Po dwóch stronach miedzy

W odwecie za pomoc, jaką Pakistan wyświadcza afgańskim talibom, Afganistan wspiera tych z sąsiedniej strony granicy. Dziś, gdy afgańscy talibowie są coraz bliżsi powrotu do władzy w Kabulu, dla Pakistanu oznacza to groźbę nowej wojny.
w cyklu STRONA ŚWIATA

28.08.2020

Czyta się kilka minut

Pakistański szef dyplomacji Szach Mahmud Quereshi z przywódcą talibów mułłą Abdulem Ghani Beradarem podczas rozmów pokojowych w Islamabadzie, 25 sierpnia 2020 r. / Fot. Handout / Pakistan Foreign Ministry / AFP / East News  /
Pakistański szef dyplomacji Szach Mahmud Quereshi z przywódcą talibów mułłą Abdulem Ghani Beradarem podczas rozmów pokojowych w Islamabadzie, 25 sierpnia 2020 r. / Fot. Handout / Pakistan Foreign Ministry / AFP / East News /

Pakistańscy talibowie pojawili się jesienią 2001 r., zaraz po inwazji Amerykanów na Afganistan. A nawet znacznie wcześniej, jeszcze w latach 80., gdy na Afganistan najechała Armia Czerwona. Wtedy jednak dzisiejsi talibowie, uczniowie, a raczej ich ojcowie, nosili dumne imię mudżahedinów, świętych wojowników. Afgańscy partyzanci, którzy podnieśli zbrojny opór przeciwko Rosjanom, wywodzili się z Pasztunów, stanowiących prawie połowę ludności kraju i zamieszkujących jego południe, położone na pograniczu z Pakistanem.

Linia podziału

Afgańczycy granicy z Pakistanem nigdy nie uznali i do dziś nazywają ją Linią Duranda. Wykreślił ją na mapie pod koniec XIX w. brytyjski dyplomata sir Mortimer Durand dla wyznaczenia granicy między brytyjskimi Indiami i Afganistanem. Linia Duranda przecinała ziemie równie wojowniczych, co niepokornych Pasztunów, z którymi Brytyjczycy mieli same kłopoty. Część pasztuńskich ziemi położona na południe od Linii Duranda miała być strefą buforową, zapewniającą Brytyjczykom bezpieczeństwo. Kiedy po II wojnie światowej Wielka Brytania pożegnała się ze swoimi posiadłościami w Indiach, a wcześniej podzieliła je na Indie i Pakistan, pasztuńska strefa buforowa przypadła Pakistanowi, a Linia Duranda stała się granicą nowego państwa z Afganistanem, rozdzielając pasztuńskie plemiona. Po afgańskiej stronie miedzy żyje dziś około 15 milionów Pasztunów, po pakistańskiej – drugie tyle.

Afganistan nie tylko nie uznał granicy z Pakistanem, ale jako jedyne państwo w ONZ sprzeciwiał się w ogóle jego utworzeniu. Jeśli Brytyjczycy już koniecznie chcą wydzielać z Indii oddzielny kraj dla muzułmanów – przekonywali afgańscy dyplomaci – niech nie powołują do życia sztucznego tworu, ale przyłączą po prostu część indyjskich prowincji do istniejącego już Afganistanu, dzięki czemu zyskałby on jeszcze dostęp do morza.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym reporter i pisarz dwa razy w tygodniu publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


Groźba irredenty Pasztunów była od pierwszych lat istnienia Pakistanu jednym z największych zagrożeń dla jego istnienia (Bengalczycy ze Wschodniego Pakistanu odłączyli się na początku lat 70. i ogłosili niepodległość jako Bangladesz, w Beludżystanie miejscowi separatyści od lat prowadzą partyzancką wojnę). Zagrożeniem tym poważniejszym, że w Kabulu od zawsze rządzili pasztuńscy królowie, prezydenci i premierzy i odwoływali się do plemiennej solidarności braci z Pakistanu. Na początku lat 50. Afganistan stoczył nawet z Pakistanem krótką, nierozstrzygniętą wojnę graniczną, w której wspierał go Związek Radziecki.

Żeby nie drażnić Pasztunów, kolejne rządy Pakistanu pozwalały im żyć według własnego upodobania i wędrować na afgańską stronę i z powrotem, jakby granica nie istniała. Pasztunowie afgańscy czuli się w Pakistanie jak u siebie w domu, a pakistańscy czuli się tak samo w Afganistanie. Korzystały z tego pasztuńskie rodziny odwiedzając krewnych, korzystali wszelkiej maści przemytnicy, a kontrabanda stała się głównym zajęciem plemieńców. Pakistan stworzył nawet dla Pasztunów specjalne agencje, rezerwaty, w których – z wyjątkiem dróg bitych – rządzili się wyłącznie własnymi prawami. Dopiero w 2018 r. siedem pasztuńskich agencji włączono do prowincji Chajbersko-Pasztuńskiej i ich mieszkańcy otrzymali prawo głosu w wyborach.

