Wszyscy uciekają

Z Iranu, Turcji i Tadżykistanu napływają wieści o rosnącej z każdym tygodniem liczbie Afgańczyków uciekających z kraju przed rządami talibów, biedą i trwającą drugi rok suszą. Przedstawiciele ONZ biją na alarm, że wkrótce w Afganistanie dojdzie do nowej katastrofy humanitarnej.
w cyklu STRONA ŚWIATA

16.10.2021

Czyta się kilka minut

Targ w Kabulu, 13 października 2021 r. / FOT. Saifurahman Safi/Xinhua News/East News /
Targ w Kabulu, 13 października 2021 r. / FOT. Saifurahman Safi/Xinhua News/East News /

W Tadżykistanie, graniczącym z Afganistanem od północy, szef miejscowego Państwowego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego Sajmomin Jatimow ogłosił, że od kilku tygodni coraz więcej Afgańczyków usiłuje przeprawić się na tadżycki brzeg granicznej rzeki Pjandż i do tadżyckiego Górnego Badachszanu. „Codziennie na naszą stronę granicy próbuje przedostać się po 500-600 osób” – powiedział Jatimow. Tadżykistan, najbiedniejszy z państw powstałych z ruin Związku Radzieckiego, przygarnął ponad 15 tysięcy afgańskich uchodźców.

Do Tadżykistanu wyjeżdżają głównie afgańscy Tadżycy. W talibach, którzy w połowie sierpnia wrócili do władzy w Kabulu, widzą przede wszystkim Pasztunów, krajan z południa. Stanowią oni prawie połowę 40-milionowej ludności Afganistanu, uważają się za twórców afgańskiego państwa i jego jedynych, prawowitych władców, a wszystkie inne afgańskie ludy traktują jak obywateli gorszej kategorii.


AFGANISTAN: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Irańczycy alarmują, że ich granicę z Afganistanem codziennie próbuje przekroczyć co najmniej 5-6 tysięcy Afgańczyków, a może nawet dwa razy tyle, ponieważ większość przedostaje się do Iranu nielegalnie, przy pomocy opłaconych przemytników. Do Iranu uciekają również afgańscy Tadżycy, krewniacy Persów, a także Hazarowie, którzy jako szyci prześladowani są przez sunnitów talibów jako heretycy.

Amerykanie, którzy przez ostatnich 20 lat utrzymywali w Afganistanie wojska i próbowali ustanowić tam własne, zachodnie porządki, po przegraniu wojny z talibami wywieźli spod Hindukuszu ponad 100 tysięcy afgańskich współpracowników.

Pierwszym samolotem, który odleci z Kabulu do Delhi, wyjadą spod Hindukuszu ostatni afgańscy sikhowie. Brytyjska gazeta „Telegraph” podliczyła, że zostało ich ledwie 212, podczas gdy pół wieku temu żyło ich w Afganistanie dobrze ponad ćwierć miliona. Do ucieczki popchnęły ich wojny, ciągnące się nieprzerwanie od połowy lat 70., i wrogość z jaką na przełomie stuleci odnosili się do nich zapatrzeni w islam afgańscy partyzanci i władcy, mudżahedini i talibowie.

Z Kabulu wyjechał nawet ostatni afgański Żyd, który przeżył zarówno wszystkie wojny, jak i poprzednie rządy talibów (1996-2001). Nowych wolał jednak uniknąć.

Jan Egeland, Norweg, który pomocą humanitarną zajmuje się od ponad ćwierć wieku, niegdyś w nowojorskiej kwaterze ONZ, a dziś jako szef Norweskiej Rady od spraw Uchodźców, odwiedził we wrześniu Afganistanu i już wtedy ostrzegał, że pod Hindukuszem dojrzewa katastrofa i jeszcze zimą może ruszyć stamtąd w kierunku Europy nowa, wielomilionowa grupa uciekinierów.

Wzbierająca rzeka

Podczas obu obcych najazdów, radzieckiego z lat 80. i amerykańskiego z lat 2001-21, a także wojny domowej z lat 90., Afgańczycy uciekali głównie do Pakistanu i Iranu. Pod koniec zeszłego stulecia liczbę afgańskich uchodźców po pakistańskiej stronie granicy szacowano nawet na 5 milionów. W Iranie schroniły się kolejne trzy. Zarówno do Pakistanu, jak i Iranu Afgańczycy wyprawiają się też „za chlebem”, jako sezonowi robotnicy.

