Amerykanie negocjują z talibami. To pierwsze takie rozmowy od dwóch lat

Obie delegacje spotkały się w Dausze, stolicy Kataru.
w cyklu STRONA ŚWIATA

04.08.2023

Czyta się kilka minut

Minister spraw zagranicznych Afganistanu Amir Khan Muttaqi, w środku. Kabul 1 lutego 2023 r. fot. WAKIL KOHSAR/ / AFP / EAST NEWS
Minister spraw zagranicznych Afganistanu Amir Chan Muttaki (w środku). Kabul, 1 lutego 2023 r. fot. WAKIL KOHSAR / AFP / EAST NEWS

Chociaż talibowie rządzą w Kabulu już dwa lata, nikt na świecie nie uznał ich jeszcze za prawowity rząd Afganistanu. Nie mogą podpisywać państwowych umów ani pożyczać pieniędzy. Ciężko jest nawet swobodnie podróżować, bo ponad stu przywódców wciąż figuruje na „czarnych listach”. Ich ministra policji i zastępcę emira Siradżuddina Hakkaniego wciąż ścigają amerykańskie listy gończe, obiecujące 10 milionów dolarów nagrody za jego głowę.

Niedawno minister Hakkani stwierdził, że świat nie uznaje władzy talibów, ponieważ nie słuchają niczyich rozkazów. „Najeżdżano nas nie tylko zbrojnie, ale także gospodarczo – powiedział Hakkani. – Próbowano narzucić nam obcą kulturę, ideologię, próbowano zacierać granicę między dobrem i złem, prawdą i nieprawdą. Nasza wolność i niezależność zawsze były komuś nie w smak, stały kością w gardle. Ale nigdy nie słuchaliśmy cudzych rozkazów. I nigdy nie będziemy”.

Dlaczego doszło do rozmów?

Świat nie uznaje talibów, ponieważ władzę w Kabulu zdobyli, zwyciężając w 20-letniej wojnie przeciwko armiom Zachodu, który jesienią 2001 roku najechał na Afganistan i obalił poprzednie rządy talibów. Inwazja była odwetem za to, że Afganistan udzielił gościny Al-Kaidzie. Próba zaprowadzenia pod Hindukuszem miłych Zachodowi porządków zakończyła się taką samą klęską, jak misja podboju Afganistanu przez Brytyjczyków w XIX wieku czy najazd Rosjan w latach 80. Po partyzanckiej wojnie na wyczerpanie, latem 2021 roku, armie Zachodu wycofały się spod Hindukuszu, a do Kabulu wrócili talibowie.

Zachód oburzają zwłaszcza narzucone przez talibów prawa nakazujące ścisły rozdział płci, co w praktyce oznacza usunięcie kobiet z przestrzeni publicznej (dziewczętom wolno uczyć się jedynie w szkołach podstawowych) i sprowadzenie ich do roli matek, żon i gospodyń domowego ogniska. Talibowie nie widzą powodu, by zdobytą na wojnie władzą z kimkolwiek się dzielić albo iść na jakiekolwiek kompromisy.

Niestety bojkot ich rządów przez społeczność międzynarodową jednocześnie skazuje na izolację i nędzę wszystkich Afgańczyków, pozbawia ich nawet pomocy humanitarnej, dlatego Zachód próbuje wymyślić formuły, które pozwolą wspierać Afgańczyków, bez uznawania władzy talibów. Zachodowi zależy też, by wywiązali się z obietnicy, jaką złożyli Donaldowi Trumpowi. Ceną za wycofanie amerykańskich wojsk była gwarancja, że w Afganistanie nie znajdą schronienia żadni wrodzy Ameryce dżihadyści.

To wszystko sprawiło, że pod koniec lipca w Dausze amerykańska delegacja spotkała się z ministrem dyplomacji talibów mułłą Amirem Chanem Muttakim. Amerykanom przewodził ich specjalny przedstawiciel od spraw Afganistanu Thomas West, a także przedstawicielka od spraw afgańskich kobiet i praw człowieka Rina Amiri.

Głuchy telefon i budowa zaufania

Czytając oficjalne komunikaty można odnieść wrażenie, że rozmowy Amerykanów z talibami w Dausze przypominały zabawę w głuchy telefon. Amerykanie na każdym kroku podkreślali, że rozmowy nie oznaczają uznania władzy talibów, a w zasadzie to nie rozmawiali z talibami, tylko specjalistami, których przywieźli do Kataru. Następnie ogłosili, że wypominali łamanie praw człowieka, domagali się edukacji dla afgańskich dziewcząt oraz uwolnienia wciąż przetrzymywanych amerykańskich jeńców wojennych i uprowadzonych podczas wojny zakładników.

Talibowie za to żądali wykreślenia ich przywódców z „czarnych list”, utrudniających im zagraniczne podróże (każda podróż wymaga specjalnego zezwolenia ONZ) oraz zwrotu miliardów dolarów z afgańskich rachunków w amerykańskich bankach. Amerykanie przejęli je po tym, jak talibowie wkroczyli w sierpniu 2021 roku do Kabulu. Chodzi o prawie 10 miliardów dolarów, z których połowę Amerykanie przekazali następnie do specjalnie utworzonego w Szwajcarii Funduszu Afgańskiego, przeznaczonego wyłącznie na pomoc humanitarną dla Afgańczyków. Talibowie nie uznają funduszu i domagają się, by cała suma została zwrócona afgańskiemu bankowi centralnemu. „Zwrot pieniędzy i zniesienie sankcji bankowych umożliwią Afgańczykom stworzenie normalnej gospodarki i nie będą potrzebować pomocy humanitarnej – oświadczyli talibowie. – Zwrot pieniędzy i zniesienie sankcji bankowych byłoby też gestem dobrej woli, na którym można by budować wzajemne zaufanie”.

Amerykanie także wspominali o „środkach budowy zaufania”. Najczęściej używali tej formuły, wyrażając uznanie za sukcesy talibów w walce z narkobiznesem. Kiedy toczyli partyzancką wojnę z Amerykanami, talibowie zachęcali wieśniaków do uprawy maku oraz produkcji i kontrabandy opium, a opodatkowując rolników, właścicieli laboratoriów i przemytników zdobywali pieniądze na wojnę. Rachmistrze z ONZ obliczyli, że w 2020 roku 85 proc. światowego opium pochodziło z Afganistanu. Kiedy jednak talibowie przejęli władzę, w 2022 roku zakazali uprawy maku i bezwzględnie ten zakaz egzekwując, doprowadzili do znacznego spadku produkcji i przemytu opium.

Amerykanie z satysfakcją przyznali też, że talibowie wywiązują się ze złożonej jeszcze w 2020 roku obietnicy, iż nie pozwolą, by Afganistan stał się znów bazą wypadową dla dżihadystów w ich wojnie przeciwko Zachodowi. Z uznaniem Amerykanie przyznali też, że pod rządami talibów w Afganistanie coraz rzadziej dochodzi do aktów terroryzmu i zbrodni przeciwko ludności cywilnej.

Amerykanie chwalili talibów także za to, że udało im się stłumić inflację i ukrócić korupcję, rozkręcić handel, a także zaprowadzić porządek w finansach. Zapowiedzieli, że pozostają „otwarci na techniczne rozmowy o stabilizacji gospodarczej” z przedstawicielami afgańskiego ministerstwa finansów i banku centralnego.

Przed spotkaniem z talibami w Dausze, amerykańska delegacja odwiedziła Kazachstan, gdzie spotkała się również z przedstawicielami pozostałej środkowoazjatyckiej piątki. Amerykanie właśnie środkowoazjatyckim sąsiadom Afganistanu – Uzbekom, Tadżykom, Kirgizom, Turkmenom, a zwłaszcza najbogatszym z nich Kazachom – chcieliby zlecić misję gospodarczej współpracy z talibami. Poprawiłoby to dolę Afgańczyków (Kazachowie już obiecali podwoić dostawy pszenicy), a przy okazji odciągnęłoby Azję Środkową od Rosji.

Niepokój sąsiadów, zamachy w Pakistanie

Pozostali afgańscy sąsiedzi, Pakistan i Iran, nie podzielają ufności Amerykanów. Szef irańskiej dyplomacji Husajn Amir Abdallahjan ogłosił w lipcu, że komendanci i żołnierze z rozbitej w Iraku, Syrii i Libii partyzanckiej armii samozwańczego kalifatu przenoszą się do Afganistanu (talibowie zaprzeczyli i oświadczyli, że zamiast rzucać oskarżenia, Irańczycy lepiej uszczelniliby granicę, przez którą rzekomo przekradają się do Afganistanu dżihadyści). 

Pakistańczycy zaś zarzucają afgańskim talibom, że goszczą u siebie talibów pakistańskich oraz kompletnie nie radzą sobie z bojownikami z hindukuskiej filii Państwa Islamskiego. Tymczasem to właśnie dżihadyści z „Wilajetu Chorasanu” dokonali w tym tygodniu samobójczego zamachu bombowego w Badżaurze, na afgańsko-pakistańskim pograniczu, zabijając prawie 70 osób i raniąc około dwustu. Z kolei pakistańscy talibowie, w styczniu i lutym, w zamachach bombowych w Peszawarze zabili prawie 200 osób. W pierwszym półroczu liczba zamachów i ataków terrorystycznych w Pakistanie wzrosła prawie dwukrotnie. „Jeśli nie potraficie sobie z tym poradzić, to my to zrobimy” – zagroził po zamachu w Badżaurze pakistański premier Szahbaz Szarif.

Według raportu ONZ hindukuska filia Państwa Islamskiego liczy już prawie 6 tysięcy partyzantów. Jej konkurenci z Al-Kaidy, starzy towarzysze broni talibów, nadal korzystają z gościny w Afganistanie. Raport szacuje, że w tym kraju, pod opieką gospodarzy, przebywa ponad pół setki ważnych emirów Al-Kaidy, a także około pół tysiąca jej żołnierzy. Starają się trzymać w cieniu, ale przeniknęli do wojska i urzędów talibów tak bardzo, że nie sposób jednych od drugich rozdzielić. Ścigany listami gończymi Amerykanów minister policji talibów Siradżuddin Hakkani jest jednocześnie jednym z emirów Al-Kaidy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej