Wszyscy albo nikt

Debata wokół szczepionek w Polsce zorganizowana jest dziś wokół dylematu „bezpieczeństwo” (szczepić się) czy „wolność” (sprzeciw wobec przymusu szczepień). To fałszywy podział.

29.11.2021

Czyta się kilka minut

 / LECH MAZURCZYK
/ LECH MAZURCZYK

Simon Rella wygląda trochę jak Harry Potter. Okrągłe okulary, ciemne oczy, mocno zarysowane brwi. Też jest czarodziejem. Modele komputerowe, które tworzy z koleżankami i kolegami z austriackiego Institute of ­Science and Technology, pozwalają zajrzeć w przyszłość, zestawić różne scenariusze i przewidzieć konsekwencje naszych działań. Lub ich braku.

W lipcu na łamach prestiżowego „Scientific Reports” ukazał się jego artykuł poświęcony modelowaniu epidemii. Tekst wywołał burzę w środowisku naukowym, przebił się też do mediów głównego nurtu. Miesiąc temu Rella gościł z kolei w Centrum Badania Ryzyka Systemowego UW, które mam zaszczyt współtworzyć. Jego prezentacja wywróciła do góry nogami moje spojrzenie na podział na „Polskę zaszczepioną” i „Polskę niezaszczepioną”, wskazując na kluczowy problem związany ze szczepionkami.

Stoimy i czekamy, aż wirus zmutuje

To jasne, że epidemia rozprzestrzeni się błyskawicznie, jeżeli wirus będzie swobodnie krążyć, a ludzie się nie zaszczepią. Jednak model stworzony przez badaczy z austriackiego IST pokazuje także nowe niebezpieczeństwo, którego nie byliśmy wcześniej świadomi. Wbrew intuicji najwyższe ryzyko powstania wariantu wirusa odpornego na szczepionki pojawia się nie wtedy, gdy poziom wyszczepienia populacji jest niski, lecz wówczas, gdy stosunkowo duża część populacji jest już zaszczepiona, a jednocześnie – to warunek niezbędny – obostrzenia zostają poluzowane. Innymi słowy, gdy zyskujemy fałszywe poczucie bezpieczeństwa, zaczynamy lekceważyć noszenie maseczek i protestować przeciw lockdownom. Postępując w ten sposób, stwarzamy sztucznie sytuację presji ewolucyjnej, w której wariant wirusa odporny na szczepionkę zyskuje istotną przewagę nad wariantem nieodpornym. Oba są poddawane nieustannym testom, gdy zderzają się ze ścianą zaszczepionej populacji. Przy miliardach interakcji między niezaszczepionymi i szczepionymi wyłoni się w końcu losowa mutacja, która skutecznie przebije barierę.

Dlatego – jak czytamy we wspomnianym artykule ze „Scientific Reports” – „politycy i jednostki powinni rozważyć utrzymanie niefarmaceutycznych interwencji i zachowań redukujących rozprzestrzenianie się wirusa przez cały okres szczepień”. Szczepienia nie zadziałają, jeżeli nie będzie im towarzyszyć solidarność i współdziałanie całej wspólnoty. Nie jest prawdą, że zaszczepieni są po prostu bezpieczni. Możemy porzucić fantazję o szczepionkowym murze wokół wybrańców. Z drugiej zaś strony decyzja o odmówieniu przyjęcia zastrzyku dotyczy nie tylko nieszczepionej jednostki, ale wpływa na losy całej wspólnoty. Podobnie jak nienoszenie maseczek, ignorowanie symptomów, fałszowanie certyfikatów czy unikanie kwarantanny. Wygramy wszyscy albo wszyscy przegramy.

Wykresy, które pokazywał Rella, nie pozostawiały wątpliwości. Gdzieś około 60 proc. zaszczepionych i przy „dużej awersji do lockdownów” pojawia się na nich czerwona strefa zagrożenia. Punkt, w którym jako społeczeństwo tworzymy bombę biologiczną. Polska zatrzymała się dokładnie w tym miejscu. Stoimy i czekamy, aż wirus zmutuje.

Spytałem o to Rellę wprost. Zaznaczył, że przy tworzeniu takich modeli bierze się pod uwagę wiele założeń i dokładne wskazanie punktu maksymalnego ryzyka nie jest wcale proste. Ale potwierdził, że według jego wyliczeń mamy przerąbane.