Tym razem jednak w przyjmowaniu gości Pakistan zachował wyjątkową wstrzemięźliwość. Rząd z Islamabadu obawia się, że jego gospodarki nie stać na utrzymanie nowych uchodźców. Obawia się też, że najazd Afgańczyków mógłby skutkować niepokojami w polityce. Z Afganistanu przyjeżdżaliby głównie Pasztunowie, których ziemie rozdzielili przed laty Brytyjczycy Linią Duranda, do dziś nieuznawaną przez Afgańczyków za państwową granicę. Po jej pakistańskiej stronie Pasztunów żyje równie wielu, co w Afganistanie. W 200-milionowym Pakistanie stanowią prawie jedną piątą ludności i od dawna uskarżają się na rządzących w Islamabadzie, najliczniejszych w kraju Pendżabczyków, i grożą pasztuńską irredentą. Co gorsza, nie mogąc odnaleźć się na obczyźnie, przybysze mogliby przystać do działających na afgańsko-pakistańskim pograniczu miejscowych talibów, toczących własną świętą wojnę w Pakistanie. A poza wszystkim innym, dbając o dobre stosunki z rządzącymi w Kabulu talibami, dawnymi protegowanymi, Islamabadowi niezręcznie byłoby przyjmować u siebie tych, którzy przed rządami talibów z Afganistanu uciekają.

Iran, przeżywający gospodarczą zapaść z powodu amerykański sankcji i epidemii, również niechętnie widziałby u siebie nieproszonych gości, wśród których większość stanowią jak dotąd niedawni urzędnicy, wojskowi i policjanci, obawiający się, że talibowie prędzej czy później wywrą na nich zemstę za lata kolaboracji z Amerykanami.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


Międzynarodowa Organizacja od spraw Migracji szacuje, że co tydzień ucieka z Afganistanu 20-30 tysięcy osób, a większość z nich decyduje się na liczącą ponad 2 tysiące kilometrów wędrówkę przez pustkowia Beludżystanu na afgańsko-pakistańsko-irańskim pograniczu, irańskie góry Zagros do Turcji. Spodziewając się najazdu uchodźców, Turcy już w sierpniu zaczęli wznosić ponad 200-kilometrowy betonowy mur na swojej wschodniej granicy z Iranem i wysłali na nią prawie tysiąc dodatkowych żołnierzy.

Turcja, która przyjęła już u siebie ponad 4 miliony uchodźców z Syrii (tak wielu nie gości żaden inny kraj na świecie) nie zamierza wpuszczać kolejnych uciekających. Brytyjska gazeta „Guardian” twierdzi, że tureccy żołnierze i straż graniczna przymusem odprawiają przybyszów z granicy i odmawiają przyjmowania od nich próśb o azyl. Obrońcy praw człowieka i działacze organizacji dobroczynnych twierdzą, że praktykę tę, będącą pogwałceniem genewskiej konwencji ds. uchodźców z 1951 roku, Turcy stosują metodycznie (jako pierwsi, przed ponad rokiem zaczęli ją stosować Grecy, odprawiający uchodźców napływających Morzem Egejskim, a ostatnio dochodzi do niej także na granicach Polski, Litwy i Łotwy z Białorusią oraz Chorwacji z Bośnią). Afgańczycy odsyłani z Turcji do Iranu skarżą się też na przemoc ze strony tureckich żołnierzy strzegących granicy.

Strach przed zimą

Norweg Jan Egeland po powrocie z Afganistanu ostrzegł, że „ludzie zaczną tam wkrótce umierać z głodu, a nie wskutek wojen”, a sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres – że Afganistan stoi na progu humanitarnej katastrofy, którą trudno będzie powstrzymać.

Afgańskie państwo, które przez ostatnich 20 lat w trzech czwartych utrzymywane było z pieniędzy Zachodu, dziś jest biedakiem i bankrutem. Dziesięć miliardów dolarów z afgańskich rezerw dewizowych spoczywa w amerykańskich bankach, a Waszyngton zapowiada, że odda je talibom, dopiero gdy przekonają świat, iż potrafią rządzić przestrzegając praw człowieka i swobód obywatelskich. „Na razie tak nie jest” – powtarzają Amerykanie, a kontrolowane przez nich Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie chcą nawet słuchać próśb talibów o pożyczki.  „A czy odmawianie zwrotu cudzych pieniędzy i doprowadzenie przez to milionów Afgańczyków do nędzy nie jest aby pogwałceniem praw człowieka?” – skarżą się talibowie.