Solidarność wiary i krwi

Podczas wojny z lat 80. z gościny rodaków w Pakistanie skorzystało prawie pięć milionów afgańskich uchodźców, a mudżahedini walczący z Armią Czerwoną chronili się w kryjówkach i obozowiskach po pakistańskiej stronie miedzy. Pakistan, wyręczając Stany Zjednoczone w rozdzielaniu dolarów i broni mudżahedinom, szczególnie hojnie obdarowywał te partyzanckie partie, które odwoływały się do islamu. Im radykalniejsza, tym więcej dostawała pieniędzy i karabinów. Partyzanci, walczący pod sztandarami afgańskiego czy pasztuńskiego patriotyzmu, a także monarchiści nie dostawali nic albo niewiele.

W założeniu przywódców Pakistanu, państwa, którego jedynym spoiwem miała być religia, solidarność wiary miała wziąć górę nad pasztuńskim nacjonalizmem i ocalić Pakistan przed groźbą rozpadu. Odtąd każdy rząd w Islamabadzie, cywilny czy wojskowy, popierał w Afganistanie tych, którzy widzieli w sobie przede wszystkich muzułmanów, a dopiero potem Pasztunów czy Afgańczyków.

Zrozumiałe więc, że gdy po pokonaniu Armii Czerwonej zwycięscy afgańscy mudżahedini rozpętali wojnę domową o władzę i łupy, Pakistan wsparł w niej w końcu talibów, muzułmańskich fanatyków, wychowanych w obozach uchodźców i przymeczetowych szkołach, medresach. A kiedy dzięki pakistańskiej pomocy talibowie wygrali wojnę i przejęli władzę w Kabulu, Pakistan był jedynym poza Arabią Saudyjską i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi państwem, które oficjalnie uznawało ich rządy (1996–2001).

Kiedy jesienią 2001 r. Amerykanie najechali na Afganistan i obalili talibów, większość ich żołnierzy i przywódcy niemal w komplecie uciekli na bezpieczną, pakistańską stronę miedzy (schroniło się tam znowu prawie trzy miliony wojennych uchodźców). Rząd Pakistanu, sojusznik Amerykanów, oficjalnie wypowiedział talibom przyjaźń i wojnę. Po cichu jednak udzielił gościny i pozwolił, by na pakistańskim pograniczu stworzyli nową, partyzancką armię, i z obczyzny, jak kiedyś przeciwko Rosjanom, prowadzili wojnę z Amerykanami.

Pakistańscy talibowie

Pasztuńskich ochotników, którzy wspierając afgańskich braci przeprawiali się na drugą stronę miedzy, żeby walczyć z Amerykanami, nazywano pakistańskimi talibami. Plemiennie podzieleni i skłóceni, w 2007 r. za namową ukrywającego się w Pakistanie Osamy bin Ladena zgodzili się zjednoczyć w Ruchu Pakistańskich Talibów. 

Póki wyprawiali się na wojnę z Amerykanami do Afganistanu, pakistańskie władze patrzyły na działalność rodzimych talibów przez palce. W 2007 r., zjednoczeni i przekonani o własnej potędze, pakistańscy talibowie, a przynajmniej ich część, zaczęli zwracać się przeciwko Islamabadowi, oskarżać rządzących o zdradę, bezbożność, nawoływać do rewolucji w imię Allaha. Kiedy w stołecznym Czerwonym Meczecie bracia imamowie Abdul Aziz i Abdul Raszid Ghazi wezwali swoich uczniów do powstania, rząd posłał do świątyni wojsko, żeby rozprawiło się z buntownikami. Według oficjalnej wersji zginęło trzystu buntowników, według nieoficjalnej – ponad tysiąc. Oburzeni pakistańscy talibowie wypowiedzieli rządzącym z Islamabadu wojnę.

W ciągu następnych dziesięciu lat w strzelaninach i zamachach bombowych zginęło w Pakistanie co najmniej 20 tys. cywilów i prawie 5 tys. żołnierzy, więcej niż zachodnich żołnierzy na wojnie w Afganistanie. Najsławniejszą ofiarą stała się była premier Benazir Bhutto, zabita w zamachu bombowym na wyborczym wiecu w grudniu 2007 r. Półtora roku później, zająwszy dolinę Swat, talibowie ruszyli na Islamabad. Dopiero wtedy pakistańskie władze zarzuciły politykę obłaskawiania talibów. Wojsko przystąpiło do bezwzględnej pacyfikacji pasztuńskich krain na pograniczu. „Źli talibowie”, którzy walczyli z pakistańskim państwem, ginęli dziesiątkami (w ciągu dziesięciu lat zginęło ich prawie 20 tys.). Ocalić się mogli tylko „dobrzy talibowie”, uznający wyłącznie wojnę afgańską za świętą. 