Najważniejsze dzieje się między nami

Dwie Polski – to klasyczny topos naszej poezji, publicystyki i literatury. Niegdyś kosmopolityczna przeciw sarmackiej, postępowa kontra tradycyjna, Polska solidarna albo Polska liberalna. Dziś, coraz częściej, Polska zaszczepiona naprzeciw tej niezaszczepionej. Jedna w maseczce lub w domu, z niepokojem obserwująca złowrogie wykresy, druga wzywająca do opamiętania, celebrująca wolność i sprzeciwiająca się rządom strachu.

Modele stworzone przez Simona Rellę pokazują, że tylko zasypanie podziału między tymi światami pozwoli pokonać pandemię, odzyskać wolność i wrócić do normalności. To nie wyłącznie kwestia wirusa. Wirus uświadomił nam po prostu nagle i boleśnie istotną zmianę, która w ciągu ostatnich dekad zaszła w świecie. Jesteśmy ze sobą związani w nowy sposób. Razem na dobre i na złe. Nie da się już podzielić ludzkości murami. Żeby to dostrzec, musimy inaczej niż zwykle spojrzeć na historię i społeczeństwo.

Grupę ludzi albo nawet i całą ludzkość przedstawić można w postaci grafu. Kropki to, w zależności od skali, jednostki, społeczności czy narody. Łączące je kreski to powiązania – więzi rodzinne, społeczne, ekonomiczne, wymiana myśli, towarów albo ciosów. Na lekcjach historii uczymy się zwykle o kropkach. Cezar, Antoniusz, Kleopatra; Polska, ZSRR, Niemcy; Europa, Azja, Ameryka. Historia to dzieje wielkich postaci, państw, ewentualnie kontynentów.

Badacze tacy jak Niall Ferguson (jego książkę „Rynek i ratusz” opisywałem niedawno na tych łamach) czy Peter Frankopan (autor genialnych „Jedwabnych szlaków”) przekonują, że myśląc w ten sposób, przegapiamy to, co w historii najistotniejsze – zmienne dzieje łączących nas powiązań. O rozwoju lub stagnacji, zwycięstwie albo porażce decydują nie jednostki czy grupy ludzi, lecz relacje między nimi. Przepływ idei lub tajemnica, otwarty handel albo wrogość, budowanie hierarchii i nierówności albo solidarność. To, co najważniejsze w historii i społeczeństwie, nie przydarza się nam, lecz wydarza między nami. Żeby zrozumieć świat, musimy nauczyć się inaczej patrzeć na opisujące go grafy. Skupiać uwagę nie na większych i mniejszych kropkach, ale na łączących je liniach.

Kluczowe zmiany społeczne, polityczne czy technologiczne nie dotyczą kropek (jednostek, grup, narodów), lecz ­łączących je kresek. Rewolucja przemysłowa, globalizacja, a ostatnio eksplozywny rozwój nowych technologii sprawiły, że oplatające nas sieci powiązań stały się gęstsze, rozleglejsze i bardziej skomplikowane niż kiedykolwiek wcześniej. Każdy z 38 milionów Polaków jest ściśle związany z resztą. Jego dobrobyt jest naszym dobrobytem, jego przetrwanie – naszym przetrwaniem. Tymczasem debata publiczna wokół szczepionek w Polsce zorganizowana jest dziś wokół dylematu „bezpieczeństwo” (szczepić się) czy „wolność” (sprzeciw wobec przymusu szczepień). To fałszywa dychotomia. Dotyczy bowiem kropek, a nie łączących je kresek.

Nie pokonamy wirusa ustawiając jedną grupę przeciw drugiej. W tej walce nie można zwyciężyć pokonując „przeciwnika”, bo nie są nim członkowie drugiego plemienia. Możemy zwyciężyć jedynie skupiając się na relacji. Musimy wypracować nową solidarność przeciw atomizacji i egoizmowi. Od Polski podzielonej szczepieniami musimy w jakiś sposób przejść do Polski zjednoczonej w walce o zdrowie, wolność i normalność.

Złudzenie dwóch plemion

„Liczba 2 jest bardzo niebezpieczną liczbą” – przestrzegał C.P. Snow w „Dwóch kulturach”, jednej z najsłynniejszych książek o „podziale na plemiona”. Dwa buduje złudną iluzję opanowania rzeczywistości. Tworzy też pułapkę dodatniego sprzężenia zwrotnego, w ramach którego jedna grupa może się definiować w opozycji do drugiej. Polaryzacji – politycznej, społecznej, sportowej – sprzyja też struktura mediów społecznościowych. W internecie i mediach przebijają się te kwestie, o które można się spierać. To właśnie wydarzyło się ze szczepionkami.

Tymczasem podział na „zaszczepionych” i „nieszczepionych” nie oddaje złożoności zjawiska. Niektórzy nieszczepieni mają głębokie przekonanie o szkodliwości szczepień, nierzadko uwikłane w spiskową wizję świata. Nadają ton dyskusji, jednak reprezentują wąski margines. Znacznie liczniejsza jest grupa mająca wobec bezpieczeństwa szczepień różne wątpliwości, lecz nieodrzucająca szczepionek całkowicie. Wśród niezaszczepionych są też tacy, którzy w ogóle nie mają sprecyzowanego zdania w tej kwestii – nie mieli czasu zapisać się na szczepienie, nie chciało im się, mieli inne priorytety.

Po drugiej stronie są „szczepionkowcy walczący”, przejawiający postawę otwarcie wrogą wobec nieszczepionych. Przyjęli zastrzyk i teraz wymagają tego samego od innych, żądając „przywrócenia normalności” albo zapewnienia im „bezpiecznego świata” bez konieczności spotykania się z nieszczepionymi. Są też osoby, które zaszczepiły się, bo tak robili inni, bez jasnej opinii w tej sprawie. Gdyby nie zbieg okoliczności, mogłyby znaleźć się po drugiej stronie tej wyobrażonej barykady.

W gruncie rzeczy rozkład postaw wobec szczepień w społeczeństwie zapewne przypomina bardziej krzywą Gaussa (taki łagodny pagórek) niż charakterystyczną dla polaryzacji krzywą w kształcie „U”. Oznacza to, że wbrew nowej mitologii mówiącej o „dwóch Polskach” większość z nas mieści się gdzieś pośrodku. Ulegamy złudzeniu, że ekstrema dominują, ponieważ osoby o silnie sprecyzowanych poglądach mają tendencję do bardziej stanowczego ich manifestowania. Radykalni zwolennicy i przeciwnicy szczepień są po prostu głośniejsi niż rzesza umiarkowanych.

Potrzeba sprawczości

Podział na dwa plemiona jest niezwykle atrakcyjny dlatego, że pozwala odzyskać poczucie sprawczości. Przez tysiąclecia ­sytuacja epidemii była typowym momentem utraty kontroli. Bogowie zdecydowali, zstąpił na nas pomór, można jedynie błagać ich o przebaczenie. Dziś nie godzimy się na tego rodzaju fatalizm. Obie plemienne postawy pozwalają nam tę niezgodę wyrazić.

Zaszczepieni, noszący maseczki i sumiennie przestrzegający obostrzeń mają poczucie, że dawno uporalibyśmy się z wirusem, gdyby nie „antyszczepionkowcy”. W ten sposób wrogiem przestaje być niewidzialny wirus, a stają się nim konkretni ludzie, których możemy ukarać, marginalizować albo przynajmniej skarcić. Tak rodzą się „maseczkowi szeryfowie”, z pasją tropiący nosy na wierzchu. Trzeba w tym miejscu wyraźnie powiedzieć, że skuteczność maseczek, lockdownów oraz szczepień jest naukowo potwierdzona. Natomiast żaden z tych środków nie jest panaceum, które samo w sobie pozwoliłoby od ręki zakończyć pandemię. Potwierdzają to m.in. modele Relli.

Osoby nieszczepiące się i nieprzestrzegające obostrzeń przyjmują alternatywną wizję świata i odmienny system wartości. Choroby były, są i będą. Musimy natomiast strzec się, żeby przy okazji walki z nimi nie oddać państwu wolności, ta bowiem zagrożona jest w nowy sposób. Pod pretekstem zapewniania bezpieczeństwa państwo chce decydować o naszym ciele (szczepienia i maseczki), naszej pracy (zamykanie poszczególnych branż), a nawet o prywatności (aplikacje śledzące kontakty). Przekonanie tych osób do szczepień wymaga wsłuchania się w ich głos, zrozumienia ich systemu wartości i zbudowania takiego modelu walki z pandemią, który w jak największym stopniu by te wartości i potrzeby uwzględniał. Polaryzacja i agresja nie są naszymi sojusznikami, lecz pułapką, która może poważnie osłabić nasze siły w walce z wirusem.

Uwikłani w politykę

Dokładnie o tym pisał niedawno na łamach „Lancetu” Joshua M. Sharfstein – ekspert ds. zdrowia publicznego i zaangażowania społecznego w Bloomberg School for Public Health na Johns Hopkins University. Artykuł pod tytułem „Wyplątać szczepionki z polityki: wezwanie do działania” to dramatyczny apel o to, by polityczną polaryzację uznać za wroga równie groźnego jak sam wirus. W USA program szczepień stał się jej zakładnikiem. Obszary o wysokim poparciu dla Republikanów są wyraźnie gorzej zaszczepione. Jeżeli te pandemiczne podziały się utrzymają, mogą trwale wpłynąć także na gotowość szczepień na inne choroby.

To nowe zjawisko, podkreśla Sharfstein. Niedawno liderzy obydwu głównych partii politycznych byli w tej kwestii jednomyślni. Niestety, obecnie media i postaci związane z prawicą coraz wyraźniej sprzyjają ruchowi antyszczepionkowemu, widząc w tym szansę na zdobycie głosów elektoratu wolnościowego.

Podobnie wygląda sytuacja w Polsce, choć u nas polityczna mapa jest nieco bardziej skomplikowana. Najnowsze badania United Surveys dla „Dziennika Gazety Prawnej” i RMF FM pokazują, że szczepienia popiera 81 proc. wyborczyń i wyborców Koalicji Obywatelskiej, 77 proc. głosujących na Lewicę i, co ważne, aż 64 proc. zwolenniczek i zwolenników PiS. Na tej mapie wyróżnia się wyraźnie Konfederacja – proszczepionkowe poglądy deklaruje tylko 20 proc. jej elektoratu.

Pandemia COVID-19 przyniosła olbrzymie zainteresowanie kwestią szczepień. Na fali tej popularności istniejący wcześniej zinstytucjonalizowany ruch antyszczepionkowy zyskał szeroką platformę komunikacji. Niewielka grupa polityków – głównie z Konfederacji, ale także kilkoro posłanek i posłów związanych z koalicją rządzącą – stara się dziś podpiąć pod ten ruch, żeby zbudować sobie mocne poparcie w aktywnej medialnie grupie wyborców. Podważanie sensu szczepień wbrew konsensusowi naukowemu i politycznemu stało się okazją do wyróżnienia się z politycznego tła i zbudowania ­image’u ­odważnych buntowników.


MICHAŁ BILEWICZ, psycholog społeczny: Emocje są rozchwiane, bo konflikt o szczepienia i obostrzenia toczymy na gruncie moralnym. W takim sporze trudno o subtelności.


 

Zaufanie do szczepień jest także funkcją zaufania do państwa i jego instytucji. W tym do polityków oraz pracowników ochrony zdrowia. Jeżeli to zaufanie było systematycznie podważane, trudno teraz oczekiwać, że społeczeństwo nagle solidarnie popędzi do punktów szczepień.

Te dwa czynniki – polityczna atrakcyjność podziału i niskie zaufanie do instytucji państwa – dobrze wpisują się też w kulturowe normy obowiązujące w Polsce. W kraju, który przez ostatnie dwieście lat praktycznie nieustannie znajdował się pod zaborami, okupacją lub rządami sterowanej zza wschodniej zagranicy dyktatury, opór wobec instytucji państwa jest naturalnym zachowaniem. Dlatego osoby buntujące się przeciw szczepieniom, lockdownom i maseczkom widzą się w atrakcyjnej roli dziedziców tradycji niepodległościowej.

W ten sposób, nieco inną drogą niż w amerykańskim systemie dwupartyjnym, doszliśmy w podobne miejsce, w którym znajdują się dziś opisywane przez Sharfsteina Stany Zjednoczone. Może więc moglibyśmy skorzystać z udzielonych przez niego rad?

Artykuł w „Lancecie” kończy się pięcioma propozycjami. Po pierwsze, zasypywać podziały. Opowiadać o szczepionkach wieloma kanałami, w tym, w szczególności, szukać porozumienia z liderami środowisk politycznych niechętnych szczepionkom. Ich głos jest dla wątpiącej publiczności znacznie bardziej wiarygodny. Po drugie, nad strategią współpracować muszą naukowcy i specjaliści z różnych obszarów. Po trzecie, inwestować w badania społeczeństwa, by lepiej zrozumieć źródła postaw sceptycznych. Po czwarte, odważnie przeciwdziałać dezinformacji, wykorzystując wszelkie dostępne środki prawne, legislacyjne oraz naciski rynkowe. Po piąte, zachęcać do działania podmioty komercyjne – reklamodawcy powinni się wycofać z mediów promujących kłamstwa na temat szczepień, a wielkie platformy internetowe stracić motywację do przymykania oczu na niebezpieczne bzdury. Kłamstwo musi się przestać opłacać.

Te strategie podsumować można krótko. Wrogiem jest wirus. Wrogami są oszuści, cynicznie zarabiający na szerzeniu kłamstw. Osoby dotychczas niezaszczepione nie są wrogami, lecz partnerami do dyskusji. Wspólnie musimy wypracować rozwiązanie, które uratuje wszystkich.

Globalna solidarność

Załóżmy na chwilę różowe okulary i przyjmijmy, że nam się udało. Jest listopad 2022 r. i zdołaliśmy solidarnie pokonać wirusa. W porę wprowadziliśmy wymóg szczepień w kawiarniach czy kinach (jak Francuzi czy Czesi). Kiedy było trzeba, zrobiliśmy duży lockdown (jak ten wprowadzony właśnie przez Austriaków, którzy najwyraźniej posłuchali Relli). Ścieżki transmisji wirusa zostały przecięte. Dzięki rzetelnym kampaniom informacyjnym i dobrej polityce zdrowotnej 95 proc. Polaków przyjęło szczepionkę.

Wygraliśmy? Z naszej polskiej i zachodniej perspektywy – tak. Niestety, światowy wskaźnik zatrzymał się gdzieś między 50 a 60 proc., przy wysokiej awersji do obostrzeń. Znów jesteśmy w czerwonym punkcie wskazanym przez model Relli. Tyle że tym razem – globalnie. Jako „dwie Polski” na pewno przegramy z epidemią, ale nie pokonamy jej także zjednoczeni, jeżeli granice państwa będą wyznaczać również granice naszej solidarności.

Trwająca pandemia zmusza nas do radykalnego przemyślenia tych granic. Może się np. okazać, że zamiast przyjmować swoją trzecią (przypominającą) dawkę szczepionki, powinienem był, gdyby to tylko było możliwe, zapakować ją i wysłać do Nigerii. Do takiej postawy przekonuje rządy zamożnych krajów WHO, na której oficjalnej stronie czytamy (komunikat z 5 października):

„Szeroka dystrybucja dawek przypominających stwarza ryzyko zaostrzenia nierówności w dostępie do szczepień przez podniesienie zapotrzebowania i przekierowywania zaopatrzenia [do krajów zamożnych – MN], podczas gdy priorytetowe populacje w niektórych krajach lub rejonach nie otrzymały jeszcze pierwszej i drugiej dawki szczepionki. Powinniśmy nadal skupiać się na szybkim zwiększeniu globalnego zasięgu szczepienia pierwszymi dawkami.”

Nie tylko „dwie Polski” czy „dwie Ameryki” są naszym problemem, lecz „dwa światy”. Jedynie globalna solidarność pozwoli pokonać globalną epidemię. Nasze współczucie, nasze zaufanie, nasza współodpowiedzialność muszą mieć równie wielki zasięg i rozprzestrzeniać się równie szybko jak wirus. Łączące nas linie na globalnym grafie dziś oznaczają ścieżki transmisji zarazy. Przegramy, jeżeli nie zaczną oznaczać także linii solidarności i wsparcia.

Epidemia nie jest jednorazową katastrofą. Ona tylko boleśnie uświadamia nam nowe reguły rządzące światem. Te same mechanizmy zdecydują o tym, czy stawimy czoło katastrofie klimatycznej, rozwojowi technologii cyfrowych i związanymi z nimi przemianami pracy oraz dziesiątkom zagrożeń, których nawet nie jesteśmy jeszcze świadomi. W globalnej rzeczywistości jesteśmy powiązani na dobre i na złe. Wspólnie się uratujemy albo razem zginiemy.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2021