Wszystko i nic

Tę wystawę trzeba zobaczyć. Choć więcej niż o inspiracjach twórczością drohobyczanina mówi o fałszywych wyobrażeniach, mitach i tęsknotach za przeszłością, jakiej nigdy nie było.

22.05.2005

Czyta się kilka minut

Czy współcześni artyści korzystają z dzieła Schulza? Zestaw nazwisk zawartych w katalogu wystawy zdawałby się wskazywać, że tak - i to w ogromnym stopniu. Obok Tadeusza Kantora i Jana Lebensteina znajdziemy tu także prace Andrzeja Dudzińskiego, Edwarda Dwurnika, Stasysa Eidrigevičiusa, Igora Mitoraja, Franciszka Starowieyskiego i wielu innych. Skoro korzystają - jak transponują tę obsesyjną, rozedrganą, równie prowincjonalną, co ponadnarodową twórczość?

Jej współczesne konteksty znakomicie pokazała niedawno wystawa w paryskim Muzeum Żydowskim, zrealizowana w ramach Sezonu Polskiego we Francji. I to wyłącznie poprzez sposób prezentacji plastycznego dzieła Schulza. Docierało się do niego przez labirynt fotografii starego Drohobycza, głosów czytających w dwóch językach fragmenty “Sklepów cynamonowych" i “Sanatorium pod Klepsydrą", poprzez scenografię nienachalnie nawiązującą do wnętrza aszkenazyjskiej synagogi.

Fakt, że nieokiełznane Schulzowskie fantazje zaprezentowane zostały w Paryżu na pulpitach, przypominających te, których używali niegdyś kantorzy, nie odbierał im świeżości, nie wtłaczał ani w etnografię, ani w sentymentalizm. W Paryżu twórczość Schulza wybuchała nowoczesnością, inspirowała. Może dlatego, że nikt nie próbował powracać do tego, do czego po prostu nie da się powrócić.

Inaczej jest w Krakowie. Choć tematem miały być właśnie inspiracje, dla których twórczość Schulza, zamknięta w jednym skrzydle ekspozycji, stanowi jedynie punkt wyjścia. Inspiracje, czyli oparte na przeszłości wyjście w przód.

Krążąc po muzealnych salach można prześledzić zmiany, jakie zachodziły w recepcji Schulza wśród powojennych artystów. I znów okazuje się, że to, co w tej recepcji najciekawsze, tkwi najgłębiej, w twórczości jego prawie rówieśników. Wtedy można mówić o jakimś rozwoju, o dialogu i porozumieniu, nawet jeżeli jest ono przesunięte w czasie. Najlepszym tego dowodem zestawienie Schulzowskiej “Infantki i jej karłów" z Kantorowską temperą “Po raz drugi weszła do mego pokoju Infantka Vélazqueza". Jest tu i erotyzm, i poczucie zagrożenia, i świadomy swej wartości prowincjonalizm. Zobaczywszy ten kontekst, można by jednak ze spokojem sumienia zakończyć zwiedzanie krakowskiej wystawy.

Zgromadzono na niej bowiem przede wszystkim prace artystów modnych - także rynkowo - i doskonale wyczuwających zapotrzebowanie społeczne. Dlatego czasem trudno uwierzyć, że chodzi o rzeczywiste olśnienie twórczością Schulza, które prowadzi sztukę gdzieś dalej poza powtórzenie, analogię, cytat. Tymczasem właśnie z ilustracyjnym powtórzeniem mamy tu do czynienia najczęściej. Przykładem niech będzie cykl ośmiu rysunków Franciszka Maśluszczaka “Świat Schulza": bardzo przyjemnych, nawet wzruszających, zwłaszcza dla tych, którzy lubią sentymentalne podróże do Galicji Wschodniej - nie wnoszących jednak nic nowego w świat Schulzowskich fantazmatów, ba, nie zauważających nawet ich złożoności.

Inny problem to “wszystkoizm". A w przypadku tak dokładnie zdefiniowanego tematu trzeba, by skojarzenia poddane były jakiejś dyscyplinie. Doprawdy trudno zrozumieć, dlaczego kuratorzy wystawy umieścili na niej np. “Ośmiu Żydów czytających" Dwurnika. Oczywiście, Schulz był Żydem i zginął w Zagładzie. Oczywiście, problem polsko-żydowskiej tożsamości miał dla niego znaczenie. Problem ten - w okrojonej formie - wraca w dzisiejszych debatach. Ale czy kontekst, w którym wykorzystano obraz Dwurnika, nie jest po prostu odzwierciedleniem prostego stereotypu, zgodnie z którym wszyscy Żydzi mieszkający przed wojną byli dokładnie tacy sami: studiowali Torę, nosili długie chałaty i kapelusze, lekko się przy tym garbiąc? Można by nawet odnieść wrażenie, że ten kontekst coś Schulzowi, i nie tylko jemu, odbiera.

Kolejne pytanie: jakie relacje zachodzą między poszczególnymi elementami wystawy? Dlaczego znalazły się tu fotografie Witolda Sobocińskiego prezentujące kadry z filmu “Sanatorium pod Klepsydrą" albo fotografia Allana Starskiego dokumentująca scenografię do filmu “Republika marzeń"? Nie chodzi o to, że nie powinny się tu znaleźć, ale o to, że zredukowano je do odnośnika, którego jedynym zadaniem jest przywołanie jakiegoś wydarzenia artystycznego, kolejnego punktu w buchalteryjnym spisie.

Więc może kluczem jest po prostu Drohobycz? W końcu znalazło się tutaj płótno Edwarda Dwurnika przedstawiające imaginacyjny pejzaż tego miasta (nota bene temat miejski jest u tego artysty chyba najbardziej interesujący). Ale i ten trop okazuje się fałszywy.

Wrażenie chaosu potęguje katalog, czy raczej książka towarzysząca wystawie. Pełno w niej znakomitych nazwisk: Jerzy Ficowski, ks. Jan Twardowski, Jerzy Pilch, Ryszard Kapuściński, nie znalazło się za to miejsce dla dobrych reprodukcji i rzeczowego opisu prezentowanych prac. Jeśli ta wystawa jest sukcesem, to głównie marketingowym.

“W stronę Schulza"; Muzeum Narodowe w Krakowie, wystawa czynna do 7 czerwca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2005