Bez pieniężnych zastrzyków z Zachodu umarły afgańskie banki. W kraju brakuje gotówki, urzędnicy, nauczyciele, lekarze nie mogą doczekać się wypłaty zarobków. Żeby zdobyć pieniądze na przeżycie, ludzie zaczęli wyprzedawać rodzinne dobra – meble, ubrania, dywany, sprzęty kuchenne. Na kabulskich bazarach poszybowały ceny żywności, brakuje lekarstw, a nawet prądu, bo Afganistan zalega z zapłatą sąsiadom z północy – Tadżykistanowi i Uzbekistanowi.

Światowy Program Żywnościowy twierdzi, że już dziś w zaledwie co dwudziestym afgańskim domu nie brakuje żywności. Pozostali Afgańczycy nie dojadają, a większość z nich potrzebuje pomocy żywnościowej. Sytuację Afganistanu pogarsza jeszcze trwająca drugi rok susza.

Talibowie, którzy na razie wydają skąpe sumy, których stary rząd nie zdążył przelać na konta w zachodnich bankach, z każdym tygodniem przekonują się, że w porównaniu z niewdzięcznym mozołem codziennych rządów wojenne zwycięstwo nad światowym hegemonem, Ameryką wraz z jej sojusznikami, może okazać się fraszką. Poza obarczaniem Ameryki winą za wszystkie biedy i żalami, że wciąż próbuje się wtrącać w nie swoje sprawy, zamiast zwrócić do Kabulu afgańskie pieniądze, talibowie nie przedstawili jeszcze żadnego pomysłu, jak zamierzają poradzić sobie z nadciągającą zimą i katastrofą. Nie mają też fachowców, którymi mogliby się posłużyć. Większość urzędników, a także ludzi z najlepszym wykształceniem i doświadczeniem zawodowym uciekła z kraju wraz z Amerykanami, a ci, któzy pozostali, wolą się przed talibami ukrywać.

ONZ i Unia Europejska zebrały po miliardzie dolarów na podstawową pomoc humanitarną dla Afganistanu, ale żeby jej udzielić, Amerykanie muszą w drodze wyjątku wydawać specjalne zezwolenia, ponieważ większość przywódców talibów wciąż widnieje na wydanych przez nich i przez ONZ „czarnych listach” zbrodniarzy i banitów. Za wieloma z nich rozesłano listy gończe, a za ich głowy wyznaczono milionowe nagrody – nagroda za głowę Siradżuddina Haqqaniego, ministra policji w rządzie talibów, wynosi 10 milionów.

Pakistan, najlepszy do niedawna przyjaciel talibów, i Katar, który za aprobatą Amerykanów w roli tej próbuje Pakistańczyków dziś zastąpić, przekonują zgodnie, że Zachód i tak będzie musiał kiedyś uznać talibów za prawowitych władców Afganistanu, a im prędzej to zrobi, tym bardziej ulży doli zwykłych Afgańczyków. Wyciągając do talibów rękę do zgody i podpowiadając im, czego od nich oczekuje – powiadają Pakistan z Katarem – Zachód wzmocni też wśród talibów „gołębie”, gotowe do ugody kosztem nieprzejednanych „jastrzębi”.

Ale nawet uważany za „gołębia” minister talibów od dyplomacji, mułła Amir Chan Muttaki oznajmił w tym tygodniu, że talibowie nie pozwolą, by obcy narzucali Afganistanowi obce wartości, prawa czy polityczne porządki. „Musicie pogodzić się, że w świecie istnieją rozmaite narody, władają rozmaitymi mowami i wyznają rozmaite katalogi wartości” – powiedział podczas wizyty w Katarze, gdzie mieściła się stolica talibów na obczyźnie i gdzie układali się z Amerykanami. „My rozumiemy, że jesteście od nas inni i godzimy się z tym. I oczekujemy, że i wy się pogodzicie, iż nie jesteśmy tacy sami”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej