studiów Wschodnich, gdzie zajmuje się islamem, Kaukazem i Środkowym Wschodem. Publikował w "TP", "Przeglądzie Orientalistycznym" i "Rzeczpospolitej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2006