Pakistańczyków wsparli Amerykanie którzy z bezzałogowych samolotów zabijali kolejnych emirów pakistańskich talibów. W 2009 r. tak właśnie zgładzony został pierwszy emir Baitullah Mehsud. Cztery lata później tak również zabito jego następcę Hakimullaha Mehsuda. W 2018 r. rakieta wystrzelona z samolotu bezzałogowego zabiła trzeciego emira, mułłę „Radio” Fazlullaha. Zginęły też tuziny pomniejszych emirów. Najkrwawszym i ostatnim akordem stał się zamach bombowy w szkole w Peszawarze, gdzie zginęło prawie 150 uczniów i nauczycieli. Ataki i zamachy stawały się z każdym rokiem rzadsze. W 2009 r. dokonano ich prawie dwa tysiące. Dziesięć lat później – mniej niż 250. Rozbici, tropieni i ścigani, pozbawieni przywódców i znów podzieleni i skłóceni pakistańscy talibowie szukali ratunku przeprawiając się przez miedzę na afgańską stronę.

Jak Kuba Bogu

Afganistan, a także Amerykanie od początku afgańskiej wojny oskarżali Pakistan o udzielanie schronienia i pomocy afgańskim talibom. Pakistan wszystkiemu zaprzeczał i nic się pod tym względem nie zmieniło.

Chcąc odpłacić sąsiadowi pięknym za nadobne, Afganistan przygarnął u siebie wymykających się pogoni pakistańskim talibom. Teraz musieli się wyrzec wojny przeciwko Amerykanom i szukać jej wyłącznie w Pakistanie. Trzeci emir mułła Fazlullah zginął w afgańskim Kunarze, położonym tuż za pakistańską miedzą.

Przedstawiciele ONZ szacują liczbę pakistańskich talibów w Afganistanie na 6-7 tys. ludzi. Afgańczycy zaprzeczają tak samo, jak od lat zaprzeczają Pakistańczycy, używają niemal tych samych słów. „Jakże to?!” – oburzają się słysząc podobne posądzenia. – „My, którzy żeśmy tyle od terroru wycierpieli, mielibyśmy wspierać terrorystów?!”.


ILE KOSZTUJE AFGAŃSKI POKÓJ: Najgorsi zbrodniarze, najkrwawsi zamachowcy, najwięksi fanatycy religijni, handlarze „żywym towarem” i najpotężniejsi narkotykowi baronowie wychodzą z afgańskich więzień, by Amerykanie mogli wycofać się z wojny pod Hindukuszem >>>


Na początku roku Amerykanie wymusili jednak na Pakistańczykach, żeby przekonali przywódców afgańskich talibów do rozmów o pokoju, który umożliwiłby amerykańskiemu wojsku wycofanie się spod Hindukuszu po 20-letniej wojnie, najdłuższej, jaką kiedykolwiek stoczyła Ameryka. Pod koniec lutego Amerykanie dobili targu, a Pakistańczykom odwdzięczyli się zabijając w Afganistanie z samolotów bezzałogowych kolejnych komendantów pakistańskich talibów.

Ofiara dla pokoju

Jeśli emirowie afgańskich talibów porozumieją się z rządem z Kabulu w sprawie podziału władzy i przyszłych porządków w Afganistanie, wojna zostanie zakończona, a pakistańscy talibowie złożeni w ofierze pokojowi. Jeśli nowy rząd w Kabulu będzie chciał uniknąć nowej wojny i mieć przeciwko sobie kolejną partyzantkę, wspieraną przez sąsiada z południa, musi wyprosić pakistańskich talibów, choć pasztuński kodeks honorowy, pasztunwali, uznaje obowiązek udzielenia gościny za jeden z najważniejszych.

Pakistańscy talibowie zdają sobie z tego sprawę i choć wciąż liczą, że afgańskie rozmowy zakończą się fiaskiem, powoli przeprawiają się na pakistańską stronę miedzy. I zbierają siły. Latem kilka frakcji, które odłączyły się od pakistańskich talibów, wróciło pod rozkazy czwartego emira Nur Walego Mehsuda (wychodźcy z tego plemienia od zawsze dominują w przywództwie ruchu). W Północnym i Południowym Waziristanie, pasztuńskich krainach na pograniczu, znów słuchać strzały, a w miejscowych meczetach pojawili się mułłowie talibów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej